WIERNA
MARIJA
Lidia ciężko
przeżyła rozstanie mimo, że przechodziła przez coś podobnego już
poprzednio. Po raz trzeci w życiu
zdecydowała się zakończyć związek, który z początku wydawał się idealny.
Niestety, facet który sprawiał wrażenie rozumiejącego kobiety, przy bliższym
poznaniu okazał się typowym męskim egoistą, dla którego dziewczyna stanowi luksusowy
dodatek do samochodu, potrzebny głównie po to, aby można było szpanować przed
kumplami. Przez kilka dni po zerwaniu czekała na telefon od niego, pełna obawy,
że jeśli zadzwoni, to ona nie znajdzie w sobie dość siły aby odmówić dania mu
jeszcze jednej szansy. Kiedy ostatecznie nabrała wewnętrznego przekonania, że
jej decyzja była słuszna postanowiła samotnie wyjechać na wakacje aby łatwiej
zapomnieć i zamknąć ten etap życia. W obecnym stanie ducha nie kusiły jej modne
kurorty rozbrzmiewające do rana dyskotekową muzyką. Wybrała dalmatyńską
wysepkę, na której nie było lotniska, a jedyną możliwość komunikacji z lądem oferowały kursujące z rzadka
promy. Po przybyciu na miejsce stwierdziła, że wybór był słuszny. Turystów było
niezbyt wielu, rytm życia wyznaczały nie godziny otwarcia nocnych klubów lecz
fale morskie z wolna rozbijające się o brzeg. Nad całą wysepką unosiła się aura
spokoju z dodatkiem nieokreślonej nostalgii.
Pewnego
wieczoru, przed zachodem słońca stała na żwirowej plaży położonej niedaleko
portu. Morze było spokojne, ciszę przerywały jedynie okrzyki mew.
- Czy zna pani
legendę związaną z tym kamieniem? – usłyszała nagle pytanie.
Obróciła się i
spostrzegła młodego mężczyznę. Miał miły uśmiech, smukłą lecz muskularną
sylwetkę i jasne, wesołe oczy. Dla niej było jednak jeszcze za wcześnie na
zawieranie nowych, wakacyjnych znajomości.
- Nie prosiłam
o przewodnika. – powiedziała oschle.
Oczy chłopaka
posmutniały, ale uśmiech nie zniknął mu z twarzy.
- Nie jestem
przewodnikiem. – powiedział. – Po prostu mieszkam na tej wyspie i chciałbym aby
nasi goście przyjemnie wspominali spędzone tu wakacje.
Miał miły
głos. Lidia doszła do wniosku, że potraktowała go zbyt surowo. W końcu rozmowa
z sympatycznym, lokalnym patriotą to nic złego.
- Przepraszam,
byłam zamyślona kiedy się pan odezwał. – powiedziała. – Nie znam tej legendy.
Proszę, niech mi pan ją opowie.
Dopiero teraz
spojrzała na duży, płaski głaz leżący na skraju plaży, którego dotyczyło
pytanie.
- Kiedyś w tym
domku mieszkała para młodych ludzi – mężczyzna wskazał na kamienną chatkę krytą
spłowiałą dachówką stojącą niedaleko brzegu. – Oboje pochodzili z naszej wyspy,
pokochali się za młodu i pobrali. Mówiono, że nie było tu nigdy szczęśliwszej
pary. On miał na imię Luka, był rybakiem i codziennie z tej plaży wypływał na
połów. Ona nazywała się Marija i każdego dnia o zachodzie czekała na niego
siedząc właśnie na tym kamieniu.
Niestety, ich szczęście nie trwało długo. Któregoś dnia nad morzem
przeszła gwałtowna burza. Luka tego wieczora nie powrócił. Inni rybacy po
pewnym czasie znaleźli szczątki jego łodzi w pobliżu skał, na które rzuciła go
nawałnica. Marija nigdy nie uwierzyła, że jej mąż zginął. Mimo że była bardzo
piękna i wszyscy kawalerowi z wyspy marzyli o niej, nigdy już się z nikim nie
związała. Aż do śmierci codziennie o zachodzie słońca wychodziła na ten kamień
i wypatrywała łodzi Luki. Zmarła jako blisko stuletnia staruszka nie tak dawno
temu. Ponieważ nie miała potomstwa ten domek przeszedł na własność gminy.
Mieszkańcy postanowili, że pozostanie on bez zmian, tak jak zostawiła go
Marija. Ona już za życia stała się legendą. Ludzie zaczęli wierzyć, że któregoś
dnia Luka powróci, a Marija będzie wypatrywała go na tym kamieniu, młoda i
piękna jak niegdyś. Dlatego ten domek na nich czeka.
Chłopak
zakończył opowieść i zapatrzył się w
zachodzące nad morzem słońce. Lidia czuła, że jest wzruszony historią, jaką jej
opowiedział. Wydawało jej się, że jego oczy zwilgotniały.
- Przepraszam,
że ośmieliłem się panią zagadnąć. – powiedział. – Ale to dlatego, że jest pani
bardzo podobna do Mariji, którą widziałem na zdjęciu z młodości. Naprawdę.
Zastanawiała
się co nastąpi teraz. Czy zaproponuje
wspólne zwiedzanie wyspy kolejnego dnia? A może od razu zaprosi ją na wino do
pobliskiej kafejki? Jednak mężczyzna powiedział tylko:
- Jeszcze raz
przepraszam, że przeszkodziłem w podziwianiu zachodu słońca. Mam nadzieję, że
przynajmniej ta legenda się pani spodobała.
Zanim zdążyła
podziękować i powiedzieć, że opowieść ją wzruszyła, chłopak ukłonił się i
oddalił.
- Jak łatwo
skrzywdzić kogoś pochopną oceną. – pomyślała.- Wzięłam go za pospolitego,
wczasowego podrywacza, a okazał się wrażliwym, miłym człowiekiem.
Legenda, mimo
że w zasadzie smutna, w jakiś dziwny sposób poprawiła jej nastrój. Kiedy się
nad tym zastanowiła zrozumiała przyczynę. Historia Mariji dowodziła, że miłość i
wierność aż po grób jednak się zdarza. Opowieść zapadła Lidii w pamięć. Następnego
dnia jakiś wewnętrzny głos nakazał jej przyjść ponownie w to miejsce i o
zachodzie usiąść na kamieniu Mariji. Patrząc na słońce znikające za horyzontem
zastanawiała się co myślała tamta
kobieta przychodząc tu każdego dnia. Czy naprawdę wierzyła, że jej mąż kiedyś
powróci? Czy może chciała tylko zademonstrować pamięć o nim?
Lidia
spostrzegła, że od strony zachodzącego słońca w kierunku plaży zbliża się żaglowa
łódź. Początkowo, patrząc pod światło, trudno było dostrzec szczegóły. Łódka
zmierzała wprost do kamienia. Kiedy się zbliżyła Linda zauważyła, że żagiel
jest spłowiały, a kadłub sfatygowany jakby pochodził sprzed wieku. Łódź
przybiła do plaży. Z pokładu, trzymając w dłoni linę cumowniczą, zeskoczył
młody mężczyzna. Ubrany był w staromodną, płócienną szatę. Miał długie, czarne
włosy i ogorzałą od słońca twarz. Podniósł wzrok i spojrzał na Lidię. Jego oczy
rozbłysły.
- Marija! –
wyszeptał. – Czekałaś. Jak miło znów cię widzieć.
Serce Lidii
załopotało jak spłoszony ptak. Chciała powiedzieć, że nie jest Mariją, że tylko
ją z wyglądu przypomina. Jednak w przepełnionych miłością oczach mężczyzny
widziała taką radość, że nie miała sumienia aby wyprowadzić go z błędu. Rybak
przymocował linę do kamienia, a następnie wziął Lidię na ręce, jakby była lekka
niczym piórko. Poniósł ją w kierunku starego domku stojącego nieopodal plaży. Lidia
poddała się przeznaczeniu. Gdzieś w tyle głowy rozsądek mówił jej, że to
nieporozumienie, że to nie może dziać się naprawdę. Jednak silniejszy był głos
serca, który kazał jej wierzyć, że oto mężczyzna, na którego czekała tyle lat,
właśnie powrócił z morza.
xxx
Kafejka znajdowała
się daleko od plaży i turyści tu nie trafiali. Na domu, w którym się mieściła
nie było nawet szyldu ale miejscowi, nawet bez tego, wiedzieli, że za budynkiem
w ogródku ocienionym przez stare figowe
drzewka, podają prawdziwą, mocną rakiję i smaczne, miejscowe wino.
Przy jednym ze
stolików siedziało dwu młodych mężczyzn. Jeden z nich był tym, który
opowiedział Lidii legendę, a drugi tym , który przypłynął do plaży starą łódką.
Byli braćmi i nosili imiona Ante oraz Petar.
Stuknęli się kieliszkami.
- Każda laska
nabiera się na ten bajer. – powiedział Ante.
- A wiesz co
jest w tym najlepsze? – zapytał Petar. – To, że to one mają wyrzuty sumienia.
Ta ostatnia rano zbierała się w sobie przez pół godziny zanim ze łzami w oczach
wyznała mi, że nie jest Mariją. Bała się, że nie zniosę tej wieści.
- Dobrze, że
nie sprzedaliśmy tego domku i łodzi po dziadkach. – stwierdził Ante. – A
następnym razem zgodnie z umową zmiana. Ty opowiadasz legendę, a ja wracam z
morza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz