Last minute
To nie mogło
się wydarzyć, a jednak się wydarzyło. Nie da się tego wytłumaczyć w racjonalny
sposób. Ale opowiem po kolei.
Od kilku lat
wybieramy się z żoną na urlop w listopadzie. Jedyne co ten miesiąc ma dobrego
do zaoferowania to chwila zadumy i refleksji na Wszystkich Świętych. Kiedy już
zgasną łuny świateł nad cmentarzami zostaje tylko to co najgorsze. Krótkie dni, ciemne wieczory, deszcze,
mżawki, przenikliwie zimne wiatry, smętne drzewa bez liści, ponure krajobrazy
pod szarym niebem, jednym słowem czarna rozpacz. Dobrze jest w taki czas
przypomnieć sobie lato wybierając się na południe. W kurortach nie ma już
tłoku, a zwłaszcza rozwrzeszczanych dzieci, słońce w sam raz – grzeje ale nie parzy, a do tego
można zaoszczędzić dzień urlopu dzięki Świętu Niepodległości. No i nie ma co
ukrywać, że niższe ceny też grają rolę. W końcu nie każdy jest milionerem, dla
którego tysiąc w tę czy we w tę nie ma znaczenia.
Dokonaliśmy
rezerwacji odpowiednio wcześniej, z początkiem miesiąca objechaliśmy cmentarze,
a kilka dni później zameldowaliśmy się z bagażami na lotnisku. Odszukaliśmy
pilota, który trzymając plakietkę z logo biura podróży zbierał uczestników
wycieczki. Przywitaliśmy się i podaliśmy nazwisko. Mężczyzna przez chwilę
studiował spis uczestników.
-
Przepraszam, ale nie ma państwa na liście. – oświadczył na koniec.
- Niech pan
jeszcze raz sprawdzi. – poprosiłem – Proszę spojrzeć, tu mam zlecenie przelewu,
na którym jest numer tej wycieczki. – pokazałem dokument na ekranie telefonu.
- Dziwne. –
przyznał pilot. – Rzeczywiście wpłata wygląda na dokonaną, ale w spisie państwa
nie ma. Czy nie odwołaliście wyjazdu? Powiedziano mi, że dwie osoby
zrezygnowały w ostatniej chwili. Te zwolnione miejsca biuro sprzedało w ofercie
last minute, więc mamy komplet.
- Co nam pan
opowiada. – zdenerwował się żona. – Nie złożyliśmy żadnej rezygnacji.
Zakupiliśmy wycieczkę, dokonaliśmy wpłaty i chcemy jechać na urlop.
-
Przepraszam, ale ja nic nie mogę poradzić. – tłumaczył się pilot. – Ja dostałem
listę uczestników i moim zadaniem jest zadbać o to aby mieli udany wyjazd. Nie zajmuję się sprzedażą wycieczek.
- To co my mamy zrobić? Zapłaciliśmy, wzięliśmy
urlop, jechaliśmy kawał drogi na lotnisko, a pan nam mówi, że nie ma dla nas
miejsca.
- Ja naprawdę
nie mam na to wpływu. Za chwilę muszę iść z grupą do odprawy bo samolot
niedługo startuje. Niech państwo spróbują wyjaśnić sprawę w biurze podróży. Tu
na lotnisku jest oddział.
- I co to da
skoro pan mówi, że ma pełną grupę, a samolot za chwilę startuje?
- Skoro
zaszło jakieś nieporozumienie to może biuro znajdzie jakiś zastępczy wyjazd. O
tej porze roku często są wolne miejsca. Może uda się państwa dokooptować do
jakiejś grupy wylatującej w podobne miejsce. W najgorszym razie trzeba będzie
zaczekać dzień czy dwa w hotelu. Biuro wszystko zorganizuje.
Nie wiem czy
on wierzył w to co mówił, czy tylko chciał nas spławić, ale wyglądało na to, że
nie mamy innego wyjścia. Żona chciała się jeszcze kłócić ale ją powstrzymałem.
- Daj
spokój. To nie ma sensu. Facet naprawdę nic nie może poradzić. Przecież nie
wyrzuci nikogo samolotu. Ludzie zapłacili tak jak my, tylko nie mieli takiego
pecha. Poczekaj tutaj, przypilnuj bagaży, a ja pójdę do tego biura i zobaczę co
da się zrobić.
Przeszedłem
długim korytarzem przez pół lotniska aż znalazłem ten oddział biura. Trudno to
zresztą nazwać oddziałem bo był to jedynie pulpit z logo stojący w rzędzie
podobnych sobie, za którym urzędowała dziewczyna w kostiumiku, białej bluzce i
apaszce w barwach firmy. Przedstawiłem się, wyjaśniłem sytuację starając się
zachować spokój, o ile to możliwe w takich okolicznościach, a na koniec
wyraziłem nadzieję, że nieporozumienie się wyjaśni.
Dziewczyna
przez jakiś czas szukała potrzebnych informacji w komputerze. Na koniec
oświadczyła:
- Ale
państwo przecież przedwczoraj złożyli rezygnację. My już przelaliśmy zwrot
wpłaty, potrącając oczywiście zgodnie z regulaminem karę za odwołanie wyjazdu
na krótko przed wylotem.
- To
niemożliwe. Nie składaliśmy żadnej rezygnacji. To chyba jakiś głupi żart. Jaką
drogą to do was trafiło?
-
Telefonicznie. – odpowiedziała. – Ktoś zadzwonił, podał wymagane dane
identyfikacyjne, numer wycieczki, PESELe uczestników itd…. Nagrywamy takie
rozmowy. Mogę panu odtworzyć.
- Bardzo
proszę. – powiedziałem ze złością. – Ciekaw jestem kogo się trzymają takie idiotyczne
dowcipy.
Dziewczyna
przez chwilę szukała nagrania w systemie, a ja w tym czasie zastanawiałem się
czyja to sprawka. To musiał być ktoś z bliskich, ale nie przychodziło mi do
głowy kto i skąd mógł znać te wszystkie dane.
Nareszcie
udało się znaleźć nagranie. Usłyszałem głos mojego taty, który podał nazwiska
moje i żony, nasze PESELe, termin wyjazdu, a na koniec złożył rezygnację. Byłem tak wstrząśnięty, że
nawet nie próbowałem rozmawiać o jakiejś zastępczej wycieczce. Odszedłem nie
mówiąc pracownicy biura do widzenia. Idąc wolno przez hol lotniska
zastanawiałem się jak wytłumaczyć żonie to co zaszło. Kiedy znalazłem ją
siedzącą przy naszych bagażach ze smutną miną patrzyła przez panoramiczną szybę
na startujący samolot z logo naszego biura podróży na ogonie. Przez chwilę niezdarnie
kołował w kierunku pasa, na moment znieruchomiał, a później zaczął nabierać
prędkości. Wyglądało to jak normalny start, jak jeden z setek startów, które
każdego dnia odbywały się z tego lotniska.
Wyglądało to jak normalny start do czasu kiedy samolot nie oderwał się
od ziemi. Zadarł nos do góry rozpoczynając wznoszenie, ale zanim jeszcze pilot
zdążył schować podwozie płatowiec uniósł w górę lewe skrzydło, opuścił prawe,
obrócił się kołami do góry i runął na plecy. Chwilę później zamienił się w kulę
ognia kiedy eksplodował cały, niezużyty zapas paliwa. Usłyszeliśmy krzyki
przerażenia ludzi, którzy, tak jak my, byli świadkami tragedii. Na chwilę
zapadła cisza, a później w kierunku słupa dymu unoszącego się nad miejscem
wypadku pomknęły pojazdy ratownicze. Niestety nadaremno, bo nikt na pokładzie
nie przeżył. Komisja badająca przyczyny katastrofy w opublikowanym po kilku
miesiącach raporcie ustaliła, że zawiódł mechanizm ustawiania klap w prawym
skrzydle, na skutek czego podczas startu zabrakło w nim siły nośnej. Na domiar
złego sygnalizacja ustawienia klap błędnie wskazywała, że wszystko jest w
porządku. Zresztą mniejsza o szczegóły techniczne.
Gdyby nie
odwołanie naszej rezerwacji żona i ja bylibyśmy wśród ofiar. Jak napisałem na
wstępie nie potrafię tego wyjaśnić racjonalnie. Nie chodzi o to, że tata nie
mógł przewidzieć, że samolot się
rozbije. Recz w tym, że on w ogóle nie mógł zadzwonić do biura podróży,
bo sam kilka lat temu zginął w innej katastrofie lotniczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz