Upiorny walc
Pani Genowefa
usiadła w wiklinowym fotelu na balkonie swojego mieszkania ulokowanego na
drugim piętrze kamienicy pochodzącej z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego
wieku. Na skraju chodnika biegnącego wzdłuż fasady domu rosły stare lipy, a po
drugiej stronie spokojnej ulicy stały wille otoczone starannie utrzymanymi
ogrodami. Był ciepły, jesienny wieczór.
Zmierzch zapadał już wcześnie, lecz
dzięki wyżowi, który przyniósł ze sobą
powietrze z południa, temperatura była wciąż niemal tak wysoka jak
minionego lata.
Pani Genowefa
sięgnęła po filiżankę herbaty, którą naparzyła uprzednio i przyniosła z kuchni. Smakując drobnymi łyczkami
aromatyczny napój wsłuchała się w dźwięki muzyki. Piętro niżej mieszkała młoda
skrzypaczka, która wieczorami miała zwyczaj ćwiczyć przy otwartym oknie. Niektórym sąsiadom to się nie podobało ale
pani Genowefa nie podzielała ich zdania. Artystka nie ćwiczyła gam, ani żadnych
wprawek, od których mogły rozboleć uszy, lecz grała zazwyczaj dobrą, klasyczną
muzykę. Często, na zakończenie wykonywała coś lżejszego i melodyjnego.
Możliwość słuchania w pogodny wieczór
muzyki na żywo w dobrym wykonaniu dla pani Genowefy była miłą atrakcją. Dziwiła
się ludziom, którzy mieli do tego zastrzeżenia.
Skrzypaczka skończyła
koncert Wieniawskiego i po krótkiej pauzie zagrała melodyjnego walca
pochodzącego z jakiejś operetki. Pani Genowefa miała już swoje lata ale nie
była na tyle wiekowa aby pamiętać czasy kiedy operetkowe tematy muzyczne były
odpowiednikami dzisiejszych utworów zajmujących czołowe miejsca na listach
przebojów. Słyszała tę melodię ale nie potrafiła przypisać jej do kompozytora.
Czy to Strauss? A może Lehar? Jednak kapryśna pamięć, gdzieś ze swoich
zakamarków podpowiedziała jej słowa refrenu:
…lecz walc ten w niepamięć nie pójdzie, o
nie!
Bo każde z nas schowa go w sercu na dnie…
Nuty
wirowały w wieczornym powietrzu, a pani Genowefa pozwoliła marzeniom dać się
porwać. Zobaczyła w wyobraźni, że jest
znów młoda i tańczy walca z przystojnym mężczyzną. Nie był to jednak zwykły taniec. Pomiędzy
partnerami iskrzyło. Każdym ruchem i
każdym krokiem okazywali sobie zainteresowanie w sposób niedostrzegalny
dla patrzących z zewnątrz. Ten walc był
wyznaniem uczuć. Pani Genowefa zastanawiała się, czy będzie on początkiem
wielkiej miłości i wspólnego życia, czy też czar pryśnie wraz z końcem tańca,
po którym pozostanie tylko wspomnienie na dnie serca.
Z
nostalgicznego nastroju wyrwał ją nagły widok. Obok pnia jednej z lip rosnących
pod domem spostrzegła ciemną sylwetkę. Był to wysoki mężczyzna w czarnym
kapeluszu na głowie, ubrany w równie czarny płaszcz sięgający niemal do kostek.
Postać wydawała się niesamowita i nierzeczywista. Jak cień przemknęła wzdłuż
szpaleru drzew i znikła z pola widzenia. W tym momencie muzyka ucichła. Pani
Genowefa poczuła zimny powiew i nie potrafiła powiedzieć czy był to po prostu
chłodny wiatr zapowiadający nadejście jesiennej nocy czy też podmuch jakichś ponurych mocy.
Incydent
szybko zatarł się w jej pamięci. Przez kolejne dni utrzymywała się ciepła
pogoda i pani Genowefa słuchała wieczornych koncertów sąsiadki. Po kilku dniach
na zakończenie zabrzmiał ten sam walc. Poczuła dziwny niepokój. Spojrzała z
balkonu w dół i jej obawy potwierdziły się. W cieniu drzew przemykała ponura,
wysoka postać, która po chwili znikła równie nagle jak się pojawiła.
Od
tej pory słuchanie wieczornych koncertów nie było już taką przyjemnością jak
poprzednio. Pani Genowefa z niepokojem wyczekiwała czy zabrzmi znów melodia
operetkowego walca. Któregoś dnia usłyszała ją znowu. Czując dreszcz na plecach
spojrzała w dół. Złowroga, ciemna postać przemykała pod drzewami.
Starsza
pani postanowiła działać. Następnego popołudnia zapukała do drzwi skrzypaczki.
Młoda artystka była zdziwiona wizytą lecz zaprosiła sąsiadkę do salonu i
zaproponowała herbatę.
-
Pięknie pani gra, moja droga. – powiedziała pani Genowefa kiedy już wymienione
zostały konwencjonalne uprzejmości na przywitanie. – Z wielką przyjemnością
słucham pani muzyki co wieczór na
balkonie. Ale jest pewien problem. I to jest powód, dla którego pozwoliłam
sobie na tę niezapowiedzianą wizytę.
-
Mam nadzieję, że nie gram za głośno. Niestety, muszę ćwiczyć, ale jeśli to pani
przeszkadza, to będę pamiętać aby zamykać okna.
-
Och, nie. – zaprotestowała starsza pani. – Nie o to chodzi. Jak powiedziałam
słucham pani z wielką przyjemnością. Wiem, że to co powiem zabrzmi dziwnie, ale
pani muzyka, a raczej jedna melodia, wywołuje upiory.
-
Upiory? – brwi skrzypaczki uniosły się ze zdziwienia.
-
Zauważyłam, że za każdym razem kiedy gra pani tego walca z operetki, w cieniu
drzew pod naszym domem pojawia się, ciemna, upiorna postać.
-
Ach, tak. – w głosie artystki dało się wyczuć coś w rodzaju ulgi. – Więc o to
chodzi. Skoro tak, to nie ma problemu. Ćwiczę tego walca bo jest w programie
mojego kolejnego występu. Ale skoro brzmi tak upiornie, to przećwiczę go tylko
jeszcze dziś wieczorem, a później, obiecuję, już więcej go nie wykonam. Miejmy
nadzieję, że w takiej sytuacji upiór już nie wyjdzie z krypty.
Pani
Genowefa wspinając się po schodach na drugie piętro zastanawiała się, czy młoda
sąsiadka potraktowała ją poważnie czy też, starannie ukrywając ironię,
grzecznie pozbyła się zwariowanej staruszki.
Chwilę
po tym, jak skrzypaczka skończyła wieczorny koncert, usłyszała pukanie do
drzwi. Odłożyła pieczołowicie instrument do futerał i poszła otworzyć. Do
przedpokoju wszedł wysoki mężczyzna. Odłożył na półkę kapelusz z szerokim
rondem i odwiesił czarny, długi płaszcz. Wziął kobietę w ramiona i przytulił. Wymienili pocałunek.
-
Napijesz się czegoś? – zapytała gospodyni.
-
Później. Nie mogę się już doczekać.
Kobieta
wzięła go za rękę i poprowadził do sypialni.
Godzinę
później oboje siedzieli przy stole pijąc czerwone wino.
-
Świetnie to wymyśliłaś. – powiedział mężczyzna. – Co wieczór, w swoim domu po
drugiej stronie ulicy słucham twojego koncertu i kiedy na zakończenie słyszę
tego walca, to wiem, że mogę cię odwiedzić, bo męża nie ma w domu. Znakomity
system. Żadnych śladów, żadnych SMS-ów czy numerów w bilingu, które on mógłby
przypadkiem odkryć. A przy tym to takie podniecające. Nigdy nie wiem, czy
zabrzmi ta melodia, a gdy ją usłyszę, to od razu jestem niesamowicie
podekscytowany.
-
Będziemy musieli nieco zmodyfikować system. – odpowiedziała. – Sąsiadka z góry
zaczęła coś kojarzyć. Poza tym
przesadzasz z tym strojem. Wiem, że chodzi ci o dyskrecję, chcesz się maskować
aby nie zwracać uwagi, ale efekt jest wręcz przeciwny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz