Bałwan
Karolina z Patrycją od jesieni planowały wspólny wyjazd na narty ale plany nie zawsze się udają. Na dwa dni przed rozpoczęciem wakacji Patrycja zachorowała na grypę. Czuła się tak fatalnie, że o wyjeździe nie mogło być mowy i musiała odwołać rezerwację. Karolinie przyszło podjąć decyzję co robić w tej sytuacji. Samotny wyjazd to nie to samo. Owszem, na nartach pojeździć można, ale to jednak nie wszystko. W trakcie zimowych ferii liczą się też wieczory. Patrycja lubiła te chwile, gdy po zapadnięciu zmierzchu można wyjść z pensjonatu, zobaczyć niebo tak rozgwieżdżone jakiego nigdy nie da się zobaczyć w mieście i poczuć w górskim powietrzu lekki zapach dymu z kominów opalanych drewnem domów. Pewnie ekolodzy by się czepiali o jakieś tam pyły pe em dziesięć ale dla Patrycji to był element klimatu jaki od dziecka pamiętała z zimowych wakacji. W taki wieczór, gdy człowiek jest zmęczony po nartach, wyjątkowo dobrze smakuje piwo lub grzane wino. Ale najlepiej smakuje w miłym towarzystwie. I tu się zaczynał problem. Trochę niezręcznie dziewczynie chodzić wieczorami po knajpach i samotnie popijać. A szukanie na siłę nowych znajomości po góralskich gospodach to też dosyć słaby pomysł. Jednak urlop był już zaplanowany, a zaliczki wpłacone. Karolina zdecydowała, że mimo wszystko, lepiej wybrać się w góry zamiast siedzieć w domu. Wieczory można wykorzystać na nadrobienie zaległości w lekturze. Dołożyła do bagażu kilka książek, które od dawna chciała przeczytać, a nie miała na to czasu i wyruszyła w podróż do górskiego kurortu.
Nie pożałowała tej decyzji. Pogoda dopisała, a stoki były dobrze przygotowane. Już pierwszego dnia, po kilku zjazdach, zapomniała, że miała prawie rok przerwy od nart i śmigała po śniegu jak wyczynowa slalomistka. Tak jej się przynajmniej wydawało. W pewnej chwili zatrzymała się w połowie stoku na chwilę odpoczynku po pokonaniu stromego odcinka trasy. Niespodziewanie tuż obok niej zatrzymał się inny narciarz.
- Jechałem za tobą. – odezwał się – Świetnie śmigasz, ale byłoby jeszcze lepiej gdybyś bardziej dociążyła tyły nart.
- A pan to niby kto? – odburknęła Karolina. – Jakiś instruktor, czy jak?
Z zasady oschle reagowała na podrywaczy i poczuła się nieco urażona krytyką jej stylu jazdy.
Mężczyzna nie dał się jednak zniechęcić.
- Nie jestem instruktorem. – powiedział z uśmiechem. – Po prostu całe dnie spędzam na nartach. Nie gniewaj się, że się wtrącam. Naprawdę fajnie jeździsz, ale drobne korekty techniki mogą cię tylko zbliżyć do perfekcji.
I jakoś tak, od słowa do słowa, skończyło się na tym, że do zmierzchu jeździli już razem. On był naprawdę znakomitym narciarzem. Kiedy patrzyło się jak slalomuje po płaskim i po muldach można było odnieść wrażenie, że to proste, łatwe i nie wymagające wysiłku. I dopiero gdy się próbowało go naśladować okazywało się, że jest inaczej. Karolina zauważyła, że jego sugestie co do jej techniki jazdy są słuszne. Przestała się dąsać, a kiedy skorzystała z jego rad, doszła do wniosku, że po tych kilku godzinach zrobiła znaczny postęp.
Kiedy z powodu zmierzchu nie dało się już po raz kolejny wyruszyć w górę wyciągiem zaproponowała:
- Może zobaczymy się wieczorem w jakiejś knajpce? Zjemy kolację i zrobimy po piwku?
- Przepraszam, ale nie lubię knajpek. – odpowiedział. – Wolę być na świeżym powietrzu.
- Bałwan! – pomyślała Karolina. – Cały dzień zawraca dziewczynie głowę, a wieczorem nie chce się spotkać na kolacji.
Mimo to następnego dnia jeździli znów razem. Karolina sama była zdziwiona tym jak poprawiła swój styl jazdy pod jego wpływem. Kiedy w parze mknęli stokiem w dół ludzie odwracali za nimi głowy z podziwem i szacunkiem. Ich relacja ograniczała się, jak na razie, wyłącznie do narciarstwa. Facet nie podejmował innych tematów, co ją zarazem denerwowało i intrygowało. Musiała przyznać sama przed sobą, że ją zainteresował. Nie urodziła się wczoraj i i nie miała większych złudzeń co do tego żeby przygodna znajomość z zimowych ferii mogła się przerodzić w poważniejszy związek, ale mimo wszystko próbowała dyskretnie sondować czy są na to jakieś szanse.
- Długo tu będziesz? – zapytała.
- Do wiosny.
- A gdzie będziesz później?
- Kto by się przejmował co będę robić wiosną?
- Bałwan. – pomyślała Karolina.
I tak wyglądały z nim rozmowy. Mógł bez końca dyskutować o szczegółach techniki jazdy na nartach ale nie podejmował żadnego innego tematu. Nie udało się jej dowiedzieć skąd jest i czym się zajmuje poza feriami. No i konsekwentnie wymawiał się od wieczornych spotkań.
Ostatniego dnia urlopu Karolina podjęła jeszcze jedną próbę. Nie liczyła, że się uda, ale nie chciała później żałować, że nie spróbowała.
- Chciałam ci podziękować za te dni. Zrobiłam przy tobie wielki postęp w jeździe na nartach. Przed tym wydawało mi się, że dobrze jeżdżę i nie przypuszczałam, że jest takie pole do poprawy. Jutro wracam do domu. Może wpadniesz do mnie wieczorem? Wypijemy po drinku na pożegnanie.
W gruncie rzeczy, po tylu odmowach z jego strony, nie wierzyła, że się uda ale on tym razem niespodziewanie się zgodził. Na odchodnym mruknął coś do siebie pod nosem, coś czego nie zrozumiała. Zdawało jej się, że powiedział: „jakie to ma znaczenie, teraz czy za klika dni”, ale chyba musiała się przesłyszeć, bo nie miało to sensu. Była zadowolona, że przyjął zaproszenie ale pomyślała: „Co za bałwan, nie mógł się zgodzić kilka dni wcześniej?”.
Zjawił się w jej pensjonacie o umówionej porze jednak nie w takiej formie jak się spodziewała. Sprawiał wrażenie zasmuconego, czy też zrezygnowanego. Narzekał, że strasznie gorąco w tym jej apartamencie. W pewnej chwili zapytał gdzie jest łazienka, a kiedy wskazała mu drogę udał się tam i długo nie wracał. Karolina czekała cierpliwie, ale gdy minęło piętnaście minut doszła do wniosku, że trzeba sprawdzić czy z nim wszystko w porządku. Zapukała do drzwi łazienki. Nie było odpowiedzi. Zapukała kolejny raz, a wreszcie nacisnęła klamkę. Drzwi nie były zamknięte. W środku nie było nikogo, tylko na kafelkach podłogi leżały resztki topniejącego śniegu pośród dużej kałuży wody.