Mijają dwa lata odkąd prowadzę tego bloga. W tym czasie było ponad 1400 wejść. Wiem, że to głównie zasługa nielicznego grona wiernych czytelników. Dziękuję za zainteresowanie i jak zawsze proszę o uwagi i komentarze.
Denerwujący obraz
-Jestem
abstrakcjonistą – stwierdził artysta leżąc wygodnie na kozetce. – To jednak nie
znaczy, że nie umiem malować realistycznie.
W liceum plastycznym i w akademii sztuk pięknych nauczono mnie solidnego warsztatu. Potrafię
namalować portret kobiety tak, że widać całe jej piękno, a jak stworzę
pejzaż, to nadaje się na pocztówkę. Jednak moim zdaniem wierne odtwarzanie
natury nie ma sensu od kiedy
wynaleziono fotografię bo ona zastąpiła
malarstwo w tej roli.
Psycholog
spojrzał na zegarek.
-
Nie posiadam kwalifikacji aby dyskutować o trendach we współczesnej sztuce. –
powiedział. – jeśli mam w czymś panu pomóc, to proszę opowiedzieć w czym problem.
-
Zmierzam do tego. – odrzekł malarz. – Jednak mój problem związany jest z moją
sztuką, więc muszę zacząć od początku.
-
Zatem proszę mi o tym opowiedzieć. – twarz psycholog przybrała wyćwiczony wyraz profesjonalnego, życzliwego
zainteresowania.
-
Po studiach szukałem w sztuce własnego stylu. – zaczął artysta. – Początkowo
malowałem obrazy wyrażające abstrakcyjne
pojęcia w sposób niefiguratywny. Na przykład tworzyłem obraz zatytułowany „Nostalgia” i chodziło o to aby przy pomocy barwnych plam
wywołać u widza to uczucie.
-
Rozumiem. – kiwnął głową psycholog aby zachęcić pacjenta do dalszych zwierzeń.
-
Po pewnym czasie uznałem, że nie można iść na łatwiznę i odrzuciłem oczywiste
skojarzenia kolorystyczne. Na przykład, chcąc namalować „Smutek”, każdy malarz sięgnie
naturalnie po szaro-burą tonację. A ja stawiałem sobie za cel namalowanie
„Smutku” w zielono-pomarańczowych kolorach.
Albo odwrotnie – malowałem „Radość” w brązach i czerni. Kiedy opanowałem
już umiejętność przełamywania banalnych
znaczeń przypisywanych barwom poszedłem jeszcze dalej w swoim
artystycznym rozwoju. Szukałem takich
środków wyrazu, aby dany obraz nie był odbierany jednoznacznie. Na przykład aby jeden człowiek widział na
obrazie smutek, a drugi radość.
-
Wbrew pozorom to nie takie trudne. – psycholog uznał za stosowne wtrącić swoje
trzy grosze. – Powszechnie wiadomo, że ludzka percepcja zależy od stanu
psychicznego. Te same rzeczy widzimy jako zabawne kiedy jesteśmy w dobrym
humorze, a gdy jesteśmy w depresji możemy odbierać je jako przygnębiające.
-
Ma pan rację. – przyznał malarz. – Wykorzystywałem oczywiście ten efekt, jednak
moje ambicje sięgały dalej. Chciałem dać ludziom szczęście wynikające z tego,
że w moich obrazach mogli zobaczyć to, czego akurat potrzebowali, czego
pragnęli.
W
tym miejscu artysta ciężko westchnął.
-
I szło mi całkiem nieźle do momentu, kiedy namalowałem ten feralny obraz. –
stwierdził i zwiesił głowę.
-
Na czym polega problem z tym dziełem? – spytał psycholog aby przerwać
przedłużającą się ciszę.
-
Trudno mi o tym mówić bo wiem, że to
zabrzmi idiotycznie – podjął malarz – ale mam wrażenie, że ten obraz celowo i
złośliwie mnie denerwuje. Po prostu mnie wkurza i prowokuje. Pokazuje mi, to znaczy zmusza mnie do tego
abym widział na nim nie to na co akurat mam ochotę. Wie pan jak to jest. Kiedy jest pan przygnębiony, to czyjeś głupie
dowcipy irytują. A jak jest pan w dobrym humorze to nie ma pan ochoty słuchać o
rzeczach nieprzyjemnych, które psują nastrój. I ten obraz tak właśnie postępuje.
Kiedy mam doła to pokazuje mi różne denerwujące błazeństwa, a jak jestem
radosny to każe mi dostrzegać na sobie jakieś ponure okropności. Jak
powiedziałem, zdaję sobie sprawę, że to co mówię brzmi głupio. I właśnie
dlatego przyszedłem prosić pana o opinię i pomoc. Sam już nie wiem czy fiksuję,
czy jak, bo mam przekonanie, że ten obraz celowo robi mi na złość, chociaż
zdaję sobie sprawę, że to nielogiczne. Aha, jeszcze powinienem dodać, że tego
rodzaju problem mam tylko z tym jednym płótnem. Gdyby denerwowały mnie
wszystkie inne to bym wiedział, że kłopot tkwi w mojej głowie. Jednak na innych
nie dostrzegam niczego czego nie
chciałbym widzieć. Tylko ten jeden mnie irytuje. I co pan o tym sądzi?
Malarz
spoglądał na psychologa z pełnym nadziei oczekiwaniem. Doktor nie bardzo wiedział co sądzić o tym
nietypowym przypadku. Pacjent mówił rzeczy raczej absurdalne, ale miał do
siebie krytyczny stosunek i wyrażał się logicznie.
-
Cóż …..- zaczął psycholog.
-
Mam propozycję. – przerwał mu artysta. – Może zechciałby pan rzucić okiem na ten obraz? Przyniosłem go ze sobą. Stoi
w poczekalni zawinięty w papier.
Terapeuta
uznał to za dobry pomysł. Dawało to czas do namysłu jak poradzić sobie z
trudnym przypadkiem. Wyszedł z gabinetu. Malarz leżąc na kozetce słyszał
szelest odwijanego opakowania. Później usłyszał kilka gniewnych parsknięć i
odgłos jakby ktoś rzucił jakimś przedmiotem w ścianę. Po chwili usłyszał krzyk
psychologa:
-
Choroba jasna! Mam tego wszystkiego dość!
Całymi dniami muszę wysłuchiwać pieprzenia jakichś popaprańców, a teraz
do tego ten wkurzający bohomaz.
Po
pewnym czasie doktor wrócił do gabinetu.
-
Przepraszam pana. Musimy umówić się na inny termin. Nie jestem w stanie
pracować bo ten obraz mnie zdenerwował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz