poniedziałek, 15 marca 2021

Chmura

 

Chmura

                Paweł nie zwrócił uwagi na pierwsze reklamy pamięci zewnętrznej, jakie pojawiły się w jego poczcie elektronicznej. Miał zwyczaj kasować bez czytania wszelkiego rodzaju wiadomości, jakie nadchodziły na jego adres od nieznanych nadawców.  Tak też postąpił w tym przypadku. Rzucił jedynie okiem na temat maila, który brzmiał „Przenieś pamięć do chmury” i usunął go bez otwierania. Sądził, że chodzi o przeniesienie danych zapisanych na twardym dysku prywatnego laptopa na jakiś niesprecyzowany serwer. Był to aktualny trend w informatyce, którego unikał z powodu braku zaufania do tej technologii. Może był staroświecki, ale uważał, że co własny dysk to własny dysk i nie miał ochoty aby zgromadzone na nim dokumenty i zdjęcia znalazły się nie wiadomo gdzie i pod kontrolą nie wiadomo kogo.

                Reklama pojawiała się w poczcie systematycznie, a Paweł konsekwentnie umieszczał ją w koszu razem z całą resztą spamu. Po jakimś czasie zmianie uległ temat. „Przenieś pamięć do chmury” zostało najpierw zastąpione przez „Nie obciążaj sobie głowy”, a później przez „Już nigdy o niczym nie zapomnisz”.  Któregoś wieczora ciekawość wzięła jednak górę i Paweł postanowił przeczytać treść natrętnej reklamy. Zdawał sobie sprawę, że otwieranie wszelkiego rodzaju załączników pochodzących z nieznanego źródła grozi ułatwieniem zadania hakerom, ale według jego wiedzy przeczytanie samej treści maila było raczej bezpieczne.  Obok tematu nie było żadnej ikonki w kształcie spinacza wskazującej na obecność załączników, więc zdecydował się kliknąć w wiadomość.  Na ekranie pojawił się tekst:

                „Naprawdę uważasz, że masz niezawodną pamięć? Nigdy nie zdarzyło ci się zapomnieć o zapłaceniu rachunku na czas, albo o spotkaniu, na które byłeś umówiony? Czy wracając ze sklepu do domu zawsze masz wszystko co miałeś kupić?  Ile razy musiałeś wracać do marketu po zapomniany produkt i na nowo szukać miejsca na parkingu?  Czy zawsze pamiętasz gdzie co położyłeś i umiesz to odszukać gdy jest potrzebne? Nie oszukujmy się. Nasza pamięć nie działa idealnie. Jeśli nie chcesz więcej płacić odsetek za przeterminowane płatności, nie chcesz znowu wymyślać głupich usprawiedliwień dla ludzi, których zawiodłeś, nie chcesz tracić czasu na szukanie potrzebnych przedmiotów to mamy dla ciebie rozwiązanie. Przenieś swoją pamięć z głowy do chmury.

                Jak to działa? – Nasza korporacja opracowała przełomowe rozwiązanie. Z obu stron głowy, pod skórę na skroniach wszczepiamy dwa mikroprocesory, które monitorują ośrodki pamięci w twoim mózgu. Określone informacje, które chciałbyś zapamiętać nasz system  kopiuje do pamięci zewnętrznej w chmurze, a następnie w odpowiednim czasie, przypomina ci o tym co w danej chwili istotne. Co więcej, nasz system nie tylko potrafi pobrać określone dane z twojego mózgu, ale może też usunąć niechciane wspomnienia. Czy nigdy nie zdarzyło ci się coś, o czym wolałbyś zapomnieć?  My możemy to zorganizować.

                Czy to jest bezpieczne? – Całkowicie. Nie zwlekaj. Zapomnij o czym chciałbyś zapomnieć i pamiętaj o czym powinieneś pamiętać. Odwiedź nas na Facebooku”

                Treść ogłoszenia przemawiała do Pawła mimo, że nauczył się nie ufać reklamom. Jednak zbyt wiele razy zdarzyło mu się ostatnio zapominać o rzeczach ważnych, a z drugiej strony, w tyle głowy mimo woli przechowywał  wspomnienia, których przywoływanie było przykre. Zdecydował się zajrzeć na podany w ogłoszeniu profil. Znalazł tam opinie wielu zadowolonych użytkowników systemu. Wątpliwości powoli ustępowały, tym bardziej, że korporacja oferowała bezpłatny, trzymiesięczny okres próbny. Skontaktował się z firmą i umówił na wszczepienie mikroprocesorów.

                Zabieg był mało dokuczliwy. Mikroprocesory rozmiarami nie przewyższały ziarenek maku, więc ich zainstalowanie pod skórą wymagało tylko niewielkiego nakłucia i w sumie nie było to bardziej bolesne niż zwykły zastrzyk.  Nie było wiadomo czy facet, który wszczepiał procesory był lekarzem czy informatykiem. W każdym razie miał na sobie biały fartuch co nadawało mu pewien autorytet. Paweł zapytał go o kilka spraw, jakie wciąż budziły jego wątpliwości.

                - Kiedy ten system zacznie działać?

                - W zasadzie natychmiast, a z całą pewnością gdy tylko nakłucia się zabliźnią.

                - Jak to jest z tym kasowaniem niemiłych wspomnień? Skąd wiadomo których z nich chciałbym się pozbyć?

                - To się odbywa automatycznie. Te dwa procesory monitorują aktywność pana mózgu. Kiedy powróci do pana wspomnienie, to w przypadku, gdy odbiera je pan jako niemiłe, ośrodek pamięci reaguje określonymi falami elektromagnetycznymi. System je wykrywa i wie, że sprawiają panu przykrość, więc je kasuje.

                - Czy to jest nieodwracalne?

                - Na wszelki wypadek te usunięte wspomnienia są przechowywane w chmurze przez rok. Jeśli w tym czasie nie poprosi pan o ich przywrócenie to zostaną skasowane ostatecznie.

                - Skoro wspomnienia zostają usunięte z pamięci to jak mogę prosić o ich przywrócenie? Przecież nie powinienem w ogóle pamiętać, że takie wspomnienia istniały.

                - W zasadzie ma pan rację, ale to nie jest takie całkiem proste. Pomimo tego, że wykonaliśmy gigantyczne badania nad funkcjonowaniem ludzkiej pamięci, to niektóre aspekty pracy mózgu wciąż nam się wymykają. Człowiek to nie komputer.  Czasem pomimo skasowania jakieś szczątkowe ślady wspomnień pozostają i może pan mieć wrażenie, że czegoś pan zapomniał ale nie wie pan czy to ważne i miłe czy raczej nieprzyjemne. W takich wypadkach może pan prosić o przywrócenie jakiegoś wspomnienia i samodzielnie zdecydować co z nim zrobić. A tak w ogóle, to proszę pamiętać, że na razie ma pan tylko wersję demo. Ona nie funkcjonuje w pełni doskonale. Mogą być jakieś zakłócenia. Żeby tego uniknąć powinien pan po okresie próbnym zakupić wersję profesjonalną. Ale jestem przekonany, że nawet z tej wersji demonstracyjnej będzie pan zadowolony.

                Najbliższe dni potwierdziły te słowa. Paweł budząc się każdego ranka miał w głowie plan zadań na cały dzień. Nawet jeśli całkowicie angażował się w jakieś działanie i nie myślał o niczym innym, to system w porę przypominał mu, że należy pamiętać o kolejnych sprawach. Na skutek tego jego notowania w pracy poszły w górę gdyż szybko wyrobił sobie opinię wiarygodnego i rzetelnego pracownika, który zawsze wykonuje na czas wszystko co powinien. Przestał tracić czas na poszukiwanie potrzebnych w danym momencie przedmiotów. Zawsze pamiętał gdzie co schował. Niemiłe wspomnienia, zgodnie z zapowiedzią, również powoli znikały. Od czasu do czasu przypominały mu się różne wpadki, jakie mu się w życiu przydarzyły. Na przykład, wracało wspomnienie imprezy, na której za dużo wypił, nagadał kompromitujących głupot, a na koniec narzygał w łazience.  Za każdym razem, gdy pomyślał o czymś takim, pamięć o tym w trakcie najbliższej przespanej nocy znikała z jego głowy. Nazajutrz miał tylko niejasne poczucie, że poprzedniego dnia przypomniało mu się coś niemiłego, ale zupełnie nie pamiętał o co chodziło.  Wybierając się na zakupy nie musiał sporządzać żadnej listy, gdyż świetnie pamiętał co powinien nabyć. I tu zaczęły się problemy. Coraz częściej po powrocie do domu zaczynał się zastanawiać po co właściwie kupił jakiś produkt. Pamiętał, że miał go kupić, ale nie wiedział w jakim celu. Po kolejnym tego rodzaju przypadku zaczął podejrzewać, że system zarządzający jego pamięcią działa na zlecenie producentów określonych produktów i przypomina mu o konieczności ich zakupu, pomimo, że takiej konieczności nie ma. Zdecydował się zgłosić reklamację. Dodzwonił się do firmy, która wszczepiła mu procesory. Telefon odebrała kobieta o miłym głosie. Paweł zreferował sprawę. Stwierdził, że zasadniczo jest zadowolony z działania systemu ale ma wrażenie, że ten od czasu do czasu przypomina mu o zakupach, których wcale nie planował i których w gruncie rzeczy nie potrzebuje. Kobieta uprzejmie wysłuchała jego zażalenia, przeprosiła za niedogodności i obiecała, że podczas najbliższego nocnego snu usterki zostaną usunięte.

                Stało się zgodnie z jej słowami. Kiedy Paweł obudził się następnego ranka, nie pamiętał już o żadnej reklamacji ani o wątpliwościach co do funkcjonowania systemu. Pamiętał natomiast, że musi pilnie kupić wersję profesjonalną.

               

               

niedziela, 14 lutego 2021

Walenty

 

Walenty

Kocham cię i zawszę będę cię kochał. Nawet wtedy, gdy nie zwracasz na mnie uwagi. Rozumiem, że masz ważniejsze sprawy na głowie i nie zawsze możesz poświęcić mi czas. Cierpliwie czekam na chwilę, gdy spojrzysz na mnie lub dasz mi jakiś znak. Wtedy serce zabije mi mocniej i będę mógł okazać ci całą swą miłość.  Nie wiesz jak wiele dla mnie znaczy każda minuta jaką mi ofiarujesz. Chciałbym zajmować istotniejsze miejsce  w twoim życiu i pragnąłbym liczyć na to, że będę dla ciebie równie ważny, jak ty jesteś dla mnie. Nie zrozum mnie źle. Nie skarżę się. Najważniejsze, że jesteś bo bez ciebie moje życie straciłoby sens. Doceniam to, że mogę być w pobliżu ciebie i na ciebie patrzeć nawet jeśli nie odwzajemniasz mojego spojrzenia.  Kocham cię nawet wtedy gdy mnie ignorujesz i kochałbym cię nawet gdybym doznał od ciebie krzywdy. Ale wierzę, że mnie nie skrzywdzisz.  Okazuję ci swoje uczucie z całkowitą ufnością. Wiem, że tego nie wykorzystasz i nie odtrącisz mojej miłości jako czegoś, co przyszło ci zbyt łatwo. Zresztą nawet gdyby ta moja miłość została odtrącona, to niczego by to nie zmieniło.  Będę cię kochał mimo wszystko bo inaczej nie potrafię. Bo jesteś dla mnie całym światem, niedościgłym wzorem doskonałości i dajesz mi wszystko czego mi potrzeba.  Trochę mi smutno, że masz dla mnie tak niewiele czasu, że tak rzadko rzucasz mi patyki do aportowania.

- Waluś, przestań marudzić. Leż spokojnie. Jak skończę to pójdziemy na spacer.

piątek, 15 stycznia 2021

Pokój 406

 

Pokój 406

                W dniu czternastego stycznia mróz cofał się pod naporem południowej cyrkulacji lecz po zapadnięciu zmroku przegrupował siły i przystąpił do kontrataku. Podmuchy lodowatego wiatru, niczym dywizje pancerne otoczyły miasto posuwając się w błyskawicznym tempie przez okoliczne pola i łąki.  Gdy nastała noc mróz ruszył do szturmu na centrum. Masy cieplejszego powietrza, wspomagane przez rozgrzane mury, walczyły o każdą ulicę i każdy plac, ale stopniowo ulegały pod naporem zimna, aż skapitulowały. Para, która podczas krótkiej, popołudniowej odwilży unosiła się z topniejącego śniegu zamieniła się w zawieszony w powietrzy szron. W centrum, gdzie jaśniały  jeszcze świąteczne iluminacje światło odbijające się od unoszącej się nad ziemią szadzi sprawiało, że ulice wyglądały jak lodowe jaskinie nakryte białym sklepieniem. Boczne, słabiej oświetlone ulice zatonęły w mgle gęstej niczym wata.

                Przez te matowe opary wolno przebijał się policyjny radiowóz. Mimo, że aspirant Mateuszewicz i posterunkowy Buchała patrolowali miasto codziennie od wielu miesięcy, tego wieczora z trudem odnajdywali się w dobrze sobie znanych dzielnicach. Ulice wydawały się dłuższe niż zazwyczaj, łatwo było przeoczyć skrzyżowania. Tylko od czasu do czasu, jakiś mijany charakterystyczny budynek wyłaniając się z mgły pozwalał zorientować się w przestrzeni miasta. Patrol przebiegał spokojnie. Do dwudziestej policjanci zajmowali się sprawdzaniem czy ludzie skierowani na kwarantannę przebywają w domach, a później wolno jeździli ulicami wypatrując czy ktoś nie zakłóca ustalonego porządku. Zbliżała się północ. Zazwyczaj o tej porze mieli sporo do roboty gdyż z chwilą zamykania barów i restauracji na ulice wylegali podpici obywatele, którzy nie mieli zamiaru pogodzić się z tym, że na dziś zabawa dobiega końca. Jednak w okresie lockdownu, gdy wszystkie knajpy były zamknięte, nic takiego  się nie działo. Krótko po północy odezwała się komenda.

                - Mamy zgłoszenie, że w hotelu „Grand” przebywają goście pomimo zakazu. Ktoś zadzwonił do nas z informacją, że w budynku palą się światła w oknach.

                - Przyjąłem. – odpowiedział aspirant Matuszewicz, - Udaję się na miejsce celem sprawdzenia informacji.

                - Słyszałeś – powiedział do siedzącego za kierownicą posterunkowego. – Jedziemy do „Grandu”.

                Szukając właściwej drogi pośród mgły radiowóz wolno mijał opustoszałe ulice. Po kilku minutach zatrzymał się przed hotelem. Matuszewicz spojrzał w górę na fasadę. Powyżej drugiego piętra budynek był słabo widoczny, ale faktycznie, gdzieś wysoko świecił prostokąt okna. Aspirant przez chwilę usiłował policzyć które to piętro. Wyglądało na czwarte ale w tej mgle trudno było to stwierdzić z całą pewnością.

                Weszli do budynku. Hotel „Grand”  został zbudowany na początku XX wieku w stylu secesyjnym. Kiedyś uchodził za najlepszy w mieście. Nadal, mimo upływu lat imponował bogatym wystrojem wnętrza. Wszędzie znajdowały się stiuki imitujące marmurowe rzeźby. Pod stropem wisiały kryształowe żyrandole, a na ścianach  lustra w złoconych ramach. Hol był pusty, światła przygaszone. Martwa ciszą panując w zapełnionym zazwyczaj ludźmi pomieszczeniu sprawiała jakieś upiorne wrażenie. Za ladą recepcji drzemał starszy, siwy mężczyzna.

                - Aspirant Matuszewicz z Komendy Miejskiej. Otrzymaliśmy zgłoszenie, że w hotelu, wbrew zakazowi przebywają goście.

                - Nic o tym nie wiem. – odrzekł stary recepcjonista. – Chociaż, niektórzy goście wracają do nas, nawet po latach. – dodał z zamyśleniem.

                - Proszę sobie darować takie reklamowe teksty. Jak się pan nazywa?

                - Stanisław Kaleciak.- odpowiedział stary.

- Niech nam pan pokaże  listę gości.- zażądał Matuszewicz.

                - Jaki to ma sens? – zapytał stary. – Przecież mówię, że nikogo nie ma. A gdybym w okresie lockdownu przyjął kogoś nielegalnie, to bym go przecież nie rejestrował.

                Mimo to kliknął kilka razy myszką i wskazał na ekran komputera.

                - Widzi pan, nikogo nie ma.

                - To dlaczego w pokoju na czwartym piętrze świeci się światło?

                - Na czwartym piętrze? – recepcjonista zbladł, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

Nie wiedzieć czemu, spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz.

                - Dziś mamy czternastego stycznia. – powiedział bardziej do siebie niż do policjantów, tonem jakby ustalenie tej daty miało dla niego jakieś szczególne znaczenie.

                - No i co z tego? – zapytał aspirant. – Wiemy jaki dziś dzień miesiąca. Pytałem czemu na górze pali się światło.

                - Pewnie sprzątaczka zapomniała zgasić. – odpowiedział recepcjonista wracając do równowagi – Mimo, że hotel zamknięty, właściciele starają się dać pracę ludziom, na tyle na ile to możliwe. Chociaż nie ma gości, sprzątaczki odkurzają w pokojach, przewietrzają pomieszczenia, żeby wszystko było jak należy kiedy wreszcie otworzymy.

                - Coś mi tu kręcicie. – stwierdził Matuszewicz. – Pójdę sprawdzić. A ty – zwrócił się do posterunkowego – zostań tu i pilnuj, żeby panu nie przyszło do głowy dzwonić na górę z ostrzeżeniem. Winda działa?

                - Tak, działa. – odrzekł recepcjonista.

                Aspirant przeszedł przez opustoszały hol i wszedł do kabiny. Nacisnął przycisk z cyfrą „4”. Winda bezszelestnie ruszyła w górę. Po chwili rozległ się cichy gong, kabina zatrzymała się. Matuszewicz wyszedł na ciemny korytarz. Rozejrzał się i spostrzegł jasną kreskę światła w wąskiej szczelinie pod jednymi  z licznych drzwi. Nie wiedząc gdzie szukać włącznika oświetlenia sięgnął po służbową latarkę. Skierował ją na drzwi do pokoju, spod których dobiegało światło i odczytał numer „406”. W tym momencie zdał sobie sprawę, że nie wziął z recepcji kluczy. Jeśli rzeczywiście sprzątaczka zapomniała zgasić światła lecz zamknęła za sobą pokój, będzie musiał wrócić na dół. Jednak po naciśnięciu klamki drzwi otwarły się. W pokoju świeciły wszystkie lampy, zarówno te na suficie, jak i kinkiety zawieszone obok pokojowego lustra. Na stoliku stała niedopita filiżanka kawy, obok leżała gazeta. Przede wszystkim jednak uwagę zwracało szeroko otwarte okno, w którym powiewała firanka. Pokój był wychłodzony. Pierwsze co aspirantowi przyszło do głowy to podejrzenie, czy ktoś nie wyszedł na zewnątrz i nie ukrył się na jakimś gzymsie. Zdawał sobie sprawę, że to dość absurdalne podejrzenie.

                - Oglądam za dużo filmów sensacyjnych klasy B. - zganił się w myślach.

                Pomimo tego wyjrzał przez okno na zewnątrz. Jak można się było spodziewać, nikogo tam nie znalazł. Nie było nawet żadnego gzymsu. Okno znajdowało się w płaskiej ścianie i bez użycia liny nie dałoby się przez nie uciec. Pokój był mocno wychłodzony. Ogrzewanie na okres lockdownu najwyraźniej ograniczono, a zimne powietrze z zewnątrz zrobiło swoje. Matuszewicz zamknął okno i dokładnie sprawdził cały pokój. Łóżko było starannie zaścielone, w szafie było pusto. W łazience nie znalazł żadnego zawilgoconego ręcznika, a na powierzchni umywalki nie było widać nawet najmniejszego śladu osadu, jaki mógłby się pojawić gdyby ktoś w niej umył ręce.  Nawet gdyby ktoś zamieszkujący pokój zorientował się, że zbliża się policyjna kontrola i uciekł na korytarz to nie byłby w stanie na szybko tak dokładnie zatrzeć śladów swojej obecności. Pokój był sterylnie przygotowany na przyjęcie gości, jeśli pominąć tę kawę i gazetę na stoliku.  Policjant jeszcze raz spojrzał na nią i ze zdziwieniem stwierdził, że nosi ona datę 14 stycznia 1974 roku. Mimo upływu tylu lat gazeta wyglądała jak nowa. Nie była pożółkła, wymięta ani w żaden inny sposób naruszona przez czas.

                Matuszewicz zjechał na dół do holu.

                - I co, panie inspektorze? – zapytał recepcjonista.

                - Nie jestem inspektorem, tylko aspirantem. – skorygował Matuszewicz. – Świeciło się w pokoju 406. Jeśli to naprawdę ta wasza sprzątaczka, to powiedzcie jej, żeby się lepiej starała. Nie tylko nie zgasiła światła, ale zostawiła otwarte okno, a na stole niedopita kawę i jakąś starą gazetę.  Światło zgasiłem, a okno zamknąłem.

                Stary recepcjonista zachwiał się i zbladł.

                - W pokoju 406. – powtórzył. – Dziękuję, panie aspirancie. Zwrócę uwagę sprzątaczce.- Tak, goście lubią do nas wracać, nawet po wielu latach. – dodał z niewiadomego powodu.

                Aspirant Matuszewicz zignorował ostatnie zdanie.

                - Życzę spokojnej nocy. Buchała, idziemy. – zwrócił się do posterunkowego.

                W radiowozie zameldował do Komendy, że po sprawdzeniu zawiadomienie o nielegalnym pobycie gości okazało się niesłuszne. Po prostu ktoś z pracowników zapomniał zgasić światło. Pomimo tego, coś w tej sprawie nie pasowało.

                - Ten stary nie wydał ci się jakiś dziwny? – zapytał posterunkowego.

                - Czy ja wiem? Faktycznie, dziwnie gadał. Ale kiedy ktoś, jak on, siedzi całe noce w pustym hotelu to może dostać na głowę.

                Matuszewicz nagle uświadomił sobie, że kiedy wszedł do pokoju 406 poczuł zapach świeżej kawy. Żałował, że wtedy nie dotknął filiżanki żeby sprawdzić temperaturę, ale był przekonany, że musiała być jeszcze gorąca. Wystygła kawa nie mogłaby dawać takiego aromatu.

                - Ciekawe, kiedy  ta sprzątaczka pracowała w pokoju. Chyba nie tuż przed naszym przybyciem? - głośno myślał Matuszewicz. – Raczej za dnia, około południa. A ta kawa pozostawiona na stoliku jeszcze pachniała jak świeżo zaparzona. Czyli wychodzi na to, że to ten recepcjonista był w pokoju 406 około północy, tuż przed naszym przyjazdem.

                - Czy ja wiem? – zastanowił się posterunkowy Buchała. – Kiedy mu powiedzieliśmy, że na górze się świeci wyglądał na naprawdę zdziwionego. Dałbym głowę. Ale co do ludzi łatwo się pomylić, nawet ja się ma takie doświadczenie z różnymi kombinatorami jak my. Może trzeba było go mocniej przycisnąć?

                - Nie było podstaw. –stwierdził Matuszewicz. – Nie znaleźliśmy nielegalnych lokatorów czyli nie było żadnego wykroczenia ani, tym bardziej, przestępstwa. Może ten stary z jakiegoś powodu wybrał się ze starą gazetą na kawę do pokoju na czwartym piętrze, ale to nie nasza sprawa. Co najwyżej mogłoby to obchodzić kierownictwo hotelu, bo płacą mu chyba za to żeby siedział w recepcji, a nie włóczył  się po pokojach. Swoją drogą ciekawe skąd mógł wytrzasnąć taką starą gazetę, która wyglądała jak nowa?

                Do końca patrolu nie poruszali już tej sprawy. Jednak po powrocie do komendy Matuszewicz zapytał oficera dyżurnego czy może dostać dostęp do starego archiwum, jeszcze z czasów Milicji Obywatelskiej.

                - Nie spieszy ci się do domu? – zapytał inspektor. – Chcesz czegoś szukać w związku z jakąś sprawą?

                - W zasadzie nie ma sprawy. Ale chciałbym coś ustalić w związku z jedną dzisiejszą interwencją.

                - Jak ci mało pracy po służbie to idź do tego archiwum. – wzruszył ramionami oficer dyżurny. - Tylko nie narób tam bałaganu, żeby później dało się tam znaleźć co trzeba.

                Matuszewicz  w ulokowanym w piwnicach budynku archiwum odszukał regał zawierający akta z 1974 roku. Wziął do ręki zakurzoną, zawiązaną na tasiemkę grubą teczkę z brunatnego kartonu z napisem „styczeń 1974”. Przerzucił notatki dotyczące zajść po sylwestrze, aż wreszcie dotarł do notatki datowanej na 15 stycznia. Wystukany na maszynie nieporadnie, z licznymi poprawkami, tekst brzmiał:

                „W dniu wczorajszym, w godzinach wieczornych tutejsza Komenda została powiadomiona przez ob. Zwierciaka Jana, lat 42, że na trotłaże  trotuarze leży ciało. W wyniku podjętych czynności operacyjnych ustalono, że ob. Zwierciak Jan mówiąc trotuar miał na myśli chodnik pod hotelem „Grand”. Na miejsce zdarzenia wysłano ekipę dochodzeniową. We wskazanym miejscu znaleziono ciało mężczyzny leżące w zakrwawionym śniegu. Przyjęto hipotezę, że obywatel ten nie żyje i wezwano pogotowie ratunkowe. Lekarz potwierdził śmierć denata. W wewnętrznej kieszeni jego marynarki znaleziono dowód osobisty na nazwisko Kubicki Tadeusz, lat 34, z zawodu artysta plastyk, zam. Sienkiewicza 14. Pomimo obrażeń głowy denata wykazywał on podobieństwo do zdjęcia w w/w dokumencie tożsamości. Ponieważ oględziny zewnętrzne budynku hotelu ujawniły otwarte pomimo mrozu okno na czwartym piętrze przyjęto hipotezę śledczą, że denat wypadł ze wspomnianego okna.

Przesłuchano recepcjonistę hotelu ob. Kaleciaka Stanisława, lat 21, zawód recepcjonista, zam. Matejki 55/12 na okoliczność, czy ob. Kubicki Tadeusz zamieszkiwał w hotelu „Grand” . Ob. Kaleciak Stanisław po sprawdzeniu księgi meldunkowej zeznał, że ob. Kubicki Tadeusz zjawił się w hotelu ok. godz. 22 dnia 14 stycznia i poprosił o pokój nalegając aby był to pokój na wysokim piętrze, co na tym etapie sprawy nie zwróciło uwagi ob. Kaleciaka Stanisława, gdyż zakładał on, że gość chce mieć dobry widok na miasto z okna. Ob. Kaleciak Stanisław poprosił ob. Kubickiego Stanisława o dowód osobisty. Po jego okazaniu zdziwienie ob. Kaleciaka Stanisława wzbudził fakt, że ob. Kubicki Tadeusz zameldowany jest w tutejszym mieście, czyli ma gdzie mieszkać, a hotel jest drogi. Jednakże, mając na uwadze, że hotel w okresie zimowym dysponował wolnymi miejscami, ob. Kaleciak Stanisław zameldował ob. Kubickiego Tadeusza w pokoju nr 406. Z uwagi na to, że ob. Kubicki Tadeusz nie miał ze sobą bagażu, a jedynie gazetę, ob. Kaleciak Stanisław zażądał opłaty za pokój z góry, którą to opłatę ob. Kubicki Tadeusz uiścił i udał się do przydzielonego sobie pokoju. Później ob. Kubicki Tadeusz telefonicznie zamówił do numeru czarną kawę. Ob. Kaleciak Stanisław przekazał zamówienie do hotelowej kawiarni i przestał się interesować sprawą, aż do czasu kiedy przed hotelem powstało jakieś zamieszanie. Ponadto, po okazaniu denata ob. Kaleciak Stanisław dokonał identyfikacji i potwierdził, że jest to ciało ob. Kubickiego Tadeusza.

W wyniku energicznych działań operacyjnych ustalono, że zamówioną kawę do pokoju 406 dostarczyła zatrudniona w tut. hotelu kelnerka ob. Prusak Katarzyna lat 25, zawód kelnerka, zam. Obrońców Pokoju 14/22. Przesłuchana na okoliczność sprawy ob. Prusak Katarzyna zaznała, że po otrzymaniu zlecenia na dostarczenie kawy do pokoju 406 pobrała zamówienie z kawiarni hotelowej i udała się na czwarte piętro gdzie zapukała do drzwi pokoju 406. Otworzył jej mężczyzna, zapewne ob. Kubicki Tadeusz ale tego ob. Prusak Katarzyna z całą pewnością potwierdzić nie może gdyż gość pokoju nie był jej znany z nazwiska. Sprawiał wrażenie spokojnego ale zmartwionego. Był bardzo grzeczny co, niestety, nie zawsze jest regułą w takich sytuacjach. Kelnerka dostarczająca w późnych godzinach wieczornych zamówienie do pokoju zajmowanego przez samotnego mężczyznę spotyka się czasem z nieprzyjemnościami. Jeszcze pół biedy kiedy gość powie, że dziewczyna ma fajne …. (tu ob. Prusak Katarzyna użyła słowa potocznie stosowanego na określenie gruczołów mlecznych). Zdarza się słyszeć gorsze rzeczy. Jednak w nie w tym wypadku. Gość w pokoju 406 był bardzo miły, podziękował za kawę i nawet dał napiwek w wysokości 100 zł. Ob. Prusak Katarzyna była tym zdziwiona, powiedziała, że dostarcza zamówienia w ramach sowich obowiązków i nie trzeba jej za to płacić, a jeśli nawet gość jest tak uprzejmy, że zechce dać napiwek, to 100 zł to jest stanowczo za dużo. On na to odpowiedział, że nie potrzebuje już tych pieniędzy. Ob. Prusak Katarzyna wyraziła żal, że opuściła po tym pokój, bo przecież mogłaby powstrzymać denata przed desperackim krokiem, siłą, perswazją lub innymi metodami, ale przecież nie mogła wiedzieć co on zamierza. Słyszała, że ten biedak nie dopił nawet tej, kawy, którą przyniosła. Na tym przesłuchanie zakończono gdyż ob. Prusak Katarzyna wybuchła płaczem i nie dało się jej uspokoić stosując metody operacyjne.

Następnie ekipa dochodzeniowa udała się pod wskazany w dow. os. denata adres celem powiadomienia rodziny o zdarzeniu. Pod wskazanym adresem zastano ob. Kubicką Marię, lat 56, zawód nauczycielka oraz ob. Kubickiego Leona, lat 58, zawód inżynier, jak ustalono rodziców denata. Po przekazaniu wiadomości o zdarzeniu przesłuchanie ob. Kubickiej Marii było niemożliwe z powodu jej stanu emocjonalnego, natomiast ob. Kubicki Leon zeznał, że syn, ob. Kubicki Tadeusz jako artysta był człowiekiem bardzo wrażliwym, a ponadto od dłuższego czasu znajdował się w depresji w związku z zakończeniem związku z ob. Szostaczkiewicz Alicją, aktorką w tutejszym teatrze, która zerwała z nim zaręczyny. W dniu 14 stycznia ob. Kubicki Tadeusz w wydanej tego dnia gazecie znalazł informację o zawarciu związku małżeńskiego przez ob. Szostaczkiewicz Alicję, co wprawiło go w ponury nastrój. Późnym popołudniem ob. Kubicki Tadeusz opuścił mieszkanie i od tej pory się nie pojawił. ”.

Do notatki dołączone były protokoły przesłuchań Stanisława Kaleciaka, Katarzyny Prusak i Leona Kubickiego oraz protokół sekcji zwłok stwierdzający zgon na skutek upadku ze znacznej wysokości, a także postanowienie prokuratora o umorzeniu sprawy w związku z brakiem dowodów na udział osób trzecich w zdarzeniu.

                Aspirant Matuszewicz odłożył teczkę z aktami na regał i zamyślił się. Wyglądało na to, że recepcjonista Stanisław Kaleciak pracował już  w hotelu „Grand” w dniu 14 stycznia 1974. Wtedy, będąc bardzo młodym człowiekiem był mimowolnym świadkiem samobójstwa gościa z pokoju 406. Okoliczności tej sprawy musiały na nim wywrzeć olbrzymie wrażenie i zapadły mu w pamięć.  Obecnie, w rocznicę tego wydarzenia coś kazało mu przed północą udać się do feralnego pokoju i odtworzyć sytuację sprzed lat. Ciekawe tylko skąd wziął gazetę z tamtego dnia, wyglądająca jak nowa. Musiało tak być. To jedyne wytłumaczenie, bo jest przecież niemożliwe aby ten samobójca wrócił do pokoju 406 po tylu latach.

 

wtorek, 15 grudnia 2020

Pierwsza gwiazdka

 

Pierwsza gwiazdka

                Zapadał zmrok.  Ruch na drodze powoli zamierał. Tylko nieliczne, spóźnione auta  przemykały ulicami, wśród domów, w oknach których świeciły przystrojone choinki.

                - Nie możesz jechać szybciej? –  starsza, siwiejąca  kobieta  zwróciła się do męża trzymającego kierownicę. – Wnuki już pewnie nie mogą się doczekać kiedy siądziemy do stołu. Andrzej  jest głodny, a Dorotka będzie zła, że kolacja stygnie.

                - Dobrze, że w ogóle udało się zapalić to auto. – odpowiedział starszy pan. – Trzeba było się zgodzić kiedy Andrzej proponował, że po nas przyjedzie.

                - No wiesz, jak możesz tak myśleć. Nie dość, że nasz syn  ciężko pracuję, to jeszcze miałby nas wozić w wigilię.

                Na szybę padała mżawka. Stare pióra wycieraczek z trudem usuwały wodę, pozostawiając smugi, w miejscach gdzie guma była wystrzępiona.

                - Też chciałbym już u nich być. Ale ten deszcz zamarza na asfalcie, a my mamy stare opony.

                - Trzeba było kupić nowe.

                - Pewnie, że trzeba było. Tylko za co? Ledwo nam starcza na lekarstwa. A nowy komplet kosztuje więcej niż to auto jest warte.

                Na szybie zaczęła od wewnątrz osadzać się mgiełka. Kierowca przesunął do oporu dźwigienkę nawiewu powietrza. Rozległ się głośny szum dmuchawy.

                - Zimno. – poskarżyła się kobieta. – Musisz nastawiać taki mocny nawiew kiedy ogrzewanie nie działa?

                - Muszę coś widzieć.

                - Powinniśmy sobie sprawić nowe auto.

                - Powinniśmy. Tylko za co? W tym miesiącu wszystko poszło na prezenty.

                - Przynajmniej dzieci się ucieszą.

                - Pewnie, że się ucieszą. Ale my znowu jesteśmy na debecie.

                - Święta są raz do roku.

                - Wiem. Przecież nie narzekam. Krzyś się ucieszy z klocków lego. Tylko, że w tej sytuacji nie ma co marzyć o wymianie auta.

                - A gdyby tak wziąć kredyt?

                - W naszym wieku żaden bank nam nie da kredytu bez zabezpieczenia. Dzieci musiałyby dać poręczenie. A przecież dosyć maja zmartwień ze swoimi kredytami, żeby im jeszcze dokładać naszych.

                - Może byśmy kupili przynajmniej jakieś używane?

                - Na tym trzeba się znać. Kupisz coś, a za chwilę się okaże, ze trzeba wydać masę pieniędzy na jakąś naprawę. Już wolę to, bo przynajmniej wiemy co mu dolega.

                - Wiesz co? W gruncie rzeczy żal by mi było się go pozbywać. Tyle lat nam wiernie służyło. Ile to już? Dziewiętnaście? Dwadzieścia?

                - Dwadzieścia jeden. Przykro byłoby oddawać go na złom.

                - A pamiętasz jak się cieszyliśmy kiedyśmy go odbierali z salonu? Do dziś czuję ten zapach nowego auta.

                - A później pojechaliśmy z Andrzejkiem do Bułgarii. Dzielnie sobie radziło po drodze w tych rumuńskich Karpatach. 

                - Piękne były czasy. Auto było nowe, a my młodsi.

                Na niebie, wprost przed maską auta pojawiła się pierwsza gwiazdka. Starszy pan prowadził samochód widząc ją pośrodku przedniej szyby. Nagle auto wpadło w poślizg na oblodzonej jezdni. Gwiazda przesunęła się w bok, później,  gdy kierowca odbił kierownicą, powróciła na środek szyby, a po chwili zniknęła za bocznym słupkiem po przeciwnej stronie.  Zapadła cisza.

                Ze starym autem zaczęło się dziać coś dziwnego. Z błotników zniknęły plamy rdzy, a całą karoserię pokrył błyszczący, błękitny lakier. Sylwetka wozu obniżyła się, maska wydłużyła, z tyłu pojawiły się dwie niklowane rury wydechowe, a z przodu, pomiędzy reflektorami o śmiałym kształcie zalśnił elegancki wlot powietrza. Zniknął gdzieś dach i stary, sfatygowany sedan   zamienił się w sportowy, dwuosobowy kabriolet.  Podobnej przemianie uległa para pasażerów. Włosy kobiety nie były już siwiejące lecz czarne, błyszczące i długie.  Z jej twarzy zniknęły zmarszczki, a oczy rozbłysły blaskiem. Nie miała już na sobie podniszczonego płaszcza lecz elegancki kostium.  Kierujący autem mężczyzna wyprostował się, jego ramiona na nowo nabrały mocy, a twarz wygładziła się. Oboje spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się szeroko ukazując zdrowe, białe zęby.

                Kobieta pochyliła się i oparła głowę o ramię mężczyzny. On zdecydowanym ruchem wrzucił bieg. Sześciocylindrowy silnik kabrioletu wydal miły dla ucha, drapieżny pomruk i auto pomknęło przed siebie wprost ku pierwszej gwiazdce, która nagle zalśniła jak śródziemnomorskie, letnie słońce.