AMNEZJA
Noc
była ciemna. Jedynie gdzieś z prawej, nad samym horyzontem, spoza chmur
wyglądał fragment granatowego nieba. Przyrządy na desce rozdzielczej
fosforyzowały niebieskawo. Prędkościomierz wskazywał 140 km/h, dozwoloną
prędkość na autostradzie. Strzałka obrotomierza
zatrzymała się na 3500 obrotach na minutę. Wskaźnik temperatury tkwił na zielonym polu pośrodku skali, a czujnik
poziomu paliwa pokazywał, że pozostało jeszcze ponad dwie trzecie baku.
Komputer pokładowy na tej podstawie szacował, że można będzie przejechać jeszcze
prawie sześćset kilometrów. Silnik mruczał równomiernie i uspokajająco. Zegar
pośrodku konsoli pokazywał, że zbliża się północ.
Ruch
na autostradzie był niewielki. Z przodu widniały czerwone, tylne światła kilku pojazdów jadących ze zbliżoną prędkości.
Po sąsiednim pasie co chwila przemykały jasne reflektory samochodów nadjeżdżąjących
z przeciwka. Ten widok przez przednią szybę był wszystkim co pamiętałem. Przed
tym była pustka. Skąd się wziąłem na tej drodze? Dokąd jadę? Przez chwilę
sądziłem, że to jakiś sen. Jednak nie, ta jazda, zegary na desce rozdzielczej,
szum opon i szmer silnika były bardzo realistyczne. Prowadziłem auto pilnując aby nie zjechać z
autostrady, utrzymując bezpieczną odległość od jadących przodem aut. W głowie
kłębiły mi się pytania. Jak to możliwe,
że niczego nie pamiętam? Co się stało? Czyżby jakiś wypadek? Nic na to nie
wskazywało. Nie czułem bólu. Na
przedniej szybie nie było żadnych pęknięć. Zza kierownicy nie było widać maski
auta, ale oba reflektory świeciły jasno. Poduszki powietrzne tkwiły spokojnie w
swoich komorach. Żeby ulec amnezji trzeba chyba zdrowo przywalić w coś głową.
Niemożliwe aby po poważnej kolizji samochód był w takim stanie.
W
powietrzu wisiała lekka mgiełka. Wilgoć osadzała się na szybie na skutek czego
światła jadących przede mną aut stopniowo się rozmazywały. Wycieraczki
regularnie usuwały wodę wykonując pojedyncze ruchy mniej więcej co dziesięć
sekund. Po kolejnym przetarciu szyby zauważyłem, że tylne światła jakiegoś
poprzedzającego mnie pojazdu szybko się zbliżają. Choroba, co za kretyn,
pomyślałem. Czy po to wydaje się miliardy na budowę autostrad żeby jeździć po nich osiemdziesiąt na godzinę? Włączyłem
kierunkowskaz i spojrzałem w lusterko. Lewym pasem szybko zbliżał się inny
samochód, jadący najwyraźniej znacznie szybciej niż wynosi dozwolona prędkość.
Skoro tylko zobaczył mój kierunkowskaz zaczął migać światłami drogowymi na znak, że nie zamierza mnie wpuścić na swój
pas. Oczywiście, durniu jeden – pomyślałem. Nie pozwolisz wyprzedzić. Pilnujesz
żeby czasem komuś nie ułatwić, zawzięty skurczybyku. Poczekaj, następnym razem
ktoś ciebie tak potraktuje. Musiałem przyhamować i mocno zwolnić. Silnik
zamruczał na niższym biegu. Gdy ten rajdowiec przemknął obok mnie wyprzedziłem powolnego
zawalidrogę. Auto rozpędziło się ponownie do stu czterdziestu. Znowu miałem
czas aby powrócić do swoich myśli.
Gdzie
ja jestem? Autostrada prowadziła przez jakieś pustkowie. Przed maską widać było
tylko fragment asfaltu oświetlony reflektorami, a z boku była jedynie ciemność.
Żadnych świateł, zarysów budynków ani innych śladów cywilizacji. Niedaleko od
drogi ciemność stawała się jeszcze ciemniejsza. Zapewne była to ściana lasu.
Nie pamiętałem skąd ani dokąd jadę. W GPS nie był wpisany punkt startowy ani
cel podróży. Na ekranie umieszczonym pośrodku deski rozdzielczej widać było
tylko kreskę autostrady na pustym tle.
Na poboczu nie zauważyłem żadnych drogowskazów. Nie mogłem sobie
przypomnieć dzisiejszej daty ani nawet
pory roku. Wskaźnik temperatury zewnętrznej wskazywał dwa stopnie Celsjusza.
Dwa stopnie około północy. To mogło być kiedykolwiek pomiędzy październikiem a
kwietniem. Raczej nie styczeń ani luty, chociaż to nic pewnego, bo ostatnio
klimat tak się popieprzył, że wszystko jest możliwe. Przypuszczałem jednak, że
jest późna jesień. Albo przedwiośnie.
Zauważyłem,
że znowu zbliżam się szybko do tylnych świateł jakiegoś auta. Ten jechał jednak
lewym pasem. Kurde, co za ciota - pomyślałem.
Rozumiem, że ktoś jedzie wolno. Ale czemu lewym pasem? Pewnie jakaś
baba. One tak lubią. Przez chwilę miałem ochotę wyprzedzić ten pojazd z prawej,
bez zwalniania. Uznałem to jednak za niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo, kiedy
ktoś taki nagle zdecyduje się wrócić na prawy pas. W lusterko, oczywiście, nie spojrzy
i kolizja gotowa. Włączyłem kierunkowskaz i znalazłem się za tym zawalidrogą.
Nie miał zamiaru ustąpić z drogi. No, spieprzaj, albo dawaj gazu – denerwowałem
się. Ponieważ tamten nie reagował kilka
razy błysnąłem długimi światłami. Wreszcie zdecydował się zjechać na prawo.
Włączył migacz ale ustępował z drogi
ostentacyjnie wolno. Spadaj, pierdoło jedna. Wreszcie lewy pas się zwolnił i
auto ponownie rozpędziło się do stu czterdziestu.
Mając
przed sobą wolną drogę powróciłem do rozważań nad swoją sytuacją. Nie mogę tak jechać przed siebie nie wiedząc
dokąd zmierzam ani skąd przybywam. Muszę jakoś ustalić kim jestem i gdzie mam
się udać. Światła auta przesunęły się po stojącej na poboczu tablicy
zapowiadającej parking. Postanowiłem zjechać z autostrady. Zatrzymam się na
chwilę i przeszukam auto. Może są w środku jakieś dokumenty, które pomogą mi
ustalić kim jestem. A może znajdę telefon komórkowy, z listą ostatnio
wybieranych numerów? Wtedy ktoś z
rozmówców na pewno mnie rozpozna. Kolejne tablice wskazywały 1000 i 500 metrów
do zjazdu na parking. Zwolniłem i włączyłem kierunkowskaz. Parking po środku
nocy był niemal pusty. Zatrzymałem auto. Gdy tylko wyłączyłem silnik straciłem
świadomość.
***
Ekipa
testująca nową wersję autonomicznego samochodu była w świetnym nastroju, bo
ostatnia próba wypadła doskonale.
Panowie,
gratuluję – powiedział kierownik projektu. – Zarejestrowane dane z testu
wskazują, że nasz komputerowy algorytm zastępujący kierowcę zasługuje w pełni na miano sztucznej
inteligencji. Nie tylko prowadzi samochód bezpiecznie i zgodnie z przepisami,
ale po włączeniu odpowiedniej opcji potrafi myśleć zupełnie jak człowiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz