Przedostatnie spotkanie
Marek
zjawił się na peronie już na kwadrans
przed odejściem pociągu, ale mimo to znalezienie wolnego przedziału nie było
łatwe. Pospieszny podstawiany był na tej stacji pół godziny przed odjazdem i
najwyraźniej cieszył się powodzeniem wśród pasażerów, gdyż nadmiaru wolnych
miejsc nie było. Znalezienie pojedynczego miejsca siedzącego nie stanowiło co
prawda problemu, ale Markowi dzisiaj zależało na osobnym, w miarę pustym
przedziale. Musiał przejrzeć w trakcie podróży kilka ważnych dokumentów i nie
miał ochoty na słuchanie rozmów współpasażerów. Lubił co prawda kontakty z
ludźmi, jednak na pewnym poziomie. Doświadczenie nauczyło go, że spotkanie
interesującego rozmówcy wśród przypadkowych współpasażerów jest mało
prawdopodobne. Z reguły miało się do czynienia z pospolitą paplaniną, która
raczej nie sprzyjała rozwijaniu horyzontów, nie pozwalała
natomiast skupić się na własnych myślach.
Szedł
wolno wzdłuż pociągu, w kierunku lokomotywy, zaglądając w okna przedziałów.
Skład był bardzo długi i pierwszy wagon stał w miejscu, gdzie peron już się
kończył. Być może dlatego pasażerów było w nim wyraźnie mniej. Marek wszedł do
środka i przeszedł korytarzem aż do końca. Pierwszy przedział od lokomotywy był
zarezerwowany dla konduktorów, ale w drugim siedział tylko jeden pasażer,
mężczyzna około czterdziestki. Ponieważ na znalezienie przedziału tylko dla
siebie nie było co liczyć, zdecydował się wejść. Spytał dla formalności czy
miejsca są wolne, usiadł i od razu wyjął z teczki papiery do czytania, aby
towarzyszowi podróży nie przyszła ochota na rozpoczynanie rozmowy. Tamten
zresztą nie przejawiał takiego zamiaru. Siedział pod oknem z przymkniętymi
oczami i zdawał się drzemać. Marek na wszelki wypadek zajął miejsce po
przekątnej, na przeciwległym siedzeniu przy drzwiach na korytarz. Obawiał się,
że gdyby usiadł pod oknem naprzeciwko tamtego, mogło to być odebrane jako
zachęta do konwersacji.
Gdy
do odjazdu zostało już tylko kilka minut w drzwiach przedziału pojawiła się
baba. Marek nie był w stanie określić jej w myślach mianem kobiety. Osoba ta
miała znaczną nadwagę, skłonność do nadmiernej gestykulacji i taszczyła ze sobą
tobół większy od jej tyłka, co oznaczało naprawdę spore gabaryty. Usiłowała
umieścić go (tobół nie tyłek) na półce bagażowej, ale okazało się to trudnym
zadaniem. Pasażer spod okna poczuł się w obowiązku pomóc. Oboje usiłowali
wepchnąć tobół na półkę, ale była ona za wąska. W rezultacie tobół został
ulokowany na siedzeniu naprzeciwko Marka. Nie przypuszczał w tym momencie, że
uratuje mu to życie.
Baba
uznała wspólne starania nad umiejscowieniem tobołu za dobry początek
znajomości, usiadła naprzeciw pasażera pod oknem i zaczęła zabawiać go rozmową,
prowadzoną bynajmniej nie przyciszonym głosem. Był to zresztą raczej monolog
niż rozmowa, a pozory konwersacji nadawały mu jedynie wtrącane od czasu do
czasu retoryczne pytania w rodzaju „No i co pan na to powiesz?” Nie wiadomo co
pasażer spod okna chciał na to powiedzieć, nie wiadomo, czy w ogóle chciał coś
powiedzieć bo baba nie dawała mu żadnych szans na zabranie głosu, wyrażając bez
ustanku swoje opinie na temat polityki, seriali telewizyjnych i w ogóle na
temat tego, jak obecny świat schodzi na psy.
Marek
z rezygnacją wpatrywał się w swoje
papiery, mając świadomość, że zrozumienie sensu dokumentów musi odłożyć na
lepsze czasy, gdyż gadanina baby nie dawała żadnych szans na skupienie. W
międzyczasie pociąg ruszył. Na zewnątrz ściemniło się, pociąg opuścił
oświetlony teren miasta i mknął ze świstem i stukotem przez ciemne pola.
Nieznajoma
pojawiła się niespostrzeżenie. Marek, w chwili gdy ją zauważył nie potrafił stwierdzić
jak długo stoi już w drzwiach przedziału. Jednakże, gdy w pewnej chwili ją
spostrzegł podnosząc wzrok znad dokumentów, nie mógł oderwać od niej oczu. Była
to dokładna odwrotność baby. Jedynym słowem, jakie przychodziło do głowy na
określenie nieznajomej, była dama. Brunetka o bladej cerze, gdzieś pomiędzy
trzydziestką a czterdziestką. Ubrana w ciemną sukienkę do kolan, o prostym,
klasycznym kroju. Stała w pozie z pozoru zwykłej, lecz pełnej gracji. Jedną
ręką przytrzymywała się framugi drzwi. Lekko wygięta w biodrach, z prawym
kolanem nieco ugiętym i wysuniętym w przód. Plecy dumnie wyprostowane, szyja
tworząca piękny łuk, głowa odrobinę przechylona. O innej kobiecie można by
pomyśleć, że celowo upozowała się jak do fotografii, lecz ta sprawiała wrażenie
w pełni naturalnej, gdyż piękno w każdym geście jej ciała nie było wystudiowane,
lecz zdawało się być nieodłączną, wrodzoną cechą.
Marek
zreflektował się, że przygląda się jej zbyt długo. Wobec osoby z taką klasa nie
chciał wyjść na impertynenta pozbawionego manier. Zorientował się jednak, że
kobieta w ogóle go nie dostrzega. W pierwszej chwili pomyślał, że dama po
prostu doskonale potrafi ignorować zbyt natrętne spojrzenia. To jednak było nie
to. Kiedy na chwilę odwróciła głowę, jej niewidzący wzrok przemknął po nim,
sięgając tapicerki siedzenia, zupełnie jakby miejsce to było puste. Wpatrywała
się w dwoje pasażerów siedzących pod oknem. Wpatrywała się było właściwym
słowem, gdyż powiedzenie że się im przyglądała byłoby niedopowiedzeniem. Dama
nie spuszczała baby i jej rozmówcy z oka. W jej wzroku była jakaś zaduma i coś
jakby oczekiwanie na to, co ma się za chwilę stać. Z kolei dwoje pasażerów spod
okna najwyraźniej jej nie widziało. Nie tylko nie dostrzegali, że obserwuje ich
ona z takim natężeniem, lecz w ogóle zdawali się nie dostrzegać, że ktoś stoi w
drzwiach.
Cała
sytuacja wydała się Markowi jakoś dziwnie nierealna. Piękna i elegancka kobieta
wpatrująca się w dwoje ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy z jej obecności,
ze swojej strony nie dostrzegała jego, mimo, że nie potrafił przerwać
taksowania jej wzrokiem pełnym podziwu.
Hamulce
zazgrzytały przeraźliwie w chwili gdy maszynista spostrzegł stojący na torze
przed pędzącym ekspresem pociąg towarowy. Koła zaiskrzyły o tory, ludzie i
bagaże polecieli w przód, lecz chwila hamowania była zbyt krótka by rozproszyć
potężną energię kinetyczną rozpędzonego pociągu. Lokomotywa z chwilą uderzenia
w wagon towarowy wyleciała w górę, a blachy pierwszego wagonu zaczęły się
składać jak harmonijka. Marek wpadł siłą
bezwładności w leżący naprzeciw tobół, co pozwoliło mu przeżyć. Doznał złamania
kilku kości i czekała go długa rehabilitacja, lecz zachował życie. Dwoje
pasażerów spod okna nie miało tyle szczęścia. Zostali zamienieni w krwawe
strzępy ciał pomiędzy porozrywanymi fragmentami wagonu.
Fascynująca,
tajemnicza kobieta w trakcie katastrofy ledwie się poruszyła. Nadal stała w
eleganckiej pozie w drzwiach, mimo że ich framuga kształtem nie przypominała
już prostokąta. Wpatrywała się w dwoje zabitych podróżnych wzrokiem matki,
która ułożyła swoje dzieci do snu. Marek
co chwila tracił przytomność. W chwilach gdy na krótko wracała mu świadomość zdawał
sobie sprawę, że nie mógł tego widzieć. Nikt nie byłby w stanie utrzymać się na
nogach podczas takiej katastrofy. W każdym razie nikt z tego świata. Ból
sprawił, że ponownie omdlał. Kiedy się ocknął stwierdził, że dama zniknęła. Wokół
niego krzątała się ekipa ratowników usiłując oswobodzić go spomiędzy poskręcanych blach. Zapytał ich
co się stało z nieznajomą damą. Opisał ją jako piękną kobietę w czarnej sukience.
Odpowiedzieli, że nikogo takiego w wagonie
nie znaleźli. Wciąż myślał o tajemniczej nieznajomej. Miał przekonanie, że
spotka ją jeszcze raz. Wiedział też, że w trakcie tego spotkania jej nie ujrzy,
ale ona będzie się w niego wpatrywać z uwagą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz