niedziela, 15 marca 2020

Inwestycja


Inwestycja
Firma Benett & Hill Investments weszła na rynek przebojem. Pośród innych funduszy inwestycyjnych wyróżniała się agresywną strategią, która, jak na razie, przynosiła wysokie stopy zwrotu.  Inne instytucje finansowe, szczególnie te o długiej tradycji, utrzymywały, że to kwestia szczęścia, które kiedyś się skończy, a wtedy zamiast zysków nieuchronnie pojawią się straty.  Panowie Benett i Hill, założyciele i współwłaściciele funduszu uchodzili za twardych, bezwzględnych graczy, którzy nie stosują się do zasad etyki uznawanych w branży. Oni sami twierdzili, że takie opinie to jedynie przejaw zawiści starych pierdzieli z konkurencji nie rozumiejących ducha obecnych czasów.
Henry Benett, prezes funduszu, przeglądał na laptopie ostatnie notowania giełdowe kiedy do jego gabinetu wszedł Thomas Hill, wiceprezes do spraw rozwoju.
- Muszę ci czymś powiedzieć. – oświadczył od progu nie bawiąc się w formułki powitalne.
Henry oderwał wzrok od ekranu i ruchem głowy wskazał wspólnikowi skórzany fotel stojący po drugiej stronie mahoniowego biurka.
- Kawy?
- Dzięki. Piłem przed chwilą.
- OK. W czym rzecz? Wyglądasz na podekscytowanego.
- Byłem wczoraj na gali wręczenia nagród biznesowych Izby Inwestorów Finansowych. W sumie drętwa impreza, na której wypada być. To całe towarzystwo wzajemnej adoracji przyznaje sobie nawzajem jakieś statuetki i wygłasza o sobie pompatyczne mowy pochwalne. Myślałem, że to całkiem stracony wieczór, ale przypadkiem nawiązałem rozmowę z pewnym profesorem z wydziału ekonomii na uniwersytecie. Facet opowiedział mi o swojej metodzie prognozowania zmian kursów spółek giełdowych.
- Jeszcze jeden maniak, który uważa, że da się przewidzieć nieprzewidywalne? A niezawodną metodę pozwalającą przewidzieć liczby wylosowane na loterii też opracował?
-Moja pierwsza refleksja była identyczna jak twoja. – powiedział Hill. – Jednak kiedy go wysłuchałem zmieniłem zdanie. Profesor sprawia wrażenie, że wie o czym mówi. To nie jest szalony naukowiec opanowany przez idee fixe. Dzisiaj rano sprawdziłem go przez wyszukiwarkę.  Jest szanowany jako ekonomista ale oprócz tego ma drugi fakultet z matematyki. Zajmuje się teorią nieliniowych cząstkowych równań różniczkowych, czy czymś takim.  W każdym razie na podstawie tego co można znaleźć w  internecie facet wygląda na poważną postać. Nikt nie uważa go za odjechanego maniaka. I powiem ci coś jeszcze. To jest typ pięknoducha, który w ogóle nie myśli o pieniądzach, jakie można zarobić na tej jego metodzie. Dla niego liczy się pierwszeństwo  publikacji, ilość cytowań, uznanie w świecie nauki, te sprawy.  Zakładając, że ta jego metoda nadaje się do praktycznego stosowania trzeba się spieszyć jeśli chcemy  na tym zarobić. Bo w innym wypadku to się stanie powszechnie znane i nie uzyskamy przewagi nad konkurencją.
- Wiem, że znasz się na ludziach. – powiedział z namysłem Benett. – Skoro uważasz, że ten profesor rzeczywiście wymyślił coś, co może nam dać przewagę na rynku to ci wierzę. Nasza firma ma taką pozycję, jaką ma dzięki temu, że nieraz umieliśmy dostrzec wartość w czymś, co inni uważali za bezwartościowe. Wobec tego powinienem się umówić na spotkanie z panem profesorem. Masz jakąś wizytówkę, czy coś?
xxx
Kiedy Henry Benett z profesorem wymienili już wszystkie komunały obowiązkowe na wstępie biznesowego spotkania, prezes przeszedł bezpośrednio do rzeczy.
- Podobno opracował pan metodę prognozowania zmian kursów giełdowych, panie profesorze. Czy mógłby pan powiedzieć coś więcej na ten temat? Bo nie ukrywam, że na pierwszy rzut oka brzmi to nieprawdopodobnie.
- Pracuję nad publikacją na ten temat. Jeśli jednak miałbym wyjaśnić o co chodzi w paru zdaniach to należy zacząć od tego, że nikt nie jest w stanie przewidzieć przyczyn powodujących wahanie kursów. Dla przykładu, jeśli jakaś firma naftowa odkryje duże złoże na terenie, na którym posiada koncesję to, oczywiście, na wiadomość o tym jej kurs wystrzeli. Takiego wydarzenia nie można przewidzieć. Ewentualnie można uzyskać nielegalnie informację od kogoś zorientowanego w tej firmie, ale wykorzystanie takiej wiedzy do gry na giełdzie byłoby przestępstwem. Natomiast jeśli już coś podobnego się wydarzy i kurs się rozhuśta, to da się prognozować przebieg jego wahań. Zwykle odbywa się to tak, że po dobrej wiadomości inwestorów ogarnia euforia i kurs wystrzela w kosmos. Następnie następuje zazwyczaj korekta, kurs opada i z reguły opada zbyt nisko, więc po pewnym czasie ponownie rośnie. Moja metoda pozwala przewidzieć jak będą się kształtować kursy w poszczególnych dniach. Jest to oparte w znacznej mierze na statystyce. Udało mi się zabrać dane na temat rozkładu w populacji poszczególnych typów inwestorów. Bo pośród nich występują różne modele zachowania. Weźmy odwrotny przykład, w którym zachodzi zdarzenie, na skutek którego kurs jakiejś firmy spada. Wśród inwestorów mamy panikarzy, którzy od razy sprzedają akcje za dowolną cenę. Mamy ostrożnych pesymistów, którzy obserwują kurs i decydują się na sprzedaż dopiero wtedy gdy spadnie poniżej określonego poziomu. Mamy też ryzykantów, którzy zawsze grają przeciw trendom, to znaczy, gdy wszyscy sprzedają, to oni kupują i odwrotnie. Tych schematów zachowania jest sporo. W wyniku moich badań wiem jaki procent pośród inwestorów zajmują określone typy i wiem jak dany typ inwestora reaguje w określonej sytuacji.
- Rozumiem, - powiedział Henry Benett. – I na tej podstawie potrafi pan przewidzieć zmiany kursu w czasie.
- To wymaga przejścia czterech etapów. – kontynuował wyjaśnienia profesor. – Po pierwsze należy sformułować model matematyczny zjawiska. Dokonałem tego. Zbudowałem układ równań, w których współczynniki są określone statystycznie. Po drugie, należy wykazać, że taki układ równań posiada rozwiązanie. To również mi się udało. Jeśli chodzi o szczegóły to odsyłam do mojej publikacji, która niedługo się ukaże. Po trzecie, należy znaleźć to rozwiązanie. Ja je znalazłem.
- Panie profesorze, - przerwał podekscytowany prezes. – czy przed publikacją nie chciałby pan przetestować swojego modelu?
- Ale…
- Żadnego ale. Zrobimy tak: - Benett włączył notebooka i przez chwilę analizował wykresy pokazujące kursy giełdowe. – O, tu mamy odpowiedni przypadek. Dzisiaj kurs Jupiter Pharmaceutics spadł o ponad 30 %, bo jeden z ich podstawowych leków został wycofany z obrotu przez komisję. Czy może pan dla przetestowania swojej metody przewidzieć, co będzie się działo z ceną ich akcji w najbliższych dniach?
- Sądzę, że mogę. Ale…
- Żadnego ale. Jestem gotów zaraz negocjować z panem kontrakt. Jeśli przedstawi pan dziś prognozy, które się sprawdzą, nasz fundusz inwestycyjny przy najbliższej okazji zainwestuje spore środki w akcje firmy, której kurs wykaże wahania i podzieli się z panem zyskiem.
xxx
- Thomas, jak zwykle miałeś nosa. – powiedział Benett do wspólnika. – Spójrz tutaj. Na wykres kursów przekazany mi tydzień temu przez profesora naniosłem rzeczywiste zmiany. Zgadza się doskonale. W żadnym momencie różnica pomiędzy prognozą a przebiegiem kursu, jaki miał miejsce nie przekracza dwu procent.
- Faktycznie. Dziesięć dni temu nigdy bym w to nie uwierzył.
- Ile środków na inwestycje możemy w krótkim terminie zgromadzić?
- Jeśli spieniężymy obligacje i wykorzystamy limit kredytu obrotowego to jakieś pięćdziesiąt milionów.
- OK. Zbieramy środki i czekamy na załamanie kursu jakiejś firmy. Profesor przewidzi kiedy cena akcji osiągnie absolutny dołek, wtedy kupimy pakiet, a następnie na podstawie prognozy będziemy wiedzieć kiedy opłaci się go sprzedać w momencie gdy po odbiciu nastąpi chwilowe maksimum. I wiesz, co? Miałeś rację, ten profesor to pięknoduch, który pomimo swojej wiedzy ekonomicznej nie umie zarabiać. Zgodził się w kontrakcie na pięć procent od naszych zysków. Gdyby lepiej negocjował byłem skłonny zaoferować mu trzydzieści.
xxx
- Panie profesorze, - powiedział Henry Benett. – proszę spojrzeć. Kurs Giga Software Corp. leci na łeb na szyję, bo okazało się, że ich system operacyjny jest łatwy do zhakowania. Inwestorzy nie wierzą zapewnieniom zarządu, że luki zostaną szybko zamknięte w nowej wersji oprogramowania. Nasz firma przygotowała znaczne środki finansowe. Pana zadaniem jest przewidzieć kiedy kurs osiągnie minimum, a następnie kiedy wzrośnie do chwilowego maksimum. Kiedy może pan przedstawić prognozę?
- Za jakieś trzy, cztery godziny. Ale…
- Żadnego ale. W biznesie należy wykorzystywać okazje, jakie się nadarzają. Czekam na wykres.
xxx
- Co się dzieje do jasnej cholery, profesorze? – wrzeszczał Benett do telefonu. – Prognozował pan, że na trzeci dzień kurs spadnie do minimum wynoszącego 47% wartości sprzed załamania. Po kolejnych pięciu dniach miało nastąpić odbicie do 65`% . Zainwestowaliśmy w te akcje w trzecim dniu spadków ponad pięćdziesiąt milionów, a od tej pory nie było żadnego odbicia. Kurs wciąż leci na pysk. Straciliśmy już ponad połowę zainwestowanych środków. Kiedy ten trend się odwróci?
- Pan nigdy nie dał mi skończyć. – stwierdził spokojnie profesor. – Mówiłem, że opracowanie metody wymaga przejścia czterech etapów. Należy opracować model matematyczny, wykazać że ma on rozwiązanie i znaleźć to rozwiązanie. Tyle zdołałem panu powiedzieć. Natomiast nigdy nie dał mi pan wyjaśnić, że czwarty etap to wykazanie, że jest tylko jedno rozwiązanie. Otóż tego nie wykazałem. Okazuje się, że rozwiązań mojego układu równań jest więcej niż jedno i właśnie realizuje się inne niż to, jakie panu przekazałem.  

sobota, 15 lutego 2020

Kontrola umysłu.


Kontrola umysłu
                Karol, mój kolega z liceum,  odezwał się  po niemal dziesięciu latach. Jego telefon mnie ucieszył bo w czasach szkolnych bardzo go szanowałem.  W klasie nie zabiegał o tanią popularność wynikającą z posiadania modnych ciuchów ani innych gadżetów. Rzadko brał udział w imprezach, a jeśli już dawał się zaprosić to bardziej nadawał się do rozmowy niż do picia i tańca.  Działaliśmy razem w harcerstwie, do którego mnie wciągnął. Prowadził drużynę chłopców wywodzących się z tak zwanej trudnej dzielnicy. Myślę, że wielu z nich , jak to się mówi, wyszło na ludzi głównie dzięki Karolowi.  Potrafił przekazać im tradycyjne, proste, harcerskie wartości takie jak prawdomówność, wierność zasadom, w które się wierzy i poczucie solidarności.
                Po maturze nasze kontakty się urwały. Ja wybrałem studia na Politechnice, a on poszedł na psychologię.  Słyszałem, że po dyplomie uzyskał etat w jakimś instytucie i zajął się pracą naukową. Kiedy  zadzwonił do mnie z prośbą o spotkanie zgodziłem się bez wahania.  Umówiliśmy się w kawiarni w centrum miasta. Na początek padły typowe w takiej sytuacji pytania z rodzaju  ”co u ciebie słychać?” . Kiedy już każdy z nas miał za sobą  pozbawioną szans na sukces próbę streszczenia w kilku zdaniach dziesięciu lat życia, Karol niespodziewanie zaproponował:
                - `Chodźmy do parku, tu nie można bezpiecznie rozmawiać.
                Zapłaciliśmy rachunek i wyszliśmy z kawiarni.  Nie da się ukryć, że byłem zdziwiony. Zastanawiałem się o czym on chce ze mną mówić , że do tego stopnia obawia się podsłuchania.  Takiej ostrożności spodziewałbym się po ludziach mających do załatwienia jakieś szemrane interesy, a nie po koledze z liceum zajmującym się psychologią. Zacząłem się nawet obawiać czy on nie zdziwaczał i nie zaczął wierzyć w jakieś teorie spiskowe.  Jego pierwsze słowa wypowiedziane w parku potwierdzały te obawy.  Rozejrzał się wokoło, a gdy upewnił się, że nikt nie może nas usłyszeć zapytał:
                - Co sądzisz o współczesnym świecie?
                - W jakim sensie? – zaskoczony odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
                - Czy zgodzisz się, że, jak to się określa, świat schodzi na psy?
                - Rzeczywiście, są powody do niepokoju. Ale bez przesady, dobre strony też można dostrzec.
                Karol zignorował moją niezbyt konkretną odpowiedź i wygłosił dłuższą przemowę.
                - Zawsze wierzyłem, że w miarę upływu czasu ludzie będą się stawać coraz bardziej racjonalni, że znikną różnego rodzaju zabobony, przesądy i uprzedzenia.  Tymczasem to idzie w odwrotnym kierunku.  Światopogląd naukowy jest w odwrocie.  Weźmy dla przykładu ruchy antyszczepionkowe.  Jest niepodważalnym faktem, że dzięki szczepieniom wyeliminowano epidemie, które dawniej dziesiątkowały ludności, a jednak wielu ludzi to obecnie neguje i wierzy w spisek firm farmaceutycznych.  Dla ścisłości – dodał. – Ja nie mam nic przeciwko sceptycyzmowi, który poddaje pod wątpliwość niektóre uznane teorie. Tacy sceptycy wielokrotnie dokonywali epokowych odkryć. Gdyby Kopernik nie zakwestionował pozornie oczywistego faktu, że Słońce krąży wokół Ziemi, to nie poznalibyśmy budowy naszego układu planetarnego. Jednak różnica polega na tym, że Kopernik  pozornie oczywistym, naocznym  dowodom na to, że Słońce obiega Ziemię przeciwstawił mocniejsze, choć mniej oczywiste dowody na to, że jest przeciwnie. Natomiast obecnie mamy mnóstwo ludzi, którzy kwestionują naukowe ustalenie nie mając żadnych dowodów lub wręcz na przekór nim.  Na przykład wciąż są ludzie, którzy uważają, że Ziemia jest płaska, pomimo wszystkich zdjęć z orbity kosmicznej, pomimo rejsów samolotami i statkami wokół globu i wielu innych niezbitych dowodów. Przyznam szczerze, że obawiam się takich ludzi, bo kompletnie nie rozumiem ich sposobu myślenia.  Jednak najbardziej martwi mnie  poziom obecnych polityków. Dawniej zdarzali się mężowie stanu, których celem było przekonanie ludzi do pewnej wizji i skłonienie ich po podjęcia działań czasem trudnych i  niepopularnych w chwili obecnej lecz prowadzących do korzyści dla ogółu w przyszłości.  Teraz mamy głównie populistów, dla których jedynym celem jest zdobycie władzy. Czytają badania opinii publicznej i mówią ludziom to, co oni w większości chcą usłyszeć.  Kiedy dzięki temu już dorwą się do władzy, to dbają głownie o to aby się szybko wzbogacić, a nad odległymi w czasie skutkami swojej polityki w ogóle się nie zastanawiają. Jednak najgorsze jest to, że w dobie internetu nie da się odróżnić odpowiedzialnego, uczciwego polityka od dążącego do władzy za wszelką cenę populisty.  Każdy łobuz, który ma do dyspozycji dosyć środków aby nająć firmy od public relations oraz wystarczającą liczbę internetowych trolli może wykreować się na męża stanu, a uczciwego, konkurencyjnego polityka obrzucić błotem.  Przeciętny wyborca nie jest w stanie odróżnić wirtualnego wizerunku od rzeczywistego charakteru polityka.
                - Masz sporo racji. – przyznałem. – Ale dlaczego mi to mówisz?
                - Bo nie godzę się z takim stanem rzeczy i chciałbym to zmienić. – oświadczył Karol. – Nie jestem w stanie walczyć z kłamstwami i PR-owymi sztuczkami stosowanymi w kampanii wyborczej, bo ci którzy z nich korzystają mają do dyspozycji potężne środki finansowe i cała machinę propagandową. Doszedłem do wniosku, że jedynym sposobem jest dokonanie zmiany mentalności polityków, którzy w wyniku takiej kampanii dojdą do władzy. Mówiąc najprościej, trzeba sprawić żeby gość, który dorwał się do władzy po to aby ustawić siebie, szwagra oraz innych krewnych i znajomych zmienił swoje preferencje i żeby zaczął myśleć co może zrobić dla dobra społeczeństwa i to nie w  jednej kadencji ale w dłuższej perspektywie.
                - Wszystko pięknie, łatwo powiedzieć, że trzeba zmienić mentalność tego kto dorwał się do władzy. Ale jak to zrobić?
                - Pracuję nad tym od kilku lat i zaczynam dochodzić do wyników. Z moich doświadczeń wynika, że grupa ludzi działająca wspólnie jest w stanie drogą koncentracji myśli zmodyfikować mentalność wybranej osoby.
                - Zmiany czyjejś mentalności drogą koncentracji myśli? Nie wierzę. Przede wszystkim wydaje mi się, że mentalność jest w znacznej mierze uwarunkowana genetycznie. Jedni mają wrodzoną chciwość, a inni skłonność do altruizmu. Niektórzy są z natury rzeczy bardziej agresywni, a inni obdarzeni empatią. Oczywiście, takie genetyczne wrodzone skłonności da się w pewnym zakresie zmodyfikować przez wychowanie, oddziaływanie kultury i wpływ otoczenia, ale to długi proces. Nie wierzę, że wystarczy pomyśleć i w ten sposób zmodyfikować czyjąś osobowość.
                - Oczywiście, że nie wystarczy pomyśleć. Konieczne jest wielowymiarowe działanie grupy osób. Weźmy przykład. Powiedzmy, że chcesz z jakiegoś powodu przewrócić regał z książkami. Gdybyś w tym celu chciał do popchnięcia mebla użyć cienkiego, długiego drutu, to oczywiście nic z tego nie będzie bo drucik się ugnie. Taki drut ma praktycznie jeden wymiar – tylko długość. Weźmy teraz narzędzie dwuwymiarowe, powiedzmy płaską, metalową taśmę mierniczą, która oprócz długości ma szerokość. Też nic z tego nie będzie, bo taśma nadal nie ma wystarczającej sztywności. Ale jeśli weźmiemy trójwymiarowy pręt, który oprócz długości i szerokości ma grubość, to przy jego pomocy możemy popchnąć, przechylić i  przewrócić regał. A przecież wymiarów może być jeszcze więcej. Tak samo jest z oddziaływaniem przez koncentrację myśli. Jedna osoba nie będzie w stanie zmienić niczyjej mentalności. Podobnie dwie. Ale większa grupa skoncentrowana na tym samym celu jest w stanie wytworzyć  oddziaływanie wielowymiarowe, na tyle silne, że mogące wpłynąć na umysłowość wybranej osoby.
                - Chcesz powiedzieć, że działając grupowo można na odległość sterować czyimś zachowaniem? – zapytałem z niedowierzaniem.
                - Nie, tego nie powiedziałem.  Nie da się sterować czyimś zachowaniem. W tym celu należałoby w jakiś sposób widzieć i słyszeć to co on, i na tej podstawie odpowiednio reagować. Nie da się za kogoś podejmować szczegółowych decyzji co do tego jak on ma się zachować  ale można wpłynąć na jego mentalności i zasady którymi  on się kieruje przy podejmowaniu tych decyzji. 
                - To jest możliwe?
                - Tak. Zmiana mentalności i zasad, jakimi człowiek się kieruje w działaniu jest możliwa. Weźmy na przykład człowieka, który był zadeklarowanym homofobem, nienawidził gejów, obrażał ich i prześladował. Aż w pewnym momencie okazało się, że jego syn jest gejem. To zmieniło mentalność tego człowieka, a w rezultacie jego zachowanie. Aby coś takiego zaszło potrzebny jest wstrząs. Uwierz mi, że z moich badań wynika, że działająca wspólnie, skoncentrowana grupa może na odległość wywołać taki wstrząs w czyimś mózgu.
                - Dlaczego mi o tym mówisz? –zapytałem.
                - Bo chciałbym cię prosić o pomoc, o udział w moim projekcie badawczym.  Zwracam się z tym do ciebie, bo cię znam i wiem, że zasługujesz na pełne zaufanie. Jest bardzo istotne aby całą sprawę zachować w ścisłej tajemnicy. Gdyby politycy dowiedzieli się o możliwości wpływania na ludzką mentalność to skutki byłyby fatalne. Nie ma wątpliwości, że wykorzystaliby to do prania ludzkich mózgów i wszczepiania im swojej ideologii. Dlatego moja metoda musi pozostać sekretem. Zamierzam zmienić kilku wpływowych polityków w uczciwych mężów stanu.  O moim projekcie wie jedynie garstka ludzi, co do których mam pewność, że mnie nie zdradzą.  Czy chciałbyś dołączyć do tego grona?
                - Cóż, cel jest szczytny, ale wątpię czy się do tego nadaję. O ile dobrze zrozumiałem, miałbym dodać kolejny wymiar do tego mentalnego narzędzia. Żeby to zadziałało musiałbym skoncentrować myśli na tym samym co cała grupa, czy tak?
                - Dokładnie tak.
                - I tu mam problem. –powiedziałem. – Niestety, jestem sceptykiem i przyznam szczerze, nie całkiem wierzę , że to o czym mówisz jest możliwe. Obawiam się, a właściwie jestem pewien, że w decydującym momencie, zamiast koncentrować się na tym co reszta grupy, na przekór wszystkiemu pomyślałbym o czymś głupim i spieprzył wszystko. `Niestety, tak już mam. Nie umiem panować nad myślami, a zwłaszcza kiedy wiem, że powinienem myśleć o czymś poważnym, to mimo woli myślę o głupotach.
                - Fakt, to byłby problem. – przyznał Karol. – A gdybym cię przekonał?
                - W jaki sposób?
                - Po prostu zobaczysz jak to działa i się przekonasz. Przyjdź jutro około szóstej pod nasz instytut.  Budynek stoi przy placu, na którym mieści się wiele sklepów i barów. Jeden z nich jest ulubiony przez kibiców, z tego najgorszego gatunku, którymi nie tyle kieruje miłość do piłki i swojej drużyny co nienawiść do całej reszty świata. Wraz z grupką współpracowników spróbujemy zmienić mentalność kilku kiboli. My będziemy w budynku i postaramy się na nich wpłynąć na odległość. Ty możesz być na zewnątrz i obserwować skutki.
                Zgodziłem się. Nazajutrz przyszedłem na plac pod instytutem, usiadłem na ławce i czekałem na to co się miało wydarzyć. Z początku nie za wiele się działo.  Ludzie spacerowali chodnikami, zaglądali do sklepów i lokali. Wokół jednego z nich rzeczywiście kręciło się sporo młodych mężczyzn, przeważnie ogolonych na łyso, z szalikami w klubowych barwach. W pewnym momencie dwu takich osiłków wytoczyło się z baru. Mieli na sobie czarne dżinsy i skórzane kurtki. Szli z wolna chodnikiem patrząc spode łba, jakby szukając okazji do awantury. Mimo woli odwróciłem wzrok aby nie ściągnąć na siebie ich uwagi. Czekałem aż miną moją ławkę patrząc kątem oka w stronę gdzie powinni się pojawić. Przez dłuższą chwilę ich nie dostrzegłem, a kiedy zaciekawiony odwróciłem głowę, zauważyłem, że stoją w miejscu naprzeciw siebie z dziwnymi minami. Wyglądało to, jakby się nad czymś zastanawiali, chociaż jeszcze przed chwilą sprawiali wrażenie gości, którym myślenie sprawia przykrość. Jednocześnie zdjęli z szyi klubowe szaliki i spoglądali na nie z wyraźnym zakłopotaniem. Po chwili wyrzucili je do kosza na śmieci i skierowali się do pobliskiego magazynu z odzieżą. Po kilkunastu minutach wyszli z niego niosąc duże torby na zakupy. Nie mieli w nich jednak nowych nabytków, lecz zapewne rzeczy, które poprzednio mieli na sobie bo ubrani byli w nowe ciuchy. Nosili eleganckie, tweedowe marynarki, dobrane pod kolor spodnie i eleganckie koszule. Na nogach zamiast ciężkich glanów mieli miękkie mokasyny.  Skierowali się do sąsiedniej księgarni, a po paru minutach wyszli z niej z książkami w dłoniach. Zasiedli na sąsiedniej ławce i zaczęli lekturę. Dostrzegłem, że jeden z nich czyta tomik poezji, a drugi dzieło o konieczności szacunku dla naturalnego środowiska.
                Wstałem ławki i pobiegłem do instytutu. Odszukałem Karola.
                - Przyznaj się. – zażądałem.- Podpuszczasz mnie. Ci dwaj to dwaj twoi kumple podstawieni aby ze mnie zażartować.
                - Nie. – spokojnie zaprzeczył Karol. – Byłeś świadkiem sukcesu autentycznego eksperymentu. Udało nam się zamienić dwu kiboli w intelektualistów. Czy teraz mi wierzysz? Przyłączysz się do nas?
                Spojrzałem mu w oczy. Za dobrze go znałem aby nie wiedzieć, że mówi prawdę.
                - Wierzę ci. – powiedziałem. - I jestem gotów przyłączyć się do twoje grupy. Czy jednak w zamian mógłbyś coś dla mnie zrobić?
                - Co takiego?
                - Pamiętasz Magdę? – wymieniłem imię naszej szkolnej koleżanki. – Muszę ci się do czegoś przyznać. Od liceum się w niej kocham. Ale nie wierzę aby ona mogła się mną zainteresować. Czy przy pomocy twojej metody dałoby się sprawić, żeby zwróciła na mnie uwagę?
                Niespodziewanie Karol wybuchnął śmiechem.
                - Co cię tak bawi? – zapytałem nieco urażony. – To takie  śmieszne, że myślę o Magdzie? Uważasz, że to absurdalne, że nie mam szans?
                Karol spoważniał.
                - Nie o to chodzi. - powiedział. – Ale nie mogę spełnić twojej prośby. Korygowanie umysłów ludzi przy pomocy  mojej metody jest w ogóle dyskusyjne moralnie. Sam się zastanawiam czy mam do tego prawo. Jestem w stanie wyzbyć się wątpliwości w sytuacji gdy działam w interesie ogółu.  Natomiast w żadnym wypadku nie mogę wykorzystywać swoich możliwości w sprawach prywatnych. Zastanów się o co mnie prosisz. Czym by się to różniło od użycia pigułki gwałtu?
                - Jest zasadnicza różnica. – oświadczyłem z oburzeniem. – Ktoś kto podaje dziewczynie taką pigułkę chce ją wykorzystać. A ja chciałbym dać Magdzie szczęście.
                - Nie kwestionuje twoich dobrych intencji. Ale szczęśliwego związku nie tworzy się w taki sposób. Ludzie lubią drogi na skróty.  Stąd taka wiara w mit miłości od pierwszego wejrzenia. Pstryk! I już mamy szczęśliwą, zakochaną parę. Nawet jeśli takie nagłe wzajemne zafascynowanie się zdarzy, to nie jest to recepta na długotrwały związek. Wcześniej czy później oczarowanie minie, różowe okulary spadną z oczu i zacznie się kryzys. W rzeczywistości na trwałą i szczęśliwą miłość trzeba zapracować. To jest trochę jak ze zbieraniem runa leśnego. Większość ludzi woli zbierać grzyby bo nie trzeba się specjalnie napracować tylko trzeba mieć szczęście. Idziesz sobie przez las i nagle widzisz pięknego prawdziwka. Natomiast zbieranie jagód nie ma już tylu amatorów, bo tutaj szczęście nie pomoże. Trzeba cierpliwie  popracować kilka godzin. To samo dotyczy miłości. Jeśli chcesz być z Magdą szczęśliwy, to nie licz na to, że ktoś za ciebie zmieni jej sposób widzenia świata, tylko daj coś od siebie, okaż jej, że jesteś gotów wiele dla niej zrobić, udowodnij, że jest dla ciebie ważna. Zrezygnuj dla niej z czegoś, stań się lepszą wersją samego siebie, włóż w to jakiś wysiłek. Nie rezygnuj jeśli nie da to efektu od razu.
                Zrobiło mi się głupio, bo zrozumiałem, że on ma słuszność.
                - Masz rację. -przyznałem. – Przepraszam za ten głupi pomysł. Jeśli chcę zasłużyć na Magdę, to powinienem na to zapracować. Ale czy ty myślisz, że ja mam u niej jakieś szanse?
                - Oj, zakochani, zakochani. Gdzie wy macie oczy? Powiem ci czemu mimo woli wybuchnąłem śmiechem, kiedy powiedziałeś, że potrzebujesz mojej pomocy bo myślisz o Magdzie, ale uważasz, że nie ma szans na to żeby ona się tobą zainteresowała. Otóż kilka dni temu, szukając godnych zaufania osób do realizacji mojego projektu z taką samą propozycją jak do ciebie zwróciłem się do Magdy. I wiesz co mi odpowiedziała? Że bardzo chętnie, ale ma prośbę. Otóż podobasz jej się od czasu liceum ale ona nie wie jak sprawić żebyś zwrócił na nią uwagę. Podobnie jak ty poprosiła żeby zmodyfikować ci umysł. Co za zbieg okoliczności.


                -

środa, 15 stycznia 2020

Historia wojen XXI wieku


Historia wojen XXI wieku
                W trzeciej dekadzie XXI wieku coraz większe poparcie znajdowały ruchy nacjonalistyczno-populistyczne. Ich pomysłem na rządzenie było mobilizowanie zwolenników do walki z zewnętrznym wrogiem, którego istnienie należało ludziom wmówić. Taką strategię najchętniej przyjmowały rządy słabo radzące sobie na polu gospodarki gdyż konieczność wydawania pieniędzy na obronę przed zakusami wszechobecnego wroga stanowiła dobre wytłumaczenie dla problemów ekonomicznych. Paradoksalnie, rozwój sieci internetowej, który w teorii powinien umożliwić porozumienie pomiędzy narodami, w praktyce je uniemożliwił, doprowadził bowiem do zupełnego upadku uniwersalnych wartości oraz obiektywnej prawdy. Każdy, oczywiście, mógł napisać w sieci prawdę, ale co z tego jeśli czytało to jedynie wąskie grono. Prawdą obiektywną lub wartością uniwersalną stawało się to,  co miało najwięcej kliknięć.  Wielkie korporacje internetowe promowały w sieci takie informacje, jakie uważały za korzystne dla swoich interesów. Natomiast agresywnie nastawione rządy opłacały pozbawionych wszelkiej przyzwoitości trolli, którzy za pieniądze rozpowszechniali każdą, nawet najpodlejszą propagandę.  Wkrótce zresztą politycy zastąpili farmy trolli algorytmami, nie posiadającymi sumienia ani przyzwoitości z natury rzeczy. Nieoczekiwanie  silne okazały się tradycje kulturowe. Narody wychowana w kulturze europejskiej potrafiły w większym stopniu oprzeć się politycznym manipulacjom, mając we krwi prymat praw człowieka nad zakusami państwa oraz empatię i szacunek dla odmiennych poglądów. Natomiast narody wschodnie, z silnymi wpływami azjatyckimi były skłonne zaakceptować ograniczenie praw demokratycznych w imię skuteczności przyznając rację autokratom co do tego, że wszelkie dyskusje i przejmowanie się zasadami jedynie utrudnia osiąganie rezultatów. Wzdłuż tej linii stopniowo rysował się nowy podział świata na koalicję państw wiernych tradycyjnej demokracji oraz na państwa autorytarne. Jeśli chodzi o te ostatnie to ich liczba stopniowo malała na skutek pochłaniania jednych przez drugie, gdyż żaden autokrata nie może znieść istnienia innego autokraty, który prowadzi swoją politykę, a tolerowanie tego uważa za okazywanie słabości. W rezultacie tworzyło się jedno autorytarne imperium. Formalnie miało to formę federacji, ale w im więcej w internetowym wizerunku mniejszego państwa wchodzącego w jej skład mowy było o niezależności ,niezawisłości i niepodległości tym mniej ich było naprawdę.
                Wybuch konfliktu stawał się nieuchronny. Na szczęście postęp w technologii ograniczył skalę katastrofy. Od dłuższego czasu wojska obu stron używały wyłącznie bezzałogowych środków walki. Konieczność ochrony życia człowieka kierującego czołgiem lub pilotującego samolot ograniczała możliwości maszyny, niepotrzebnie zabierała miejsce i podnosiła koszty. Posyłanie żywych żołnierzy na pole walki pomiędzy drony mijało się z celem gdyż nie mieli oni żadnych szans na przeżycie. W tej sytuacji niedługo przed wybuchem trzeciej wojny światowej zawarto „Traktat o ograniczeniu strat ludzkich w trakcie przyszłego konfliktu” , nazwanego w skrócie TOST. . Przewidywał on, że w razie wybuchu wojny rozegrana zostanie ona na ograniczonym, z góry wyznaczonym obszarze, z którego uprzednio ewakuowana zostanie ludność, a walczące strony zobowiążą się do wysyłania swoich bezzałogowych środków walki wyłącznie na ten teren. Demokraci podpisali traktat głównie z powodów humanitarnych, natomiast autokraci mieli dodatkowo powody praktyczne. Autokrata chce bowiem mieć korzyści z rządzenia państwem , a rządzenie państwem nawet zwycięskim, ale zniszczony korzyści daje niewiele. Oczywiście, po obu stronach znaleźli się krytycy ale generalnie traktat zyskał poparcie i został dotrzymany. Zanim doszło do wybuchu wojny wyznaczono obszar na pograniczu obu koalicji, o wymiarach mniej więcej 100 na 200 km i tam skierowano obie armie.  Pierwszy etap wojny, trwający około pół roku, rzeczywiście nie przyniósł ofiar w ludziach, poprawił natomiast w znacznym stopniu wyniki przemysłu zbrojeniowego gdyż ilość niszczonego sprzętu, który należało zastąpić była ogromna. Po pewnym czasie ekonomiści zaczęli wskazywać, że pomimo braku strat w ludziach dewastacja i brak możliwości ekonomicznego wykorzystania obszaru o powierzchni  20 000 kilometrów kwadratowych powoduje zbyt wysokie koszty. Zawarto wobec tego układ TOST2, w myśl którego wojnę przeniesiono na bezużyteczny obszar Sahary wydzierżawiony w tym celu od Czadu i Republiki Środkowoafrykańskiej.
Tam wojna na drony toczyła się dalej, z tym że następowały coraz dalej idące zmiany technologiczne. O ile z samego początku niektóre drony były jeszcze kierowane zdalnie to wkrótce operatorów zastąpiła sztuczna inteligencja. Okazał się bowiem, że żaden ludzki operator nie jest w stanie w pełni wykorzystać możliwości samolotu lub czołgu. Do pewnego momentu przynajmniej dowództwo było żywe ale wkrótce też się okazało, że ludzcy generałowie są za mało efektywni i popełniają za dużo błędów. Od tego czasu walczyły ze sobą algorytmy, a obie walczące strony jedynie dostarczały sprzętu, jaki ulegał zniszczeniu. Aby ograniczyć koszty podpisano TOST3 zgodnie z którym wojna została całkowicie przeniesiona do wirtualnej rzeczywistości. Z początku obie strony włożyły sporo wysiłku w opracowanie algorytmów, na podstawie których wykreowano wirtualne pole walki. Ponieważ algorytmy były samouczące się bardzo szybko nikt już nie był w stanie powiedzieć na jakich zasadach obecnie działają. Wojna toczyła się gdzieś w chmurze,  a zadaniem ludzi było jedynie dostarczać coraz więcej pamięci i mocy obliczeniowej. Produkcja woskowa w tradycyjnym rozumieniu została wstrzymana, a cały wysiłek wojenny spoczywał na branży informatycznej.
Sytuacja w zasadzie była zadowalająca. Nikt nie ginął, nie było zniszczeń ani fizycznych walk. W aneksie do TOST3 ustalono, że co pół roku walczące algorytmy generowały wspólny raport o aktualnych wynikach wojny. Na jego podstawie dokonywano korekty granicy. Ponieważ wirtualne walki toczyły się ze zmiennym szczęściem granice przesuwały się tam i z powrotem. Ludzie żyjący na pograniczu przyzwyczaili się do tego. Nikt nie okazywał nadmiernego triumfalizmu z powodu chwilowego zajęcia terenu, gdyż doświadczenie wskazywało, że sytuacja szybko może ulec zmianie. Powszechne zastosowanie znalazły obrotowe, dwujęzyczne tabliczki z nazwami ulic i instytucji. Wszystkie urzędy posiadały po dwa komplety stosowanych ustaw i rozporządzeń obowiązujących po  obu stronach konfliktu  i korzystały z tych, które akurat obowiązywały. Żadnej fizycznie istniejącej broni nie było potrzeby produkować.
Wojna na tych zasadach toczyła się przez większą część drugiej połowy XXI wieku, do czasu kiedy jakieś plemię uzbrojone w dzidy nadeszło gdzieś z południa i zajęło Europę od Atlantyku po Ural.  

niedziela, 15 grudnia 2019

Trzy wigilie


Trzy wigilie

24 grudnia 2014

                - Świetny ten karp w galarecie. – powiedział Tomasz odsuwając talerz. – Wyjątkowo ci się udał. Zawsze był na wigilijnym stole ale nigdy mi tak nie smakował.

                - Bo to wyjątkowa wigilia. – odpowiedziała Katarzyna. – Pierwsza w naszym własnym domu. Nic dziwnego, że wszystko smakuje inaczej, jakoś lepiej. Zawsze myślałam, że potrawy wigilijne przygotowane przez moją mamę są wyjątkowe, że ja nigdy  nie nauczę się tak gotować.

                - Smaki dzieciństwa zawsze pamiętamy, a smaki tego co nasze mamy przygotowały na wigilię pamiętamy szczególnie. Ale od dziś będę pamiętał tylko smak naszej pierwszej własnej kolacji wigilijnej.

                - Wiesz, jestem szczęśliwa, po prostu szczęśliwa.

                - Ja też. Życzmy sobie aby na zawsze tak pozostało. 


24 grudnia 2016

                - I co, smakuje ci? Może być docenił, że od dwu dni nic innego nie robię, tylko przygotowuję tę kolację.

                - Tak, świetne.

                - Tylko tyle masz do powiedzenia? Wiesz, nie tak sobie wyobrażałam te święta. Żyjemy razem ale osobno. Na co dzień nie rozmawiamy ze sobą, więc liczyłam, że może chociaż w wigilię się odezwiesz. Podobno w tę noc nawet zwierzęta mówią.

                - Oczywiście, chciałbym porozmawiać. Ale nie ułatwiasz tego. Trudno powiedzieć coś sensownego tak na zawołanie.

Katarzyna poczuła, że jej telefon wibruje.

- To postaram ci się to ułatwić. Pójdę do kuchni żeby przygrzać i podać pieczonego karpia. Przygotuj w tym czasie świąteczną przemowę.

Wyszła z pokoju, przeszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.

- Nie mogę teraz rozmawiać… Też chciałabym być z tobą. Marzę o tym abyśmy razem mogli świętować wigilię.  Ale jeszcze nie dziś. … Ja też cię kocham. 


24 grudnia 2018

                - Wyśmienity ten karp w galarecie. – powiedział Tomasz odsuwając talerz.-  Udał ci się jak zawsze.

                - Wiesz, c
ieszę się, że świętujemy tę wigilię razem. Różnie między nami bywało, ale teraz wiem co jest najważniejsze. Dziwię się jak mogłam być tak głupia. Niewiele brakowało a popsułabym wszystko.

Tomasz poczuł, że jego telefon wibruje.

- Przepraszam na chwilę.

Wyszedł z pokoju, przeszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.

- Nie mogę teraz rozmawiać…