Sztuczna sztuka
W
domu malarza Alaina Couberta panował nienaganny porządek, który nie pasował do
potocznych wyobrażeń na temat artystycznej bohemy. Ślady tragedii znajdowały
się jedynie w przylegającej do budynku pracowni, ulokowanej w dużej przybudówce
z częściowo przeszklonym dachem. W oczy
rzucał się przede wszystkim leżący na środku posadzki spalony obraz. Pozostały z niego jedynie zwęglone resztki
ramy o wymiarach mniej więcej metr na półtorej i niewielkie fragmenty niedopalonego
płótna. Resztki farby, jakie na nim pozostały, były kompletnie sczerniałe i
wszystko wskazywało na to, że nawet badania laboratoryjne przy użyciu
najnowszych technik nie będą w stanie ujawnić treści zniszczonego dzieła. Pod
jedną ze ścian stała zdewastowana maszyna na pierwszy rzut oka przypominająca
robota stosowanego na zautomatyzowanych liniach produkcyjnych aut lub
telewizorów. Posiadała zakończone chwytakami manipulatory w postaci
przegubowych ramion, a także jakąś niewielką instalację chemiczną składająca
się z licznych zbiorniczków, mieszadeł i łączących je przewodów. Wszystko to
było w sposób brutalny potłuczone i pogięte. Można było się domyślać, że dzieła
zniszczenia dokonano przy użyciu ciężkiego młotka leżącego obok potłuczonego
urządzenia. Maszyna była sterowana numerycznie poprzez podłączony do niej
laptop. Nie było jednak szans na odzyskanie oprogramowania, co mogłoby pomóc w
ustaleniu przeznaczenia całej instalacji. Ktoś, kto dokonał dzieła zniszczenia
nie zadowolił się wykasowaniem ani sformatowaniem twardego dysku. Widać słyszał o
osiągnięciach firm wyspecjalizowanych w odzyskiwaniu danych. Dla pewności wyjął
dysk i potraktował go młotkiem tak jak resztę sprzętu.
Inspektor
Gilbert miał złe przeczucia. W swojej karierze prowadził już wiele śledztw, ale
zazwyczaj motywy przestępców były banalne: chciwość, zazdrość czasem nienawiść
lub po prostu strach. W tym przypadku
intuicja podpowiadała mu, że w grę mogą wchodzić nie prymitywne namiętności, a
bardziej wyrafinowane przesłanki trudne do uchwycenia w ramach policyjnych
procedur. Wkrótce miało się jednak okazać, że się mylił, gdyż światło na sprawę
rzuciły już wyjaśnienia pierwszego świadka.
Policjant
z miejscowego posterunku wprowadził właśnie do sali szczupłą kobietę. W
pierwszej chwili robiła wrażenie osoby
młodej gdyż na głowie miała spięte w jeden ogon rude dredy, a w nosie, brwiach
i uszach liczne kolczyki. Po dokładniejszym przyjrzeniu się można było jednak
dojść do wniosku, że czterdzieste urodziny świętowała już jakiś czas temu.
-
Sophie Fournier, panie inspektorze – policjant przedstawił osobę, którą
sprowadził przed oblicze zwierzchnika. – To ona znalazła pana Couberta.
-
Dziękuję. – inspektor odprawił posterunkowego. – Niech pani spocznie, madame. –
wskazał kobiecie krzesło.
-
Mademoiselle, jeśli chodzi o ścisłość. – skorygowała – W obecnych czasach to
bez znaczenia ale w kontaktach z policją trzeba być precyzyjnym. Nie chcę się
narazić na zarzuty o składanie fałszywych zeznań. – dodała z kokieteryjnym
uśmiechem.
-
Policji nie interesuje pani stan cywilny. – stwierdził Gilbert. – Chciałbym
natomiast wiedzieć co łączyło panią z panem Coubert.
-
Byłam … - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa – jego przyjaciółką. Bardzo
bliską przyjaciółką. Poznaliśmy się jeszcze na studiach w Akademii. Przez
pewien czas byliśmy nawet parą ale nasz związek się rozpadł. Ani on ani ja nie
należymy do, powiedzmy, domatorów. Wspólne życie nam nie wyszło ale na zawsze
pozostał mi bliski. Czasem wydawało mi się, że jestem jedyną osobą, której leży
na sercu jego dobro. Inni go tylko wykorzystywali.
Kobieta
była opanowana ale inspektor zauważył, że jej oczy są zaczerwienione jakby
przed chwilą płakała. Widać sprawa dotknęła ją bardziej niż chciała to okazać.
Musiał przyznać przed sobą samym, że jej oryginalna uroda i pełna uroku
osobowość robią na nim wrażenie. Mimo woli traktował ją łagodniej niż świadków
w innych sprawach.
-
Nie chciałbym zbyt brutalnie wchodzić w pani prywatne relacje ze zmarłym, ale
powinienem wiedzieć o wszystkim co może pomóc w wyjaśnieniu tej sprawy.
-
Oczywiście. – zgodziła się. – Poza tym, jak mi się wydaje, wyjaśnienie jest
dość proste.
-
Wobec tego proszę mi je przedstawić. – powiedział nieco zaskoczony Gilbert.
-
Alain wybrał własną, oryginalną drogę artystyczną.- zaczęła opowieść Sophie. –
Większość artystów malarzy, w tym ja, niezależnie od tego czy uprawiają
malarstwo tradycyjne czy abstrakcyjne, stosuje tradycyjne techniki, to znaczy
nakłada farby na płótno przy życiu pędzla. Natomiast Alain od początku
zafascynowany był technikami komputerowymi, mimo że w okresie naszych studiów
na Akademii były one jeszcze na prymitywnym poziomie. Graficy komputerowi
tworzą dzieła całkowicie cyfrowe, to znaczy przy użyciu specjalnego
oprogramowania kreują obraz zapisany w formie
pliku komputerowego, który może być wydrukowany przy użyciu metod
poligraficznych. Alain znalazł trzecią, pośrednią drogę. Jego obsesją było
zbudowanie sterowanej komputerem maszyny, która malowałaby pędzlem na płótnie.
To jego ostatnie osiągnięcie w tej dziedzinie. – wskazała na zniszczoną
maszynę. – Wczesne wersje były raczej nieudane. Bazgrały jak przedszkolaki.
Jednak trzeba przyznać, że po latach wytrwałej pracy doszedł niemal do
perfekcji. W pierwszej kolejności udało mu się zbudować doskonałą maszynę do
kopiowania dzieł uznanych mistrzów. To urządzenie najpierw, milimetr po
milimetrze, dokładnie skanowało obraz. Przede wszystkim badało spektrometrem
skład chemiczny farby w danym punkcie. Oprócz tego przy pomocy laserowego
dalmierza odtwarzało przestrzenną strukturę powierzchni, czyli mówiąc prosto,
ślady po poszczególnych pociągnięciach pędzla. Alain, po wielu latach prób i
błędów, opracował algorytm, który na podstawie skanu przygotowywał farbę o
odpowiednim składzie i kolorze, a następnie przy pomocy mechanicznego pędzla
nanosił ją na płótno ruchami dokładnie takimi jak zrobił to autor oryginału. Kopie wychodziły identyczne, nie do
odróżnienia nawet przez najlepszej klasy znawców malarstwa. Dzięki temu Alain
doszedł do pierwszych poważniejszych pieniędzy.
-
Sprzedawał te kopie jako oryginały? – zaniepokoił się inspektor.
-
Nie, w żadnym wypadku. Chociaż mógłby. Ta maszyna była w stanie równie
precyzyjnie skopiować podpis mistrza, jak resztę obrazu. Jednak Alain zawsze uczciwie
sygnował je własnym nazwiskiem jako kopista.
-
Ludzie to kupowali? – zdziwił się Gilbert. – W jakim celu?
-
Na przykład liczne akademie sztuki korzystały z tych doskonałych kopii do
zaznajamiania studentów z technikami uznanych mistrzów. Ale przede wszystkim
jest wielu miłośników malarstwa, których nie stać aby płacić miliony za
oryginalne arcydzieła. Świadomość, że to
kopia nie odbiera im przyjemności z cieszenia się ich pięknem we własnym domu skoro poza podpisem nie widać różnicy.
Inspektor
Gilbert skinieniem głowy przyznał, że jest w stanie to zrozumieć. Stał od lat
uczciwie na straży prawa, ale miał sceptyczny stosunek do ludzi, których stać
na zapłacenie stu milionów za obraz formatu A4.
-
Alain wkrótce poszedł dalej. – podjęła opowieść Sophie. – Stworzył
oprogramowanie, które po analizie licznych obrazów danego artysty potrafiło doskonale
naśladować jego technikę i styl. Należało tylko zadać temat, kompozycję i dobór
kolorów, a maszyna malowała całość jak dawny mistrz. W ten sposób powstało
wiele obrazów nigdy nie namalowanych przez słynnych malarzy, namalowanych
dokładnie tak, jakby je namalowali, gdyby je namalowali. Na przykład Claude
Monet namalował, bodajże 20 razy, katedrę w Rouen w tym samym kształcie lecz w
różnej kolorystyce. Raz była w świetle
letniego południa, innym razem w zimowy poranek i tak dalej. Dla maszyny Alaina
nie było problemu z namalowaniem kolejnych zadanych przez niego wersji, na
przykład widoku katedry w mgliste listopadowe popołudnie. Albo weźmy Van Gogha.
Każdy wie jak namalował słoneczniki. A dzięki urządzeniu Alaina mogliśmy się
dowiedzieć jak wyglądają namalowane przez mistrza Vincenta maki.
Kobieta
na chwilę zamyśliła się.
-
Uprzedzając pańskie kolejne pytanie, inspektorze, muszę przyznać że w tym wypadku
nie mam całkowitej pewności czy któreś z tych dzieł nie zostało sprzedane jako
sensacyjnie odkryte, nieznane dotychczas dzieło nieżyjącego artysty. Było ostatnio
kilka podobnych przypadków. Weźmy takiego Renoira. On namalował kilka tysięcy
obrazów i nie ma ich pełnego spisu. A w ostatnich latach pojawiło się kilka nowych, podobno
odkrytych na jakimś strychu, czy gdzieś. Eksperci potwierdzili ich
autentyczność.
-
Przecież, poza oceną stylu i sposobu malowania, są jakieś techniczne metody
sprawdzania autentyczności obrazów. – powiedział nieco zszokowany inspektor. –
Badanie wieku drewna ramy, czy coś w tym rodzaju…
-
Jak na przedstawiciela prawa jest pan wzruszająco naiwny, inspektorze. – odrzekła
malarka. – Jest mnóstwo bezwartościowych bohomazów z XIX wieku, które można
kupić za grosze na pchlim targu. Wystarczy zdrapać farbę i namalować nowego
Renoira, a wszystkie analizy wyjdą jak trzeba. I co w tym złego? Jeśli ludzkość
czerpie radość z piękna kolejnego arcydzieła mistrza, a światowe dziedzictwo
kulturalne się poszerza to ja nie widzę powodów aby to potępiać.
Gilbert
powstrzymał się od komentarza.
- W ostatnich
latach Alainem zawładnęła nowa obsesja. - Sophie podjęła opowieść. – Postawił sobie
za cel stworzenie sztucznej sztuki. To odpowiednik sztucznej inteligencji. Tam
chodzi o napisanie oprogramowania myślącego logicznie i kreatywnie tak jak
człowiek. Natomiast Alain chciał opracować program zdolny do samodzielnego tworzenia obrazów. O
ile poprzednio musiał sam wymyślić temat i kompozycję dzieła, a maszyna jedynie
nanosiła jego pomysł na płótno w określonej technice, to teraz chodziło o to
aby komputer samodzielnie wygenerował pomysł na obraz. I tu Alain natrafił na
problem. Nawet u ludzi kreatywność trudno zaprogramować. Przebłysk geniuszu
artysty przychodzi nie wiadomo skąd. Są tacy, którzy w życiu niczego
oryginalnego nie stworzą, a u innych genialne pomysły pojawiają się nie wiadomo
skąd. Alain w ostatnich latach odciął się od świata i zapamiętał w pracy. Jednak długo nie osiągał efektów. Komputer
malował same knoty. Dopiero w ostatnim czasie Alain pochwalił się, że osiągnął
spory postęp. Był podekscytowany i oczekiwał, że jego praca wreszcie przyniesie
efekt. Obraz będący owocem sztucznej sztuki miał powstać lada dzień.
Niepokoiłam się o niego bo w ferworze pracy zaniedbywał się. Przyszłam dziś aby
dopilnować żeby coś zjadł. Niestety, zastałam co zastałam.
- Rozumiem. –
powiedział inspektor. – Myśli pani, że spotkał go kolejny zawód i w rezultacie
spalił obraz, zniszczył maszynę, a na koniec się zabił?
- Nie –
powiedziała kobieta. – Niepowodzenia spotykały go już wielokrotnie i nigdy tak
nie reagował. Myślę, że tym razem się udało. Maszyna namalowała arcydzieło. Nie
wiem co to było i nigdy się już nie dowiemy. Być może powstał portret kobiety
tak pięknej, że Alain od razu się w niej zakochał i popadł w rozpacz, że nie będzie mógł z nią
spędzić reszty życia. Może namalowany został obraz genialny ale tak przerażający,
że po zobaczeniu go żyć się już nie dało. Jednak osobiście myślę, że komputer
stworzył arcydzieło tak doskonałe, że Alain doszedł do wniosku, że żaden ludzki
twórca temu nie dorówna i wobec tego nie ma po co dłużej żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz