piątek, 15 sierpnia 2025

Idealne wakacje

 

Idealne wakacje

              Rafał siedział na leżaku ustawionym w cieniu wysokiej, kwitnącej lipy.  Pośród gałęzi uwijały się roje pszczół wydając jednostajne brzęczenie, które w innych okolicznościach mogłoby denerwować ale tu, na odludnej łące, działało kojąco wprowadzając nastrój letniego, beztroskiego lenistwa. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Rafał w cieniu lipy nie cierpiał od upału, czuł jedynie na skórze miłe podmuchy gorącego powietrza. Opadająca łagodnie w kierunku jeziora łąka od dawna nie była koszona. Spośród wysokiej, lekko już pożółkłej trawy, wystawały liczne kwiaty i zioła. Oprócz tych bardziej znanych, jak dziewanna, dziurawiec czy nawłoć, które Rafał potrafił nazwać, było tam całe mnóstwo innych gatunków, tworzących barwny kobierzec. Ich aromat mieszał się z zapachem lipy tworząc atmosferę, jakiej nie da się znaleźć w żadnym mieście. Nad roślinami unosiły się liczne, kolorowe motyle wirujące w tanecznym rytmie. Kilkanaście metrów niżej widać było błękitną toń jeziora, od której lekko pofalowanej wiatrem powierzchni odbijały się figlarne promyki słońca. Na granicy łąki i jeziora znajdowała się wąska piaszczysta plaża, z której bez obawy o bose stopy dało się wejść w krystalicznie czystą, orzeźwiającą wodę. Rafał wiedział, że jej temperatura jest idealna. Na tyle zimna aby schłodzić się podczas upału, lecz na tyle ciepła aby dało się w nią wejść bez uczucia dyskomfortu. Miał zamiar się wykąpać ale zostawił sobie tę przyjemność na później. Na razie leżał z zamkniętymi oczami, czując na ciele ciepłe podmuchy, słuchając brzęczenie pszczół i wdychając aromatyczne powietrze. Było mu tak dobrze, że nie chciało mu się nawet poruszyć palcem. Pragnął aby ta chwila trwała.

              - Dobrze, że skorzystałem z tej oferty. – pomyślał. – To o wiele lepsze niż jakieś egzotyczne wakacje, które są generalnie przereklamowane. Najpierw oczekiwanie w tłoku na lotnisku, poniewieranie na bramkach bezpieczeństwa, wyskakiwanie z butów i wyciąganie paska ze spodni. Później godziny w niewygodnym fotelu samolotowym zaprojektowanym przez jakiegoś sadystę pod naciskiem finansisty nakazującego ograniczenie miejsca na nogi o kolejnych kilka centymetrów, po to żeby wcisnąć do kabiny pasażerskiej dodatkowy rząd siedzeń.  Bolące plecy, zdrętwiałe nogi i głowa zamulona od świdrującego w uszach odgłosu silników. Na miejscu upał, wyścigi do zajęcia leżaka nad hotelowym basenem oraz inni uczestnicy turnusu nawaleni od rana żeby się im zwróciły pieniądze wydane na all-inclusive.

              - Dziękuję bardzo. Tu jest o niebo lepiej. – utwierdził się w słuszności swojej decyzji.

              Nagle nad lipą przeleciał po niebie jakiś duży cień. Rafał podniósł wzrok i z niedowierzaniem stwierdził, że ponad łąką krąży pterodaktyl. Jednocześnie od strony rosnącego za łąką sosnowo - dębowego lasu dobiegł jakiś donośny ryk. Rafał spojrzał w tamtą stronę i spostrzegł wychylającą się spośród drzew głowę jakiegoś wielkiego gada z rogiem na nosie i wielkimi kostnymi tarczami wyrastającymi z szyi.

              - Triceratops. – sklasyfikował w myślach prehistoryczne zwierzę. – Chyba roślinożerny, czyli niegroźny, ale jak tu latają pterodaktyle i łażą triceratopsy to w każdej chwili może się pojawić jakiś morderczy tyranozaurus.

              Niebo nagle pokryło się ołowianymi chmurami, spod których dobiegły podmuchy zimnego wiatru. Zaczął padać intensywny grad, smagając gałęzie kwitnącej lipy.

              - No nie, tego już za wiele. – pomyślał Rafał.

              Zdjął z głowy hełm i gogle. Sięgnął po smartfona i wybrał numer firmy, od której zakupił wirtualną rzeczywistość udającą idealne wakacje. Jeszcze przed chwilą uważał to za świetny pomysł ale zmienił zdanie pod wpływem ostatnich wydarzeń.

              Przez chwilę słuchał przymusowo muzyki dobiegającej ze słuchawki, przyjął do wiadomości informację, że rozmowa będzie nagrywana, odrzucił propozycję rozmowy ze sztuczną inteligencją i po przejściu dłuższego menu połączył się wreszcie z żywym konsultantem.

              - Co to za szajs mi wcisnęliście?! – wykrzyczał do słuchawki.- Miały być idealne wakacje bez wychodzenia z domu. I nawet dobrze się rozpoczęło. Byłem zadowolony i zacząłem fajnie wypoczywać aż nagle pojawiły się  jakieś prehistoryczne gady.

              - Nasza firma oprócz pakietu „idealne wiejskie wakacje”, który pan wykupił oferuje również „idealne jurajskie wakacje”, w ramach których można się zanurzyć w rzeczywistość epoki jury odtworzoną z wielką dokładnością. Ta oferta cieszy się dużą popularnością, zwłaszcza wśród dzieci. – poinformował konsultant. – Pomyśleliśmy, że to może pana też zainteresować i dodaliśmy do pańskich „idealnych wiejskich wakacji” małe demo pokazujące możliwości „idealnych jurajskich wakacji”.

              - Pogięło was? – zdenerwował się Rafał – Nie jestem dzieckiem i nie interesują mnie żadne dinozaury. Chciałem normalnie odpocząć po roku harówy w korporacji. Kto was upoważnił do nasyłania na mnie jakichś wirtualnych potworów?

              - Pan zamawiając na naszej stronie swoje „idealne wiejskie wakacje” kliknął również na zgody marketingowe i upoważnił nas do przesyłania materiałów reklamowych na temat naszych produktów. Na tej podstawie przesłaliśmy to demo z dinozaurami.

              - Odwołuję te zgody. Natychmiast. Słyszy pan? Nie chcę żadnych materiałów ofertowych. Chcę spokojnych wakacji.

              - Ok, Wycofuję pańskie zgody marketingowe. Jednak zgodnie z RODO musimy nadal przetwarzać pana dane osobowe.

              - Chrzanię RODO. Składam reklamację w sprawie pogody. Co to za idealne wakacje kiedy wali grad i mało nie łamie drzewa, pod którym siedzę?

              - Niestety, pan wykupił pakiet standardowy, który nie obejmuje gwarancji dobrej pogody. Jeśli chce pan mieć zapewnione słońce przez całe wakacji to za dodatkową opłatą musi pan nabyć pakiet premium.

poniedziałek, 14 lipca 2025

Nocny pociąg

 

Nocny pociąg

Pociąg był pustawy, co Witoldowi odpowiadało. Musiał wrócić  nocą do swojego miasta, gdzie od rana miał ważne, służbowe sprawy do załatwienia i powinien być w dobrej formie. Zależało mu zatem aby złapać kilka godzin snu, a zawsze miał problemy z zasypianiem w zatłoczonym przedziale. Były po temu zarówno oczywiste powody, takie jak problem z ułożeniem nóg tak aby nie być w nie bez przerwy poszturchiwanym  przez pasażera z przeciwka, albo to, że często trafiali się ludzie mający ochotę gadać przez całą podróż. Miał też jednak problem natury psychologicznej. Nie lubił gdy ktoś patrzy na niego podczas snu. Był to rodzaj fobii, instynktownej nieracjonalnej obawy, która sprawiła, że miał trudność by zasnąć w obecności obcych ludzi.

Na szczęście tym razem tłoku w pociągu nie było. Przechodząc korytarzem przez kolejne wagony widział, że w przedziałach siedziało po dwu, trzech pasażerów. Na koniec znalazł całkiem pusty  przedział. Wszedł i zajął miejsce pod oknem. Zawsze łatwiej mu było usnąć gdy mógł oprzeć głowę o ścianę wagonu. To było możliwe na miejscu przy korytarzu albo przy oknie. Ten drugi wariant odpowiadał mu znacznie bardziej. Pociąg ruszył. Witold wiedział, że zatrzyma się na kolejnej stacji za mniej więcej dwadzieścia minut. Postanowił, że jeśli  tam nikt się nie dosiądzie to położy się na siedzeniu i prześpi naprawdę wygodnie.

Pociąg przybył na tę stację planowo i po dwu minutach ruszył w dalszą trasę. Do chwili odjazdu nikt się nie dosiadł i Witold już myślał, że ma cały przedział dla siebie. Jednak kilka minut później drzwi na korytarz się uchyliły i do środka weszła młoda szatynka ubrana w cienki, granatowy płaszczyk odpowiedni na letnią noc. Powiedziała cicho „Dobry wieczór” i zajęła miejsce naprzeciw, przy oknie. Przez półprzymknięte powieki Witold ocenił, że kobieta jest ładna i wygląda na taką, z którą można porozmawiać nie tylko o aktualnych trendach w pielęgnacji paznokci. Pomimo tego odpowiedział jedynie „Dobry wieczór” i nie silił się na żadne dalsze błyskotliwe uwagi. Co do zasady uważał, że nie należy narzucać się obcym kobietom tylko dlatego, że podróżują samotnie, a  muszą przecież gdzieś usiąść. No chyba, że dadzą jakiś sygnał wskazujący na chęć nawiązania rozmowy. Jednak tym razem nie zwracał uwagi na żadne sygnały. Chciał się po prostu wyspać podczas nocnej podróży. Zamknął oczy.

Pociąg się rozpędził i gnał przez ciemność stukając miarowo kołami na rozjazdach i łączeniach szyn. Za oknami z rzadka migały światła mijanych osad. W pewnej chwili ze świstem minął ich pociąg pędzący w przeciwnym kierunku. Kobieta nagle wstała z miejsca, podeszła do drzwi i nerwowo wyjrzała na korytarz. Cofnęła się gwałtownie. To co nastąpiło po tym zupełnie Witolda zaskoczyło. Współpasażerka zdjęła granatowy płaszczyk, wywinęła go na drugą stronę i założyła na siebie ponownie. Wewnętrzna strona jej płaszcza okazała się intensywnie czerwona. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni, wyjęła blond perukę i założyła na głowę. Następnie usiadła obok Witolda, przytuliła się do niego i oparła czoło o jego głowę. Usłyszał jak szepce mu do ucha:

- Wiem, że to brzmi niewiarygodnie ale grozi mi wielkie niebezpieczeństwo. Niech mi pan pomoże. Jestem aktywistką pracującą dla organizacji, która walczy z nadużyciami popełnianymi przez pewną wielką korporację. – szeptała szybko.- Zdobyliśmy na jej temat dane, która demaskują ich draństwa. Umieściliśmy je w chmurze i chcemy je udostępnić osobom, które mają możliwość ukrócenia tych praktyk. Musimy przekazać login do folderu z danymi i hasło dostępu do niego. Nie możemy tego zrobić telefonicznie, mailem ani nawet  tradycyjnym listem.  Ta korporacja wie, że zgromadziliśmy kompromitujące ich materiały i, niestety, dysponuje zasobami aby nam to uniemożliwić. Mogą włamać się do poczty elektronicznej i do każdej sieci telefonicznej. Przy pomocy zaawansowanych algorytmów sztucznej inteligencji analizują każdą wiadomość i są w stanie przechwycić nasz login i hasło. Gdy to się stanie zniszczą obciążające ich dane. Dlatego jedyną szansą jest osobiste przekazanie wiadomości przewożonej jedynie w pamięci. Ja wiozę hasło, a kto inny login. Niestety, korporacja zorientowała się w naszym planie. Najęli dwu zbirów, którzy mnie śledzą. Wskoczyłam do pociągu w ostatniej chwili, ale nie zdołałam ich zgubić. Zdążyli wsiąść do ostatniego wagonu. Zauważyłam, że idą wzdłuż korytarza i zaglądają do przedziałów. Są już blisko.

Kobieta wtuliła  twarz w jego  szyję. Witold spojrzał ponad jej głową w kierunku drzwi przedziału. Faktycznie, korytarzem szło dwu facetów, z gatunku takich, z którymi człowiek nie chciałby się w ogóle spotkać, a zwłaszcza nie w pustej,  ciemnej uliczce. Zaglądali przez szybę do przedziału. Witold wysiłkiem woli zmusił się do tego aby spojrzeć na nich bez obawy, obojętnie, tak jak facet przytulony do swojej dziewczyny spogląda na ludzi przechodzących korytarzem, nie mając powodu do obaw przed nimi.

- Przeszli? – zapytała dziewczyna nie odwracając głowy.

- Tak.

- Ten jaskrawy kolor płaszcza i ta peruka na razie ich zmyliły. Ale kiedy dojdą do pierwszego wagonu i mnie nie znajdą to się zorientują i będą wracać przyglądając się tym razem dokładniej. Muszę uciekać. – stwierdziła. – Dziękuję za pomoc.

Chwyciła rączkę okna i opuściła je. Do wnętrza przedziału wdarło się ze świstem powietrze pachnące lasem, przez który pociąg akurat przejeżdżał.

- Co pani zamierza zrobić? – zapytał przestraszony. – Chyba nie chce pani wyjść przez okno?

Za otwartą szybą przelatywały szybko słupy trakcyjne.

- Nie mam innego wyboru. Jeśli wyjdę na korytarz to szybko mnie dojrzą.

- Ale co dalej? Chyba nie chce pani skakać? Ten pociąg pędzi ze sto czterdzieści kilometrów na godzinę.

-  Wydostanę się na dach i zyskam trochę czasu. Oni będą musieli przejść z powrotem do końca pociągu aż dojdą do wniosku, że mnie w nim nie ma. W międzyczasie pociąg może zwolni. Dziękuję za pomoc.

Kobieta zawahała się na chwilę stojąc przy otwartym oknie.

- Obawiam się, że pana naraziłam na niebezpieczeństwo. Oni zapewne zapamiętali, że siedział pan z blondynką w czerwonym płaszczu i zapytają co się z nią stało.

- Powiem, że moja dziewczyna poszła do toalety.

- Szybko to sprawdzą a jak ustalą, że pan kłamie to będzie pan dopiero w kłopotach.

- To co mam zrobić? Nie wysiądę z panią przez okno. Pani też nie powinna. Może po prostu zadzwonimy po pomoc albo powiadomimy konduktora?

- Pomoc w najlepszym razie możemy otrzymać na kolejnej stacji. To mniej więcej za pół godziny. O wiele za późno. A konduktora tylko naraziłabym tak jak pana. On nic przeciw tym ludziom nie wskóra. Musi im pan po prostu powiedzieć prawdę. Przebrałam się i udawałam pana dziewczynę, a pan był tak zaskoczony, że nie zareagował. Powinni uwierzyć.

Dziewczyna nadal się nad czymś zastanawiała stojąc przy oknie w podmuchu wpadającego do środka powietrza.

- Bardzo możliwe, że panu uwierzą. Śledzili mnie, więc wiedzą, że nie byliśmy razem i mogą dojść do wniosku, że szukałam pomocy u  kogoś obcego.  Jest też bardzo możliwe, że mnie mimo wszystko dopadną i wtedy hasło przepadnie. Skoro już pana w to wciągnęłam to poproszę o dalszą pomoc. Gdybym nie przeżyła, to pan przekaże hasło.

- Jak miałbym to zrobić?

- Za dwa dni zadzwoni pan pod numer 603 245 711. Musi pan zapamiętać - 603 245 711. Powie pan, że jest kurierem i chce dostarczyć paczkę z karmą dla kota. Jeśli ja wcześniej zdołam to hasło przekazać to ten ktoś odpowie, że to pomyłka bo on nie ma żadnego kota i żadnej karmy nie zamawiał. W takim przypadku zapomni pan o tej całej sprawie. Ale gdyby mi się nie udało to rozmówca pana poinstruuje jak dalej bezpiecznie postępować.

- A jakie jest to hasło?

-PWns35uw2b750mlwp55$k

- Żartuje pani? Ja mam to zapamiętać?

- Wiem, że to się wydaje trudne jeśli się nie ma klucza. Ten klucz to zdanie „Pan Wacław na swoje 35 urodziny wypił 2 butelki 750 ml whisky po 55 $ każda” Hasło to pierwsze litery słów z tego zdania, pomiędzy nimi cyfry a dolar pisany jest symbolem. To zdanie łatwo zapamiętać.

- PWns35uw2b750mlwp55$k – przeliterował Witold. - Faktycznie, zgadza się. Skoro już zostałem w to wciągnięty to niech mi pani chociaż powie co to za groźna korporacja i kto ma pomóc w tej walce z nią.

- Im mniej pan wie tym bezpieczniej dla pana. Powiem tylko, że ta korporacja chociaż obraca setkami miliardów zrobi każde draństwo aby zarobić kolejne miliardy. A to się odbędzie kosztem krzywdy dzieci w biednych krajach. Nie powinien pan wiedzieć kto jest gotów z nimi walczyć. Może to ktoś z mediów, a może jakaś nieskorumpowana agencja rządowa.

Dziewczyna spojrzała mu w oczy.

- To byłoby wszystko. Jeszcze raz dziękuję i do widzenia. Niech  pan zamknie za mną okno.

- Spotkamy się jeszcze? – zapytał Witold.

- Być może. Chciałabym.

Kobieta zręcznie wspięła się na ramę okna. Sięgnęła ręką gdzieś na dach wagonu, widać znalazła jakiś punkt do uchwytu bo podciągnęła się w górę i zniknęła w ciemności.

Witold zamknął okno. Czekał co nastąpi dalej.  Jedno już wiedział – że tej nocy raczej się w pociągu nie wyśpi.

Dwaj faceci zjawili się po mniej więcej dziesięciu minutach.

- Gdzie ta kobieta? – zapytał jeden z nich bez żadnych wstępów.

- Już stąd poszła. – odpowiedział Witold. – Może panowie mi powiecie co to za wariatka. Dosiadła się, a chwilę później nagle przewróciła płaszcz na drugą stronę, założyła perukę i  przylepiła się do mnie. Może i nie miałbym nic przeciwko ale ona mi przyłożyła nóż w okolice serca i powiedziała, że jak tylko pisnę to mi go wbije. – Witold opowiedział nieco ubarwioną wersję wydarzeń. – A potem wyszła.

- Jak wyszła? Nie było jej na korytarzu.

Witold uznał, że jeśli mają mu uwierzyć, to musi powiedzieć jak było.

- Wyszła przez okno. Mówiłem wam, że to jakaś wariatka.

 Jeden z mężczyzn otworzył okno i wyjrzał.

- Poczekaj. – powstrzymał go drugi. – A jeśli ten gość jest częścią planu? Jeśli mieli umówione spotkanie w tym pociągu?

Witold poczuł zimny pot na plecach.

- Jakiego planu? – zawołał. – Ludzie, czy wyście wszyscy powariowali? Wracam spokojnie z delegacji, najpierw napada mnie jakaś zwariowana baba, a teraz wy chcecie mnie w coś wrobić?

Nagle zdał sobie sprawę, że przez otwarte okno dobiega jakiś głośny dźwięk. Jakby ryk silnika połączony z czymś przypominającym regularny łopot. Spojrzał w górę i zobaczył, że nad pociągiem, z tą samą prędkością  leci helikopter, co sprawiało, że pozornie wisiał nad oknem przedziału. Ze śmigłowca zwisała lina. Po tej linie opuściła się jakaś ubrana na czarno postać i wrzuciła do przedziału granat.

Huknęło.

Witold otworzył oczy. Zobaczył naprzeciw szatynkę w granatowym płaszczyku drzemiącą z głową opartą o `ścianę wagonu.

- Chyba oglądam za dużo thrillerów na Netflixie. – pomyślał. – Muszę się przerzucić na komedie romantyczne.

 

 

 

niedziela, 15 czerwca 2025

Wyspa

 

Wyspa

Zdecydował się powrócić na tę grecką wyspę trzydzieści lat po tym gdy tam ją poznał i pięć lat po tym gdy ją stracił. Poprzednio wiele razy myślał o tym aby odwiedzić miejsce, w którym poznał miłość swojego życia ale ona tego nie chciała. Mówiła, że wspomnienia są zbyt  piękne aby narażać się na rozczarowanie. Wyidealizowali sobie w głowach to miejsce, a konfrontacja z rzeczywistością mogłaby to tylko zepsuć. Przez pięć lat od jej śmierci szanował jej wolę, ale w końcu tęsknota skłoniła go do powrotu na wyspę, gdzie miał nadzieję odnaleźć przynajmniej jej cienie.

Obecnie nie mógł sobie przypomnieć co właściwie zdecydowało, że wtedy, trzydzieści lat temu,  wybrał się na wakacje właśnie tam. Internet dopiero się rozwijał i nie dało się jeszcze wybierać spośród ilustrowanych licznymi zdjęciami ofert. Chyba usłyszał o tej wyspie od kogoś z przyjaciół, a to czego się dowiedział do niego przemówiło. Nigdy nie lubił głośnych,  zatłoczonych kurortów. Ponadto nie było go wtedy stać na wakacje w renomowanych miejscach jak Santorini, Hvar czy nawet Ibiza.   Ta wyspa wydawała się miejscem jakiego szukał. Nie było wtedy tanich linii lotniczych, a ponieważ miał więcej czasu niż pieniędzy, pojechał do Pireusu koleją z dwoma przesiadkami po drodze, a dalej promem. Z oszczędności nie wykupił miejsca w kajucie, tylko przespał noc na pokładzie, pod sklepieniem  z gwiazd na granatowym niebie. Wyspę odnalazł taką, jaką ją sobie wyobrażał. Fale morza uderzały tam o urwiste klify w tym samym sennym rytmie jak wtedy, gdy leżące obecnie pośród podeschłych ziół kolumny podpierały dumnie tympanony marmurowych świątyń.

Dostrzegł ją gdy idąc skrajem morza zbierała muszelki. Była smukła i delikatna. Miała długie, ciemnoblond włosy z jaśniejszymi pasemkami pochodzącymi nie z salonu fryzjerskiego lecz od działania słońca i morskiej wody. Jej oczy, w zależności od światła, wydawały się raz żółte, a raz zielone. Nie wierzył, że tak piękna dziewczyna może być samotna, a zresztą nigdy nie umiał zagadywać aby nawiązać znajomość z kobietą. Tym razem jednak coś zmobilizowało go do działania. Dostrzegł na piasku sporą muszlę. Podniósł ją i podał dziewczynie.

- Do kolekcji. – powiedział.

- Piękna. Dziękuję. – odrzekła.

Sam nie mógł wtedy uwierzyć, że tak nawiązana znajomość może się przerodzić w miłość jego życia. Teraz, gdy jej już nie było, odwiedzał ponownie miejsca, gdzie ta miłość się  rozwijała. Spacerował wzdłuż plaży nadmorską promenadą, ocienioną tymi samymi, lecz jeszcze starszymi tamaryszkami. Przemierzali tę drogę wiele razy mówiąc sobie rzeczy, których dotychczas nie mówili nikomu, a które oboje zawsze pragnęli usłyszeć.

Przy tej promenadzie była wciąż ta sama restauracja, do której zaprosił ją na pierwszą kolację. Drżał wtedy w duchu czy starczy mu gotówki aby uregulować rachunek. Ona jednak nie należała do kobiet, które naciągają mężczyzn na wysokie wydatki. Zamówiła jedynie jakąś sałatkę i kieliszek domowego wina.

Odszukał ruiny antycznego amfiteatru, w których spędzili wieczór przytuleni do siebie patrząc na księżyc wschodzący spoza urwistych wzgórz i słuchając koncertu cykad. Koncert trwał nadal, lecz tym razem musiał wysłuchać go samotnie.

Tamtego roku udało im się znaleźć odludną plażę, do której nie było wygodnego dojścia od strony lądu. Zdołali jednak zejść ze stromego klifu szukając oparcia dla stóp na kamieniach. Spotkała ich nagroda za ryzykowną wspinaczkę. Plaża była zupełnie pusta, pokryta drobnym żwirkiem. W miejscach gdzie fale rozbijały się o skały wzburzona woda odróżniała się jasnym błękitem od granatowego tła. Mieli tę scenerię wyłącznie dla siebie i beztrosko cieszyli się morzem i słońcem. Tym razem, po trzydziestu latach, ponowna wyprawa na tę plażę okazała się rozczarowaniem. Po pierwsze zejście okazało się znacznie trudniejsze niż pamiętał. I to nie klif się zmienił. Po drugie, gdy mocno ryzykując, wielkim wysiłkiem zszedł na plażę okazało się, że nie była pusta jak wtedy. Cumował przy niej drogi jacht, na którego pokładzie opalały się dwie kobiety składające się w znacznej proporcji z silikonu. Ubrane były w markowe bikini, których projektant musiał się mocno nakombinować aby znaleźć miejsce na zamieszczenie firmowego logo. Gdyby podzielić cenę tych kostiumów przez powierzchnię tkaniny to na centymetr kwadratowy przypadłaby jakaś absurdalna kwota. Wycofał się szybko bo nie chciał aby te panie pomyślały, że przyszedł na plażę aby się na nie gapić, a przede wszystkim dlatego, że to targowisko próżności jakie zastał, kompletnie zepsuło mu wspomnienia z tych szczęśliwych chwil jakie tu spędzał z nią.  

Trzydzieści lat temu w ostatni wieczór siedzieli obok siebie na plaży patrząc na zachodzące słońce. Byli szczęśliwi, lecz pełni obaw o przyszłość. Bali się, że ich znajomość zakończy się jak wiele innych wakacyjnych romansów. Ich miłość jednak przetrwała. Mimo, że mieszkali w odległych miastach, znaleźli do siebie drogę i przeżyli wspólnie dwadzieścia pięć szczęśliwych lat.

Wyspa był pełna jej cieni, które wyłaniały się spoza pni drzewek oliwnych, spośród kamiennych krytych dachówką domków i opadających stromo do morza skał. Czuł się szczęśliwy odnajdując wspomnienia tamtych beztroskich wakacji lecz jednocześnie czuł przejmującą tęsknotę i pragnienie aby jeszcze raz spotkać dziewczynę o żółto-zielonych oczach i włosach rozświetlonych jasnymi pasemkami. Wybrał się na plażę i wkroczył w wysokie fale gnane zachodnim, ciepłym i porywistym wiatrem.

Ratownik nie miał wiele do roboty bo kąpiących się na strzeżonej plaży było niewielu z powodu mocnych fal. Dlatego rozglądał się przez lornetkę poza akwen będący pod jego opieką. Widok mężczyzny wchodzącego do morza w ubraniu nie wróżył nic dobrego. Nie chodziło jedynie o strój lecz również o sposób, w jaki ten człowiek szedł naprzeciw fal. Ratownik mógł udać, że tego nie widzi bo rozgrywało się to poza plażą, za której bezpieczeństwo był odpowiedzialny. Wiedział jednak, że szanse na uratowanie tonącego człowieka maleją z każdą minutą, przez którą do mózgu krew nie dostarcza tlenu. Dlatego postarał się zapamiętać położenie względem nadbrzeżnych skał miejsca, w którym ten mężczyzna zniknął pod falami i jak najszybciej pomknął w tę stronę pontonem napędzanym potężnym silnikiem.

Kiedy odzyskał świadomość stwierdził, że znajduje się w jasnym pomieszczeniu. Sala szpitalna czy może…? Wracał do przytomności ale wzrok miał nadal zmącony. Widział, że obok łóżka siedzi biała postać. Czuwająca przy nim pielęgniarka czy może…? Sylwetkę kobiety widział jak przez mgłę lecz, o dziwo, wyraźnie widział, że ma ona żółto-zielone oczy i ciemnoblond włosy rozświetlone jaśniejszymi pasemkami.