Limonya
Prezes
korporacji Limonya uważnie studiował dane
na temat wielkości sprzedaży. W skali świata były to liczby
dziewięciocyfrowe jednak ambicje prezesa sięgały dalej. Jego celem było
prześcignięcie Coca-Coli i szukał metod, dzięki którym cel ten dałoby się
osiągnąć. Nie wierzył aby dało się to
uzyskać zmieniając produkt. Limonya była napojem o smaku cytrynowym, owszem,
smacznym, ale nie było sposobu aby jakoś
znacząco odróżnić się konkurentów. Potrzebna była oryginalna strategia
marketingowa.
Po
wielu godzinach analizowania słupków wyrysowanych w Excelu prezes znalazł
wreszcie punkt zaczepienia. Na wykresach pokazujących sprzedaż w krajach
afrykańskich wyraźnie wyróżniała się Republika Mumboto. W innych krajach
kontynentu sprzedaż Limonyi była lepsza lub gorsza ale jakaś była. Natomiast w
Mumboto wynosiła zero. Prezes niezwłocznie wezwał na telekonferencję dyrektora
regionu, w którym leżała feralna republika.
-
Wytłumacz mi co się dzieje w Mumboto – zażądał. – We wszystkich innych krajach
twojego regionu mamy całkiem przyzwoite wyniki. A tam nic.
-
Panie prezesie, to sprawa polityczna. W Mumboto od wielu lat rządzi prezydent,
który nienawidzi zachodniego świata. Zakazuje wszystkiego co stamtąd pochodzi,
w tym również naszej Limonyi. Ona każe ludziom pić jakieś sfermentowane
wielbłądzie mleko czy jakieś świństwo w tym rodzaju bo uważa, że to jest ich
tradycja narodowa. Tak dla ścisłości, nasza sprzedaż wynosi tam zero tylko na
papierze, bo oficjalnie import jest zakazany. Ale jest spory przemyt przez
granicę. Ludzie ryzykują bo inni ludzie są skłonni dobrze zapłacić za nasz
napój.
-
Czyli istnieje tam popyt na nasz produkt?
-
Jak najbardziej, panie prezesie. Powiedziałbym nawet , że działa efekt
zakazanego owocu. Picie Limonyi jest rodzajem manifestacji, buntu przeciw
reżimowi.
Prezes
zakończył telekonferencję. W jego głowie z wolna krystalizował się plan. Następnym krokiem był telefon do byłego
dyplomaty wysokiej rangi, który po
przejściu na emeryturę wszedł do Rady
Nadzorczej Limonyi. Jego wiedza o sytuacji w wielu krajach zamorskich była
przydatna do kształtowania polityki eksportowej firmy. Panowie umówili się na lunch.
-
Jego ekscelencjo, - prezes tytułował tak rozmówcę, który podczas swojej kariery
wielokrotnie pełnił misję ambasadora – potrzebuję informacji o Republice
Mumboto, a zwłaszcza o opozycji wobec obecnego prezydenta, o ile taka istnieje.
-
Nie pracowałem nigdy w tym kraju – odrzekł dyplomata – ale dobrze znam pewnego
młodego człowieka, który właśnie wrócił z ambasady w Mumboto. To obiecujący
absolwent dobrego uniwersytetu. Został tam skierowany aby nabrać doświadczenia.
Teraz w centrali oczekuje na wyjazd na nową, ważniejszą placówkę.
-
Może mnie pan z nim skontaktować?
-
Oczywiście. Nadmienię, że nie musi nadmiernie obawia się o poufność przekazywanych
informacji, gdyż pan prezes jest osobą
godną zaufania i działającą zawsze w dobrze pojętym interesie naszego kraju.
Były
ambasador sięgnął po telefon. Spotkanie zostało umówione na wieczór tego
samego dnia w drogiej restauracji, która zapewniała możliwość prowadzenia
dyskretnych rozmów przy posiłkach bez obawy, że to co zostanie ustalone trafi
do niepowołanych uszu.
W
trakcie deseru prezes zadał pytanie młodemu dyplomacie:
-
Niech mi pan powie, młody człowieku, jak to możliwe, że w Mumboto rządzi jakiś
fanatyczny dyktator, a my nic z tym nawet
nie próbujemy zrobić?
-
Tu do niedawna działała stara zasada, że to sukinsyn ale nasz sukinsyn. On ma
swoje za uszami ale trzyma pod kontrolą fundamentalistów muzułmańskich, którzy
działając z ościennego kraju chcieli przejąć władzę w Mumboto. Ale to już nieaktualne
bo po ostatnim przewrocie wojskowym w tym sąsiednim państwie generałowie, którzy
doszli do władzy spacyfikowali tych islamistów.
-
Czyli w interesie naszego kraju nie leży już utrzymywanie przy władzy tego
satrapy?
-
Dokładnie tak. Ostatni raport wydziału ekonomicznego naszej ambasady sugeruje,
że jego odejście byłoby korzystne dla naszego biznesu, gdyż obecny prezydent
stoi na przeszkodzie naszych interesów.
-
Jeszcze jedno pytanie : czy w Mumboto istnieje jakaś opozycja? Nie chodzi o
jakiegoś innego kandydata na despotę ale o kogoś kto cieszy się szacunkiem
społeczeństwa i mógłby zyskać przychylność międzynarodowej opinii publicznej.
Młody
dyplomata przez chwilę się zastanawiał.
-
Przychodzi mi na myśl pewien człowiek. To prawnik, adwokat, absolwent
zachodniego uniwersytetu. Próbował bronić przeciwników dyktatora stawianych przez
niego przed sądem. Oczywiście nic to dało, bo nie po to dyktator stawia kogoś
przed sądem aby go uniewinnili. W
rezultacie sam obrońca trafił na jakiś czas do aresztu. Zyskał jednak pewną
popularność oraz szacunek i w rezultacie
wszedł do polityki. To rzadki przypadek w tamtym rejonie świata bo
nie chodzi mu o zdobycie władzy po to aby się dorobić kosztem ludzi, tylko aby
im pomóc.
-
Czy mógłby mnie pan z nim skontaktować? Chciałbym się z nim spotkać gdzieś na
neutralnym gruncie, poza granicami Mumboto.
-
Myślę, że da się to zorganizować. Ale ja też miałbym do pana pytanie, panie
prezesie. Dlaczego pan się interesuje Mumboto?
-
Powiedzmy, że nie lubię, kiedy dyktatorze pozbawiają ludzi podstawowych praw. A
te prawa obejmują też prawo wyboru napoju, jaki chcą pić.
Do
spotkania doszło dwa tygodnie później w Nairobi. Młody opozycjonista zrobił na
prezesie korzystne wrażenie. Mimo stosunkowo młodego wieku wyglądał poważnie,
był skupiony i opanowany.
-
Słyszałem, że jest pan nadzieją ludu Mumboto. – zaczął prezes. – Chciałbym pomóc
w pańskiej walce o demokrację. Naród Mumboto zasługuje na lepszy los.
-
Liczymy na zwycięstwo w kolejnych wyborach. Ludzie mają już dość dyktatora.
-
Podziwiam pański idealizm, ale obawiam się, że jest pan naiwny. Dyktatorzy nie
po to organizują wybory aby w nich przegrać. Moim zdaniem powinien pan stanąć
na czele rewolucji. Poza tym wygranie wyborów jest mało medialne. Co pewien
czas demokratyczna opozycja wygrywa wybory w jakimś kraju i przejmuje władzę, a
za kilka miesięcy ludzie są rozczarowani i rząd upada. To się słabo sprzedaje w
mediach. Ludzie są znudzeni wyborami. Rewolucja
to co innego. Dobrze wypada w telewizji i przyciąga uwagę opinii publicznej.
-
Wybaczy pan, ale nie jestem rewolucjonistą. Nie nadaję się do biegania z
kałasznikowem po ulicach.
-
Ma pan błędne, staromodne wyobrażenie o rewolucjach. Zresztą nie proponuję panu
żadnej faktycznej, krwawej rewolucji. Ludzie nie oczekują rozlewu krwi.
Chcieliby oglądać w telewizji szczęśliwy lud świętujący pozbycie się
znienawidzonego dyktatora. Wspólnie możemy im to dać.
-
Nie rozumiem do czego pan zmierza.
-
Proszę pana, nie marnowałem czasu przed naszym spotkaniem. Przygotowałem plan. W
moim kraju istnieje grupa poważnych biznesmenów gotowych go sfinansować gdyż
obecny prezydent blokuje rozwój gospodarczy pańskiego kraju nie dopuszczając
zagranicznych inwestycji. Jeśli usuniemy dyktatora to napływ kapitału
doprowadzi do wykorzystania lokalnych bogactw naturalnych. Wszyscy będą
zadowoleni, i lud Mumboto i akcjonariusze globalnych korporacji.
-
Co ten plan przewiduje?
-
Po pierwsze zostanie pan wypromowany przez światowe media jako lider narodu
walczącego o wolność. Proszę nie mówić, że nie chodzi panu o popularność. To
konieczne gdyż po przejęciu władzy kierowany przez pana rząd będzie potrzebował
zagranicznej pomocy gospodarczej ze względu na fatalny stan ekonomii po latach
dyktatury. A rządy udzielą tej pomocy gdy będzie się tego domagała opinia
publiczna. Będziemy musieli nieco zmienić pański wizerunek. Musi pan się stać
bardziej wyrazisty.
-
Nie rozumiem, co pan ma na myśli? – zapytał nieco oszołomiony opozycjonista.
-
Ludzie są powierzchowni w swoich
ocenach. Kierują się symbolami. Na przykład mało kto wie, co narozrabiał ten
Che Guevara, ale wielu kojarzy, że facet nosił beret na bakier. Podobnie, mało
kto rozumie o co chodzi w teorii względności ale kojarzą Einsteina po długich,
siwych włosach i wąsach. Pan też potrzebuje jakiegoś charakterystycznego elementu,
dzięki któremu stanie się pan rozpoznawalny. Proszę wybaczyć tradycyjne,
niepoprawne politycznie określenie, ale jest pan czarny, więc noszenie
markowych okularów w wyraźnych, białych oprawkach wbije się ludziom w pamięć. Dobry
specjalista od wizerunku coś dobierze. Zaczniemy od książki o panu. Napisze ją
zawodowy ghostwriter korzystając z informacji od pewnego byłego pracownika naszej
ambasady. Zostanie pan przedstawiony jako niezłomny
obrońca uciśnionego ludu Mumboto. Odpowiednio wypromujemy tę książkę, a
równolegle zlecimy kilku telewizjom nakręcenie reportaży o cierpieniach pańskiego
narodu pod rządami okrutnego dyktatora. Jako jedną z represji pokażemy zakaz
picia napoju Limonya. W rezultacie opinia publiczna zacznie oczekiwać upadku
satrapy. Wtedy zainscenizujemy tę rewolucję.
-
Zainscenizujemy? Jak to rozumieć?
-
Dosłownie. Mówiłem, że nikomu nie zależy na żadnej krwawej jatce. Do tego ten
wasz dyktator był przez pewien czas sojusznikiem naszego rządu i nasza wiarygodność
na arenie międzynarodowej by ucierpiała gdyby został tak po prostu
odstrzelony. Dogadamy się z nim.
Dostanie propozycję nie do odrzucenia. Jeśli zgodzi się ustąpić ze stanowiska
to nie zajmiemy funduszy, których nakradł i ulokował w bankach
zagranicznych. Z pewnością jakiś jego
kolega dyktator z innego kraju zgodzi się udzielić mu azylu. Dożyje swoich dni
wygodnie, korzystając dyskretnie ze swojego zagrabionego majątku. Oczywiście
urządzimy małą zadymę. Prezydent przed
ustąpieniem wyda wojsku rozkaz strzelania, oczywiści w powietrze, tak żeby to
dobrze wyszło w telewizji, ale nie zrobiło nikomu krzywdy. Na koniec dyktator
ucieknie helikopterem z dachu swojego
pałacu. Ludzie uwielbiają takie rzeczy. Światowa opinia publiczna będzie
zachwycona. Oglądalność wiadomości na całym świecie wzrośnie. Pan obejmie władzę i zorganizuje po swojemu
demokratyczne wybory. Rozwój gospodarczy będący wynikiem napływu inwestycji
zagranicznych pozwoli je panu wygrać. Proszę się nie oburzać, że to cyniczne.
Sam pan widzi, że to dobry plan. Wszyscy będą zadowoleni.
-
Czego pan oczekuje w zamian panie prezesie? Plan prowadzący do wprowadzenie
demokracji bez rozlewu krwi jest dobry, pomimo pewnych wątpliwości moralnych co
do braku kary dla dyktatora. Nie chciałbym jednak aby powstało wrażenie, że w
zamian za pomoc ułatwiłem pańskiej firmie wejście na rynek Mumboto. Proszę mnie
dobrze zrozumieć. Wierzę w wolny rynek i korzyści ze współpracy międzynarodowej.
Jeśli obejmę władzę zniosę zakazy importu tak, czy owak, z przekonania, a nie
jako element rozliczeń.
-
Szanuję pański idealizm i w żadnym wypadku nie ośmieliłbym się proponować panu
korupcji politycznej. Nie chodzi mi o rynek Mumboto ale o rynek światowy. Będę pana
prosił o jedno zdjęcie.
-
Jakie zdjęcie?
-
Pogadamy po udanej rewolucji. Proszę się nie obawiać, to nic złego.
Plan
prezesa udało się pomyślnie zrealizować. Kampania kilku medialnych koncernów
zwróciła uwagę na niedolę ludu Mumboto i jego determinację w walce o wolność.
Światowa opinia publiczna kibicowała tej walce, a pokazana przez wszystkie telewizje
scena ucieczki dyktatora helikopterem z dachu pałacu wzbudziła powszechną
radość.
Niedługo
po tym rozpoczęła się nowa kampania
promocyjna firmy Limonya. Jej motywem przewodnim było zdjęcie przywódcy
zwycięskiej rewolucji stojącego na schodach zdobytego pałacu prezydenckiego na
tle tłumu swoich rozradowanych zwolenników. W wyciągniętej w górę, w
triumfalnym geście prawej ręce trzymał butelkę Limonyi. Napis pod zdjęciem
brzmiał „Limonya – smak wolności”. Sprzedaż napoju w całym świecie wystrzeliła
w górę.