niedziela, 14 kwietnia 2019

Biografioły

Dziś spóźniony dowcip primaaprilisowy. Zamiast opowiadania, dla odmiany zastaw biografiołów.
Biografioł to wiersz, który w pierwszej linijce występuje nazwisko znanej postaci historycznej, w drugiej rym do niego, a w dwu ostatnich linijkach jakieś skojarzenia z bohaterem, najlepiej absurdalne. Jak to wygląda w wydaniu profesjonalnym można przeczytać w tomiku Stanisława Barańczaka "Zwierzęca zajadłość i inne wiersze". Poniżej moja wersja amatorska.
Wiernych Czytelników  przepraszam za ten wybryk. Od maja wracamy do opowiadań.




PISARZE

Mickiewicz
Mickiewicza
się zalicza
do tych Polaków,
którym w rubrykę „zasłużone miejsce spoczynku” wpisano Wawel, Kraków.

Reymont
Kiedy bankier od Reymonta
dostawał zlecenie: „ley z konta”
nie wahając się ani minuty
dokonywał  z rachunku pisarza przelewu rumuńskiej waluty.

Szekspir
W dramatach Szekspira
nawet zwykła zdzira
imponowała wielkim, psychologicznym formatem.
Pomimo tego, na ogół w drugim lub trzecim akcie żegnała się ze światem.

Tołstoj
W twórczości Tołstoja
była pewna paranoja.
Bo tak patrząc na to z boku,
czy można mieć na raz i wojnę i pokój?

Wyspiański
Wyspiański
w sposób grubiański
nagabywał druhny na weselu.
Później okazało się, że czynił to w szczytnym, literackim celu.

UCZENI

Einstein
Alberta Einsteina
spotkała dość fajna
reakcja ze strony publiczności.
Wszyscy udawali, że rozumieją jego teorię względności. 

Galileusz
Z Galileusza
nie była tak harda dusza
jak z Giordano Bruno, który się poświęcił
w imię tego, że jednak się kręci.

Kopernik
Kopernik
jedząc  sernik
z pełnymi  ustami coś mamrotał
o sfer niebieskich obrotach.

Mendelejew
Mendelejew
sponsorował koleje w
tym sensie, że dużo podróżował po okolicy
szukając pierwiastków do swojej tablicy.

Newton
Według Isaaca Newtona
każda tona
waży tonę z tej racji,
że podlega prawu powszechnej grawitacji.

Skłodowska
Maria Curie-Skłodowska
była jak drogowskaz
wskazujący kierunki rozwoju nauki.
Dostała za to Nobla w ilości dwie sztuki.

MUZYCY

Bach
Jana Sebastiana Bacha
podejrzewano,  że się waha
czy początek jego fugi
nie jest przypadkiem za długi.

Beethoven
Beethovena
nie przerażała cena
jaką się płaci za dyrygowanie, przynajmniej do czasu
kiedy  ogłuchł na skutek powodowanego przez orkiestrę hałasu.

Chopin
W dyskusjach o Szopenie
problemem jest pochodzenie.
Na szczęście dziwna skłonność  kompozytora do mazowieckich wierzb rozwiewa wątpliwości
w kwestii  jego narodowości.

POLITYCY

Bierut
Imię Bieruta
nosiła kiedyś huta.
Stosunkowo niewielka część załogi czuje się urażona
faktem utraty patrona.

Churchill
Lekarz Winstona Churchilla
zalecił mu zrzucić ćwierć kila
z wagi. Pacjent się postarał
i zrzucił pół kilo popiołu z cygara.

Franco
Generał Franco
lubił na śniadanko
walnąć sobie piwo. Bez tego nie miał głowy
do tych wszystkich spraw państwowych.

Gandhi
Mahatma Gandhi
nie był premierem  Ugandy i
nie był też królem Laosu.
Autor nie pomoże. Czytelnik musi ustalić kim był Gandhi  we własny sposób.

Gierek
Edward Gierek
podpisał niejeden papierek.
Pomimo tych podpisów
na koniec doszło do kryzysu.

 Gomułka
Imię Gomułki
nosiłyby liczne szkółki
w Krakowie, Warszawie i Łodzi
gdyby po krótkiej odwilży tak mocno nie ochłodził.

Horthy
Admirał Horthy
lubił odwiedzać porty.
Jednak, jako że Węgry nie posiadały floty,
miał tam niewiele do roboty.

KRÓLOWIE

Kazimierz Wielki
Kazimierz Wielki
lubił zaglądać do butelki.
Jednak następnego dnia rano,
pomimo kaca, konsekwentnie przerabiał  Polskę na murowaną.

Ludwik XV
Ludwik XV-nasty
uprawiał gimnasty-
kę codziennie na dzień dobry, czyli na bon jour.
Przeważnie z Madame de Pompadour.

Sobieski
Jan III Sobieski
wykopał Kanał Sueski.
To przykład, że nie należy
w każdego fake newsa wierzyć.

Wilhelm II
Wilhelm II, zwany Wilusiem
miał spore zaległości w ZUS-ie
co się z tego wzięło,
że jako cesarz kombinował z zatrudnieniem na umowie o dzieło.

Zygmunt Stary
Zygmunt Stary
był Zygmuntem Pierwszym czyli nie do pary.
Król naciskał na swe zatrudnione w archiwach sługi
żeby w kronikach  zmienić Łokietkowi  imię na Zygmunt. Wtedy byłby Zygmuntem Drugim.
                                                             







                                                             


                                                             


 

piątek, 15 marca 2019

Upadek edukacji


Upadek edukacji
                Wracałem do domu po załatwieniu paru spraw w centrum miasta.  Ponieważ auto udało mi się zaparkować na dość odległej ulicy musiałem przejść spory  kawałek na piechotę.  Nie miałem nic przeciwko temu, gdyż popołudnie było wyjątkowo przyjemne. Po chłodnym i deszczowym okresie nadszedł pierwszy słoneczny, wiosenny dzień.  Wiał ciepły wiaterek niosący od parków i podmiejskich ogrodów zapach rozmarzającej ziemi i nabrzmiewających pąków.  Ludzie spacerowali ulicami niespiesznie, oglądając swoje miasto w promieniach słońca po kilku miesiącach szarugi.   Od razu pojawiło się kilku gości w szortach.
                Mijając sklep monopolowy zauważyłem dwu meneli, którzy spierali się oparci o framugę.
                - Co też pan mówi? – odezwał się jeden z nich – Jak można uważać fagot za najwspanialszy instrument dęty? Doprawdy, czy tak pan sądzi?
                - Ależ oczywiście. – odparł drugi. – A pańskim zdaniem jakiemu instrumentowi należy przyznać palmę pierwszeństwa?
                - Bez wątpienia trąbce.
                - Trąbce? A z jakiejż to racji?
                - Czyż jakiś inny instrument potrafi brzmieć zarówno bohatersko, wzywając nas do szarży, jak i lirycznie, opłakując tych, którzy polegli? Czy coś innego  ma tak dźwięczny, niezrównanie metaliczny dźwięk?
                - A fagot ma dźwięk głęboki, aksamitny.  Przywodzi na myśl klang dzikich gęsi odlatujących jesienią na południe. Powoduje nostalgię, przywołuje wspomnienia łodzi  zwijających żagle i opuszczających tonie jezior na koniec wakacji…
                - Natomiast trąbka budzi w nas wojowników, sprawia, że jesteśmy gotowi stanąć w obronie naszych ideałów. – przerwał mu oponent. – Doprawdy, nie rozumiem jak  fagot można przyrównać do trąbki.
                - A słyszał pan solo fagotu w IX symfonii Szostakowicza? I co pan na to powie?
                Nie słyszałem dalszej  część kłótni gdyż oddaliłem się na tyle, że głosy spierających się zwolenników instrumentów  rozpłynęły się w ulicznym gwarze. Nagle usłyszałem pisk opon przy gwałtownym hamowaniu.  Z bocznej, podporządkowanej  ulicy wyjechało niewielkie osobowe auto zmuszając jadącego główną  drogą SUV-a do nagłego zatrzymania celem uniknięcia zderzenia.  Z SUV- a wyskoczył barczysty, ostrzyżony na krótko gość z szerokim karkiem. Podbiegł do auta, które wymusiło pierwszeństwo.
                - Ależ szanowny panie! – powiedział do kierowcy, który również wygramolił się z samochodu.  – Doprawdy, powinien pan zwracać więcej uwagi na znaki drogowe. Nieomal doprowadził pan do kolizji pomiędzy nami.
                - Zechce pan mi wybaczyć. – odrzekł winowajca. – Istotnie, zamyśliłem się. Wie pan, przeczytałem ostatnio powieść młodego, peruwiańskiego autora poświęconą dramatycznej sytuacji  kobiet z pogranicznych, andyjskich wiosek na tle problemów z wyrębem lasów deszczowych w sąsiedniej Brazylii. Autor pisze tak plastycznie, że od tego czasu nie mogę wygnać z głowy niektórych szczególnie drastycznych obrazów.
                - Z zawstydzeniem muszę przyznać, że ostatnio nie śledzę literatury latynoamerykańskiej. – stwierdził kierowca SUV-a. – Człowiek mimo woli ulega pewnym modom.  Autorzy z tamtego regionu byli popularni pod koniec ubiegłego wieku i wtedy wszyscy się rozczytywali w ich powieściach. Nie zdawałem sobie sprawy, że nadal są tam autorzy, którzy mają coś ważnego do powiedzenia o współczesnym świecie.
                Zatrzymane tuż obok siebie samochody blokowały przejazd, więc zaczął się tworzyć korek.  Z najbliższego pojazdu wysiadł kierowca i podszedł do rozmawiającej dwójki.
                - Chciałem panów uprzejmie prosić o umożliwienie przejazdu. – odezwał się. – Ale to szalenie interesujące co pan powiedział. Nie uświadamiamy sobie, jak łatwo ulegamy wpływowi krytyków. Wydaje nam się, że mamy dobry gust literacki, że śledzimy trendy i czytamy najbardziej wartościowe pozycje, a w gruncie rzeczy znamy tylko to, co nam podsuną krytycy, być może powiązani z wielkimi wydawnictwami i promujący ich interesy.
                - Racja. – przyznał kierowca SUV-a. – Groza człowieka ogarnia na myśl, że w świecie wydano wiele arcydzieł, o których się nie dowiemy.
                Dyskusja o szansach na odkrycie nieznanych geniuszy literatury trwała w najlepsze. Przyłączali się do niej kierowcy kolejnych, zatrzymanych przez zator aut.  Ja poszedłem dalej w swoją stronę. Minąłem kolejną przecznicę i znalazłem się w pobliżu stojącego na krawędzi chodnika straganu z jarzynami.
                - Po ile pietruszka? – zapytała starsza pani w moherowym berecie.
                - Dziewięć złotych kilo. – odpowiedziała sprzedawczyni.
                - Dziewięć złotych ?!! Dlaczego tak drogo?
                - Ostatnio bank centralny obniżył stopy procentowe na skutek czego inwestorzy uznali, że rentowność lokat i obligacji jest niesatysfakcjonująca, w wyniku czego na rynku pojawił się gorący pieniądz spekulacyjny i wzrosła presja inflacyjna.
                - Ale przecież są inne możliwości inwestycyjne, giełda, rynki wschodzące, rynki futures…
                - Niestety, NIKKEI jest w trendzie spadkowym, a w ślad za tym DAX stracił cztery punkty procentowe. O NASDAQ lepiej nie wspominać gdyż po publikacji kwartalnych wyników czołowych spółek notuje historyczne minima.  Inwestorzy uznali wyniki malezyjskich funduszy hedgingowych za niesatysfakcjonujące co spowodowało spadek notowań obligacji w całej Azji Południowo-Wschodniej. Na domiar złego agencja Finch obniżyła rating Meksyku, a PWC rekomenduje sprzedaż aktywów urugwajskich.
                - Jednak trudno mi dostrzec korelację pomiędzy pesymizmem na rynkach finansowych, a cenami warzyw – starsza pani nie dawała za wygraną.
                - Proszę wziąć pod uwagę, że na skutek marcowych przymrozków prognozowane zbiory pietruszki w Europie Centralnej będą niższe od zeszłorocznych o siedem koma trzy punkty procentowe. Na domiar złego w filmie, który otrzymał nominację do tegorocznego Oskara za scenariusz oryginalny jest scena, w której bohaterka pije koktajl z pietruszki, na skutek czego w USA  popyt na to warzywo wzrósł do tego stopnia, że kanadyjska agencja monitorująca rynek spożywczy wskazuje na dramatyczny spadek zapasów.
                - W tej sytuacji poproszę trzy kilo. Jutro sprzedam sąsiadce po jedenaście.
                Kontynuowałem spacer. Właśnie mijałem kiosk z prasą. W jego witrynie dostrzegłem gazetę z alarmującym tytułem ma pierwszej stronie: „Katastrofalny spadek poziomu edukacji”.  Kupiłem czasopismo i przeczytałem wstęp do artykułu:
                „Wyniki ostatniego testu dla absolwentów szkół podstawowych wskazują na dramatyczny spadek wyników nauczania, zwłaszcza w zakresie kultury. Jedynie 97.6 % absolwentów potrafi z pamięci zacytować co najmniej jeden rozdział  „Ulisses’a” Jamesa Joyce’a. Niewiele lepiej jest w zakresie edukacji ekonomicznej. Niemal cztery procent uczniów nie potrafiło prawidłowo zreferować poglądów Keynes’a w sprawie  wpływu polityki monetarnej Banku Anglii na rentowność walijskiego przemysłu hutniczego w drugiej połowie XIX wieku”.

czwartek, 14 lutego 2019

Randka z notariuszem

Z okazji walentynek dziś opowiadanie w nowym gatunku literackim love fiction, który powstał z połączenia komedii romantycznej oraz political fiction. Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Gdyby przypadkiem ten utwór trafił do kanonu lektur szkolnych i poloniści dręczyli uczniów kultowym pytaniem "co autor miał na myśli?" - wyjaśniam. Autor zwraca uwagę na fakt, że nawet szlachetne i piękna zamiary, jeśli realizowane są zbyt zapalczywie prowadzą do niekorzystnych skutków. 


Randka z notariuszem
                Wieczór był pogodny i jak na sierpień bardzo ciepły. Łagodny wietrzyk szumiał w trzcinach na brzegu jeziora marszcząc jego powierzchnię, na skutek czego odbicie księżyca w wodzie lekko drżało.  Ognisko płonęło jasnym, spokojnym płomieniem.  Siedzący wokół niego młodzi ludzie byli w większości wegetarianami, więc zamiast tradycyjnych kiełbasek piekli w ogniu na patykach co tam kto miał – kromkę chleba, jabłko, nieważne, byle było coś na zakąskę pod  piwko. W towarzystwie  znalazł się gitarzysta. Co prawda znał tylko kilka akordów, ale w końcu nikt nie oczekuje, że przy ognisku zagra Carlos Santana.  Ważne, że grajek przynajmniej miał poczucie rytmu.  Wszyscy świetnie się bawili śpiewając chóralnie znane turystyczne i żeglarskie piosenki.  Bliżej północy w repertuarze zaczęły dominować bardziej nastrojowe ballady. Ognisko z wolna przygasało, zapas piwa zbliżał się do wyczerpania.  Uczestnicy biesiady stopniowo rozchodzili się do namiotów.  Na koniec przy dogasającym ogniu pozostała już tylko ostatnia, przytulona para.
                - Może się przespacerujemy? – zaproponował chłopak.
                - Chętnie. – zgodziła się dziewczyna.
                Poszli wzdłuż brzegu jeziora trzymając się za ręce. Kilkaset metrów od biwaku w trzcinach znajdowała się luka tworząca niewielką, piaszczystą plażę. Wiatr już zupełnie ucichł. Księżyc i gwiazdy odbijały się w lustrzanej toni jeziora.
                - Popływamy? – zapytał chłopak.
                - Nie mam kostiumu… - z wahaniem odpowiedziała dziewczyna.
                - Ja też nie. Obejdziemy się bez tego. Jest ciemno i nikogo tu nie ma.
                Zostawili ubrania na piasku i weszli do ciepłej wody. Płynąc jedno koło drugiego znaleźli się z dala od brzegu. Gwiazdy otaczały ich ze wszystkich stron, od góry i od dołu. Te drugie poruszały się na lekkiej  wywołanej przez nich fali. Po kilku minutach powrócili w pobliże plaży. Stanęli na piaszczystym  dnie naprzeciw siebie, zanurzeni wciąż po pas w wodzie. Dziewczyna uniosła nieco głowę  i rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w twarz chłopaka. Po chwili zarzuciła ramiona na jego szyję. Ich usta spotkały się w pocałunku. Chłopak delikatnie gładził jej plecy. Odsunął kosmyk mokrych włosów i musnął ustami jej szyję. Dziewczyna wtuliła się w niego. Trwali tak, mocno objęci, przez dłuższą chwilę.
                - Przepraszam cię. – wyszeptał  smutno chłopak. – Nie mogę tak bez zabezpieczenia.
                - Nie przygotowałeś się? – zapytała z trudem ukrywając rozczarowanie w głosie.
                - Nie spodziewałem się. To znaczy,  marzyłem że coś takiego się stanie, ale nie chciałem żeby to wyglądało na zaplanowane. Bałem się, że pomyślisz, że cię nie szanuje, że zakładam, że na pewno do czegoś dojdzie… - tłumaczył niezbyt składnie. – Na a teraz, niestety jest za późno. O tej porze nie znajdziemy tu, nad jeziorem notariusza.
                - Rozumiem. – powiedziała dziewczyna. – Tak bywa. Może nam się uda innym razem.
                Jeszcze raz pocałowała go w policzek, wyszła z wody i zajęła się poszukiwaniem ubrania.
***
                Jeśli ktoś się zastanawia co ma notariusz do randki nad jeziorem to śpieszę z wyjaśnieniami. Po tym, jak kwestia molestowania  zyskała rozgłos medialny, z internetowej akcji #metoo   wyłonił się  społeczny ruch antymolestacyjny, który okrzepł organizacyjnie i stopniowo nabierał charakteru lobby naciskającego na uchwalenie ustawy antymolestacyjnej. Sprzyjały temu mainstreamowe media. Politycy, którzy wyrażali wątpliwości co do tego, czy tak osobiste i drażliwe kwestie obyczajowe da się unormować prawnie byli przedstawiani jako konserwatyści sprzyjający przemocy wobec kobiet, nawet jeśli ich intencje były zupełnie  inne.  W rezultacie, w wyniku długotrwałych prac i konsultacji doszło do uchwalenia ustawy. 
Paragraf pierwszy, pełniący rolę preambuły, w pięknych i szlachetnych słowach stwierdzał, że nikt nie może być traktowany jak przedmiot  służący do zaspokajania czyichś zachcianek.  
 W paragrafie drugim podjęto próbę zdefiniowania  czym jest molestowanie. Zadanie nie było łatwe gdyż trudno było sporządzić pełną listę zachowań mieszczących się w tej kategorii używając języka prawniczego w taki sposób, aby rezultat nadawał się do druku i nie powodował efektu komicznego.  Paragraf drugi ostatecznie składał się z  dwudziestu trzech ustępów i zajmował ponad cztery strony. W paragrafie trzecim stwierdzono, że molestowanie jest zabronione w przypadku gdy osoba będąca jego przedmiotem wyrazi sprzeciw w jasny sposób.  
 W paragrafie czwartym, aby oddalić zarzut dyskryminacji,  napisano, że ustawa dotyczy w równym stopniu obu płci.   
W paragrafie piątym zdecydowano, że łamanie zakazu molestowania będzie ścigane z mocy prawa, gdyż same ofiary mogą mieć wątpliwości co do  wniesienia oskarżenia z  obawy o konieczność upublicznienia swojej prywatności.  Zatem każdy, kto w jakikolwiek sposób poweźmie wiadomość o przypadku molestowania  został zobowiązany do zawiadomienia organów ścigania.
                Uchwalenie ustawy uznano za sukces, jednak wkrótce okazało się, że jej treść nie zadawala ruchów antymolestacyjnych. Kontrowersyjny okazał się przede wszystkim paragraf trzeci. Podnoszono argument, że w naszej kulturze przyjęte jest wyrażanie sprzeciwu wobec molestowania, chociażby pro forma, nawet w przypadkach gdy w gruncie rzeczy dana osoba nie jest temu przeciwna.  Podkreślano, że w razie sporów sądowych pojawią się trudności z rozstrzygnięciem czy sprzeciw był wyrażony dostatecznie jasno, a sprawcy będą mogli się tłumaczyć, iż myśleli, że osoba molestowana wyrażała sprzeciw jedynie zwyczajowo aby zachować się zgodnie z przyjętym społecznie modelem. W tej sytuacji uchwalono
Nowelizację numer jeden,
która zmieniała treść paragrafu trzeciego. W nowym brzmieniu stwierdzał on,  że molestowanie jest dozwolone jedynie w przypadku wyrażenia jasnej zgody.
                Nowelizacja wciąż nie spełniała oczekiwań ruchów antymolestacyjnych.  Argumentowano, że w razie sporów powstanie problem z ustaleniem czy zgoda została wyrażona dostatecznie jasno. Ponadto, w sytuacjach gdy mamy słowo przeciwko słowu, może być trudno dojść do tego czy zgoda w ogóle miała miejsce.  Wobec tego uchwalono
Nowelizację numer dwa,        
która polegała na tym, że w paragrafie trzecim po słowach „jest dozwolone jedynie w przypadku wyrażenia jasnej zgody” dodano „na piśmie”.
              Druga nowelizacja nadal była kwestionowana przez prawników ruchów antymolestacyjnych. Zwracano uwagę, że wobec ogólnie niskiej kultury prawnej społeczeństwa pisemna zgoda może zostać sformułowana w sposób wadliwy od strony prawnej. W szczególności mogą powstać wątpliwości co do tego jaki zakres czynności zgoda obejmowała, i czy molestowanie nie wykroczyło poza niego. Podnoszono, że autentyczność pisemnej zgody może być kwestionowana, a analizy grafologiczne nie wykluczą w stu procentach przypadków fałszerstwa, na przykład w sytuacji gdy pisemną zgodę wyrażono sms-em, bo nie będzie się dało ustalić czy ktoś nie wystukał wiadomości podstępem bez wiedzy właściciela telefonu. W tej sytuacji, aby wyeliminować te wątpliwości  uchwalono
Nowelizację numer trzy,
która polegała na tym, że w paragrafie trzecim po słowach „na piśmie” dodano „w formie aktu notarialnego”.  W uzasadnieniu napisano, że notariusz będzie w stanie określić zakres zgody w sposób nie budzący wątpliwości prawnych, a autentyczność dokumentu nie będzie mogła być podważana.
                Prawnicy ruchów antymolestacyjnych podnieśli, że przecież po sporządzaniu aktu notarialnego każdy może się rozmyślić, a zgoda tym samym straci na aktualności. Wobec tego uchwalono
Nowelizację numer cztery,     
która polegała na tym, że w paragrafie trzecim po słowach „w formie aktu notarialnego” dodano „sporządzonego nie wcześniej niż dwie godziny przed molestowaniem”. 




 

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Zegary


Zegary
                Wydarzenia jakie miały miejsce w mieszkaniu przy ulicy Pogodnej do tej pory nie znalazły naukowego wytłumaczenia. Powołana w tym celu komisja złożona z szanowanych powszechnie uczonych nie opracowała dotychczas raportu, a z nieoficjalnych przecieków wynika, że nie nastąpi to szybko, gdyż to co zaszło po prostu wymyka się próbom racjonalnego opisu. W tej sytuacji poniżej  zrelacjonujemy jedynie rzetelnie fakty powstrzymując się od ich interpretacji.
                Wszystko zaczęło się z chwilą zakupu zegara do łazienki.
                - Zegar do łazienki? – zdziwił się Henryk. – Po co ci? Przecież mamy już zegary we wszystkich pokojach i w kuchni.
                - Jak to po co? – odpowiedziała Katarzyna. – Żeby wiedzieć, która godzina. Tobie jest wszystko jedno. Wracasz z pracy i musisz pilnować czasu tylko wtedy, kiedy jest jakiś mecz żeby w porę włączyć telewizor. Poza tym masz luzik. A ja muszę ze wszystkim zdążyć. Ugotować, posprzątać, wyprać, wyprasować. Nie noszę zegarka, więc lubię w każdym miejscu mieć zegar na widoku żeby stale wiedzieć która godzina.
                - Ale w łazience…?
                - Zwłaszcza w łazience jest mi potrzebny zegar. Rano muszę zrobić makijaż. Przy tym łatwo stracić poczucie czasu i spóźnić się do pracy. Wygodnie byłoby  móc zerkać jednym okiem na cyferblat i mieć wszystko pod kontrolą.
                - Chyba byłby potrzebny  jakiś wodoszczelny.  W łazience często jest para, i w ogóle wilgoć…
                - To się postaraj i znajdź taki. Skoro są zegarki dla nurków działające sto metrów pod wodą, to do łazienek też powinny być.
                Znalezienie zegara odpornego na wilgoć nie okazało się wcale trudne. Wkrótce odpowiedni czasomierz zawisł na ścianie obok lustra przy umywalce. Przez dłuższy czas wszystko przebiegało normalnie. Dopiero po kilku tygodniach Kasia zaczęła narzekać, że łazienkowy zegar źle chodzi. 
                - Co znaczy „źle chodzi”? – spytał Henryk. – To niemożliwe. Spóźniać się, albo spieszyć to mogły stare zegary jeśli  miały źle wyregulowany mechanizm.  Zegary elektroniczne nie mogą źle chodzić. A jeśli nawet to na tyle, że nie będziesz w stanie tego zauważyć.
                - Widać kupiłeś jakiś chiński szjas. Najwyraźniej Chińczycy potrafią spieprzyć nawet coś czego się spieprzyć nie da.
                Henryk dopóki mógł ignorował jej zastrzeżenia aż do chwili, gdy wydarzyło się coś, co sprawiło, że nie dało się dłużej zaprzeczać faktom.  Pewnego sobotniego ranka golił się w łazience. Na blacie obok umywalki grało niewielkie radyjko. Właśnie dobiegła końca reklama suplementu diety niezawodnie uzupełniającego braki magnezu u mężczyzn po trzydziestym roku życia.
                - Jest dziewiąta. Zapraszamy na wiadomości radia „Super FM” . – rozległ się głos spikera. – Dzisiaj w Warszawie odbędzie się…
                Henryk nie był ciekaw co dziś odbędzie się w Warszawie. Ponieważ skończył golenie wyszedł z łazienki i udał się do kuchni aby zaparzyć poranną kawę. Sprawdził ilość wody w ekspresie, włożył nową kapsułkę  i nacisnął guzik. W kuchni również grało radio. Właśnie dobiegła końca reklama suplementu diety niezawodnie uzupełniającego braki magnezu u mężczyzn po trzydziestym roku życia.
                - Jest dziewiąta. Zapraszamy na wiadomości radia „Super FM” . – rozległ się głos spikera. – Dzisiaj w Warszawie odbędzie się…
                - Zaraz! – wykrzyknął Henryk – Co jest grane? Jaka dziewiąta? Przecież dziewiąta w łazience była przed chwilą.
                - Mówiłam ci, że zegar w łazience źle chodzi. – z satysfakcją stwierdziła Katarzyna.
                - Nie rozumiesz. Nie chodzi o to, co pokazuje zegar. Tam te same wiadomości radio nadało kilka minut wcześniej.
                - Skoro zegar się spieszy, to oczywiste jest, że tam dziewiąta była wcześniej… - Kasia zorientowała się, że mówi nielogicznie. – No tak. Ale jeśli zegar się spieszy, to wiadomości powinny być po dziewiątej według jego czasu, czyli o dziewiątej prawdziwego czasu. – skorygowała swoje wnioski.
                - No właśnie. Wygląda na to, że nie tyle zegar w łazience się spieszy, co czas tam szybciej płynie.
                - A może po prostu ci się wydawało? To się nazywa deja vu. Masz wrażenie, że coś co przeżywasz pierwszy raz już się wcześniej odbyło.
                Historia z różnicą czasu pomiędzy łazienką a kuchnią była tak nieprawdopodobna, że Henryk był skłonny uznać, że faktycznie coś mu się przywidziało.  Postanowili sprawdzić jeszcze raz. Oboje udali się do łazienki. W radiu dobiegał końca znany przebój grupy Queen. Zaraz po nim stacja rozpoczęła nadawanie starego hitu Abby. Odsłuchali kawałek i przeszli do kuchni. Sekwencja piosenek powtórzyła się po kilku minutach. Abba po Queen.  Kasia i Henryk  byli na tyle wstrząśnięci, że nawet nie próbowali komentować tego co oczywiste. Przyjęli po prostu do wiadomości fakt, że  czas w  łazience wyprzedza czas w kuchni. Przez kilka dni ignorowali to zjawisko. W końcu kilka minut to żadna różnica.  Udawali, że nic się nie dzieje, ale potrzeba wyjaśnienia zagadki u obojga siedziała gdzieś w tyle głowy. Pierwszy nie wytrzymał Henryk.
                - Słuchaj, - zwrócił się do Kasi.- Ja tego nie potrafię wytłumaczyć. Trzeba brać rzeczy takimi, jakie są.  Ale zastanawiam się jak to jest. Bo od kiedy powiesiliśmy zegar w łazience, czas płynie tam w innym tempie. Są dwie możliwości. Albo to czas płynie inaczej, a zegar po prostu go pokazuje. Albo ten zegar zmusza czas do  zmiany tempa. To znaczy zegar narzuca czasowi swój własny rytm.
                - No nie, daj spokój. – obruszyła się Katarzyna. – Ta druga możliwość jest bez sensu. Jak niby jakiś chiński zegar z marketu miałby narzucać tempo czasu?
                - A pierwsza możliwość jest bardziej sensowna? – zaoponował Henryk. – Że czas miałby płynąć w różnym tempie w kuchni i łazience, a chiński zegar z marketu miałby się w tym połapać? O ile dobrze rozumiem teorię Einsteina to byłoby możliwe gdyby kuchnia oddalała się od łazienki z prędkością zbliżoną do prędkości światła,  ale o ile wiem w naszym mieszkaniu nie miał miejsca żaden Wielki Wybuch, a nasza kuchnia i łazienka to nie są dwie galaktyki oddalające się od siebie we wszechświecie.
                - Czekaj, to się da łatwo sprawdzić. – oznajmiła Kasia z błyskiem w oku.
                - Niby jak? – Henryk nie od razu złapał co ona ma na myśli.
                - Chodź, zobaczysz.
                Poprowadziła go do łazienki. Okno pomieszczenia wychodziło na zachodnią stronę. Zegar wskazywał dziesiątą piętnaście rano. Katarzyna zdjęła go ze ściany i sięgnęła do pokrętła pozwalającego przesuwać wskazówki. Zaczęła przesuwać je w przód. Kiedy na tarczy pojawiła się godzina czternasta za oknem pojaśniało i na niebie  pojawiło się słońce. W miarę jak Kasia przesuwała wskazówki wokół tarczy zaczęło ono szybko opadać w kierunku horyzontu aż wreszcie zniknęło za nim. Nad miastem zaczęły zapadać ciemności. Kobieta pobladła. W szybkim tempie cofnęła wskazówki na dziesiątą szesnaście. Słońce wyskoczyło zza horyzontu i w kierunku przeciwnym do swej odwiecznej wędrówki przemknęło po niebie aż zniknęło za dachem budynku przechodząc na jego wschodnią stronę.
                Przez chwilę nic nie mówili.
                - Czyli jednak zegar. – stwierdził wreszcie Henryk. – To się nawet zgadza. Przecież wszystko rozpoczęło się dopiero kiedy go tu powiesiliśmy.
                - Rany Boskie! – załamała ręce Katarzyna – Człowieku, coś ty takiego kupił?!
                - Spokojnie, nic się nie dzieje. – stwierdził Henryk. – Wystarczy pilnować żeby czas pokazywany przez ten zegar zgadzał się z tym co pokazują inne. W razie czego trochę przesuniemy wskazówki i wszystko będzie w porządku.
                Przez kilka dni tego się trzymali. Pilnowali żeby czas płynął jednakowo w całym domu i udawali, że nie ma sprawy. Henryk nie byłby jednak facetem gdyby nie zaczął kombinować jak można wyciągnąć korzyści z tej niezwykłej sytuacji. Zaczął od drobnych machlojek z piwem. Brał puszkę z lodówki w kuchni, szedł do łazienki, przesuwał zegar pół godziny do przodu, nalewał piwo do szklanki i wypijał. Następnie cofał zegar i wracał do kuchni. O tej porze piwo w lodówce było jeszcze nie wypite, więc mógł je wypić ponownie. Któregoś dnia przyłapała go na tym Katarzyna.
                - Człowieku, co ty wyprawiasz?! – wykrzyknęła. – Z czasoprzestrzenią nie można igrać. Można o tym przeczytać w każdej powieści science - fiction. A ty po to żeby wypić o jedno piwo więcej ryzykujesz naruszenie naturalnej kolejności rzeczy. Jak jakiś menel, który dla alkoholu zrobi wszystko, nie myśląc o konsekwencjach.
                - I co takiego może się stać? – próbował się bronić. – Najwyżej, kiedy czas w kuchni dojdzie do momentu, w którym wypiłem piwo w łazience, to ono po prostu powinno zniknąć z mojego organizmu. A przyjemności z wypicia już mi nic nie odbierze.
                Obiecał jednak, że więcej się to nie powtórzy. Nie mógł się jednak pozbyć myśli o innych możliwościach, jakie się otwierają. Któregoś dnia postanowił podzielić się nimi z Katarzyną.
                - Spójrz, co dałoby się zrobić, gdyby przesunąć zegar w łazience nie o parę godzin, ale o kilka dni lub tygodni do przodu. – mówił rozgorączkowanym tonem. – Wysłuchalibyśmy w radiu wiadomości ekonomicznych i wiedzielibyśmy jak zmienią się kursy walut i notowania giełdowe. A później wystarczy wrócić do początkowego czasu panującego w reszcie mieszkania i zainwestować w co trzeba. To byłby pewny zarobek.
                Katarzyna spojrzała na niego poważnie. W jej oczach było widać zadumę pomieszaną ze smutkiem.
                - Czy ty też jesteś taki? – zadała retoryczne pytanie. – Czy ty też, jak wielu innych, jesteś gotów dla pieniędzy zrobić wszystko? Czy dla zysku gotów jesteś uruchomić mechanizmy, których nie rozumiesz, ryzykując że porządek w czasoprzestrzeni się zawali? A gdzie w tym wszystkim jest moralność i poczucie przyzwoitości? Jaki pożytek ma społeczeństwo z tego, że ktoś taniej kupi, a następnie drożej sprzeda akcje lub o waluty? I po co to wszystko? Czy potrzebujesz do szczęścia tych pieniędzy?
                - A ty? – zapytał. – Czy jesteś szczęśliwa bez tego?
                - Oczywiście, że tak.
                Henryk zamyślił się. Po chwili wziął ją za rękę i poprowadził do łazienki.
                - Wiem już co zrobię. – oświadczył. – Jesteś szczęśliwa i ja jestem szczęśliwy z tobą. Poza tym tak pięknie wyglądasz. Niech tak zostanie.
                Zdjął zegar ze ściany i rzucił na podłogę. Następnie nadepnął nogą na tarczę zatrzymując wskazówki na tej chwili.