Pokój 406
W
dniu czternastego stycznia mróz cofał się pod naporem południowej cyrkulacji
lecz po zapadnięciu zmroku przegrupował siły i przystąpił do kontrataku. Podmuchy
lodowatego wiatru, niczym dywizje pancerne otoczyły miasto posuwając się w
błyskawicznym tempie przez okoliczne pola i łąki. Gdy nastała noc mróz ruszył do szturmu na centrum.
Masy cieplejszego powietrza, wspomagane przez rozgrzane mury, walczyły o każdą
ulicę i każdy plac, ale stopniowo ulegały pod naporem zimna, aż skapitulowały.
Para, która podczas krótkiej, popołudniowej odwilży unosiła się z topniejącego
śniegu zamieniła się w zawieszony w powietrzy szron. W centrum, gdzie
jaśniały jeszcze świąteczne iluminacje
światło odbijające się od unoszącej się nad ziemią szadzi sprawiało, że ulice
wyglądały jak lodowe jaskinie nakryte białym sklepieniem. Boczne, słabiej
oświetlone ulice zatonęły w mgle gęstej niczym wata.
Przez
te matowe opary wolno przebijał się policyjny radiowóz. Mimo, że aspirant Mateuszewicz
i posterunkowy Buchała patrolowali miasto codziennie od wielu miesięcy, tego
wieczora z trudem odnajdywali się w dobrze sobie znanych dzielnicach. Ulice
wydawały się dłuższe niż zazwyczaj, łatwo było przeoczyć skrzyżowania. Tylko od
czasu do czasu, jakiś mijany charakterystyczny budynek wyłaniając się z mgły
pozwalał zorientować się w przestrzeni miasta. Patrol przebiegał spokojnie. Do
dwudziestej policjanci zajmowali się sprawdzaniem czy ludzie skierowani na
kwarantannę przebywają w domach, a później wolno jeździli ulicami wypatrując
czy ktoś nie zakłóca ustalonego porządku. Zbliżała się północ. Zazwyczaj o tej
porze mieli sporo do roboty gdyż z chwilą zamykania barów i restauracji na
ulice wylegali podpici obywatele, którzy nie mieli zamiaru pogodzić się z tym,
że na dziś zabawa dobiega końca. Jednak w okresie lockdownu, gdy wszystkie
knajpy były zamknięte, nic takiego się
nie działo. Krótko po północy odezwała się komenda.
-
Mamy zgłoszenie, że w hotelu „Grand” przebywają goście pomimo zakazu. Ktoś
zadzwonił do nas z informacją, że w budynku palą się światła w oknach.
-
Przyjąłem. – odpowiedział aspirant Matuszewicz, - Udaję się na miejsce celem
sprawdzenia informacji.
-
Słyszałeś – powiedział do siedzącego za kierownicą posterunkowego. – Jedziemy
do „Grandu”.
Szukając
właściwej drogi pośród mgły radiowóz wolno mijał opustoszałe ulice. Po kilku
minutach zatrzymał się przed hotelem. Matuszewicz spojrzał w górę na fasadę.
Powyżej drugiego piętra budynek był słabo widoczny, ale faktycznie, gdzieś
wysoko świecił prostokąt okna. Aspirant przez chwilę usiłował policzyć które to
piętro. Wyglądało na czwarte ale w tej mgle trudno było to stwierdzić z całą
pewnością.
Weszli
do budynku. Hotel „Grand” został
zbudowany na początku XX wieku w stylu secesyjnym. Kiedyś uchodził za najlepszy
w mieście. Nadal, mimo upływu lat imponował bogatym wystrojem wnętrza. Wszędzie
znajdowały się stiuki imitujące marmurowe rzeźby. Pod stropem wisiały
kryształowe żyrandole, a na ścianach
lustra w złoconych ramach. Hol był pusty, światła przygaszone. Martwa
ciszą panując w zapełnionym zazwyczaj ludźmi pomieszczeniu sprawiała jakieś
upiorne wrażenie. Za ladą recepcji drzemał starszy, siwy mężczyzna.
-
Aspirant Matuszewicz z Komendy Miejskiej. Otrzymaliśmy zgłoszenie, że w hotelu,
wbrew zakazowi przebywają goście.
-
Nic o tym nie wiem. – odrzekł stary recepcjonista. – Chociaż, niektórzy goście
wracają do nas, nawet po latach. – dodał z zamyśleniem.
-
Proszę sobie darować takie reklamowe teksty. Jak się pan nazywa?
-
Stanisław Kaleciak.- odpowiedział stary.
- Niech nam
pan pokaże listę gości.- zażądał
Matuszewicz.
-
Jaki to ma sens? – zapytał stary. – Przecież mówię, że nikogo nie ma. A gdybym
w okresie lockdownu przyjął kogoś nielegalnie, to bym go przecież nie
rejestrował.
Mimo
to kliknął kilka razy myszką i wskazał na ekran komputera.
-
Widzi pan, nikogo nie ma.
-
To dlaczego w pokoju na czwartym piętrze świeci się światło?
-
Na czwartym piętrze? – recepcjonista zbladł, a przynajmniej takie sprawiał
wrażenie.
Nie wiedzieć
czemu, spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz.
-
Dziś mamy czternastego stycznia. – powiedział bardziej do siebie niż do
policjantów, tonem jakby ustalenie tej daty miało dla niego jakieś szczególne
znaczenie.
-
No i co z tego? – zapytał aspirant. – Wiemy jaki dziś dzień miesiąca. Pytałem
czemu na górze pali się światło.
-
Pewnie sprzątaczka zapomniała zgasić. – odpowiedział recepcjonista wracając do
równowagi – Mimo, że hotel zamknięty, właściciele starają się dać pracę
ludziom, na tyle na ile to możliwe. Chociaż nie ma gości, sprzątaczki odkurzają
w pokojach, przewietrzają pomieszczenia, żeby wszystko było jak należy kiedy
wreszcie otworzymy.
-
Coś mi tu kręcicie. – stwierdził Matuszewicz. – Pójdę sprawdzić. A ty – zwrócił
się do posterunkowego – zostań tu i pilnuj, żeby panu nie przyszło do głowy
dzwonić na górę z ostrzeżeniem. Winda działa?
-
Tak, działa. – odrzekł recepcjonista.
Aspirant
przeszedł przez opustoszały hol i wszedł do kabiny. Nacisnął przycisk z cyfrą
„4”. Winda bezszelestnie ruszyła w górę. Po chwili rozległ się cichy gong,
kabina zatrzymała się. Matuszewicz wyszedł na ciemny korytarz. Rozejrzał się i
spostrzegł jasną kreskę światła w wąskiej szczelinie pod jednymi z licznych drzwi. Nie wiedząc gdzie szukać
włącznika oświetlenia sięgnął po służbową latarkę. Skierował ją na drzwi do
pokoju, spod których dobiegało światło i odczytał numer „406”. W tym momencie
zdał sobie sprawę, że nie wziął z recepcji kluczy. Jeśli rzeczywiście
sprzątaczka zapomniała zgasić światła lecz zamknęła za sobą pokój, będzie
musiał wrócić na dół. Jednak po naciśnięciu klamki drzwi otwarły się. W pokoju
świeciły wszystkie lampy, zarówno te na suficie, jak i kinkiety zawieszone obok
pokojowego lustra. Na stoliku stała niedopita filiżanka kawy, obok leżała
gazeta. Przede wszystkim jednak uwagę zwracało szeroko otwarte okno, w którym
powiewała firanka. Pokój był wychłodzony. Pierwsze co aspirantowi przyszło do
głowy to podejrzenie, czy ktoś nie wyszedł na zewnątrz i nie ukrył się na
jakimś gzymsie. Zdawał sobie sprawę, że to dość absurdalne podejrzenie.
-
Oglądam za dużo filmów sensacyjnych klasy B. - zganił się w myślach.
Pomimo
tego wyjrzał przez okno na zewnątrz. Jak można się było spodziewać, nikogo tam
nie znalazł. Nie było nawet żadnego gzymsu. Okno znajdowało się w płaskiej
ścianie i bez użycia liny nie dałoby się przez nie uciec. Pokój był mocno
wychłodzony. Ogrzewanie na okres lockdownu najwyraźniej ograniczono, a zimne
powietrze z zewnątrz zrobiło swoje. Matuszewicz zamknął okno i dokładnie
sprawdził cały pokój. Łóżko było starannie zaścielone, w szafie było pusto. W
łazience nie znalazł żadnego zawilgoconego ręcznika, a na powierzchni umywalki
nie było widać nawet najmniejszego śladu osadu, jaki mógłby się pojawić gdyby
ktoś w niej umył ręce. Nawet gdyby ktoś
zamieszkujący pokój zorientował się, że zbliża się policyjna kontrola i uciekł
na korytarz to nie byłby w stanie na szybko tak dokładnie zatrzeć śladów swojej
obecności. Pokój był sterylnie przygotowany na przyjęcie gości, jeśli pominąć
tę kawę i gazetę na stoliku. Policjant
jeszcze raz spojrzał na nią i ze zdziwieniem stwierdził, że nosi ona datę 14
stycznia 1974 roku. Mimo upływu tylu lat gazeta wyglądała jak nowa. Nie była
pożółkła, wymięta ani w żaden inny sposób naruszona przez czas.
Matuszewicz
zjechał na dół do holu.
-
I co, panie inspektorze? – zapytał recepcjonista.
-
Nie jestem inspektorem, tylko aspirantem. – skorygował Matuszewicz. – Świeciło
się w pokoju 406. Jeśli to naprawdę ta wasza sprzątaczka, to powiedzcie jej,
żeby się lepiej starała. Nie tylko nie zgasiła światła, ale zostawiła otwarte
okno, a na stole niedopita kawę i jakąś starą gazetę. Światło zgasiłem, a okno zamknąłem.
Stary
recepcjonista zachwiał się i zbladł.
-
W pokoju 406. – powtórzył. – Dziękuję, panie aspirancie. Zwrócę uwagę
sprzątaczce.- Tak, goście lubią do nas wracać, nawet po wielu latach. – dodał z
niewiadomego powodu.
Aspirant
Matuszewicz zignorował ostatnie zdanie.
-
Życzę spokojnej nocy. Buchała, idziemy. – zwrócił się do posterunkowego.
W
radiowozie zameldował do Komendy, że po sprawdzeniu zawiadomienie o nielegalnym
pobycie gości okazało się niesłuszne. Po prostu ktoś z pracowników zapomniał
zgasić światło. Pomimo tego, coś w tej sprawie nie pasowało.
-
Ten stary nie wydał ci się jakiś dziwny? – zapytał posterunkowego.
-
Czy ja wiem? Faktycznie, dziwnie gadał. Ale kiedy ktoś, jak on, siedzi całe
noce w pustym hotelu to może dostać na głowę.
Matuszewicz
nagle uświadomił sobie, że kiedy wszedł do pokoju 406 poczuł zapach świeżej
kawy. Żałował, że wtedy nie dotknął filiżanki żeby sprawdzić temperaturę, ale
był przekonany, że musiała być jeszcze gorąca. Wystygła kawa nie mogłaby dawać
takiego aromatu.
-
Ciekawe, kiedy ta sprzątaczka pracowała
w pokoju. Chyba nie tuż przed naszym przybyciem? - głośno myślał Matuszewicz. –
Raczej za dnia, około południa. A ta kawa pozostawiona na stoliku jeszcze pachniała
jak świeżo zaparzona. Czyli wychodzi na to, że to ten recepcjonista był w
pokoju 406 około północy, tuż przed naszym przyjazdem.
-
Czy ja wiem? – zastanowił się posterunkowy Buchała. – Kiedy mu powiedzieliśmy,
że na górze się świeci wyglądał na naprawdę zdziwionego. Dałbym głowę. Ale co
do ludzi łatwo się pomylić, nawet ja się ma takie doświadczenie z różnymi kombinatorami
jak my. Może trzeba było go mocniej przycisnąć?
-
Nie było podstaw. –stwierdził Matuszewicz. – Nie znaleźliśmy nielegalnych
lokatorów czyli nie było żadnego wykroczenia ani, tym bardziej, przestępstwa.
Może ten stary z jakiegoś powodu wybrał się ze starą gazetą na kawę do pokoju
na czwartym piętrze, ale to nie nasza sprawa. Co najwyżej mogłoby to obchodzić kierownictwo
hotelu, bo płacą mu chyba za to żeby siedział w recepcji, a nie włóczył się po pokojach. Swoją drogą ciekawe skąd mógł
wytrzasnąć taką starą gazetę, która wyglądała jak nowa?
Do
końca patrolu nie poruszali już tej sprawy. Jednak po powrocie do komendy Matuszewicz
zapytał oficera dyżurnego czy może dostać dostęp do starego archiwum, jeszcze z
czasów Milicji Obywatelskiej.
-
Nie spieszy ci się do domu? – zapytał inspektor. – Chcesz czegoś szukać w
związku z jakąś sprawą?
-
W zasadzie nie ma sprawy. Ale chciałbym coś ustalić w związku z jedną
dzisiejszą interwencją.
-
Jak ci mało pracy po służbie to idź do tego archiwum. – wzruszył ramionami
oficer dyżurny. - Tylko nie narób tam bałaganu, żeby później dało się tam
znaleźć co trzeba.
Matuszewicz w ulokowanym w piwnicach budynku archiwum odszukał
regał zawierający akta z 1974 roku. Wziął do ręki zakurzoną, zawiązaną na
tasiemkę grubą teczkę z brunatnego kartonu z napisem „styczeń 1974”. Przerzucił
notatki dotyczące zajść po sylwestrze, aż wreszcie dotarł do notatki datowanej
na 15 stycznia. Wystukany na maszynie nieporadnie, z licznymi poprawkami, tekst
brzmiał:
„W
dniu wczorajszym, w godzinach wieczornych tutejsza Komenda została powiadomiona
przez ob. Zwierciaka Jana, lat 42, że na trotłaże trotuarze leży ciało. W wyniku podjętych czynności
operacyjnych ustalono, że ob. Zwierciak Jan mówiąc trotuar miał na myśli chodnik
pod hotelem „Grand”. Na miejsce zdarzenia wysłano ekipę dochodzeniową. We wskazanym
miejscu znaleziono ciało mężczyzny leżące w zakrwawionym śniegu. Przyjęto
hipotezę, że obywatel ten nie żyje i wezwano pogotowie ratunkowe. Lekarz
potwierdził śmierć denata. W wewnętrznej kieszeni jego marynarki znaleziono
dowód osobisty na nazwisko Kubicki Tadeusz, lat 34, z zawodu artysta plastyk,
zam. Sienkiewicza 14. Pomimo obrażeń głowy denata wykazywał on podobieństwo do
zdjęcia w w/w dokumencie tożsamości. Ponieważ oględziny zewnętrzne budynku
hotelu ujawniły otwarte pomimo mrozu okno na czwartym piętrze przyjęto hipotezę
śledczą, że denat wypadł ze wspomnianego okna.
Przesłuchano recepcjonistę hotelu
ob. Kaleciaka Stanisława, lat 21, zawód recepcjonista, zam. Matejki 55/12 na
okoliczność, czy ob. Kubicki Tadeusz zamieszkiwał w hotelu „Grand” . Ob.
Kaleciak Stanisław po sprawdzeniu księgi meldunkowej zeznał, że ob. Kubicki
Tadeusz zjawił się w hotelu ok. godz. 22 dnia 14 stycznia i poprosił o pokój
nalegając aby był to pokój na wysokim piętrze, co na tym etapie sprawy nie zwróciło
uwagi ob. Kaleciaka Stanisława, gdyż zakładał on, że gość chce mieć dobry widok
na miasto z okna. Ob. Kaleciak Stanisław poprosił ob. Kubickiego Stanisława o
dowód osobisty. Po jego okazaniu zdziwienie ob. Kaleciaka Stanisława wzbudził
fakt, że ob. Kubicki Tadeusz zameldowany jest w tutejszym mieście, czyli ma
gdzie mieszkać, a hotel jest drogi. Jednakże, mając na uwadze, że hotel w
okresie zimowym dysponował wolnymi miejscami, ob. Kaleciak Stanisław zameldował
ob. Kubickiego Tadeusza w pokoju nr 406. Z uwagi na to, że ob. Kubicki Tadeusz
nie miał ze sobą bagażu, a jedynie gazetę, ob. Kaleciak Stanisław zażądał opłaty
za pokój z góry, którą to opłatę ob. Kubicki Tadeusz uiścił i udał się do
przydzielonego sobie pokoju. Później ob. Kubicki Tadeusz telefonicznie zamówił
do numeru czarną kawę. Ob. Kaleciak Stanisław przekazał zamówienie do hotelowej
kawiarni i przestał się interesować sprawą, aż do czasu kiedy przed hotelem
powstało jakieś zamieszanie. Ponadto, po okazaniu denata ob. Kaleciak Stanisław
dokonał identyfikacji i potwierdził, że jest to ciało ob. Kubickiego Tadeusza.
W wyniku energicznych działań operacyjnych
ustalono, że zamówioną kawę do pokoju 406 dostarczyła zatrudniona w tut. hotelu
kelnerka ob. Prusak Katarzyna lat 25, zawód kelnerka, zam. Obrońców Pokoju
14/22. Przesłuchana na okoliczność sprawy ob. Prusak Katarzyna zaznała, że po
otrzymaniu zlecenia na dostarczenie kawy do pokoju 406 pobrała zamówienie z
kawiarni hotelowej i udała się na czwarte piętro gdzie zapukała do drzwi pokoju
406. Otworzył jej mężczyzna, zapewne ob. Kubicki Tadeusz ale tego ob. Prusak
Katarzyna z całą pewnością potwierdzić nie może gdyż gość pokoju nie był jej
znany z nazwiska. Sprawiał wrażenie spokojnego ale zmartwionego. Był bardzo
grzeczny co, niestety, nie zawsze jest regułą w takich sytuacjach. Kelnerka
dostarczająca w późnych godzinach wieczornych zamówienie do pokoju zajmowanego
przez samotnego mężczyznę spotyka się czasem z nieprzyjemnościami. Jeszcze pół
biedy kiedy gość powie, że dziewczyna ma fajne …. (tu ob. Prusak Katarzyna
użyła słowa potocznie stosowanego na określenie gruczołów mlecznych). Zdarza
się słyszeć gorsze rzeczy. Jednak w nie w tym wypadku. Gość w pokoju 406 był
bardzo miły, podziękował za kawę i nawet dał napiwek w wysokości 100 zł. Ob.
Prusak Katarzyna była tym zdziwiona, powiedziała, że dostarcza zamówienia w
ramach sowich obowiązków i nie trzeba jej za to płacić, a jeśli nawet gość jest
tak uprzejmy, że zechce dać napiwek, to 100 zł to jest stanowczo za dużo. On na
to odpowiedział, że nie potrzebuje już tych pieniędzy. Ob. Prusak Katarzyna
wyraziła żal, że opuściła po tym pokój, bo przecież mogłaby powstrzymać denata
przed desperackim krokiem, siłą, perswazją lub innymi metodami, ale przecież nie
mogła wiedzieć co on zamierza. Słyszała, że ten biedak nie dopił nawet tej,
kawy, którą przyniosła. Na tym przesłuchanie zakończono gdyż ob. Prusak Katarzyna
wybuchła płaczem i nie dało się jej uspokoić stosując metody operacyjne.
Następnie ekipa dochodzeniowa
udała się pod wskazany w dow. os. denata adres celem powiadomienia rodziny o
zdarzeniu. Pod wskazanym adresem zastano ob. Kubicką Marię, lat 56, zawód
nauczycielka oraz ob. Kubickiego Leona, lat 58, zawód inżynier, jak ustalono
rodziców denata. Po przekazaniu wiadomości o zdarzeniu przesłuchanie ob.
Kubickiej Marii było niemożliwe z powodu jej stanu emocjonalnego, natomiast ob.
Kubicki Leon zeznał, że syn, ob. Kubicki Tadeusz jako artysta był człowiekiem
bardzo wrażliwym, a ponadto od dłuższego czasu znajdował się w depresji w
związku z zakończeniem związku z ob. Szostaczkiewicz Alicją, aktorką w
tutejszym teatrze, która zerwała z nim zaręczyny. W dniu 14 stycznia ob. Kubicki
Tadeusz w wydanej tego dnia gazecie znalazł informację o zawarciu związku małżeńskiego
przez ob. Szostaczkiewicz Alicję, co wprawiło go w ponury nastrój. Późnym
popołudniem ob. Kubicki Tadeusz opuścił mieszkanie i od tej pory się nie
pojawił. ”.
Do notatki dołączone były
protokoły przesłuchań Stanisława Kaleciaka, Katarzyny Prusak i Leona Kubickiego
oraz protokół sekcji zwłok stwierdzający zgon na skutek upadku ze znacznej
wysokości, a także postanowienie prokuratora o umorzeniu sprawy w związku z
brakiem dowodów na udział osób trzecich w zdarzeniu.
Aspirant
Matuszewicz odłożył teczkę z aktami na regał i zamyślił się. Wyglądało na to,
że recepcjonista Stanisław Kaleciak pracował już w hotelu „Grand” w dniu 14 stycznia 1974.
Wtedy, będąc bardzo młodym człowiekiem był mimowolnym świadkiem samobójstwa
gościa z pokoju 406. Okoliczności tej sprawy musiały na nim wywrzeć olbrzymie
wrażenie i zapadły mu w pamięć. Obecnie,
w rocznicę tego wydarzenia coś kazało mu przed północą udać się do feralnego
pokoju i odtworzyć sytuację sprzed lat. Ciekawe tylko skąd wziął gazetę z
tamtego dnia, wyglądająca jak nowa. Musiało tak być. To jedyne wytłumaczenie,
bo jest przecież niemożliwe aby ten samobójca wrócił do pokoju 406 po tylu
latach.