Czas
Profesor
Berger, ordynator oddziału psychiatrycznego kliniki uniwersyteckiej, miał za
sobą ciężki dzień. Przed udaniem się do domu na zasłużoną kolację musiał jednak
wykonać jeszcze jedno zadanie. Jakiś czas temu jego znakomity kolega profesor Jelinek
zaproponował nowatorską metodę leczenia osób cierpiących na schizofrenię, które
uważały się za znane postacie historyczne. Doszedł on do wniosku, że odrzucenie
własnej tożsamości i wcielenie się w inną postać ma podłoże w braku akceptacji
dla swojej sytuacji oraz w buncie wobec otoczenia. Według profesora Jelinka
przekonywanie takiego Napoleona, że nie jest Napoleonem jest nieskuteczne, gdyż
wywołuje w nim jeszcze większą skłonność do przekory i nasilenie sprzeciwu
wobec rzeczywistości. Należało zatem postępować wręcz przeciwnie, to znaczy
utwierdzić pacjenta w przekonaniu, że jest tym, za kogo się podaje i tworzyć
wokół niego warunki odpowiadające epoce, w której według swoich urojeń żyje. To
powinno doprowadzić chorego do pogodzenia się ze światem, a w konsekwencji do
powrotu do własnej tożsamości. Po kilku miesiącach starań profesor Jelinek
uzyskał zgodę Rady Naukowej kliniki na przeprowadzenie eksperymentalnej
terapii. Jej obiektem został pacjent uważający, że jest Albertem Einsteinem.
Jedną z sal szpitala urządzono na wzór gabinetu Einsteina z okresu
poprzedzającego wybuch pierwszej wojny światowej. Wyposażono ją w sprzęty
wyprodukowane w tamtym czasie oraz w księgozbiór obejmujący opublikowane wtedy
dzieła z zakresu fizyki i innych nauk ścisłych.
Profesor
Berger miał dziś ocenić efekty leczenia. Zapukał do drzwi sali i nie czekając
na odpowiedź nacisnął klamkę. Napotkał zdziwiony wzrok pacjenta siedzącego w
fotelu za biurkiem, którego blat pokrywały otwarte książki i zapisane maczkiem
rękopisy. Berger musiał przyznać, że chory rzeczywiście przypomina z wyglądu
Alberta Einsteina, chociaż nie z tego okresu, z jakiego zapisał się w pamięci
masowej. Nie miał długiej, siwej fryzury i siwego wąsa. Był nieco przed
czterdziestką, miał ciemne, szpakowate na skroniach włosy, a na nosie okulary w
drucianych oprawkach.
-
Jestem profesor Berger, ordynator oddziału - przedstawił
się
-
Albert Einstein, profesor fizyki – odpowiedział zaskoczony lokator gabinetu.
Już
po tej wypowiedzi można było dojść do wniosku, że terapia profesora Jelinka nie
odniosła skutku. Berger z rezygnacją postanowił jednak wykonać swoje obowiązki
do końca.
-
Jaki dzień dziś mamy? – zapytał.
-
28 czerwca 1914 – odpowiedział człowiek uważający się za Einsteina. – Czy
odwiedził mnie pan, profesorze, po to aby ustalić dzisiejszą datę?
-
Doskonale wiem jaka dziś jest data. – stwierdził Berger. – Mamy 2017 rok.
-
A zatem pan żyje w 2017 roku, a ja w 1914.
-
Czy to pana nie dziwi?
-
W żadnym razie. Poczucie czasu jest rzeczą względną. Nie jesteśmy jego
niewolnikami. Każdy odczuwa go po swojemu.
-
Może nie jesteśmy niewolnikami czasu – stwierdził Berger – ale nie mamy wpływu
na to, że upływa on w określonym tempie.
-
Myli się pan. Nie musimy przemieszczać się w czasie w narzuconym tempie. Używając
mięśni możemy poruszać się w trzech wymiarach przestrzeni. Podobnie, używając
naszej wyobraźni możemy podróżować w czasie. Niejednokrotnie, po zapoznaniu się
z publikacjami na temat najnowszych odkryć z dziedziny fizyki używając
wyobraźni podróżowałem w przyszłość aby poznać ich skutki.
-
To co innego. – przerwał mu profesor Berger. – Nie przeczę, że korzystając z wyobraźni możemy przechodzić do innej epoki.
To jednak są tylko nasze subiektywne odczucia nie mające nic wspólnego z bezwzględnym
upływem czasu.
-
Nie ma czegoś takiego jak czas bezwzględny. Czas jest taki jakim go odczuwamy.
Gdyby znalazł się pan w muzeum pokazującym wnętrze barokowego pałacu, w
otoczeniu ludzi w strojach z epoki to skąd by pan wiedział, że nie znajduje się
pan w XVIII wieku?
-
Nie straciłbym poczucia czasu. Poza tym są kalendarze wskazujące bezwzględny
czas.
-
Wierzy pan kalendarzom? To co pokazuje ten znajdujący się na moim biurku? –
człowiek uważający się za Einsteina wskazał na kartkę, na której widniała data
28 czerwca 1914. – Jak w takim razie może pan twierdzić, że jest rok 2017?
-
Panu dostarczono ten zabytkowy kalendarz. – powiedział profesor Berger ze
wzrastającą irytacją. – Po to, aby utwierdzić pana w przekonaniu, że żyje pan w
minionej epoce.
-
A zatem zgadza się pan ze mną, że można człowieka przenieść do innej epoki
zmieniając sposób odczuwania czasu przez niego. To kwestia siły wyobraźni.
Jeśli ktoś dysponuje odpowiednią jej mocą może nie tylko osobiście przenieść się
w inne czasy ale również zasugerować
innym, że żyją w innej epoce.
Berger
miał już dość tej rozmowy. Postanowił sięgnąć po twarde dowody.
-
Czy w 1914 roku istniały telefony komórkowe, to znaczy telefony nie podłączone
do drutów?
-
Nie istniały. Ale po zapoznaniu się z niedawnymi badaniami nad falami
elektromagnetycznymi doszedłem do wniosku, że kiedyś powstaną. Tak jak panu
mówiłem, profesorze, korzystając z
wyobraźni przeniosłem się w przyszłość i stwierdziłem, że ta technologia pojawi
się w latach 80-tych XX wieku.
-
Skoro mamy, według pana, rok 1914 to co to w takim razie jest?
Profesor
Berger z satysfakcją sięgnął po komórkę. Nie było jej w kieszeni, w której zazwyczaj
ją nosił. Nerwowo zaczął przeszukiwać całe ubranie. Bez skutku.
-
Choroba, - pomyślał zdenerwowany – akurat dzisiaj musiałem ją gdzieś zostawić.
Uznał,
że pora zakończyć wizytę. Wdał się w dyskusję z chorym psychicznie i, co
gorsza, nie zanosiło się na to aby umiał przekonać go do swoich racji.
-
Do widzenia. – powiedział oschle i wyszedł na korytarz.
Postanowił,
że musi wyrazić zdecydowanie negatywną opinię o metodzie profesora Jelinka.
Zamyślony nie zauważył, że korytarz wygląda inaczej niż zwykle. Zamiast współczesnych
drzwi mijał solidne, drewniane odrzwia umieszczone w podrzeźbianych, ciemnych framugach.
Dopiero
na ulicy zorientował się, że coś jest nie tak jak być powinno. Zazwyczaj po wyjściu
z budynku dało się słyszeć szum samochodów mknących zatłoczoną jezdnią. Dzisiaj
zamiast tego usłyszał stukot kopyt koni ciągnących dorożki. Pojawił się
samochód ale był to automobil na kołach wyposażonych w szprychy i o karoserii
niewiele różniącej się od powozu.
Obok
profesora Bergera przebiegł młody, może dwunastoletni, chłopak ubrany w samodziałowe
spodnie i pocerowaną, płócienną koszulę. Na lewym przedramieniu niósł plik
gazet. W poprzek pierwszej strony biegły wielkie litery SARAJEVO.
-
Kupujcie dodatek specjalny! - wolał mały
gazeciarz. – Sensacja!. Zamach na arcyksięcia Ferdynanda!
Szanownych Czytelników.którzy zastanawiają się jak rozumieć zakończenie tego opowiadania informuję, że w następnym, grudniowym poście ukaże się epilog zawierający wyjaśnienie.
Szanownych Czytelników.którzy zastanawiają się jak rozumieć zakończenie tego opowiadania informuję, że w następnym, grudniowym poście ukaże się epilog zawierający wyjaśnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz