Feralny Kaziu
Pasażerowie
oczekujący na rejs 422 zgromadzili się w
pobliżu bramki numer 16. Wszystkie
niewygodne lotniskowe foteliki były zajęte. Większość osób czytała, jedni aby
jakoś przeczekać przymusową bezczynność, a inni aby ukryć zdenerwowanie przed lotem.
Dawała się zauważyć różnica pokoleniowa. Starsi przeważnie czytali papierowe
czasopisma lub książki, a młodsi wpatrywali się w ekrany smartfonów. Rozległ
się gong i z głośników rozbrzmiał komunikat.
- Szanowni
państwo. Nasz samolot w dzisiejszym rejsie jest w stu procentach wypełniony.
Dla państwa wygody prosimy o przekazanie większych sztuk bagażu podręcznego obsłudze
bramki. Bagaż zostanie państwu zwrócony w porcie przeznaczenia.
Chętnych do
rozstania się z bagażem było jednak niewielu. Każdy liczył, że jakoś go upchnie
w kabinie. Mimo, że do odlotu było jeszcze wiele czasu, co bardziej nerwowi zaczęli
wstawać z miejsc i formować kolejkę przy wciąż zamkniętym wyjściu. Na fotelach
ustawionych w rzędzie przy szybie oddzielającej terminal od płyty lotniska
siedziało dwu mężczyzn. Każdy z nich miał około czterdziestu lat ale wkładali sporo
wysiłku w to, aby na tyle nie wyglądać. Ubrani byli w modne, raczej młodzieżowe
ciuchy i posługiwali się najnowszymi modelami smartfonów.
-Ciekawe czy
odlecimy o czasie. – zagadnął jeden z nich.
- Z liniami
lotniczymi nigdy nie wiadomo. – odparł drugi. – W każdym razie jest szansa, bo
samolot już czeka przy rękawie. – wskazał dłonią za szybę.
Istotnie,
przy rękawie kończącym pomost prowadzący od bramki cumował już odrzutowiec.
Widać było otwarty luk bagażowy. Obsługa lotniska przekładała walizki z wózka
na samobieżną taśmę kończącą się wewnątrz kadłuba.
- „Kazimierz
Wielki” – jeden z mężczyzn odczytał nazwę samolotu wypisaną w pobliżu kokpitu.
- Co
takiego? – nie zrozumiał drugi.
- Samolot
tak się nazywa. Odczytałem nazwę.
- A, jasne.
Zobaczymy co o nim można znaleźć w internecie.
Przez chwilę
manipulował przy smartfonie.
- Ta maszyna
ma już dwadzieścia sześć lat. – oświadczył po chwili.
Przez
dłuższą czas przesuwał palcem po ekranie poszukując dalszych informacji.
- Ciekawe… -
powiedział po chwili dziwnym głosem. – Wiesz, że pracownicy linii lotniczych
nazywają go „Feralny Kaziu” Piszą tu, że piloci nie chcą nim latać. Kombinują,
starają się zamienić z kimś innym, biorą urlopy albo w ostateczności idą na
zwolnienia lekarskie.
- Dlaczego?
- Bo w tym
samolocie często dzieją się złe rzeczy. Już w trakcie jego pierwszego rejsu na
pokładzie zmarł pasażer. To się niestety czasem zdarza. Zmiany ciśnienia, stres
związany z lotem, więc jeśli ktoś ma słabsze serce to tak bywa. Ale musiało od
razu trafić na „Feralnego Kazia”. Później ten samolot często miewał problemy
techniczne. Raz zadymiło całą kabinę. Jakieś zwarcie w instalacji czy coś. Piloci musieli wkrótce po starcie wracać na lotnisko. A to
nie takie proste, bo najpierw trzeba zrzucić paliwo, gdyż lądowanie ze zbyt
dużym obciążeniem jest niebezpieczne. Więc krążyli pozbywając się tego paliwa,
a dym gęstniał. Innym razem nawaliły odwracacze ciągu. Nie chciały się otworzyć
po lądowaniu i w rezultacie samolot wyleciał z pasa. Nie starczyło miejsca aby wyhamować.
Nic wielkiego się nie stało bo na szczęście pas był długi, a na jego końcu nie
było żadnych przeszkód tylko trawa, ale „Kaziu” się w tej trawie zarył i uszkodził
podwozie.
Drugi z
mężczyzn również zaczął nerwowo przeszukiwać internet na smartfonie.
-
Faktycznie. – przyznał po chwili. – Do tego piszą, że ten samolot ma pecha do
pogody. Pewnego razu wpadł w taką turbulencję, że mało się nie rozleciał, a kilku
pasażerów zostało poturbowanych. I to pomimo tego, że prognozy nie zapowiadały
takich komplikacji, a inne samoloty w tym dniu latały bez żadnych problemów.
Innym razem oblodziło mu skrzydła i piloci z trudem lądowali awaryjnie.
- Cholera. Nie
wygląda to dobrze.
- I jeszcze
piszą, że te wszystkie najgorsze przypadki zdarzały się zawsze w tym samym dniu
roku. W rocznicę śmierci króla Kazimierz Wielkiego. Dwudziestego ósmego
kwietnia.
- Rany,
dzisiaj jest dwudziestego ósmego kwietnia.
Obaj
mężczyźni obrócili się i spojrzeli przez szybę na stojący na płycie lotniska
odrzutowiec.
Siedząca obok
nich i przysłuchująca się rozmowie kobieta wstała i szarpnęła za ramię towarzyszącego
jej mężczyznę,
- Stefan,
rusz się. Idziemy.
Pociągnęła
męża w kierunku lady stojącej przy wejściu do rękawa, przy której właśnie
pojawiły się pracownice linii lotniczej.
- Proszę pani,
chcemy przebukować lot. – kobieta zwróciła się do ubranej w uniform hostessy
tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Polecimy po południu albo jutro. Byle nie tym
samolotem.
Chwilę
później jeden z dwu mężczyzn, którzy odkryli w internecie złą sławę, jaką
cieszy się samolot, powiedział:
- Mówiłem
ci, że jeśli dostałeś niewygodne miejsce w środkowym rzędzie to jeszcze nic
straconego. Ta baba miała kartę pokładową na wierzchu i zauważyłem, że ma
miejsce przy oknie. Skoro się zwolniło to poprosimy obsługę o zmianę twojego
fotela.
- Czy Kazimierz
Wielki naprawdę umarł dwudziestego ósmego kwietnia?
- Nie mam pojęcia.
Wymyśliłem to na poczekaniu dla lepszego efektu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz