WYSPA ROBINSONA
Jak
co roku, pod koniec lutego, Sandra zaczęła przeglądać strony internetowe biur podróży aby zaplanować letnie wakacje.
Wśród wielu podobnych do siebie ofert, prezentujących niemal identyczne hotele z basenami o błękitnej wodzie, jedna zwróciła jej uwagę swoją odmiennością.
-
Popatrz, - powiedziała do Sebastiana –
to wygląda interesująco. Oferta nazywa się „wakacje Robinsona”. Biuro podróży przewozi cię łodzią na bezludną
wysepkę na Adriatyku, na której stoi tylko mały domek zamieszkały kiedyś przez
rybaków, a obecnie opuszczony. Zostawiają cię na tej wyspie z zapasem żywności
i przyjeżdżają po ciebie po dziesięciu dniach. Przez ten czas musisz sobie
radzić sam.
-
Rezerwujemy. – odpowiedział bez namysłu. – Zawsze marzyłem o tym, aby znaleźć
się z tobą na bezludnej wyspie.
***
Wysepka
miała kształt półksiężyca, którego cięciwa nie przekraczała trzystu metrów. Na jej północnym krańcu wznosiło się wapienne wzgórze. Od wschodu, po wypukłej
stronie rogalika, skały gwałtownie opadały w granatową głębię Adriatyku,
natomiast brzegi położonej po przeciwnej stronie zatoki opadały łagodnie. Do
zatoczki spod szczytu wzgórza wiódł jar wypłukany w skale przez ulewne deszcze,
które tą drogą naniosły na brzeg morza drobnych kamyków, dzięki czemu powstało
coś w rodzaju plaży. Nie była to żadna rajska, tropikalna plaża z drobnym,
białym piaskiem, ale na kamykach dało się rozłożyć ręcznik i można było po nich
wejść do wody nie raniąc nóg o ostre skały. Roślinność była skromna. Na
nagrzanych w słońcu wapiennych zboczach gdzieniegdzie uchowało się kilka
cyprysów i starych drzewek oliwnych.
Północny stok wzgórza porastały kolczaste krzewy, których nazw przybysze z
północnej Europy nie byli w stanie podać. Dom stał w połowie wysokości wzgórza,
od strony zatoki. Zbudowany był z miejscowego kamienia i nakryty łupkiem.
Powyżej, w zboczu, wykuty został zbiornik na deszczówkę, której zapas łapany
był wczesną wiosną na całe upalne lato. Po adaptacji domku na potrzeby turystów
wprowadzono udogodnienia w postaci kuchenki gazowej zasilanej gazem z butli
oraz ulokowanego na dachu panelu
słonecznego ładującego akumulator zapewniający oświetlenie. Prysznic
wykorzystywał bardziej tradycyjne technologie – rano należało napełnić wodą i
powiesić na słońcu worek z czarnego, matowego plastiku, który do wieczora
nagrzewał się i umożliwiał kąpiel.
Pracownik
biura podróży, który przywiózł na wyspę Sandrę i Sebastiana pomógł im wyładować
na ląd zapasy, sprawdził stan gazu w butli, poziom deszczówki w zbiorniku,
potwierdził datę odbioru z wyspy, po czym odpalił silnik i odpłynął w kierunku niedalekiego
stałego lądu.
Pierwsze
dni pobytu upłynęły na lenistwie, zasłużonym po gorączce, jaka zazwyczaj, w
przypadku pracowników korporacji, ma miejsce przed wyjazdem na urlop. Sandra i
Sebastian po pięciu dniach znali już każdy kamień i każdą roślinę na wyspie,
przemierzyli każdą ścieżkę i zajrzeli w każdy zakamarek. Poranki upływały im na
nurkowaniu w krystalicznej wodzie i na wylegiwaniu się na kamiennej plaży. Wieczory
spędzali czytając przywiezione ze sobą książki, które przez cały rok odkładali,
obiecując sobie lekturę na urlopie.
Mniej więcej w połowie pobytu poczuli się na tyle wypoczęci, że ten ustalony
codzienny rytm zaczął im wydawać się nudny. Zatęsknili za jakimiś atrakcjami, o
które na wysepce było jednak trudno. Z braku lepszych możliwości postanowili
spędzić kolejne przedpołudnie na obserwacji statków i jachtów, których sporo
pływało po wodach otaczających wyspę. Po
śniadaniu, wyposażeni w silną lornetkę zajęli miejsce na ocienionej półce
skalnej pod szczytem wzgórza. Przekazując sobie szkła kolejno wpatrywali się w
morze. Wyspę mijały duże statki pasażerskie zmierzające kursem na Wenecję, od
czasu do czasu wzdłuż horyzontu
przesuwały się wielkie frachtowce, najwięcej było jednak turystycznych,
żaglowych łodzi.
Około
południa dał się zauważyć biały motorowy jacht z mahoniowym pokładem
zmierzający w kierunku zatoki. Po chwili był już na tyle blisko, że przez
lornetkę dało się rozpoznać trzy osoby znajdujące się na jego pokładzie. Za
sterem stał młody brunet o wysportowanej sylwetce. Bardziej w oczy rzucały się
jednak dwie pasażerki. Na przednim pokładzie, przed sterówką, opalała się
toples szczupła blondynka. Obok sternika stała
wysoka, mniej więcej trzydziestoletnia kobieta z długimi, rudymi
włosami. Miała na sobie intensywnie pomarańczowy, jednoczęściowy kostium
kąpielowy. I krój i kolor świadczyły, że nie został on zakupiony w
supermarkecie, lecz pochodził z autorskiej kolekcji jakiegoś kreatora mody.
Sandra, która akurat miała przy oczach lornetkę, powiedziała podnieconym
głosem:
-
Słuchaj, to jest Teresa Krammer!
-
Kto to jest Teresa Krammer? – spytał Sebastian.
-
Nie wiesz? To gwiazda serialu „Rajska miłość”!
-
Nie oglądam seriali, a zwłaszcza takich.
-
Fakt, że to raczej szmira, ale bardzo popularna. A Teresa, pomimo tego, że
zdobyła sławę na tego rodzaju produkcji to kobieta z klasą. Organizuje i
wspiera akcje charytatywne, pomaga się przebić ambitnym, off-owym artystom.
-
Chyba coś kojarzę. – przyznał Sebastian. – Czytałem, zdaje się, jakiś wywiad,
którego udzieliła poważnemu tygodnikowi. Faktycznie, to niegłupia babka. Pokaż
tę lornetkę.
Przez
chwilę spoglądał w kierunku jachtu.
-
Wiesz, ona jest bardzo do ciebie podobna.
-
Miły jesteś. Przypuszczam, że na kostium jaki ona ma na sobie musiałabym
pracować z pół roku.
-
Mam na myśli sylwetkę. I fryzurę. Macie włosy tego samego koloru i podobnej długości.
-
Od kiedy „Rajska miłość” jest na topie co druga babka farbuje włosy i czesze się
jak Teresa Krammer. Ale mój kolor jest naturalny, a tę fryzurę nosiłam
wcześniej.
-
Przecież wiem. Chyba cię nie uraziłem,
mówiąc że wyglądasz podobnie jak gwiazda filmowa.
-
Słuchaj, nie powinniśmy się tak na nich gapić, jak jacyś paparazzi, albo co.
-
Przecież nikogo nie podglądamy z drabiny ponad płotem. Każdy kto pływa łodzią
powinien się liczyć z tym, że jest
widoczny z lądu.
Pomimo
tych słów Sebastian odłożył na bok lornetkę. Nie miało to jednak większego
znaczenia, gdyż jacht był już bardzo blisko. Woda za jego rufą przestała się
kotłować, fale odcinane poprzednio na boki przez smukły dziób opadły. Łódź
wolno, rozpędem, wpływała na wody zatoki. Mężczyzna stojący za kołem sterowym
pokręcił nim, a jacht posłusznie zaczął pływać po okręgu, aż całkowicie
wytracił prędkość. Kobieta w pomarańczowym kostiumie przeszła na rufę i po
drabince wykonanej z nierdzewnej stali zeszła do wody. Zaczęła pływać żabką w
przejrzystej wodzie, trzymając głowę ponad wodą. W pewnej chwili, gdy oddaliła
się na ponad pięćdziesiąt metrów od jachtu, woda za jego rufą ponownie się
zakotłowała, a ponad wodą rozległ się bulgoczący odgłos silnika. Mężczyzna i
półnaga blondynka ironicznie pomachali rękami w kierunku pływaczki. Łódź
zaczęła się szybko oddalać. Ruda kobieta w pierwszym odruchu wysunęła rękę
ponad wodę jakby w przyzywającym geście i zamierzała coś zawołać, ale szybko
zorientowała się, że to nie ma sensu. Popłynęła w kierunku brzegu.
Sandra
i Sebastian mimo woli obserwowali tę scenę.
-
Wygląda na to, że przyjaciele zrobili naszej gwieździe głupi kawał – stwierdził
mężczyzna. – Chyba nie powinniśmy udawać, że nas tu nie ma.
Sandra
zgodziła się z tą opinią. Oboje zeszli skalną ścieżką w kierunku plaży.
-
Dzień dobry. – Sandra pozdrowiła aktorkę, która w międzyczasie wyszła już z
morza. – Mimo woli byliśmy świadkami tego, że pani znajomi odpłynęli podczas
gdy pani się kąpała. Zapewne to jakiś niemądry dowcip ale uznaliśmy, że nie powinniśmy zostawić pani na plaży w
mokrym kostiumie. Zapraszamy na kawę. – wskazała ręką w kierunku domku
górującego nad zatoką.
-
Macie tu państwo jakąś łódź, którą można się dostać na ląd?
-
Niestety. – odpowiedział Sebastian -
Przywiozła nas tu łódź firmy, od której wynajęliśmy ten domek.
Przypłynie aby nas odebrać za cztery dni. Mam nadzieję, że pani znajomi znają
umiar w żartach i wcześniej po panią wrócą. W międzyczasie będzie nam miło
panią ugościć, w miarę tutejszych, skromnych możliwości.
Sandra
zebrała się na odwagę:
-
Pani Teresa Krammer, prawda? Oglądam „Rajską miłość”.
Aktorka
skinęła głową na potwierdzenie.
-
Po prostu Teresa.
-
Ja mam na imię Sandra, a to jest
Sebastian.
Ruszyli
w kierunku domu.
-
Pewnie masz dość natarczywych fanów. – ni to stwierdziła, ni zapytała
Sandra. – Przykro nam, że nawet na bezludnej wyspie się narzucamy.
-
Po pierwsze nie narzucacie się, tylko pomagacie mi w kłopotliwej sytuacji.
–odrzekła Teresa.- Po drugie, moje koleżanki i koledzy, którzy tak
ostentacyjnie narzekają na nadmiar popularności, z reguły nie są w tym do końca
szczerzy. Możecie mi wierzyć, że każda aktorka z obsady „Rajskiej miłości”
ciężko by odchorowała gdybyście jej nie poznali, bo to by wskazywało, że nie
jest taką celebrytką, za jaką się uważa. Popularność ma, oczywiście, swoje złe
strony ale nie ma co na nią narzekać, pod warunkiem, że fani zostawiają trochę
przestrzeni na prywatność. Czasem
przeklinam tę cała „Rajską miłość” bo przez ten serial zostałam na dobre
zaszufladkowana. Zagrania lady Makbet raczej nikt mi już po tym nie
zaproponuje. Ale z drugiej strony ten serial dał mi niezależność finansową i
możliwości, o jakich w innym przypadku nawet by mi się nie śniło.
-
Podziwiam i szanuję twoją działalność charytatywną.
-
Uwierz mi, że nie robię tego dla rozgłosu.
W
trakcie tej rozmowy cała trójka wspięła się ścieżką pod dom, przed którym stał
stolik otoczony drewnianymi ławkami. Sandra z namysłem spojrzała na Teresę.
-
Może chciałabyś się przebrać? – zapytała. – Jest ciepło ale chodzenie w mokrym
kostiumie to nic miłego. Mogę ci pożyczyć swój. Co prawda nie jest tak markowy
jak twój, ale za to suchy i nieużywany. Nie wiem po co wzięłam ich kilka. Na
tej wyspie nikogo nie ma i okazało się, że kostiumy właściwie nie są tu niezbędne.
Teresa
przyjęła propozycję. Obie panie zniknęły w głębi domku, a po chwili aktorka
pojawiła się w czarnym bikini. Pomarańczowy kostium trafił na sznurek do
suszenia.
-
Napijesz się z nami kawy? – zaproponowała Sandra. – Warunki są tu prymitywne,
nie ma żadnego ekspresu. Pijemy ze zwykłych kubków kawę zaparzoną w dzbanku.
-
Nikt nie oczekuje serwisu Rosenthala na
bezludnej wyspie. A na kawę mam akurat ochotę.
Kiedy
pachnące kubki pojawiły się na stoliku Sandra powiedziała:
-
Nie spodziewaliśmy się tutaj takiego gościa.
-
Ja też się nie spodziewałam, że zostanę porzucona na wyspie.
-
Masz, jak się wydaje, przyjaciół skorych
do żartów.
Teresa
nie podjęła żartobliwego tonu. Przez chwilę milczała, jakby zastanawiając się
na decyzją co powiedzieć.
-
Nie chcę was absorbować swoimi prywatnymi sprawami, ale skoro tak się złożyło,
że mimo woli zakłóciłam wam romantyczny pobyt na tej wyspie, to chyba jestem
winna jakieś wyjaśnienia. Facet, który
steruje jachtem nazywa się Tom Robinson. Jego ojciec jest znanym autorem
przebojów. Łódź należy do niego.
Widząc
minę Sebastiana Teresa szybko dodała:
-
To nie tak jak myślisz. On nie jest playboyem, który się tylko bawi za kasę
ojca. Nie jego wina, że stary ma jacht. Tom jest zdolnym fotografem. Pomagał mi
bezinteresownie w akcjach charytatywnych. Dzięki jego zdjęciom strony
internetowe naszej fundacji są bardziej atrakcyjne. Współpraca nas zbliżyła.
Stał się dla mnie przyjacielem, a może kimś więcej. No, nie wiem sama. W każdym razie jest dla mnie w pewien
sposób ważny. Zaproponował mi wspólne
wakacje na jachcie. Nie zgodziłam się na rejs tyko we dwoje. Nie jestem pewna
czy już jestem na to gotowa. Poza tym, przy tej całej popularności, muszę
myśleć o mediach. Gdybyśmy razem wsiedli na jacht to na sto procent w porcie ktoś
by nas sfotografował, bo paparazzi całe lato czekają na takie okazje. Już widzę
te tytuły w tabloidach: „Kim jest partner Teresy Krammer?”. „Czy gwiazda
‘Rajskiej miłości’ planuje ślub?”. Umówiliśmy się na rejs we czworo. Oprócz nas
miała jeszcze popłynąć Linda, znana modelka, z jakimś facetem. Ale coś poszło
nie tak i na łodzi zjawiła się tylko ona, więc wypłynęliśmy we troje. Szczerze
mówiąc, Linda to kretynka, która myśli tylko o tym jak zawrócić w głowie
każdemu mężczyźnie. Od razu zaczęła
paradować bez stanika, mówiąc że na pokazach mody musi prezentować na sobie
stroje o różnym kroju, więc nie może
opalić się w paski. Może to i prawda,
ale jej nie tylko o to chodziło. Wyraźnie prowokowała Toma tym silikonem. Jestem
pewna, że dowcip z odpłynięciem to jej
pomysł, bo to jest koncept na jej poziomie.
- Jeśli Tom dał się podpuścić to powinien
szybko zrozumieć swój błąd i powinien wkrótce po ciebie wrócić. – stwierdziła
Sandra.
-
Zdaje się, że już wraca. – Sebastian wskazał białą łódź zbliżającą się do
wysepki. – Jak mi się wydaje, płynie sam.
Teresa
na chwilę zamyśliła się.
-
Wobec tego musimy przygotować mu właściwe powitanie. – stwierdziła.
***
Tom
prowadził jacht w kierunku zatoki. Był wściekły na siebie. Zastanawiał się jak
przeprosić Teresę i jak ona przyjmie te przeprosiny. Nie zdziwiłby się, gdyby
kazała mu odpłynąć w diabły. Ale przecież nie mógł jej zostawić na tej skale.
Kiedy ominął przylądek wyspy z ulgą dostrzegł, że ruda kobieta w pomarańczowym
kostiumie siedzi na kamieniu nad brzegiem wody. Była odwrócona tyłem.
Zredukował obroty silnika. Łódź wolno zbliżała się do lądu.
-
Teresa! – zawołał – Wybacz! Zachowałem się jak idiota.
Kobieta
nie zareagowała. Nadal siedziała zwrócona w kierunku wyspy, udając że nie
słyszy wołania.
-Wiedziałem,
że nie będzie łatwo. – pomyślał Tom. – Sam sobie jestem winien.
Ostrożnie,
aby nie uszkodzić kadłuba o podwodne skały zbliżył się do brzegu na tyle, na
ile było to możliwe. Wyłączył silnik i wyskoczył do wody trzymając w ręku cumę.
Brodząc po uda w morzu dotarł do brzegu i przywiązał linę do dużego kamienia. W
trakcie tej czynności szukał w myślach odpowiednich słów.
-
Wiem, że nawet bukiet róż by nie wystarczył po tym co zrobiłem. – powiedział. –
A na dodatek nie mam bukietu róż. Proszę cię, Teresa, wybacz mi to idiotyczne
zachowanie.
Sandra
powoli odwróciła głowę.
-
O jakiej Teresie pan mówi? Nikogo o tym imieniu tu nie ma.
Tom,
zaskoczony, na chwilę zaniemówił.
-
Dwie godziny temu pływała w tej zatoce. Musiałem odwieźć inną znajomą na ląd,
więc Teresa tu na chwilę została. Musiała ją pani zauważyć.
-
Nikogo tu nie było. Chyba pomylił pan wyspy. Tu jest cały archipelag i
wszystkie są do siebie podobne.
-
Pani ma na sobie jej kostium! – wykrzyknął Tom. – To jest model z prywatnej
kolekcji. Skąd go pani ma?
Zza
skały wyszedł Sebastian. Zbliżał się wolno patrząc na Toma ponurym wzrokiem.
-
Pan sugeruje, że moja dziewczyna ukradła komuś kostium? – powiedział groźnie
brzmiącym głosem. – To jest prywatna wyspa. Niech pan stąd spieprza i szuka
swojej Teresy tam, gdzie ją pan zostawił.
Tom
zbladł.
-
Co wyście z nią zrobili? – wykrzyknął.
Nerwowo
rozejrzał się wokół. Nagle krew do reszty odpłynęła mu z twarzy. Dostrzegł, że
zza jednej ze skał wystaje stopa leżącej
kobiety.
-
Zabiliście ją! – jego krzyk zabrzmiał jak jęk.
Pochylił
się i podniósł z plaży spory kamień. Wziął zamach i zawołał:
-
Nie zbliżajcie się!
Teresa
podniosła się i wyszła zza skały.
-
Zostaw ten kamyk, bo sobie przytłuczesz palce, bohaterze.
-
Teresa! Rany Boskie! Myślałem, że oni cię zabili!
-
Trzeba było pomyśleć kiedy odpływałeś, że może spotkać mnie coś złego. Na
szczęście spotkałam miłych ludzi. Poznaj Sandrę i Sebastiana. Zaprosili mnie na
kawę.
-
A ten kostium? – Tom wskazał w kierunku Sandry.
-
Nie wolno się zamienić? Doszłam do wniosku, że w pomarańczowym mi nie do
twarzy.
-
Strasznie cię przepraszam. Zachowałem się jak smarkacz, jak idiota. Dobrze, że
tak się to skończyło. Szybko zrozumiałem jakie głupstwo zrobiłem i wróciłem po
ciebie najszybciej jak mogłem.
Popłyniesz ze mną?
-
Nie mam wielkiego wyboru. – odpowiedziała Teresa. - Nie mogę Sandrze i
Sebastianowi zakłócać wakacji na ich wyspie. Odwieziesz mnie na ląd. Ale nasze
wakacje się skończyły.
Przed
odpłynięciem Teresa poprosiła o kawałek papieru i podała Sandrze numer
telefonu.
-
Zadzwoń kiedyś, po wakacjach. – powiedziała na pożegnanie. – I jeszcze raz
dziękuję za kawę.
Tom
prowadził łódź w milczeniu. Dopiero
kiedy wysepka zaczęła niknąć na horyzoncie powiedział:
-
Gdyby to było możliwe chciałbym cofnąć czas. Kiedy pływałaś, Linda
zaproponowała ten idiotyczny dowcip. W pierwszej chwili wydało mi się to zabawne i bez większego zastanowienia
odpłynąłem. Dopiero później zrozumiałem, jaki błąd popełniłem. Ona zaczęła się
zachowywać triumfująco i prowokacyjnie. Pomińmy szczegóły. Powiedziałem jej, że
muszę ją odstawić do portu i wrócić po ciebie sam. Wiem, że wyrządziłem ci
przykrość zostawiając cię i odpływając z nią. To był idiotyczny wygłup. Wybacz mi.
-
Faceci mają problem z łapaniem subtelności, więc powiem wprost. – odrzekła
Teresa. – Ustalmy jedno. Rzeczywiście, było mi przykro, ale nie z powodu Lindy.
Jakiś wieszak na ciuchy nie jest w stanie sprawić mi przykrości. Jest mi smutno
z twojego powodu. Przez jakiś czas wydawało mi się, że spotkałam
odpowiedzialnego, myślącego faceta, którego warto bliżej poznać. Tymczasem
okazało się, że ten facet, jak pierwszy lepszy smarkacz, głupieje na widok
silikonowych cycków.
Tom
przez chwilę milczał.
-
Czy dasz mi jeszcze jedną szansę? – zapytał cicho.
-
Nie wiem, muszę to przespać. Jeśli dostaniesz tę szansę, to dlatego, że
widziałam twoją twarz, kiedy myślałeś, że tam, na wyspie, spotkało mnie coś
złego. Widziałam twoją rozpacz, przerażenie i radość, kiedy okazało się, że
żyję. Ale to nie zmienia tego, że nie będzie już jak dawniej. To co się stało
spowodowało, że straciłam złudzenia. Nie uwierzę już, że marzenia o idealnym
facecie mogą się spełnić. Będę musiała
zaakceptować fakt, że w realnym życiu,
faceci są tacy, jacy są.
***
W
tym samym czasie na wyspie Sebastian zapytał Sandrę:
-
Zadzwonisz do niej po wakacjach?
-
Nie wiem. – odpowiedziała – Dała mi numer na pożegnanie, bo w takiej chwili
wydawało jej się, że tak wypada. Możliwe jednak, że po pewnym czasie wolałaby
zapomnieć o tym co tu zaszło i nie wiem czy swoim telefonem powinnam o tym
przypominać. Jeśli zadzwonię, to
dlatego, że jestem ciekawa czy ona mu wybaczy ten wygłup.
-
Myślisz, że może wybaczyć?
-
Jest w nim zakochana. Nie musiała nas wtajemniczać w swoje prywatne sprawy.
Jeśli mimo wszystko opowiedziała nam o relacji z nim, to znaczy, że czuła taką
potrzebę. A jeśli ktoś czuje potrzebę opowiadania o swoich relacjach z kimś
innym, to znaczy, że go kocha. On
sprawił jej zawód. Ale gdyby kobiety nie umiały wybaczać zawodów, jakie
sprawiają im faceci, to chyba żadne małżeństwo nie doszłoby do skutku.
-
Jak widać pieniądze szczęścia nie dają. – zauważył filozoficznie Sebastian. –
Ja nie ma jachtu ale przynajmniej nie zostawiam cię aby odpłynąć z inną babą.
-
Bo tu nie ma żadnych innych bab. Myślisz, że z jakiego powodu wybrałam wakacje
na bezludnej wyspie?.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz