METEOR
Zebranie
zarządu firmy Intercontinental Motors odbywało się w sali konferencyjnej na
trzydziestym piętrze. Za oknem roztaczała się imponująca panorama wieżowców stojących
na tle nieodległego, błękitnego oceanu.
Członkowie ścisłego kierownictwa firmy nie zwracali jednak na nią uwagi . Po pierwsze, mieli ją za oknami
na co dzień, a po drugie zebrali się po to aby omawiać coś, co było dla nich
ważniejsze od najpiękniejszych widoków –
zwiększenie zysku firmy. Głos zabrał Bill Henderson, dyrektor marketingu.
- Panowie, -
zaczął wystąpienie – w tym gronie nie muszę tłumaczyć jakie znaczenie dla
wyników firmy ma wielkość sprzedaży. W obecnych czasach zaprojektowanie,
przetestowanie i wprowadzenie na rynek nowego modelu samochodu w pełni
spełniającego współczesne wymagania wymaga poniesienia olbrzymich nakładów.
Jeśli auto nie sprzeda się w założonej
ilości egzemplarzy firma może znaleźć się w poważnych kłopotach. Z
drugiej strony, jeśli model odniesie sukces i sprzedaż przewyższy plan to
wyniki finansowe wystrzelą w kosmos, gdyż po pokryciu kosztów opracowania
produktu, sprzedaż każdego kolejnego egzemplarza przynosi olbrzymi, czysty
zysk. Cała sztuka polega na tym, aby przekroczyć krytyczną wielkość sprzedaży,
co oznacza konieczność utrafienia w oczekiwania klientów w większym stopniu niż
udało się to konkurencji. Doskonale
wiadomo czego klienci oczekują, ale uzyskanie przewagi konkurencyjnej nie jest
proste. Znaczenie ma marka i renoma ale na nią trzeba pracować latami. Liczy
się niezawodność, ale współczesne auta niemal bez wyjątku są niezawodne.
Pożądane jest niskie zużycie paliwa, ale w tym zakresie, z powodów technicznych,
poniżej pewnego minimum zejść się nie da. Oczekuje się, aby auto było piękne,
ale zdecydowanie brzydkich w zasadzie już nie ma. Klienci chcieliby aby
samochody były tanie, co jest jednak sprzeczne z pozostałymi wymaganiami. Krótko
mówiąc, nie jest łatwo wyróżnić się na tle konkurencji. Panowie, według mnie,
jedyną cecha, jaka daje nam szanse na zdobycie przewagi konkurencyjnej jest
bezpieczeństwo, jednak rozumiane w nieco inny sposób niż konwencjonalne testy
zderzeniowe. Pozwólcie, że zaprezentuję plan, dzięki któremu zwiększymy nasz
udział w globalnym rynku o kilka procent.
Plan zawarty
był w prezentacji składającej się dwudziestu czterech slajdów, z których każdy
pod względem graficznym opracowany był perfekcyjnie. Decydujące znaczenie miała
jednak osobowość Billa Hendersona, który potrafił przekonać zarząd do swoich
propozycji. Plan został zatwierdzony jednogłośnie.
Niedługo
później w sieci pojawił się film pokazujący deszcz spadających meteorytów. W
krótkim czasie uzyskał kilkadziesiąt milionów wyświetleń gdyż był bardzo
widowiskowy. Nikt nie zwrócił uwagi na
nieliczne komentarze sugerujące, że to nie jest autentyczne nagranie lecz
komputerowa animacja.
Wkrótce na
kilku portalach znalazła się informacja,
że teleskop umieszczony na orbicie wykrył zbliżające się do Ziemi liczne roje
meteorytów powstałe w wyniki wybuchu gwiazdy supernowej. Internauci masowo
udostępniali sobie linki. Wiadomość zyskała taką popularność, że międzynarodowa
agencja kosmiczna obsługująca teleskop poczuła się w obowiązku opublikować
sprostowanie. Była w nim mowa o tym, że
po pierwsze, meteoryty nie powstają z eksplozji supernowych, a ponadto żadnych
nowych rojów w ogóle nie zaobserwowano. Sprostowanie to doczekało się jednak
jedynie kilku tysięcy wyświetleń, podczas gdy informacja, którą usiłowano
sprostować nadal królowała w sieci.
Prawdziwe
przerażenie wzbudziła internetowa wiadomość, że deszcz meteorytów, który spadł
na autostradę w Malezji spowodował kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych. Niektórzy
kierowcy zginęli bezpośrednio od uderzeń, a dalsi w karambolu jaki powstał w
rezultacie. Malezyjska policja opublikowała oświadczenie, że nic podobnego nie
miała miejsca, ale kto by tam czytał jakieś oświadczenia Malezyjczyków. Na
forach internetowych rozgorzały liczne dyskusje ekspertów, którzy zwracali
uwagę na niedostrzegane dotychczas zagrożenie, jakie dla kierowców stwarzają
spadające meteoryty. Na autorów wpisów, którzy twierdzili, że trafienie
samochodu przez meteoryt jest mało prawdopodobne spadła fala hejtu.
W tej sytuacji
nowy model samochodu wprowadzony na rynek przez Intercontinental Motors,
nazwany Meteor, odniósł spektakularny sukces. Auto posiadało pod dachem warstwę
włókna węglowego, która zdaniem firmy, jak pancerz chroniła kierowcę i
pasażerów przed uderzeniami meteorytów. Udział Intercontinental Motors w
globalnym rynku motoryzacyjnym w krótkim czasie wzrósł o cztery i siedem dziesiątych procent.
Międzynarodowe
stowarzyszenie producentów samochodów, zrzeszające liczne firmy, które utraciły
część rynku postanowiło wystąpić przeciw Intercontinental Motors z pozwem o naruszenie zasad uczciwej
konkurencji. Rozprawa odbywała się przed
międzynarodowym trybunałem arbitrażowym. Prawnicy reprezentujący stowarzyszenie
argumentowali, że Intercontinental Motors narusza renomę pozostałych producentów
samochodów, sugerując w reklamach jakoby nie dbali oni w dostatecznym stopniu o
bezpieczeństwo kierowców lekceważąc zagrożenie ze strony meteorytów. W charakterze biegłych powołano uznanych
profesorów astrofizyki, którzy jednoznacznie stwierdzili, że trafienie
samochodu przez meteoryt jest nieprawdopodobne, z uwagi na to, że większość z
nich spala się w atmosferze. Tych, które docierają do ziemi jest tak mało, że
przypadkowe trafienie w poruszający się samochód może wystąpić nie częściej niż raz na kilka miliardów lat.
Zeznania złożył reprezentant rządu Malezji, który zaprzeczył informacjom o
katastrofie, która rzekomo miała miejsce na autostradzie w jego kraju. Dodał,
że malezyjska branża turystyczna poniosła z tego powodu znaczne straty związane
ze spadkiem liczby przybywających turystów. Prawnicy stowarzyszenia podnosili,
że informacje o rzekomym zagrożeniu są rozpowszechnianie w sieci przez wyspecjalizowanych
hakerów, działających na zewnętrzne zlecenie. Musieli jednak przyznać, że nie
znaleźli bezpośrednich dowodów na to, że hakerzy są finansowani przez
Intercontinental Motors gdyż w zamkniętym światku komputerowych przestępców nie
korzysta się z legalnych przelewów dokonywanych przez szanujące się banki.
Stanowisko
Intercontinental Motors przedstawił osobiście Bill Henderson. Z oburzeniem odrzucił sugestie jakoby jego firma miała coś wspólnego z
wywoływaniem internetowej psychozy na punkcie zagrożenia powodowanego przez
meteoryty. Z patosem stwierdził, że najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa
klientów, które model Meteor im daje. To czy niepokój kierowców ma uzasadnienie
czy nie ma znaczenie drugorzędne, gdyż nikt nikomu nie ma prawa dyktować czego
ma się obawiać. W podsumowaniu dodał, że jedynym powodem pozwu jest zawiść
konkurentów, którzy w porę nie potrafili odczytać potrzeb zwykłych ludzi
pragnących bezpiecznie poruszać się samochodami.
Wyrok
oczekiwany był z zainteresowaniem. W dniu jego ogłoszenia na sali sądowej
obecni byli liczni przedstawiciele prasy i telewizji. Sędzia na wstępie
stwierdził, że nie ulega dla niego żadnej wątpliwości, iż realne zagrożenie dla
samochodów ze strony meteorytów nie występuje.
Ta kwestia nie była jednak przedmiotem procesu. Dodał, że powody
ludzkiego, subiektywnego strachu o życie również nie podlegają jurysdykcji
sądu. Każdy ma prawo obawiać się czego chce. Gdyby wykazano, że firma
Intercontinental Motors celowo podsycała
nieuzasadnione ludzkie obawy z zamiarem odebrania klientów konkurencji,
zachowanie takie byłoby karalne. W niniejszym procesie jednak nie wskazano
twardych dowodów, że coś takiego miało miejsce, a same sugestie, że pozwana
firma mogłaby odnieść z tego korzyść nie są wystarczające. W tej sytuacji sąd
nie ma innego wyjścia niż oddalić pozew.
Bill Henderson
wydał krótkie oświadczenie dla mediów na stopniach przed wejściem do sądu.
Stwierdził, że wyrok jest triumfem zasady wolnej konkurencji i prawa
konsumentów do decydowania o tym, czego
potrzebują. Posłał uprzejmy lecz ironiczny uśmiech w kierunku prawników
stowarzyszenia, którzy ze strapionymi minami stali za plecami dziennikarzy i
wsiadł do oczekującej limuzyny.
Dzień był
pogodny. Słońce zniżało się już ku zachodowi. Nagle, po przeciwnej stronie
nieba pojawiło się coś jak drugie słońce. Jego blask szybko się wzmagał,
rozrósł się do oślepiającego obłoku, z którego w kierunku miasta wystrzeliła
jaśniejąca smuga. Huk nadszedł chwilę później, jak po przelocie naddźwiękowego
odrzutowca.
Meteoryt
trafił w limuzynę Billa Hendersona. Powłoka z włókna węglowego umieszczona pod
dachem Meteora nie uchroniła dyrektora marketingu od śmierci na miejscu
wypadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz