UBRANIE ULRIKE
Marko
cenił swoją pracę chociaż była
specyficzna i sezonowa. Obsługiwał bar przy plaży położony na terenie
nadmorskiego kempingu, który funkcjonował od początku maja do końca września.
Zdołał jednak tak zorganizować sobie życie, że miał zajęcie przez cały rok.
Jesienią, po zamknięciu baru, najmował się do zbioru oliwek i winogron, a zimą
przenosił się w Alpy słoweńskie, gdzie zatrudniał się na sezon jako kelner w
kurorcie narciarskim. Miał nadzieję, że wkrótce zmieni tryb życia na bardziej
ustabilizowany, bo planował otwarcie własnej restauracji i oszczędzał na ten
cel pieniądze. Praca na kempingu w tym pomagała, gdyż bar oferował głównie piwo
po szesnaście kuna i wino po siedemnaście.
Goście w większości płacili za drinka dwadzieścia kuna i nie oczekiwali
reszty. W ten sposób Marko był w stanie
uzbierać niezłą sumkę z napiwków, co było przedmiotem zazdrości innych
pracowników kempingu, którzy takich możliwości nie mieli.
Specyfika
pracy polegała na tym, że kemping przeznaczony był dla naturystów. Możliwość oglądania
rozebranych klientek w godzinach pracy nie była niczym strasznym ale problem
wynikał z reguł narzuconych przez kierownictwo kempingu, które bardzo dbało o
to, aby goście mogli czuć się swobodnie. Cały personel miał obowiązek zachowywać się przyjaźnie, ale
narzucanie się i wszelkie próby nawiązania bliższych znajomości były stanowczo
zabronione. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Marko nauczył się traktować
nagie klientki baru z profesjonalną uprzejmością, co było o tyle ułatwione, że
one podchodziły do swojego braku stroju z zupełną obojętnością, ani nie
okazując zawstydzenia, ani nie prowokując. Po kilku latach pracy w głowie
Marka, na zasadzie odruchu warunkowego, wytworzył się swoisty podział.
Rozebrane kobiety traktował z zawodowym dystansem, a wszelkie próby
nawiązywanie bliższych relacji ograniczał jedynie do dziewczyn ubranych. W
sumie wszystko nieźle funkcjonowało przez kilka lat. Do czasu gdy zobaczył
Ulrike.
Zjawiła się na
kempingu z rodzicami we wrześniu, gdy sezon miał się ku końcowi. Była chyba
studentką, skoro o tej porze roku nie musiała iść do szkoły, ale raczej
zaczynała dopiero studia, gdyż jeździła jeszcze na wakacje z rodziną, a nie z przyjaciółmi. Marko poznał imię
dziewczyny gdy matka coś do niej zawołała. Cała rodzina codziennie po zejściu z
plaży zjawiała się w barze na pół godziny przed jego zamknięciem. Kobiety
zamawiały wino z colą, a ojciec piwo. Mężczyzna uprawiał kiedyś sport, o czym
świadczyły silne mięśnie ramion, ale było to dawno, na co wskazywał pokaźny
brzuch. Jego żona była imponującą
blondyną o ostentacyjnie kobiecych kształtach. Każde prehistoryczne plemię
byłoby skłonne uznać ją za boginię płodności. Pomiędzy Ulrike a jej matką były
dwie różnice: dwadzieścia pięć lat i piętnaście kilo, przy czym tych
brakujących kilogramów brakowało dokładnie tam, gdzie ich powinno brakować.
Jednak to nie idealna figura Ulrike była problemem Marka. Gdyby miał się zakochiwać
w każdej dobrze zbudowanej klientce baru, to dawno musiałby zmienić pracę.
Urzekły go jej oczy, błękitne, o lekko opadających kącikach, co nadawało jej
twarzy wyraz melancholijnego smutku, a dla Marka było oznaką dobroci i
łagodności. Kiedy tylko ją ujrzał, zaczął marzyć o tym aby poznać ją bliżej. Niestety,
na przeszkodzie stało to, że Ulrike była naga, a on mógł zaprzyjaźniać się
tylko z ubranymi. Od pierwszego wejrzenia zapragnął zobaczyć ją w ubraniu.
Początkowo
swoje nadzieje opierał na tym, że dziewczyna spali się na słońcu. Bladzi
turyści z północnej Europy pierwszego dnia pobytu nad Adriatykiem często
nadużywali słońca i aby chronić zaczerwienioną, poparzoną skórę zmuszeni byli
coś na siebie wkładać. Marko liczył, że na drugi dzień Ulrike narzuci chociaż jakąś
koszulkę na ramiona. Niestety, dziewczyna umiała posługiwać się olejkiem z
filtrem.
Marko,
rzucając dyskretne spojrzenia na Ulrike siedzącą z rodzicami przy barowym
stoliku, zaczął sobie wyobrażać ją w ubraniu. Na początek ujrzał ją w
myślach odzianą w bikini. Stopniowo
pozwalał sobie na coraz więcej. Wyobraził ją sobie w czarnym jednoczęściowym
kostiumie kąpielowym, a później w czerwonej, wieczorowej sukience z dekoltem. Na koniec, kiedy puściły mu już wszelkie
hamulce, pozwolił sobie ujrzeć ją w wyobraźni ubraną w zimowy, wełniany płaszcz.
W takich chwilach zapomnienia, już, już, miał do nie zagadać i nawiązać serdeczną
relację, ale powrót do rzeczywistości był za każdym razem bolesny, bo Ulrike,
ta realna, a nie ta z marzeń, wciąż była goła i niedostępna.
Drobny
przebłysk nadziei pojawił się kiedy dziewczyna podeszła raz do baru aby zamówić
kolejne piwo dla ojca. Napełniając szklankę Marko zapytał:
- Skąd jesteś?
To mieściło
się w regułach obowiązujących pracowników kempingu. Było nawet zalecane, bo
budowało przyjazne relacje z gośćmi. Niektórzy klienci po takim zagajeniu
wdawali się w rozmowę z barmanem, a później zamieniali kilka sympatycznych zdań
przy każdym kolejnym zamówieniu. Niestety, Ulrike odpowiedziała z uśmiechem:
- Z Niemiec.
I tylko tyle.
Marko, jako profesjonalista, wyczuł, że dziewczyna nie ma ochoty na dłuższą
pogawędkę.
Opracował w
myślach inny plan. Ponieważ rodzina Ulrike zjawiała się codziennie w barze tuż
przed zamknięciem, Marko postanowił, że któregoś dnia pójdzie za nimi, kiedy
już wypiją swoje drinki i opuszczą lokal. Z całego serca pragnął dowiedzieć się
czegoś więcej o Ulrike, chociażby tego gdzie obozuje na kempingu i jakim
samochodem przyjechała.
Następnego
dnia zawczasu przygotował bar do szybkiego zamknięcia. Szczęście tym razem mu
dopisało. Ulrike z rodzicami wstali od stolika w odpowiednim momencie, tak że
Marko mógł ruszyć kilkadziesiąt metrów za nimi. Co więcej, poszli we właściwą
stronę. Pracownicy kempingu mieli zakaz chodzenia bez potrzeby po jego terenie,
gdyż zdaniem kierownictwa mogło to gościom zakłócać spokój i komfort
wypoczynku. Na szczęście okazało się, że obozowisko rodziny Ulrike leżało w
pobliżu trasy do wyjścia z kempingu, którą Marko i tak musiał pokonać. W rezultacie
dowiedział się chociaż tyle, że Ulrike przyjechała kamperem na frankfurckich
numerach, który został ustawiony przy głównej alejce, pośród szpaleru z
oleandrów.
Skoro już
wiedział gdzie dziewczyna obozuje, w jego głowie zrodził się kolejny, sprytny
plan. Poranki w połowie września były już chłodne. Zanim słońce wyszło spoza
górującego nad kempingiem wzgórza porośniętego piniami, wiejąca od morza bryza
powodowała, że było raczej rześko. W rezultacie wielu naturystów o poranku
chodziło w szlafrokach, dresach lub przynajmniej w bawełnianych koszulkach.
Marko postanowił, że pod pozorem posprzątania baru przed otwarciem przyjdzie do
pracy wcześniej i przejdzie obok kampera dziewczyny swoich marzeń. Szczęście
dopisało mu tym razem w takim sensie, że spotkał Ulrike wracającą spod
prysznica. Niestety, okazało się dziewczyna jest zahartowana, bo szła nago, jeśli
nie liczyć przewieszonego przez ramię ręcznika. Krople wody padające z
zaczesanych, mokrych włosów perliły się na jej opalonej skórze w świetle wschodzącego
słońca.
Po tym
niepowodzeniu Marko zrozumiał, że ma już tylko jedną szansę. Wielu gości
kempingu wieczorami ubierało się i szło do położonego po sąsiedzku miasteczka
aby zjeść kolację w restauracji, kupić pamiątki lub po prostu pospacerować po
zabytkowych, urokliwych zaułkach. Przez kilka kolejnych wieczorów, po pracy,
Marko całymi godzinami szybkim krokiem przemierzał uliczki miasteczka w
nadziei, że spotka ubraną Ulrike. Krążył pomiędzy straganami z pamiątkami,
zaglądał do letnich ogródków restauracji, kręcił się pośród tłumu turystów w
porcie. Wszystko na nic. Ulrike się nie pojawiła.
Marko z dnia
na dzień popadał w depresję. Kemping powoli pustoszał, słońce bladło. Któregoś
dnia rodzina Ulrike nie zjawiła się o zwykłej porze w barze, a Marko wracając
po jego zamknięciu zobaczył, że miejsce pośród oleandrów, gdzie stał kamper
Ulrike, jest puste. Wiedział, że taki dzień kiedyś nadejdzie ale pomimo tego
niemal się załamał. Zrozumiał, że jedno co mu pozostało to liczyć, że
dziewczyna przyjedzie znów za rok. Była to jednak słaba nadzieja. Po pierwsze,
nie wiadomo czy jej rodzice zdecydują się spędzać urlop w tym samym miejscu. Po
drugie, nie wiadomo czy w przyszłym roku Ulrike będzie chciała przyjechać z
nimi. A nawet gdyby przyjechał, to trudno było liczyć na to, że podczas pobytu
coś na siebie włoży, skoro w tym roku tego nie zrobiła.
Dni jakie pozostały
do zamknięcia kempingu przeżył jak w letargu. Zazwyczaj, każdego roku, kilka
dni o zakończeniu sezonu spędzał na zabawie z przyjaciółmi. Tym razem nie miał
ochoty, gdyż tęsknota za Ulrike odebrała mu chęć do życia.
Olśnienie
przyszło nagle. Zdał sobie sprawę, że jest dwudziesty pierwszy wiek i skoro nie
udało się zobaczyć ubranej Ulrike w realu, to jest jeszcze szansa aby zobaczyć
ją chociaż w internecie. Zamknął się w domu z laptopem. Wszystko co wiedział o
dziewczynie, to że ma na imię Ulrike, i że jest z Frankfurtu. Wobec tego wpisał
w przeglądarkę „Ulrike Frankfurt”. Niestety, spotkał go zawód. Na ekranie
pojawiło się mnóstwo linków do stron
internetowych należących do pochodzących z Frankfurtu kobiet o imieniu Ulrike,
ale były to dentystki, lekarki, architektki i inne profesjonalistki. Zrozumiał,
że w tak prosty sposób swojej Ulrike nie znajdzie. Zmienił wobec tego metodę.
Zaczął surfować po portalach społecznościowych, które umożliwiały wyszukiwanie
znajomych z zastosowaniem kryteriów takich jak imię i miejsce zamieszkania.
Okazało się, że profili dziewcząt o imieniu Ulrike z Frankfurtu jest całe mnóstwo.
Marko po kolei je odwiedzał poszukując zdjęcia znajomej twarzy. Praca byłą
mozolna ale nadzieja zobaczenia na zdjęciach ubranej Ulrike nie pozwalała mu
przerwać. Otwierając i zamykając kolejne strony marzył o tym, co może znaleźć
na jej profilu gdy wreszcie na niego natrafi. Może Ulrike zamieściła zdjęcia z jakiejś wycieczki, na której była w
dżinsach i sportowej kurteczce? A może opublikowała fotkę z jakiejś imprezy, na
którą wybrała się w sukience mini?
Bez jedzenia,
żywiąc się tylko mocną kawą spędzał kolejne godziny przed ekranem. Znalazł to
czego szukał drugiej nocy o trzeciej rano, kiedy oczy piekły go już z
niewyspania, a kłujący zarost pokrywał brodę. Kiedy mechanicznie zamknął profil
kolejnej dziewczyny i otworzył następny serce zabiło mu jak szalone. Obok tekstu zobaczył znajomą twarz z
opadającymi kącikami oczu. Nie posiadał się ze szczęścia, ale postanowił celebrować
tę chwilę, nie wchodzić dalej na profil byle jak, ale zrobić to w sposób, na
jaki Ulrike zasługiwała. Wstał od komputera, umył się, ogolił, założył białą,
wyprasowaną koszulę. Nalał sobie kieliszek czerwonego wina i dopiero wtedy drżącym
z podniecenia palcem wskazującym kliknął klawisz „Enter”.
Ulrike na
swoim profilu chwaliła się, że jest naturystką i zamieściła wyłącznie nagie
zdjęcia z ostatnich wakacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz