środa, 14 maja 2025

Biały szkwał

 

Biały szkwał

Pogoda w majówkę była idealna dla żeglarzy. Na bezchmurnymi niebie świeciło słońce, wiał lekki wiatr. Taka trójeczka- czwóreczka sprawiająca, że jachty żwawo pędziły po toni jeziora ale bez większego zagrożenia i ryzyka wywrotki. Powierzchnia wody była pokryta drobnymi falami, ledwo zasługującymi na tę nazwę. Być może zamiast „fale” bardziej na miejscu byłoby określenie „zmarszczki”.  Tylko gdzieniegdzie przelatujące silniejsze powiewy sprawiały, że falki się zagęszczały.  Na jeziorze było pełno łodzi. Prawie wszyscy właściciele zdążyli już zwodować jachty po zimie, a teraz wykorzystywali wolne dni aby nacieszyć się żeglowaniem.  Na wodzie widać było najróżniejsze łódki – od mikroskopijnych „Optimistów” po wielkie jachty kabinowe, które z powodzeniem mogłyby pływać nawet po  oceanie. Jedni uparcie halsowali starając się płynąc pod wiatr, drudzy, przeciwnie, leniwie sunęli baksztagiem na w pełni rozwiniętych żaglach.

Nagle, nie wiadomo skąd, pośród jachtów pojawiła się stara, drewniana „Omega” z wypisaną na burcie nazwą „Kasandra”. W kokpicie, trzymając rumpel steru, siedział samotny, starszy żeglarz. Był siwy i brodaty, ogorzały od słońca mimo, że sezon dobrej pogody dopiero się zaczynał. Płynął na samym grocie ale manewrował sprawnie pomiędzy jachtami. Podpływał kolejno do poruszających się po jeziorze jachtów i wołał do załóg:

- Wracajcie do portu! Idzie biały szkwał.

Ludzie reagowali różnie, ale na ogół nikt nie przejmował się tym ostrzeżeniem. Jedni po prostu wzruszali ramionami. Skipper wielkiego jachtu, mający na nosie drogie, markowe okulary przeciwsłoneczne odkrzyknął:

- Co to was dziadku w kościach łamie na burzę? Bo ja w prognozach mam doskonałą pogodę. – wskazał na ekran zamocowanego w kokpicie laptopa.

Większość żeglarzy po prostu wołała:

- Nie zawracaj pan głowy. Pogoda jest świetna.

Stary żeglarz nie przejmował się lekceważeniem, z którym się spotykał lecz cierpliwie kontynuował ostrzeżenia.

Rafał i Krystyna pływali wypożyczonym jachtem. Ten wypad planowali od wczesnej wiosny i cieszyli się, że pogodna na majówkę dopisała. Nie uśmiechało im  się przerywanie rejsu wyczekiwanego od tak dawna.  Jednak z jakiegoś powodu żadne z nich nie potrafiło przestać myśleć o ostrzeżeniu przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.

- Ten facet wyglądał na doświadczonego żeglarza. – powiedziała Krystyna. – I nie wyglądał na kawalarza ani złośliwca, który  chce ludziom popsuć zabawę.

- Daj spokój – odrzekł Rafał – nic nie wskazuje na żadną burzę.

- Na tym polega problem z białym szkwałem – odpowiedziała Krystyna. – Powstaje bez obecności chmur burzowych, całkiem bez ostrzeżenia.

- Trzeba przyznać, że facet dobrze sobie wybrał nazwę łodzi. – stwierdził zgryźliwie Rafał. – „Kasandra”. Też ostrzegała przed upadkiem Troi i też nikt jej nie słuchał.

- Ale okazało się, że miała rację. Proszę cię, płyńmy do portu. Zjemy obiad, a jak pogoda się nie zmieni to po południu wypłyniemy znowu.

Rafał niechętnie wziął kurs na port. Kiedy już przycumowali jacht do kei spojrzał na akwen i stwierdził, że dzieje się coś dziwnego. W oddali nad wodą zgromadził się biały obłok pary. Ludzie na jachtach też to spostrzegli. Większość gwałtownie skręciła w kierunku przystani ale wiatr zupełnie zamarł. Żagle smętnie zwisały z masztów. Ci co mieli silniki próbowali je uruchamiać. Było już jednak za późno. Biały obłok z oddali ruszył nagle po powierzchni jeziora z  nieprawdopodobną prędkością porywając po drodze białą, spienioną wodę. Jako pierwszy jego ofiarą padł ten wieli jacht od komputerowych prognoz pogody. Jego kadłub z połamanymi masztami znaleziono następnego dnia w przybrzeżnych szuwarach.  W sumie tego dnia zatonęło siedem łodzi, a wiele innych doznało uszkodzeń. Jako cud można uznać to, że nikt nie zginął. Było kilka kończyn połamanych przez uderzenia bomów, a wielu żeglarzy rozchorowało się od przymusowej kąpieli w lodowatej jeszcze wodzie.

- Może powinniśmy odszukać tego żeglarza z „Kasandry” i podziękować mu, że w porę wróciliśmy do portu? – rzekła Krystyna.

- Racja. - zgodził się Rafał.

Odszukanie :Kasandry” okazało się jednak nie takie proste, Jacht o takiej nazwie nie figurował w rejestrach, co nie było dziwne, jako że mniejsze łodzie nie podlegają obowiązkowi rejestracji.  Poszukiwania w internecie też nie pozwoliły na zlokalizowanie właściciela łodzi o tej nazwie. Jedyne co udało się odnaleźć w sieci to skan starego artykułu z „Gazety Olsztyńskiej” pochodzący z 1976 roku.

Tragedia na jeziorze Niegocin.

W pierwszych dniach maja niespodziewany szkwał spowodował znaczne szkody wśród żeglarzy. Zatopionych zostało pięć jachtów, a liczne doznały uszkodzeń. Do tej pory nie odnaleziono Jana S,. który feralnego dnia pływał po jeziorze Niegocin jachtem klasy „Omega” o nazwie „Kasandra”. Po kilku dniach przerwano poszukiwania gdyż nie było już szans na odnalezienie żywego żeglarza. Wraku łodzi również nie zlokalizowano.

- Wygląda na to, że jakiś facet  ochrzcił  obecnie swoją „Omegę”  nazwą  tamtej zaginioną pięćdziesiąt lat temu łódki. – stwierdził Rafał. – Bo przecież ten Jan S, nie mógł się odnaleźć po tylu latach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz