Okazyjny zakup
Vjera
Lovanovic nie kierowała się sentymentami w życiu ani, tym bardziej, w
biznesie. Zaczynała praktycznie od zera,
a do obecnej pozycji doszła dzięki temu, że w interesach umiała być bezwzględna
kiedy sytuacja tego wymagała. Dzięki temu uznała, że stać ją obecnie na
odrobinę luksusu w postaci willi nad
morzem. Luksus luksusem, a swoją drogą w sferach, w których się obecnie
obracała posiadanie rezydencji na dalmatyńskim wybrzeżu było niemal
obowiązkowe, gdyż stanowiło dowód na sukces w biznesie. Większość ludzi
zaczęłaby od przeglądania ofert biur nieruchomości aby znaleźć dom, który im
się spodoba. Vjera zaczęła od poszukiwania domu w okazyjnej cenie. Zasadniczo chciała kupić willę dla
przyjemności ale zbyt długo tkwiła już w interesach aby nie zakładać, że kiedyś
posiadłość jej się znudzi, a wtedy dobrze byłoby sprzedać ja z zyskiem. Oczywiście,
nie należała do naiwnych, którzy dają się nabrać na zakup nieruchomości pozornie
atrakcyjnej ale obarczonej jakąś wadą prawną. Przeglądnęła oferty biur nieruchomości oraz
strony internetowe zawierające ogłoszenia o sprzedaży domów i sporządziła listę
posiadłości jakie według jej rozeznania były wystawione na sprzedaż w cenie
dostrzegalnie niższej od średniej w danej okolicy. Weryfikację listy zleciła
prawnikowi. Jak można było oczekiwać, w kilku przypadkach kwestie własności
były nie do końca klarowne bo toczyły się sprawy spadkowe lub rozwodowe,
niektóre domy nie miały czystej hipoteki, znalazł się nawet jeden przykład
zagrożenia przymusową rozbiórką bo willę
zbudowano nielegalnie. Dopiero gdy lista
zawierała wyłącznie pozycje o klarownej sytuacji prawnej Vjera siadła w swojego
Range Rovera, wpisała adresy w nawigację
i pojechała w objazd na oględziny. Jak zwykle większość domów wyglądała
znacznie gorzej niż na zdjęciach. Interpretacja niektórych opisów też okazała
się specyficzna. Na przykład wyszło na jaw , że „willa niebanalnie
zlokalizowana” stoi pomiędzy stacją
benzynową a targowiskiem. Trafiła się tylko jedna perełka w postaci rezydencji,
która sprawiała wrażenie lepsze niż można się było spodziewać na podstawie
ogłoszenia. Był to dom stojący na
kilkunastometrowej, wapiennej skale, z której roztaczał się widok na położony u
podnóża port oraz stare miasteczko. Dojazd wiódł drogą biegnącą pośród drzew
figowych i oleandrów, które w miły sposób izolowały posiadłość od sąsiednich
zabudowań. Vjera zaparkowała samochód i
przez dłuższy czas spacerowała wokół domu szukając jakichś niedogodności.
Żadnego haczyka jednak nie znalazła. Doszła do wniosku, że to jest okazja, o
jaką jej chodzi. Wybrała na smartfonie numer zamieszczony w ogłoszeniu. Po
kilku sygnałach telefon odebrał mężczyzna o miłym głosie.
-
Dzwonię w sprawie ogłoszenia o sprzedaży domu. – powiedziała. – Czy to jeszcze
aktualnie?
-Tak,
jeszcze aktualne, chociaż muszę powiedzieć, że zainteresowanie jest duże.
To
jej akurat nie zdziwiło. Każdy sprzedający tak twierdzi, ale w tym przypadku
mogło to polegać na prawdzie.
-
Czy wobec tego możemy się spotkać?
-
Kiedy i gdzie? – mężczyzna był konkretny.
-
Jestem akurat pod tym domem. Wybrałam się aby obejrzeć go od zewnątrz. Czy jest pan w pobliżu aby w
niedługim czasie podjechać?
-
Będę za piętnaście minut. – facet wciąż był rzeczowy. – Przyjadę niebieskim
Golfem.
-
W takim razie czekam pod bramą. – zakończyła rozmowę Vjera.
-
Golf? – pomyślała. – Raczej słabo jak na właściciela takiej willi. Ale to może
znaczyć, że gość potrzebuje pieniędzy i wyprzedaje odziedziczony majątek.
Niebieski
Volkswagen pojawił się o zapowiedzianej porze. Wysiadł z niego mężczyzna około
pięćdziesiątki, szpakowany i, jak oceniła Vjera, dość przystojny. W każdym
razie miał ujmujący uśmiech. Zademonstrował go przedstawiając się:
-
Davor Bjelica – wyciągnął rękę i ścisnął jej dłoń, stanowczo, po męsku ale z
wyczuciem, tak aby nie zmiażdżyć jej delikatnych palców.
-
Vjera Lovanovic. Miło pana poznać.
-
Zapraszam do środka.
Wyjął
z kieszeni klucze i otworzył furtkę. Dom
zbudowany był z miejscowego kamienia i nakryty spłowiałą, ceglastą dachówką. Obok
okien wisiały żaluzje ze spatynowanego
drewna. Davor wprowadził Vjerę do holu, a następnie do salonu, z którego okien
roztaczał się wspaniały widok na położony poniżej wzgórza port. Zaproponował kawę i przygotował ją w ekspresie
znajdującym się w aneksie kuchennym
przylegającym do salonu. Pili na
stojąco, trzymając filiżanki w ręku i podziwiając panoramę miasteczka.
-
Ten port istniał już w czasach rzymskich. – powiedział Davor. – A tę cytadelę
na wzgórzu zawdzięczamy republice weneckiej. Tamta bazylika została zbudowana pod
panowaniem Bizancjum. – wskazywał kolejne budowle. – Można powiedzieć, że w tym
małym miasteczku każde imperium zostawiło swój ślad.
Przez
chwilę opowiadał ze swadą o kolejnych zabytkach wskazując je przez szybę. Vjera
przyznała w duchu, że słucha się go z przyjemnością. Była jednak doświadczoną
negocjatorką i wiedziała, że nie należy ulegać urokowi partnera przed ważnymi rozmowami biznesowymi.
-
Czy możemy obejrzeć dom? – przerwała mu w pewnym momencie.
-
Oczywiście – zgodził się Davor. – Przepraszam, znowu się zagadałem. To miejsce
na ziemi mnie fascynuje. Opowiadając o nim zapominam o wszystkim innym.
Poprowadził
ją na piętro. Na górze znajdowały się cztery sypialnie i dwie łazienki urządzone może nie według
najnowszej mody ale gustownie i z zastosowaniem porządnych, ponadczasowych
materiałów. Vjera wiedziała już, że ten dom jest tym, którego szuka. Nie dawało jej jeszcze spokoju
pytanie dlaczego właściciel sprzedaje go poniżej wartości. Nie zamierzała
pytać go wprost żeby nie uświadomić mu
tego na wypadek gdyby po prostu nie do końca orientował się w cenach.
-
Nie żal panu sprzedawać tak pięknego domu? – zapytała dążąc do sedna okrężną
drogą.
-
Żal, oczywiście. – odpowiedział. – Ale po prostu nie mam wyboru. Wiem, że
podobne posesje oferowane są w tej okolicy za wyższą cenę, ale w takim wypadku
zazwyczaj długo czekają na nabywcę. Zbyt długo jak dla mnie. Ja, niestety,
potrzebuję pieniędzy pilnie.
Powiedział
to w sposób dający do zrozumienia, że nie zamierza zdradzać osobistych powodów
jakie zmuszają go takiego kroku. W oczach Vjery dodało mu to wiarygodności. Pomyślała,
że każdy oszust miałby gotową, ckliwą opowieść o umierającej na rzadką chorobę
córce, którą uratować może jedynie pilna i kosztowna operacja w Ameryce. Uznała, że to prawdziwa okazja i zdecydowała
zamknąć transakcję zanim ubiegnie ją ktoś inny.
-
Myślę, że się porozumiemy. – rzekła. –
Ten dom spełnia moje oczekiwania. Jak rozumiem, o cenie możemy jeszcze
podyskutować?
-
Przyznałem, że zależy mi na pilnej sprzedaży ale mam nadzieję, że nie zamierza
pani tego wykorzystywać. Oboje wiemy, że cena już jest atrakcyjna. Aż tak mi
się nie spieszy. Tym niemniej, chociaż nie jestem pośrednikiem w handlu
nieruchomościami wiem, że w tego typu negocjacjach należy trochę ustąpić. Mogę się zgodzić na pewien upust w stosunku
do ceny podanej w ogłoszeniu. Niech będzie dwa procent.
-
Dziesięć?
-
Bez żartów. Mogę się zgodzić na cztery. Ale to jest moje ostatnie słowo.
Ostatecznie
zgodzili się na pięć procent. Uścisnęli sobie dłonie.
-
Jeśli jest pani zdecydowana, Vjero – powiedział Davor – to proponuję podpisać
umowę przedwstępną. Następnie uzgodnimy termin u notariusza. Mam tu wzór umowy,
który ściągnąłem z internetu.
Vjera
była doświadczona w interesach więc pomimo podekscytowania wynikającego z
okazyjnego zakupu pięknej willi poprosiła o chwilę czasu na przejrzenie umowy.
Zeszli do salonu. Davor przygotował kolejną kawę, a Vjera zasiadła z nią na
sofie i starannie przeczytała dokument. Rzeczywiście, był to standardowy format
umowy przedwstępnej. Identyfikował nieruchomość, określał strony umowy i
stwierdzał, że wyrażają one intencję dokonania transakcji kupna-sprzedaży za
określoną cenę. Kupująca zobowiązuje się
do zapłaty zadatku w wysokości 10% wartości domu, który to zadatek przepada na
rzecz sprzedającego w wypadku gdyby wycofała się ona z transakcji. Natomiast
gdyby sprzedający nie wywiązał się z obietnicy sprzedaży zobowiązany jest do
zwrotu zadatku w podwójnej wysokości. Ostatnia klauzula stwierdzała, że umowa
ulega rozwiązaniu jeśli zadatek nie zostanie wniesiony w ciągu trzech dni od
jej podpisania.
-
Ten ostatni paragraf sam dopisałem. – przyznał Davor. – Jak mówiłem, zależy mi
na szybkiej sprzedaży i chciałbym uniknąć sytuacji, że ktoś po podpisaniu umowy
przedwstępnej będzie zwlekał z jej
realizacją i w ten sposób mnie zablokuje.
-
To nie wchodzi w grę w moim przypadku. – powiedziała Vjera. – Otrzyma pan
przelew pięć minut po podpisaniu umowy. Mój bank dostarczył mi odpowiednią
aplikację na smartfona. To jak, podpisujemy?
Złożyli
podpisy na dwu egzemplarzach. Zaraz po tym Vjera, zgodnie z zapowiedzią
sięgnęła po telefon i zleciła przelew. Powtórnie uścisnęli dłonie dla
potwierdzenia transakcji.
-
Nie obejrzeliśmy jeszcze ogrodu. – stwierdził Davor.
-
Widziałam co nieco przez płot. – odrzekła Vjera. – Ale chętnie obejrzę
dokładniej moją, czy raczej niemal moją posiadłość.
Przez
taras wyszli do ogrodu. Z domem sąsiadował równy trawnik, szmaragdowo-
zielony pomimo panujących od
kilkunastu dni upałów. Przy ogrodzeniu rosły oleandry, a poniżej nich kępy
lawendy i krzewy rozmarynu. Od strony górującego nad morzem urwiska ogród zamknięty
był solidnym parkanem zabezpieczającym nieostrożnych spacerowiczów przed
upadkiem ze skarpy.
-
W ogłoszeniu była mowa o prywatnej plaży przynależnej do domu. – przypomniała
Vjera.
-
Zgadza się. – potwierdził Davor. – Plaża leży tam, poniżej klifu. Jest żwirowa
i dobrze położona, bo do południa pada na nią słońce, które następnie zachodzi
za skały, więc w drugiej części dnia upał nie dokucza. Schodzi się przez tę
furtkę – wskazał na przejście w parkanie. – Niestety, dzisiaj na plażę nie
zejdziemy. Schodzi się schodami wykutymi w skale z poręczą od strony wody. Ta
poręcz w jednym miejscu się obruszała. Nie chciałem mieć na sumieniu nowego
właściciela domu więc w zeszłym tygodniu zleciłem miejscowemu fachowcowi
naprawę. Już zamocował poręcz jak należy
ale jeszcze nie oddał mi kluczy do furtki. Pewnie jest pani ciekawa aby tę
plażę zobaczyć. Wiem co zrobimy. Mój znajomy, Vladko, posiada łódź i zarabia przewożeniem turystów
po morzu. Ponieważ sezon jeszcze się nie zaczął na razie nie ma wiele do roboty
i , jak go znam, siedzi w kafejce przy porcie i popija rakiję.
Sięgnął
po telefon i wybrał numer.
-
Vladko? Tu Davor. Jesteś wolny?
Chciałbym żebyś podwiózł łodzią pewną damę do mojej plaży. A raczej do jej
plaży, bo właśnie podpisaliśmy umowę przedwstępną na sprzedaż domu.
Przez
chwilę słuchał w milczeniu. Na koniec rzekł:
-
OK. Ona zaraz będzie w porcie. Przyjedzie Range Roverem.
Vjera
była nieco zaszokowana faktem, że Davor organizuje jej przejażdżkę nie pytając
jej o zdanie, ale nie protestowała. Uznała, że to miłe z jego strony, a poza tym miała ochotę
obejrzeć swoją prywatną plażę.
-
Proszę zjechać autem do portu. Vladko czeka tam na panią. Ma około
pięćdziesiątki i szpakowatą brodę. Zresztą pozna panią po samochodzie. Nikt z mieszkańców nie jeździ tu Range
Roverem, a na turystów jeszcze nie pora.
-
Dziękuję. Miło z pana strony, że pan to zorganizował.
-
Nie ma za co.
Przerwał
na chwilę, a następnie dodał:
-
Miło robić z panią interesy. Będziemy w kontakcie. Umówię termin u notariusza i
skontaktuję się. A na razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Vjera wsiadła w samochód i
zjechała do portu. Na skraju nabrzeża czekał człowiek odpowiadający rysopisowi
właściciela łodzi.
- Jestem Vladko. – przedstawił
się. – To w pani sprawie dzwonił Davor?
- Tak, to ja.
- W takim razie zapraszam na
pokład.
Poprowadził ją wzdłuż mola do
miejsca gdzie cumowała niewielka motorówka. Miała krytą sterówką z dużymi
oknami, a na odkrytej rufie kilka ławeczek. Vladko pomógł Vjerze zejść na
chybotliwy pokład. Odcumował i odepchnął łódź od brzegu. Następnie zajął
miejsce za sterem i uruchomił silnik. Diesel kilka razy parsknął, a następnie
równomiernie zabulgotał. Woda za rufą spieniła się i motorówka skierowała się
ku wyjściu z portu. Vjera stanęła obok sternika trzymając się jedną ręką uchwytu
aby zachować równowagę na kołyszącej się łodzi.
- Nie zapytałam ile będzie
kosztować ta przejażdżka? – Vjera z doświadczenia wiedziała, że lepiej ustalić
cenę za usługę zanim zostanie ona wyświadczona, aby później nie znaleźć się w
niezręcznej sytuacji. Wiedziała, że ją stać niezależnie od tego co powie
Vladko, ale nie lubiła przepłacać.
- Płyniemy na prośbę Davora ale
jakby pani dała sto kuna na paliwo, to się nie obrażę. Przed sezonem z kasą u
mnie krucho.
Vjera uznała cenę za rozsądną i
nie zamierzała się targować. Suma nie miała znaczenia wobec ceny domu, jaki
nabywa.
- Czyli kupuje pani willę od
Davora? – zapytał Vladko dla zagajenia rozmowy. – To świetny wybór. W okolicy
nie ma ładniej położonej posiadłości.
Dom znajdował się wprost przed
dziobem łodzi. U jego podnóża fale tworzyły przybój rozbijając się o klif.
- Za tą skałą – wskazał sternik
– jest mała zatoczka z plażą.
- Da się tam wpłynąć? – zapytała
nieco zaniepokojona widokiem spienionych fal.
- Zależy od pogody. Podczas
sztormu byłby kłopot ale zazwyczaj nie ma problemu. Od tej strony, szczególnie
przy zachodnim wietrze, wygląda to niebezpiecznie. – zrozumiał powód jej pytania.
– Ale kiedy opłyniemy skałę będzie to wyglądało inaczej, zobaczy pani.
Istotnie, kiedy okrążyli
przylądek znaleźli się na znacznie spokojniejszych wodach. Fale niemal zamarły.
- Czy przy plaży jest przystań?
– zadała kolejne pytanie Vjera.
- Nie w dosłownym tego słowa
znaczeniu. – odpowiedział Vladko. – Jest tam tylko pachołek do cumowania. Można
jednak podpłynąć pod sam brzeg, o ile ktoś zna te wody. Jest dostatecznie
głęboko i nie ma żadnych podwodnych przeszkód.
Sternik zmniejszył obroty. Łódka
cicho zbliżała się do brzegu. Przed dziobem było teraz widać wejście do
zatoczki, nad którym widniała willa. Nagle od tamtej strony rozległo się
szczekanie psa, które przeszło w zawodzenie przypominające wycie wilka. Vladko
drgnął i zbladł. Gwałtownie zakręcił kołem sterowym. Motorówka zatoczyła ciasny
luk i zaczęła oddalać się od zatoczki.
- Co się stało? – zapytała
Vjera. – Nie dobijamy?
- Nie. To zbyt niebezpieczne.
- Przed chwilą mówił pan co
innego. Przecież pogoda się nie zmieniła. Wiatr i fale są wciąż takie same.
- To moja łódź, ja jestem na
niej kapitanem i ja wiem najlepiej co jest bezpieczne, a co nie.
- Wystraszył się pan psa, czy
jak? Byłam w tym domu przed chwilą i wiem, że żadnego psa tam nie ma.
- No właśnie. – mruknął Vladko.
- Umawialiśmy się, że dowiezie
mnie pan do plaży. – nie ustępowała Vjera. – W przeciwnym razie nie zapłacę
tych stu kuna.
- Niech je sobie pani zachowa.
Vladko stał się nagle milczący. Bez
słowa doprowadził łódź do portu, pomógł kobiecie wysiąść na brzeg, a następnie
oddalił się kręcąc głową i mamrotając coś pod nosem. Nieco oszołomiona Vjera
skierowała się do parkingu, na którym zostawiła auto. Po drodze mijała
niewielką kafejkę stojącą naprzeciw nabrzeża, niemal pustą o tej porze dnia i
roku. Wśród rozwiniętych parasoli stał mężczyzna w ciemnych spodniach i białej
koszuli. Widząc nadchodzącą kobietę wykonał gest zapraszający do wnętrza. Vjera
doszło do wniosku, że przed drogą powrotną nie zaszkodzi coś zjeść. Zatrzymała
się u wejścia do lokalu.
- Można u pana coś przekąsić?
- Cokolwiek pani sobie zażyczy.
Mamy najlepsze ryby w całej Dalmacji. Może pani coś wybrać z karty. Ale tak
miły gość może zamówić coś specjalnego. Jestem właścicielem tej restauracji i
polecę kucharzowi aby spełnił każde pani życzenie.
Vjera zasadniczo nie lubiła
nadmiernie namolnych sprzedawców i
oferentów usług ale ten człowiek sprawiał miłe wrażenie. Była głodna, a
nic nie wskazywało na to, że można lepiej zjeść w innym lokalu w tym
miasteczku.
Właściciel wskazał jej stolik, a
następnie pomógł wybrać danie z karty. Na chwilę zniknął aby przekazać
zamówienie do kuchni, ale wkrótce pojawił się z kieliszkiem na tacy.
- Poczęstunek na koszt firmy w
oczekiwaniu na danie główne. – powiedział stawiając kieliszek na stole. –
Miejscowe białe wino. Dobre na apetyt.
Gości w lokalu było niewielu i
właściciel wyraźnie się nudził. Zapytał czy może się na chwilę przysiąść. Vjera nie miała nic
przeciwko temu aby z kimś porozmawiać czekając na posiłek.
- Widzę, że była pani na
przejażdżce po morzu z Vladkiem. – zagaił. – Mam jednak wrażenie, że coś poszło
nie tak. Vladko odszedł z dziwną miną.
- Sama nie rozumiem co się
stało. Miał mnie zawieźć do plaży należącej do willi, którą kupuję. Byliśmy już blisko kiedy nagle zawrócił. To
brzmi śmiesznie, ale mam wrażenie, że przestraszył się szczekania psa, które
usłyszeliśmy od strony domu.
Wyraz twarzy restauratora uległ
zmianie co nie uszło uwagi Vjery.
- O co chodzi z tym psem? –
zapytała gwałtownie. – Sama jestem zdziwiona, bo byłam chwilę przedtem w willi
i wiem, że psa tam nie było. Tymczasem
szczekanie dobiegało wyraźnie od tej strony.
Pan coś wie na ten temat. Widzę po pańskiej minie. Proszę mi wyjaśnić o
co chodzi.
- Takie tam ludzkie gadanie. –
wymamrotał – To mała miejscowość, poza sezonem ludzie się nudzą, to opowiadają
głupoty.
- Co takiego opowiadają?
- To taka miejscowa, miejska
legenda. Pani kupuje willę od Davora, prawda? Ten dom został zbudowany przed
wojną przez bogatą rodzinę. Zamieszkało tam
małżeństwo z dzieckiem i psem. Pewnego dnia u doszło do tragedii. Dziecko
spadło z klifu i zabiło się. Ojciec podejrzewał, że uciekało przed psem, który
się na nie rzucił, więc zastrzelił psa. Nikt nie wie jak było naprawdę. Po tej
tragedii małżeństwo sprzedało dom rodzinie Davora i wyprowadziło się. Nikt tam
od tej pory nie mieszkał na stale. Davor wynajmuje dom turystom na sezon. A
ludzie, jak to ludzie. Zaczęli gadać, że od czasu do czasu z tego domu słychać
szczekanie psa. Niech się pani nie przejmuje, to takie plotki.
- Sama słyszałam…-z namysłem
powiedziała Vjera.
- Nikomu to gadanie nie
przeszkadzało. Taka legenda nawet przyciąga turystów. Wiadomo, że zamki
posiadające ducha cieszą się większym zainteresowaniem. Więc wszystko było w
porządku aż do zeszłego roku.
- Co się stało w zeszłym roku? –
zapytała z napięciem kobieta.
- Nikt tu tego pani nie powie. –
odrzekł właściciel lokalu. – Rozumie pani, miasteczko żyje z turystów. Nikomu
nie zależy aby takie historie zyskiwały rozgłos, bo ludzie zaczęliby omijać to
miejsce.
- Jakie historie? – zapytała Vjera
z napięciem.
Mężczyzna pokręcił głową. W tym
momencie podano zamówione danie. Vjera jadła rybę nie czując smaku. Myślami
była przy domu, na zakup którego wpłaciła zadatek. Na koniec, regulując
rachunek, zwróciła się do restauratora:
- Musi mi pan wyjaśnić o co
chodzi.
- Proszę zrozumieć, nie mogę.
Byłbym tutaj skończony. Miejscowe władze i mieszkańcy doprowadzili nawet do tego, że nic nie
trafiło do mediów. Wchodzi w grę reputacja tego miejsca jako wakacyjnego
kurortu. Idzie o duże pieniądze.
- Niech pan zrozumie mnie. Zamierzam
kupić ten dom. Muszę wiedzieć o co chodzi.
Restaurator rozejrzał się wokół
jakby chciał sprawdzić czy ktoś nie podsłuchuje.
- Jak mówiłem, nic nie trafiło do
mediów, przynajmniej do tych z głównego nurtu. Podobno było coś na jakimś
lokalnym portalu internetowym. Ale nie dowiedziała się pani tego ode mnie.
Byłbym skończony.
Vjera weszła do samochodu. Uruchomiła przeglądarkę na smartfonie. Zaczęła wpisywać słowa kluczowe. Podała nazwę
miasteczka, dodała słowo „pies”, po namyśle dopisała „tragedia”. Właściwej strony nie znalazła od razu, ale po
pół godzinie i kilku próbach natrafiła na właściwy lokalny portal, na którym w
sierpniu ubiegłego roku zamieszczono krótką informację:
Tragedia w nadmorskiej willi.
Wczoraj
w godzinach porannych w jednej z
nadmorskich willi znaleziono martwą kobietę, która wraz z mężem wynajęła ten
dom na sezon letni. Obrażenia na jej ciele wskazywały, że została zagryziona
przez duże zwierzę, prawdopodobnie psa. Mąż ofiary znajduje się pod opieką
psychologiczną. Zeznał, że w domu nie było żadnego psa, a krytycznej nocy
niczego nie słyszał.
Nad portem zapadła już ciemność.
W falującym morzu odbijał się sierp księżyca. Wstrząśnięta Vjera wyłączyła
internet. Jakiś impuls kazał jej podjechać samochodem pod bramę willi, która
miała być domem jej marzeń, a stała się domem jej koszmarów. Zaparkowała auto, zgasiła silnik i światła. Nagle,
od strony cichego i ciemnego budynku dobiegło szczekanie, które przerodziło się
w ponure wilcze wycie.
Następnego ranka Vjera wymogła
spotkanie na Davorze, który udawał zdziwionego.
- Proszę o zwrot zadatku. – zażądała
stanowczo. – Willa posiada wady, o jakich nie byłam poinformowana.
- O jakich wadach pani mówi? Nic
mi o tym nie wiadomo.
- Proszę nie udawać głupiego. Doskonale
pan wie, że chodzi o tę historię z psem. Kiedy wczoraj oglądałam dom psa tu nie
było, a później sama słyszałam szczekanie.
- Proszę sobie nie robić żartów.
Mówiłem, że sprzedaję dom poniżej wartości bo szybko potrzebuję pieniędzy.
Jeśli zrywa pani umowę przedwstępną, to zadatek musi zrekompensować moją stratę
czasu.
- Wystąpię o sądowne
unieważnienie tej umowy!
- Tak? I co pani powie sądowi?
Że słyszała pani szczekanie psa, którego, jak sama pani twierdzi, w tym domu
nie było?
Vjera miała na tyle duże
doświadczenie w biznesie, że potrafiła ocenić kiedy należy odpuścić. Raz się
wygrywa, raz się przegrywa. Ze złością podarła umowę i odjechała.
Wieczorem tego samego dnia Davor
spotkał się w restauracji przy porcie z jej właścicielem i Vladkiem. Przekazał obu po kopercie.
- Wasze udziały. – powiedział. –
Dobra robota, jak zwykle. A ten twój pies pięknie daje głos na komendę –
zwrócił się do restauratora. – Wyje jak potępieniec. Sam bym się wystraszył. A pamiętałeś
aby jak zwykle usunąć tę stronę internetową?
- Jasne. – potwierdził mężczyzna.
– Nikomu tu nie zależy aby turyści szukający miejsca na wakacyjny wyjazd
natrafiali na wymyślone przez nas koszmarne historie. Swoją drogą, Davor, co
będzie jeśli za którymś razem kupujący się nie wystraszy? Będziesz musiał oddać
podwójny zadatek.
- Nie ma obawy. – stwierdził Davor.
– Każdy się wystraszy. A nawet jeśli nie to już tyle razy nam się
udało, że stać nas na jedną wpadkę. Zresztą bez obaw. Zanim podpiszę umowę
przedwstępną zawsze rozmawiam z kontrahentem. Znam się na ludziach. Nie naciągnąłbym
kogoś kto całe życie oszczędzał na wymarzony dom. A o tę ostatnią nie ma się co martwić.
Chciała bezwzględnie wykorzystać trudną sytuację sprzedającego, a zresztą
jestem pewien że szybko się odkuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz