niedziela, 15 grudnia 2024

Ostatni kurs

 

Ostatni kurs

              Jolanta podejmując pracę w przedsiębiorstwie  tramwajowym liczyła się z tym, że trzeba będzie jeździć w niektóre niedziele i święta. Taka to już uroda tego zawodu. Ktoś musi przewozić ludzi również w wolne dni. Jednak najbardziej nie lubiła pracy w wigilię. Niby to dzień pracy, ale wiadomo, każdy chciałby na spokojnie przygotować kolację dla rodziny. Kiedy tylko mogła brała na ten dzień urlop. Niech jeżdżą faceci, których żony o wszystko zadbają, albo młodsze koleżanki, które pójdą na gotowe do rodziców. Jednak w tym roku musiała przyjść do pracy. Jakaś solidarność obowiązuje. Nie można co roku skazywać na pracę w ten szczególny dzień koleżanek i kolegów. Na szczęście szwagierka obiecała przygotować kolację dla całej rodziny, a prezenty udało się kupić wcześniej.

              Z samego rano nie czuło się jeszcze wielkiej różnicy. Ludzie zmierzali do pracy jak w każdy dzień roboczy. Wsiadali i wysiadali zabiegani pasażerowie, którzy w ostatniej chwili robili gorączkowe zakupy. Jednak już tak od południa ta nerwowa krzątanina zaczęła cichnąć. Tłok w tramwaju się skończył, a ci którzy jeszcze podróżowali byli już w innym nastroju. Wracali z zakupionymi prezentami, uśmiechając się do siebie na myśl o tym jaką radość sprawią bliskim.  Pośpiech ustał, ludzie myślami byli już przy wigilijnym stole. Czuło się, że nadchodzi ta wyczekiwana magia świąt.

              Jolanta rozpoczęła ostatni kurs, który miał się zakończyć w zajezdni. Z każdym przystankiem tramwaj pustoszał. Prawie nikt już nie wsiadał, a kolejni pasażerowie opuszczali pojazd zmierzając z uśmiechem ku domom, w oknach których zapalały się kolorowe światła choinek. Tramwaj zatrzymał się na ostatnim przystanku przed zajezdnią. Tutaj wszyscy pasażerowie powinni zakończyć podróż. Jolanta spojrzała w lusterko. Wagon był niemal pusty, jednak nadal siedziała w nim kobieta o jasnych włosach ubrana w czerwony płaszcz.  Trochę to było niepokojące. Skoro szwagierka podjęła się  wziąć  na siebie cały trud  przygotowania kolacji to Jolanta przynajmniej nie chciała się spóźnić i kazać rodzinie na siebie czekać. Z pasażerami, którzy zostają w tramwaju po zakończeniu trasy zawsze jest kłopot. Jeśli ktoś zasłabnie to należy wzywać pogotowie i czekać aż nadjedzie. Jeśli ktoś jest pijany i nie dociera do niego, że powinien się stąd zabierać to nierzadko trzeba wzywać policję albo straż miejską.  W każdym przypadku jest opóźnienie. Jolanta wyszła z kabiny i podeszła do ostatniej pasażerki. Na szczęście, ta nie wyglądała na pijaną. Nie sprawiała również wrażenie chorej, chociaż była blada i jakaś taka, eteryczna.

              - Musi pani wysiąść. - powiedziała  Jolanta. – To ostatni przystanek. Dalej tramwaj jedzie już tylko do zajezdni.

              Kobieta nie robiła problemów. Wstała z krzesełka i skierowała się do wyjścia. Na twarzy miała uśmiech ale smutny, pełen rezygnacji i pogodzenia z losem. Była jakby nieobecna duchem. To sprawiło, że Jolanta zapytała:

              - Czy u pani wszystko w porządku? Wie pani gdzie jesteśmy? Nie spóźni się pani do domu na wigilię?

              Kobieta w czerwonym płaszczu zatrzymała się w drzwiach tramwaju, obejrzała się i spojrzała na Jolantę nieobecnym wzrokiem.

              - Ja już nigdzie się nie spieszę na wigilię.

              Po tym wolno zeskoczyła ze stopnia pojazdu. Jolanta wróciła do kabiny . Kiedy tramwaj ruszył spojrzała w lusterko wsteczne ale dziwnej pasażerki na przystanku już nie dostrzegła. Jakoś nie mogła zapomnieć o tej kobiecie. Co miały znaczyć jej ostatnie słowa? Czy straciła bliskich i została sama? Może rozeszła się z mężem? Nie sprawiała wrażenia załamanej,  wyglądała na smutną lecz raczej pogodzoną z sytuacją.

              Jolanta wciąż czuła nieokreślony niepokój, a nawet wyrzuty sumienia. Czy dobrze zrobiła, że pozwoliła tej kobiecie tak po prostu wysiąść?  Czy nie należało się nią bliżej zainteresować i upewnić, że nic jej nie grozi? Pocieszała się, że blondynka w czerwonym płaszczu była spokojna i opanowana. W gruncie rzeczy nie było powodu do obaw. Jednak istniała wokół niej jakaś niepokojąca aura.

Jolanta tłumaczyła sobie, że przecież nie może  dbać o każdego pasażera, zwłaszcza że nic w gruncie rzeczy nie wskazuje aby była taka potrzeba. Jednak mimo wszystko nie mogła przestać o tym myśleć. W zajezdni spotkała swoją przyjaciółkę, Mirkę, która również właśnie zakończyła ostatni tego dnia kurs.

- Wesołych Świąt, Jolu! – powiedziała koleżanka.

- Dziękuję, i wzajemnie.

- Jakoś dziwnie wyglądasz. Coś się stało?

Jola chciała w pierwszej chwili zaprzeczyć ale zdecydowała się jednak opowiedzieć Mirce o swoich wątpliwościach.

- Na ostatnim przystanku musiałam prosić jedną pasażerkę aby wysiadła. Ta kobieta była jakaś dziwna. Jakby nieobecna duchem. Spieszyłam się aby zakończyć pracę ale teraz mam wątpliwości czy powinnam była pozwolić jej odejść samej na tym pustkowiu.

- Czy to nie była blondynka w czerwonym płaszczu? – zapytała Mirka.

- Skąd wiesz? – spytała zaskoczona Jola.

- Eee, nic takiego – koleżanka była wyraźnie zmieszana.

- No powiedz mi wreszcie. – nalegała Jola. – Nie zostawiaj mnie na wigilię z takimi myślami.

- Kilka lat temu w wigilię ostatnim kursem jechała kobieta o jasnych włosach ubrana w czerwony płaszcz. – zdecydowała się opowiedzieć Mirka. – Wysiadała na ostatnim przystanku, gdy w pojeździe  było już pusto. Jakiś facet spieszył się do domu na wigilię i nie zatrzymał się przed tramwajem stojącym na przystanku. Ona myślami była już chyba przy wigilijnym stole. Nie mogła się też spodziewać, że kierowca w taki sposób złamie przepisy. Wysiadła i zginęła na miejscu.  Ludzie w firmie opowiadają, że od tego czasu widują ją w wigilię w tramwaju podczas ostatniego kursu.  Ale to tylko takie gadanie. Zresztą gdyby to nawet była prawda, to przecież wiele żyjących blondynek nosi czerwone płaszcze i nie musiałaś widzieć akurat tamtej kobiety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz