wtorek, 14 maja 2019

Bajka o łaskawym księciu

Ponieważ nie chciałbym być posądzany o angażowanie się w trwającą  kampanię wyborczą unikam aktualnych tematów i zamieszczam historię z zamierzchłej przeszłości. 


Bajka o łaskawym księciu
                Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami leżało niewielkie księstwo.   Mówiąc między nami, to księstwo było tak niewielkie, że właściwie było  tylko niezbyt dużym miastem. Jednak w tamtych czasach istniały liczne księstwa-miasta i nikogo to nie dziwiło.   Najlepszym dowodem na to, że miasto zasługiwało na rangę  księstwa był zamek książęcy sąsiadujący z miejskimi murami. Zamek miał siedem wież, ż których najwyższa była tak wysoka, że z jej szczytu widać było cały obszar księstwa.  Księstwem rządził książę Mieczysław. Był to władca o dobrym sercu, który marzył o tym, aby poddani nadali mu przydomek Mieczysław Łaskawy.  Książę nie planował podbojów sąsiednich ziem, a tak się szczęśliwie złożyło, że  w tym samym czasie książęta władający sąsiednimi ziemiami nie planowali podboju ziemi Mieczysława. W związku z tym nie było potrzeby budowy nowych, wyższych murów obronnych, dodatkowych, mocniejszych baszt ani zakupu katapult o większym zasięgu. Z tego powodu w skarbcu książęcym pojawiły się fundusze, które książę w swej łaskawości zamierzał spożytkować ku poprawie dobrobytu poddanych.
                Pewnego poranka książę Mieczysław wybrał się na spacer po mieście.  Przeszedł przez zwodzony most prowadzący od zamku do miejskiej bramy i znalazł się na ulicy wiodącej do rynku. Z zadowoleniem patrzył na dobrze odzianych i zadowolonych z życia mieszczan, którzy na widok księcia pochylali się w pełnych szacunku pokłonach. Władca cieszył się, że poddani mają się dobrze i wiedzą,  iż zawdzięczają to jego roztropnym rządom. W pewnej chwili jednak wzrok jego padł na zapłakaną kobietę niosącą dziecko na rękach.
                - Czemuż płaczesz, dobra kobieto? – zapytał zatroskany.
                Dziewczyna uklękła przed księciem, pochyliła głowę i wyszeptała przez łzy:
                - Bo nie stać mnie na chleb dla dziecka, najmiłościwszy panie.
                Wstrząśnięty książę wyjął z sakiewki talara, wręczył kobiecie, która wybuchła  jeszcze gwałtowniejszym płaczem, tym razem z radości i wdzięczności.  Nie czekając na koniec jej podziękowań czym prędzej pospieszył na zamek i zwołał posiedzenie Rady Książęcej.
                - Jak to możliwe, aby po kilku latach urodzaju, pokoju i braku zagrożenia ze strony sąsiadów w moim księstwie byli ludzie, których nie stać na chleb? – zapytał zagniewany.
                Zobowiązał Wielkiego Kanclerza Rady do sporządzenia raportu. Kanclerz solidnie wywiązał się z zadania. Nie upłynęły nawet dwie niedziele, kiedy zaprezentował pergamin  zapisany gęsim piórem. Dokument precyzyjnie wskazywał na przyczyny niezgodnej z intencjami władcy sytuacji. Miasto będące stolicą księstwa liczyło tysiąc rodzin, z których każda potrzebowała jednego bochenka chleba dziennie. Tymczasem cech piekarzy miał dziewięciu członków, z których każdy był w stanie upiec każdego dnia sto chlebów co w sumie dawało dziewięćset. Cena bochenka ukształtowała się na poziomie dwu srebrnych groszy, a w rezultacie dla stu najbiedniejszych rodzin, których nie było stać aby taką sumę codziennie zapłacić, chleba brakowało.
                Rada Książęca, wyczuwając wolę władcy przedstawiła plan rozwiązania tego problemu. Mając na uwadze dobrą sytuację książęcego skarbca, zasugerowała aby stu najbiedniejszym rodzinom wypłacać codzienną zapomogę w wysokości grosza dziennie. W ten sposób biedaków będzie stać na chleb, a książę zyska ich dozgonną wdzięczność.
                Książę, nie wahając się ani chwili podpisał stosowny dekret, który został przez heroldów niezwłocznie ogłoszony na  rynku pośród okrzyków mieszczan sławiących mądrość i wielkie serce władcy. Niestety, następnego ranka piekarze znów upiekli jedynie dziewięćset bochenków, a ponieważ chętnych z pieniędzmi było już tysiąc, to cena podskoczyła do trzech groszy, a setka najbiedniejszych rodzin pozostała nadal głodna.
Książę zapałał gniewem i na wniosek Rady nakazał ściąć na rynku piekarza, który jako pierwszy podniósł ceny. Egzekucji dokonano niezwłocznie. Zgromadzone licznie pospólstwo wznosiło okrzyki na cześć sprawiedliwego księcia i złorzeczyło chciwemu piekarzowi, który wypaczył intencje władcy i udaremnił jego wielkoduszne zamiary. W rezultacie w mieście pozostało tylko ośmiu piekarzy, którzy następnego ranka byli w stanie upiec jedynie osiemset bochenków. Nikt już nie śmiał podnosić cen, więc przed piekarniami ustawiły się długi kolejki. Ponieważ każda rodzina, dzięki książęcej dotacji, dysponowała już dwom groszami, sprzedaż odbywała się na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Niektórzy spośród tych co wstali najwcześniej i kupili chleb, decydowali się odsprzedać go za  pięć groszy bogatszym, którzy zaspali.
Książę ponownie zwołał Radę i polecił jej opracować sposób walki ze spekulacją. Rada z zapałem wzięła się do dzieła. Jeszcze przed wieczorem nakreśliła zarys planu, który przewidywał zaangażowanie książęcych halabardników do kontroli kolejek przed piekarniami. Dla spekulantów przewidziano surowe kary z obdzieraniem ze skóry i gotowaniem we wrzątku włącznie.  Książę, rad nierad, podpisał kolejny dekret i udał się na spoczynek. Kiedy szedł zamkowym krużgankiem ku alkowie, w jego głowie rodziły się pełne rozgoryczenia myśli na temat ludzkiej niewdzięczności. Wszak chciał dać poddanym dobrobyt, a na skutek chciwości niektórych z nich wszystko zmierzało ku represjom i torturom. Miał nadzieję, że przynajmniej uczciwi poddani  zrozumieją, że to nie jego wina.  Długo nie mógł zasnąć obracając się w łożnicy z boku na bok. Kiedy wreszcie na chwilę zapadł w płytką drzemkę obudziła go jasność dobiegająca z rogu komnaty. Otworzył oczy i ujrzał dobrą wróżkę trzymającą w ręku różdżkę, od której biła jasna poświata.
- Czemuż to, miłościwy książę, widzę na twym obliczu wyraz zatroskania? – zapytała wróżka.
Książę opowiedział o wydarzeniach ostatnich dni, o swoim pragnieniu uszczęśliwienia poddanych i niecnej chciwości niektórych  z nich, co zniweczyło jego dobre zamiary.
- Jeśli chcesz, miłościwy książę, aby twoi poddani nie byli głodni, to daj im chleba, nie pieniędzy. Jeśli pragniesz aby żyli w dobrobycie to nie dawaj im zapomóg, tylko stwórz takie warunki  aby mogli i zechcieli sami zapracować na swój dostatek.  Zważ jednak, najjaśniejszy panie, że jeśli pójdziesz za moją radą to nie będziesz mógł  liczyć na wdzięczność wszystkich mieszkańców księstwa bo część  z nich wolałaby dostać grosz do ręki zamiast na niego zapracować . Ponadto, trudniej przyjdzie ci rządzić gdyż dumni obywatele, którzy wiedzą, że swój dobrobyt zawdzięczają swej własnej pracy, a nie książęcej łasce, nie będą korzyć się przed tobą.
Kiedy zapiał kur i wzeszło słońce, książę sam nie wiedział czy dobra wróżka rzeczywiście odwiedziła po północy jego zamek, czy też tylko mu się przyśniła. Pomimo tego, zdecydował co czynić.  Z samego rana odwołał poprzednie dekrety. Cofnął zapomogi dla najbiedniejszych, a zaoszczędzone w ten sposób fundusze spożytkował na budowę nowych piekarni. Tym ,których dotąd nie było stać na chleb zaoferował pracę przy budowie, naukę piekarskiego fachu i pracę w nim po ukończeniu dzieła.  Po kilku miesiącach w mieście wypiekano ponad tysiąc bochenków chleba i z tego powodu ceny spadły do półtorej grosza.  Dawni biedacy, dysponujący dochodem z pracy w nowych piekarniach oprócz chleba kupowali inne towary, co dało kolejne miejsca pracy. Halabardnicy, zamiast uganiać się w nieskutecznej pogoni za spekulantami, zajęli się ściganiem innych złoczyńców. W księstwie zapanował dobrobyt i bezpieczeństwo. Przepowiednia wróżki spełniła się całkowicie. Również w tym, że nie wszyscy mieszkańcy księstwa docenili politykę księcia. Nie spełniło się jego marzenie, żeby współcześni poddani nazwali go Mieczysławem Łaskawym. Za to po latach przeszedł do historii jako Mieczysław Wielki.
A morał z tej bajki jest taki: Szkoda, że nasi współcześni władcy nie wierzą w dobre wróżki, lecz wolą słuchać rad specjalistów od marketingu politycznego.
 

niedziela, 14 kwietnia 2019

Biografioły

Dziś spóźniony dowcip primaaprilisowy. Zamiast opowiadania, dla odmiany zastaw biografiołów.
Biografioł to wiersz, który w pierwszej linijce występuje nazwisko znanej postaci historycznej, w drugiej rym do niego, a w dwu ostatnich linijkach jakieś skojarzenia z bohaterem, najlepiej absurdalne. Jak to wygląda w wydaniu profesjonalnym można przeczytać w tomiku Stanisława Barańczaka "Zwierzęca zajadłość i inne wiersze". Poniżej moja wersja amatorska.
Wiernych Czytelników  przepraszam za ten wybryk. Od maja wracamy do opowiadań.




PISARZE

Mickiewicz
Mickiewicza
się zalicza
do tych Polaków,
którym w rubrykę „zasłużone miejsce spoczynku” wpisano Wawel, Kraków.

Reymont
Kiedy bankier od Reymonta
dostawał zlecenie: „ley z konta”
nie wahając się ani minuty
dokonywał  z rachunku pisarza przelewu rumuńskiej waluty.

Szekspir
W dramatach Szekspira
nawet zwykła zdzira
imponowała wielkim, psychologicznym formatem.
Pomimo tego, na ogół w drugim lub trzecim akcie żegnała się ze światem.

Tołstoj
W twórczości Tołstoja
była pewna paranoja.
Bo tak patrząc na to z boku,
czy można mieć na raz i wojnę i pokój?

Wyspiański
Wyspiański
w sposób grubiański
nagabywał druhny na weselu.
Później okazało się, że czynił to w szczytnym, literackim celu.

UCZENI

Einstein
Alberta Einsteina
spotkała dość fajna
reakcja ze strony publiczności.
Wszyscy udawali, że rozumieją jego teorię względności. 

Galileusz
Z Galileusza
nie była tak harda dusza
jak z Giordano Bruno, który się poświęcił
w imię tego, że jednak się kręci.

Kopernik
Kopernik
jedząc  sernik
z pełnymi  ustami coś mamrotał
o sfer niebieskich obrotach.

Mendelejew
Mendelejew
sponsorował koleje w
tym sensie, że dużo podróżował po okolicy
szukając pierwiastków do swojej tablicy.

Newton
Według Isaaca Newtona
każda tona
waży tonę z tej racji,
że podlega prawu powszechnej grawitacji.

Skłodowska
Maria Curie-Skłodowska
była jak drogowskaz
wskazujący kierunki rozwoju nauki.
Dostała za to Nobla w ilości dwie sztuki.

MUZYCY

Bach
Jana Sebastiana Bacha
podejrzewano,  że się waha
czy początek jego fugi
nie jest przypadkiem za długi.

Beethoven
Beethovena
nie przerażała cena
jaką się płaci za dyrygowanie, przynajmniej do czasu
kiedy  ogłuchł na skutek powodowanego przez orkiestrę hałasu.

Chopin
W dyskusjach o Szopenie
problemem jest pochodzenie.
Na szczęście dziwna skłonność  kompozytora do mazowieckich wierzb rozwiewa wątpliwości
w kwestii  jego narodowości.

POLITYCY

Bierut
Imię Bieruta
nosiła kiedyś huta.
Stosunkowo niewielka część załogi czuje się urażona
faktem utraty patrona.

Churchill
Lekarz Winstona Churchilla
zalecił mu zrzucić ćwierć kila
z wagi. Pacjent się postarał
i zrzucił pół kilo popiołu z cygara.

Franco
Generał Franco
lubił na śniadanko
walnąć sobie piwo. Bez tego nie miał głowy
do tych wszystkich spraw państwowych.

Gandhi
Mahatma Gandhi
nie był premierem  Ugandy i
nie był też królem Laosu.
Autor nie pomoże. Czytelnik musi ustalić kim był Gandhi  we własny sposób.

Gierek
Edward Gierek
podpisał niejeden papierek.
Pomimo tych podpisów
na koniec doszło do kryzysu.

 Gomułka
Imię Gomułki
nosiłyby liczne szkółki
w Krakowie, Warszawie i Łodzi
gdyby po krótkiej odwilży tak mocno nie ochłodził.

Horthy
Admirał Horthy
lubił odwiedzać porty.
Jednak, jako że Węgry nie posiadały floty,
miał tam niewiele do roboty.

KRÓLOWIE

Kazimierz Wielki
Kazimierz Wielki
lubił zaglądać do butelki.
Jednak następnego dnia rano,
pomimo kaca, konsekwentnie przerabiał  Polskę na murowaną.

Ludwik XV
Ludwik XV-nasty
uprawiał gimnasty-
kę codziennie na dzień dobry, czyli na bon jour.
Przeważnie z Madame de Pompadour.

Sobieski
Jan III Sobieski
wykopał Kanał Sueski.
To przykład, że nie należy
w każdego fake newsa wierzyć.

Wilhelm II
Wilhelm II, zwany Wilusiem
miał spore zaległości w ZUS-ie
co się z tego wzięło,
że jako cesarz kombinował z zatrudnieniem na umowie o dzieło.

Zygmunt Stary
Zygmunt Stary
był Zygmuntem Pierwszym czyli nie do pary.
Król naciskał na swe zatrudnione w archiwach sługi
żeby w kronikach  zmienić Łokietkowi  imię na Zygmunt. Wtedy byłby Zygmuntem Drugim.
                                                             







                                                             


                                                             


 

piątek, 15 marca 2019

Upadek edukacji


Upadek edukacji
                Wracałem do domu po załatwieniu paru spraw w centrum miasta.  Ponieważ auto udało mi się zaparkować na dość odległej ulicy musiałem przejść spory  kawałek na piechotę.  Nie miałem nic przeciwko temu, gdyż popołudnie było wyjątkowo przyjemne. Po chłodnym i deszczowym okresie nadszedł pierwszy słoneczny, wiosenny dzień.  Wiał ciepły wiaterek niosący od parków i podmiejskich ogrodów zapach rozmarzającej ziemi i nabrzmiewających pąków.  Ludzie spacerowali ulicami niespiesznie, oglądając swoje miasto w promieniach słońca po kilku miesiącach szarugi.   Od razu pojawiło się kilku gości w szortach.
                Mijając sklep monopolowy zauważyłem dwu meneli, którzy spierali się oparci o framugę.
                - Co też pan mówi? – odezwał się jeden z nich – Jak można uważać fagot za najwspanialszy instrument dęty? Doprawdy, czy tak pan sądzi?
                - Ależ oczywiście. – odparł drugi. – A pańskim zdaniem jakiemu instrumentowi należy przyznać palmę pierwszeństwa?
                - Bez wątpienia trąbce.
                - Trąbce? A z jakiejż to racji?
                - Czyż jakiś inny instrument potrafi brzmieć zarówno bohatersko, wzywając nas do szarży, jak i lirycznie, opłakując tych, którzy polegli? Czy coś innego  ma tak dźwięczny, niezrównanie metaliczny dźwięk?
                - A fagot ma dźwięk głęboki, aksamitny.  Przywodzi na myśl klang dzikich gęsi odlatujących jesienią na południe. Powoduje nostalgię, przywołuje wspomnienia łodzi  zwijających żagle i opuszczających tonie jezior na koniec wakacji…
                - Natomiast trąbka budzi w nas wojowników, sprawia, że jesteśmy gotowi stanąć w obronie naszych ideałów. – przerwał mu oponent. – Doprawdy, nie rozumiem jak  fagot można przyrównać do trąbki.
                - A słyszał pan solo fagotu w IX symfonii Szostakowicza? I co pan na to powie?
                Nie słyszałem dalszej  część kłótni gdyż oddaliłem się na tyle, że głosy spierających się zwolenników instrumentów  rozpłynęły się w ulicznym gwarze. Nagle usłyszałem pisk opon przy gwałtownym hamowaniu.  Z bocznej, podporządkowanej  ulicy wyjechało niewielkie osobowe auto zmuszając jadącego główną  drogą SUV-a do nagłego zatrzymania celem uniknięcia zderzenia.  Z SUV- a wyskoczył barczysty, ostrzyżony na krótko gość z szerokim karkiem. Podbiegł do auta, które wymusiło pierwszeństwo.
                - Ależ szanowny panie! – powiedział do kierowcy, który również wygramolił się z samochodu.  – Doprawdy, powinien pan zwracać więcej uwagi na znaki drogowe. Nieomal doprowadził pan do kolizji pomiędzy nami.
                - Zechce pan mi wybaczyć. – odrzekł winowajca. – Istotnie, zamyśliłem się. Wie pan, przeczytałem ostatnio powieść młodego, peruwiańskiego autora poświęconą dramatycznej sytuacji  kobiet z pogranicznych, andyjskich wiosek na tle problemów z wyrębem lasów deszczowych w sąsiedniej Brazylii. Autor pisze tak plastycznie, że od tego czasu nie mogę wygnać z głowy niektórych szczególnie drastycznych obrazów.
                - Z zawstydzeniem muszę przyznać, że ostatnio nie śledzę literatury latynoamerykańskiej. – stwierdził kierowca SUV-a. – Człowiek mimo woli ulega pewnym modom.  Autorzy z tamtego regionu byli popularni pod koniec ubiegłego wieku i wtedy wszyscy się rozczytywali w ich powieściach. Nie zdawałem sobie sprawy, że nadal są tam autorzy, którzy mają coś ważnego do powiedzenia o współczesnym świecie.
                Zatrzymane tuż obok siebie samochody blokowały przejazd, więc zaczął się tworzyć korek.  Z najbliższego pojazdu wysiadł kierowca i podszedł do rozmawiającej dwójki.
                - Chciałem panów uprzejmie prosić o umożliwienie przejazdu. – odezwał się. – Ale to szalenie interesujące co pan powiedział. Nie uświadamiamy sobie, jak łatwo ulegamy wpływowi krytyków. Wydaje nam się, że mamy dobry gust literacki, że śledzimy trendy i czytamy najbardziej wartościowe pozycje, a w gruncie rzeczy znamy tylko to, co nam podsuną krytycy, być może powiązani z wielkimi wydawnictwami i promujący ich interesy.
                - Racja. – przyznał kierowca SUV-a. – Groza człowieka ogarnia na myśl, że w świecie wydano wiele arcydzieł, o których się nie dowiemy.
                Dyskusja o szansach na odkrycie nieznanych geniuszy literatury trwała w najlepsze. Przyłączali się do niej kierowcy kolejnych, zatrzymanych przez zator aut.  Ja poszedłem dalej w swoją stronę. Minąłem kolejną przecznicę i znalazłem się w pobliżu stojącego na krawędzi chodnika straganu z jarzynami.
                - Po ile pietruszka? – zapytała starsza pani w moherowym berecie.
                - Dziewięć złotych kilo. – odpowiedziała sprzedawczyni.
                - Dziewięć złotych ?!! Dlaczego tak drogo?
                - Ostatnio bank centralny obniżył stopy procentowe na skutek czego inwestorzy uznali, że rentowność lokat i obligacji jest niesatysfakcjonująca, w wyniku czego na rynku pojawił się gorący pieniądz spekulacyjny i wzrosła presja inflacyjna.
                - Ale przecież są inne możliwości inwestycyjne, giełda, rynki wschodzące, rynki futures…
                - Niestety, NIKKEI jest w trendzie spadkowym, a w ślad za tym DAX stracił cztery punkty procentowe. O NASDAQ lepiej nie wspominać gdyż po publikacji kwartalnych wyników czołowych spółek notuje historyczne minima.  Inwestorzy uznali wyniki malezyjskich funduszy hedgingowych za niesatysfakcjonujące co spowodowało spadek notowań obligacji w całej Azji Południowo-Wschodniej. Na domiar złego agencja Finch obniżyła rating Meksyku, a PWC rekomenduje sprzedaż aktywów urugwajskich.
                - Jednak trudno mi dostrzec korelację pomiędzy pesymizmem na rynkach finansowych, a cenami warzyw – starsza pani nie dawała za wygraną.
                - Proszę wziąć pod uwagę, że na skutek marcowych przymrozków prognozowane zbiory pietruszki w Europie Centralnej będą niższe od zeszłorocznych o siedem koma trzy punkty procentowe. Na domiar złego w filmie, który otrzymał nominację do tegorocznego Oskara za scenariusz oryginalny jest scena, w której bohaterka pije koktajl z pietruszki, na skutek czego w USA  popyt na to warzywo wzrósł do tego stopnia, że kanadyjska agencja monitorująca rynek spożywczy wskazuje na dramatyczny spadek zapasów.
                - W tej sytuacji poproszę trzy kilo. Jutro sprzedam sąsiadce po jedenaście.
                Kontynuowałem spacer. Właśnie mijałem kiosk z prasą. W jego witrynie dostrzegłem gazetę z alarmującym tytułem ma pierwszej stronie: „Katastrofalny spadek poziomu edukacji”.  Kupiłem czasopismo i przeczytałem wstęp do artykułu:
                „Wyniki ostatniego testu dla absolwentów szkół podstawowych wskazują na dramatyczny spadek wyników nauczania, zwłaszcza w zakresie kultury. Jedynie 97.6 % absolwentów potrafi z pamięci zacytować co najmniej jeden rozdział  „Ulisses’a” Jamesa Joyce’a. Niewiele lepiej jest w zakresie edukacji ekonomicznej. Niemal cztery procent uczniów nie potrafiło prawidłowo zreferować poglądów Keynes’a w sprawie  wpływu polityki monetarnej Banku Anglii na rentowność walijskiego przemysłu hutniczego w drugiej połowie XIX wieku”.

czwartek, 14 lutego 2019

Randka z notariuszem

Z okazji walentynek dziś opowiadanie w nowym gatunku literackim love fiction, który powstał z połączenia komedii romantycznej oraz political fiction. Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Gdyby przypadkiem ten utwór trafił do kanonu lektur szkolnych i poloniści dręczyli uczniów kultowym pytaniem "co autor miał na myśli?" - wyjaśniam. Autor zwraca uwagę na fakt, że nawet szlachetne i piękna zamiary, jeśli realizowane są zbyt zapalczywie prowadzą do niekorzystnych skutków. 


Randka z notariuszem
                Wieczór był pogodny i jak na sierpień bardzo ciepły. Łagodny wietrzyk szumiał w trzcinach na brzegu jeziora marszcząc jego powierzchnię, na skutek czego odbicie księżyca w wodzie lekko drżało.  Ognisko płonęło jasnym, spokojnym płomieniem.  Siedzący wokół niego młodzi ludzie byli w większości wegetarianami, więc zamiast tradycyjnych kiełbasek piekli w ogniu na patykach co tam kto miał – kromkę chleba, jabłko, nieważne, byle było coś na zakąskę pod  piwko. W towarzystwie  znalazł się gitarzysta. Co prawda znał tylko kilka akordów, ale w końcu nikt nie oczekuje, że przy ognisku zagra Carlos Santana.  Ważne, że grajek przynajmniej miał poczucie rytmu.  Wszyscy świetnie się bawili śpiewając chóralnie znane turystyczne i żeglarskie piosenki.  Bliżej północy w repertuarze zaczęły dominować bardziej nastrojowe ballady. Ognisko z wolna przygasało, zapas piwa zbliżał się do wyczerpania.  Uczestnicy biesiady stopniowo rozchodzili się do namiotów.  Na koniec przy dogasającym ogniu pozostała już tylko ostatnia, przytulona para.
                - Może się przespacerujemy? – zaproponował chłopak.
                - Chętnie. – zgodziła się dziewczyna.
                Poszli wzdłuż brzegu jeziora trzymając się za ręce. Kilkaset metrów od biwaku w trzcinach znajdowała się luka tworząca niewielką, piaszczystą plażę. Wiatr już zupełnie ucichł. Księżyc i gwiazdy odbijały się w lustrzanej toni jeziora.
                - Popływamy? – zapytał chłopak.
                - Nie mam kostiumu… - z wahaniem odpowiedziała dziewczyna.
                - Ja też nie. Obejdziemy się bez tego. Jest ciemno i nikogo tu nie ma.
                Zostawili ubrania na piasku i weszli do ciepłej wody. Płynąc jedno koło drugiego znaleźli się z dala od brzegu. Gwiazdy otaczały ich ze wszystkich stron, od góry i od dołu. Te drugie poruszały się na lekkiej  wywołanej przez nich fali. Po kilku minutach powrócili w pobliże plaży. Stanęli na piaszczystym  dnie naprzeciw siebie, zanurzeni wciąż po pas w wodzie. Dziewczyna uniosła nieco głowę  i rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w twarz chłopaka. Po chwili zarzuciła ramiona na jego szyję. Ich usta spotkały się w pocałunku. Chłopak delikatnie gładził jej plecy. Odsunął kosmyk mokrych włosów i musnął ustami jej szyję. Dziewczyna wtuliła się w niego. Trwali tak, mocno objęci, przez dłuższą chwilę.
                - Przepraszam cię. – wyszeptał  smutno chłopak. – Nie mogę tak bez zabezpieczenia.
                - Nie przygotowałeś się? – zapytała z trudem ukrywając rozczarowanie w głosie.
                - Nie spodziewałem się. To znaczy,  marzyłem że coś takiego się stanie, ale nie chciałem żeby to wyglądało na zaplanowane. Bałem się, że pomyślisz, że cię nie szanuje, że zakładam, że na pewno do czegoś dojdzie… - tłumaczył niezbyt składnie. – Na a teraz, niestety jest za późno. O tej porze nie znajdziemy tu, nad jeziorem notariusza.
                - Rozumiem. – powiedziała dziewczyna. – Tak bywa. Może nam się uda innym razem.
                Jeszcze raz pocałowała go w policzek, wyszła z wody i zajęła się poszukiwaniem ubrania.
***
                Jeśli ktoś się zastanawia co ma notariusz do randki nad jeziorem to śpieszę z wyjaśnieniami. Po tym, jak kwestia molestowania  zyskała rozgłos medialny, z internetowej akcji #metoo   wyłonił się  społeczny ruch antymolestacyjny, który okrzepł organizacyjnie i stopniowo nabierał charakteru lobby naciskającego na uchwalenie ustawy antymolestacyjnej. Sprzyjały temu mainstreamowe media. Politycy, którzy wyrażali wątpliwości co do tego, czy tak osobiste i drażliwe kwestie obyczajowe da się unormować prawnie byli przedstawiani jako konserwatyści sprzyjający przemocy wobec kobiet, nawet jeśli ich intencje były zupełnie  inne.  W rezultacie, w wyniku długotrwałych prac i konsultacji doszło do uchwalenia ustawy. 
Paragraf pierwszy, pełniący rolę preambuły, w pięknych i szlachetnych słowach stwierdzał, że nikt nie może być traktowany jak przedmiot  służący do zaspokajania czyichś zachcianek.  
 W paragrafie drugim podjęto próbę zdefiniowania  czym jest molestowanie. Zadanie nie było łatwe gdyż trudno było sporządzić pełną listę zachowań mieszczących się w tej kategorii używając języka prawniczego w taki sposób, aby rezultat nadawał się do druku i nie powodował efektu komicznego.  Paragraf drugi ostatecznie składał się z  dwudziestu trzech ustępów i zajmował ponad cztery strony. W paragrafie trzecim stwierdzono, że molestowanie jest zabronione w przypadku gdy osoba będąca jego przedmiotem wyrazi sprzeciw w jasny sposób.  
 W paragrafie czwartym, aby oddalić zarzut dyskryminacji,  napisano, że ustawa dotyczy w równym stopniu obu płci.   
W paragrafie piątym zdecydowano, że łamanie zakazu molestowania będzie ścigane z mocy prawa, gdyż same ofiary mogą mieć wątpliwości co do  wniesienia oskarżenia z  obawy o konieczność upublicznienia swojej prywatności.  Zatem każdy, kto w jakikolwiek sposób poweźmie wiadomość o przypadku molestowania  został zobowiązany do zawiadomienia organów ścigania.
                Uchwalenie ustawy uznano za sukces, jednak wkrótce okazało się, że jej treść nie zadawala ruchów antymolestacyjnych. Kontrowersyjny okazał się przede wszystkim paragraf trzeci. Podnoszono argument, że w naszej kulturze przyjęte jest wyrażanie sprzeciwu wobec molestowania, chociażby pro forma, nawet w przypadkach gdy w gruncie rzeczy dana osoba nie jest temu przeciwna.  Podkreślano, że w razie sporów sądowych pojawią się trudności z rozstrzygnięciem czy sprzeciw był wyrażony dostatecznie jasno, a sprawcy będą mogli się tłumaczyć, iż myśleli, że osoba molestowana wyrażała sprzeciw jedynie zwyczajowo aby zachować się zgodnie z przyjętym społecznie modelem. W tej sytuacji uchwalono
Nowelizację numer jeden,
która zmieniała treść paragrafu trzeciego. W nowym brzmieniu stwierdzał on,  że molestowanie jest dozwolone jedynie w przypadku wyrażenia jasnej zgody.
                Nowelizacja wciąż nie spełniała oczekiwań ruchów antymolestacyjnych.  Argumentowano, że w razie sporów powstanie problem z ustaleniem czy zgoda została wyrażona dostatecznie jasno. Ponadto, w sytuacjach gdy mamy słowo przeciwko słowu, może być trudno dojść do tego czy zgoda w ogóle miała miejsce.  Wobec tego uchwalono
Nowelizację numer dwa,        
która polegała na tym, że w paragrafie trzecim po słowach „jest dozwolone jedynie w przypadku wyrażenia jasnej zgody” dodano „na piśmie”.
              Druga nowelizacja nadal była kwestionowana przez prawników ruchów antymolestacyjnych. Zwracano uwagę, że wobec ogólnie niskiej kultury prawnej społeczeństwa pisemna zgoda może zostać sformułowana w sposób wadliwy od strony prawnej. W szczególności mogą powstać wątpliwości co do tego jaki zakres czynności zgoda obejmowała, i czy molestowanie nie wykroczyło poza niego. Podnoszono, że autentyczność pisemnej zgody może być kwestionowana, a analizy grafologiczne nie wykluczą w stu procentach przypadków fałszerstwa, na przykład w sytuacji gdy pisemną zgodę wyrażono sms-em, bo nie będzie się dało ustalić czy ktoś nie wystukał wiadomości podstępem bez wiedzy właściciela telefonu. W tej sytuacji, aby wyeliminować te wątpliwości  uchwalono
Nowelizację numer trzy,
która polegała na tym, że w paragrafie trzecim po słowach „na piśmie” dodano „w formie aktu notarialnego”.  W uzasadnieniu napisano, że notariusz będzie w stanie określić zakres zgody w sposób nie budzący wątpliwości prawnych, a autentyczność dokumentu nie będzie mogła być podważana.
                Prawnicy ruchów antymolestacyjnych podnieśli, że przecież po sporządzaniu aktu notarialnego każdy może się rozmyślić, a zgoda tym samym straci na aktualności. Wobec tego uchwalono
Nowelizację numer cztery,     
która polegała na tym, że w paragrafie trzecim po słowach „w formie aktu notarialnego” dodano „sporządzonego nie wcześniej niż dwie godziny przed molestowaniem”.