Pierwsza gwiazdka
Zapadał zmrok. Ruch na drodze powoli zamierał. Tylko nieliczne, spóźnione auta przemykały ulicami, wśród domów, w oknach których świeciły przystrojone choinki.
- Nie możesz jechać szybciej? – starsza, siwiejąca kobieta zwróciła się do męża trzymającego kierownicę. – Wnuki już pewnie nie mogą się doczekać kiedy siądziemy do stołu. Andrzej jest głodny, a Dorotka będzie zła, że kolacja stygnie.
- Dobrze, że w ogóle udało się zapalić to auto. – odpowiedział starszy pan. – Trzeba było się zgodzić kiedy Andrzej proponował, że po nas przyjedzie.
- No wiesz, jak możesz tak myśleć. Nie dość, że nasz syn ciężko pracuję, to jeszcze miałby nas wozić w wigilię.
Na szybę padała mżawka. Stare pióra wycieraczek z trudem usuwały wodę, pozostawiając smugi, w miejscach gdzie guma była wystrzępiona.
- Też chciałbym już u nich być. Ale ten deszcz zamarza na asfalcie, a my mamy stare opony.
- Trzeba było kupić nowe.
- Pewnie, że trzeba było. Tylko za co? Ledwo nam starcza na lekarstwa. A nowy komplet kosztuje więcej niż to auto jest warte.
Na szybie zaczęła od wewnątrz osadzać się mgiełka. Kierowca przesunął do oporu dźwigienkę nawiewu powietrza. Rozległ się głośny szum dmuchawy.
- Zimno. – poskarżyła się kobieta. – Musisz nastawiać taki mocny nawiew kiedy ogrzewanie nie działa?
- Muszę coś widzieć.
- Powinniśmy sobie sprawić nowe auto.
- Powinniśmy. Tylko za co? W tym miesiącu wszystko poszło na prezenty.
- Przynajmniej dzieci się ucieszą.
- Pewnie, że się ucieszą. Ale my znowu jesteśmy na debecie.
- Święta są raz do roku.
- Wiem. Przecież nie narzekam. Krzyś się ucieszy z klocków lego. Tylko, że w tej sytuacji nie ma co marzyć o wymianie auta.
- A gdyby tak wziąć kredyt?
- W naszym wieku żaden bank nam nie da kredytu bez zabezpieczenia. Dzieci musiałyby dać poręczenie. A przecież dosyć maja zmartwień ze swoimi kredytami, żeby im jeszcze dokładać naszych.
- Może byśmy kupili przynajmniej jakieś używane?
- Na tym trzeba się znać. Kupisz coś, a za chwilę się okaże, ze trzeba wydać masę pieniędzy na jakąś naprawę. Już wolę to, bo przynajmniej wiemy co mu dolega.
- Wiesz co? W gruncie rzeczy żal by mi było się go pozbywać. Tyle lat nam wiernie służyło. Ile to już? Dziewiętnaście? Dwadzieścia?
-
Dwadzieścia jeden. Przykro byłoby oddawać go na złom.
- A pamiętasz jak się cieszyliśmy kiedyśmy go odbierali z salonu? Do dziś czuję ten zapach nowego auta.
- A później pojechaliśmy z Andrzejkiem do Bułgarii. Dzielnie sobie radziło po drodze w tych rumuńskich Karpatach.
- Piękne były czasy. Auto było nowe, a my młodsi.
Na niebie, wprost przed maską auta pojawiła się pierwsza gwiazdka. Starszy pan prowadził samochód widząc ją pośrodku przedniej szyby. Nagle auto wpadło w poślizg na oblodzonej jezdni. Gwiazda przesunęła się w bok, później, gdy kierowca odbił kierownicą, powróciła na środek szyby, a po chwili zniknęła za bocznym słupkiem po przeciwnej stronie. Zapadła cisza.
Ze starym autem zaczęło się dziać coś dziwnego. Z błotników zniknęły plamy rdzy, a całą karoserię pokrył błyszczący, błękitny lakier. Sylwetka wozu obniżyła się, maska wydłużyła, z tyłu pojawiły się dwie niklowane rury wydechowe, a z przodu, pomiędzy reflektorami o śmiałym kształcie zalśnił elegancki wlot powietrza. Zniknął gdzieś dach i stary, sfatygowany sedan zamienił się w sportowy, dwuosobowy kabriolet. Podobnej przemianie uległa para pasażerów. Włosy kobiety nie były już siwiejące lecz czarne, błyszczące i długie. Z jej twarzy zniknęły zmarszczki, a oczy rozbłysły blaskiem. Nie miała już na sobie podniszczonego płaszcza lecz elegancki kostium. Kierujący autem mężczyzna wyprostował się, jego ramiona na nowo nabrały mocy, a twarz wygładziła się. Oboje spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się szeroko ukazując zdrowe, białe zęby.
Kobieta pochyliła się i oparła głowę o ramię mężczyzny. On zdecydowanym ruchem wrzucił bieg. Sześciocylindrowy silnik kabrioletu wydal miły dla ucha, drapieżny pomruk i auto pomknęło przed siebie wprost ku pierwszej gwiazdce, która nagle zalśniła jak śródziemnomorskie, letnie słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz