sobota, 17 grudnia 2016

Opowiadanie bałkańskie nr 2 - Ubranie Ulrike

Wracam do rozpoczętego dawno temu cyklu "Opowiadań bałkańskich". Przypominam, że miejsce akcji ma drugorzędne znaczenie, bo chodzi o różne historie, jakie mogą się zdarzyć pomiędzy kobietą i mężczyzną.


UBRANIE ULRIKE

Marko cenił  swoją pracę chociaż była specyficzna i sezonowa. Obsługiwał bar przy plaży położony na terenie nadmorskiego kempingu, który funkcjonował od początku maja do końca września. Zdołał jednak tak zorganizować sobie życie, że miał zajęcie przez cały rok. Jesienią, po zamknięciu baru, najmował się do zbioru oliwek i winogron, a zimą przenosił się w Alpy słoweńskie, gdzie zatrudniał się na sezon jako kelner w kurorcie narciarskim. Miał nadzieję, że wkrótce zmieni tryb życia na bardziej ustabilizowany, bo planował otwarcie własnej restauracji i oszczędzał na ten cel pieniądze. Praca na kempingu w tym pomagała, gdyż bar oferował głównie piwo po szesnaście kuna i wino po siedemnaście.   Goście w większości płacili za drinka dwadzieścia kuna i nie oczekiwali reszty.  W ten sposób Marko był w stanie uzbierać niezłą sumkę z napiwków, co było przedmiotem zazdrości innych pracowników kempingu, którzy takich możliwości nie mieli.

Specyfika pracy polegała na tym, że kemping przeznaczony był dla naturystów. Możliwość oglądania rozebranych klientek w godzinach pracy nie była niczym strasznym ale problem wynikał z reguł narzuconych przez kierownictwo kempingu, które bardzo dbało o to, aby goście mogli czuć się swobodnie. Cały personel  miał obowiązek zachowywać się przyjaźnie, ale narzucanie się i wszelkie próby nawiązania bliższych znajomości były stanowczo zabronione. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Marko nauczył się traktować nagie klientki baru z profesjonalną uprzejmością, co było o tyle ułatwione, że one podchodziły do swojego braku stroju z zupełną obojętnością, ani nie okazując zawstydzenia, ani nie prowokując. Po kilku latach pracy w głowie Marka, na zasadzie odruchu warunkowego, wytworzył się swoisty podział. Rozebrane kobiety traktował z zawodowym dystansem, a wszelkie próby nawiązywanie bliższych relacji ograniczał jedynie do dziewczyn ubranych. W sumie wszystko nieźle funkcjonowało przez kilka lat. Do czasu gdy zobaczył Ulrike.

Zjawiła się na kempingu z rodzicami we wrześniu, gdy sezon miał się ku końcowi. Była chyba studentką, skoro o tej porze roku nie musiała iść do szkoły, ale raczej zaczynała dopiero studia, gdyż jeździła jeszcze na wakacje z rodziną, a  nie z przyjaciółmi. Marko poznał imię dziewczyny gdy matka coś do niej zawołała. Cała rodzina codziennie po zejściu z plaży zjawiała się w barze na pół godziny przed jego zamknięciem. Kobiety zamawiały wino z colą, a ojciec piwo. Mężczyzna uprawiał kiedyś sport, o czym świadczyły silne mięśnie ramion, ale było to dawno, na co wskazywał pokaźny brzuch.  Jego żona była imponującą blondyną o ostentacyjnie kobiecych kształtach. Każde prehistoryczne plemię byłoby skłonne uznać ją za boginię płodności. Pomiędzy Ulrike a jej matką były dwie różnice: dwadzieścia pięć lat i piętnaście kilo, przy czym tych brakujących kilogramów brakowało dokładnie tam, gdzie ich powinno brakować. Jednak to nie idealna figura Ulrike była problemem Marka. Gdyby miał się zakochiwać w każdej dobrze zbudowanej klientce baru, to dawno musiałby zmienić pracę. Urzekły go jej oczy, błękitne, o lekko opadających kącikach, co nadawało jej twarzy wyraz melancholijnego smutku, a dla Marka było oznaką dobroci i łagodności. Kiedy tylko ją ujrzał, zaczął marzyć o tym aby poznać ją bliżej. Niestety, na przeszkodzie stało to, że Ulrike była naga, a on mógł zaprzyjaźniać się tylko z ubranymi. Od pierwszego wejrzenia zapragnął zobaczyć ją w ubraniu.

Początkowo swoje nadzieje opierał na tym, że dziewczyna spali się na słońcu. Bladzi turyści z północnej Europy pierwszego dnia pobytu nad Adriatykiem często nadużywali słońca i aby chronić zaczerwienioną, poparzoną skórę zmuszeni byli coś na siebie wkładać. Marko liczył, że na drugi dzień Ulrike narzuci chociaż jakąś koszulkę na ramiona. Niestety, dziewczyna umiała posługiwać się olejkiem z filtrem.

Marko, rzucając dyskretne spojrzenia na Ulrike siedzącą z rodzicami przy barowym stoliku, zaczął sobie wyobrażać ją w ubraniu. Na początek ujrzał   w myślach  odzianą w bikini. Stopniowo pozwalał sobie na coraz więcej. Wyobraził ją sobie w czarnym jednoczęściowym kostiumie kąpielowym, a później w czerwonej, wieczorowej sukience z dekoltem.  Na koniec, kiedy puściły mu już wszelkie hamulce, pozwolił sobie ujrzeć ją w wyobraźni ubraną w zimowy, wełniany płaszcz. W takich chwilach zapomnienia, już, już, miał do nie zagadać i nawiązać serdeczną relację, ale powrót do rzeczywistości był za każdym razem bolesny, bo Ulrike, ta realna, a nie ta z marzeń, wciąż była goła i niedostępna.

Drobny przebłysk nadziei pojawił się kiedy dziewczyna podeszła raz do baru aby zamówić kolejne piwo dla ojca. Napełniając szklankę Marko zapytał:

- Skąd jesteś?

To mieściło się w regułach obowiązujących pracowników kempingu. Było nawet zalecane, bo budowało przyjazne relacje z gośćmi. Niektórzy klienci po takim zagajeniu wdawali się w rozmowę z barmanem, a później zamieniali kilka sympatycznych zdań przy każdym kolejnym zamówieniu. Niestety, Ulrike odpowiedziała z uśmiechem:

- Z Niemiec.

I tylko tyle. Marko, jako profesjonalista, wyczuł, że dziewczyna nie ma ochoty na dłuższą pogawędkę.

Opracował w myślach inny plan. Ponieważ rodzina Ulrike zjawiała się codziennie w barze tuż przed zamknięciem, Marko postanowił, że któregoś dnia pójdzie za nimi, kiedy już wypiją swoje drinki i opuszczą lokal. Z całego serca pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o Ulrike, chociażby tego gdzie obozuje na kempingu i jakim samochodem przyjechała.

Następnego dnia zawczasu przygotował bar do szybkiego zamknięcia. Szczęście tym razem mu dopisało. Ulrike z rodzicami wstali od stolika w odpowiednim momencie, tak że Marko mógł ruszyć kilkadziesiąt metrów za nimi. Co więcej, poszli we właściwą stronę. Pracownicy kempingu mieli zakaz chodzenia bez potrzeby po jego terenie, gdyż zdaniem kierownictwa mogło to gościom zakłócać spokój i komfort wypoczynku. Na szczęście okazało się, że obozowisko rodziny Ulrike leżało w pobliżu trasy do wyjścia z kempingu, którą Marko i tak musiał pokonać. W rezultacie dowiedział się chociaż tyle, że Ulrike przyjechała kamperem na frankfurckich numerach, który został ustawiony przy głównej alejce, pośród szpaleru z oleandrów.

Skoro już wiedział gdzie dziewczyna obozuje, w jego głowie zrodził się kolejny, sprytny plan. Poranki w połowie września były już chłodne. Zanim słońce wyszło spoza górującego nad kempingiem wzgórza porośniętego piniami, wiejąca od morza bryza powodowała, że było raczej rześko. W rezultacie wielu naturystów o poranku chodziło w szlafrokach, dresach lub przynajmniej w bawełnianych koszulkach. Marko postanowił, że pod pozorem posprzątania baru przed otwarciem przyjdzie do pracy wcześniej i przejdzie obok kampera dziewczyny swoich marzeń. Szczęście dopisało mu tym razem w takim sensie, że spotkał Ulrike wracającą spod prysznica. Niestety, okazało się dziewczyna jest zahartowana, bo szła nago, jeśli nie liczyć przewieszonego przez ramię ręcznika. Krople wody padające z zaczesanych, mokrych włosów perliły się na jej opalonej skórze w świetle wschodzącego słońca.

Po tym niepowodzeniu Marko zrozumiał, że ma już tylko jedną szansę. Wielu gości kempingu wieczorami ubierało się i szło do położonego po sąsiedzku miasteczka aby zjeść kolację w restauracji, kupić pamiątki lub po prostu pospacerować po zabytkowych, urokliwych zaułkach. Przez kilka kolejnych wieczorów, po pracy, Marko całymi godzinami szybkim krokiem przemierzał uliczki miasteczka w nadziei, że spotka ubraną Ulrike. Krążył pomiędzy straganami z pamiątkami, zaglądał do letnich ogródków restauracji, kręcił się pośród tłumu turystów w porcie. Wszystko na nic. Ulrike się nie pojawiła.

Marko z dnia na dzień popadał w depresję. Kemping powoli pustoszał, słońce bladło. Któregoś dnia rodzina Ulrike nie zjawiła się o zwykłej porze w barze, a Marko wracając po jego zamknięciu zobaczył, że miejsce pośród oleandrów, gdzie stał kamper Ulrike, jest puste. Wiedział, że taki dzień kiedyś nadejdzie ale pomimo tego niemal się załamał. Zrozumiał, że jedno co mu pozostało to liczyć, że dziewczyna przyjedzie znów za rok. Była to jednak słaba nadzieja. Po pierwsze, nie wiadomo czy jej rodzice zdecydują się spędzać urlop w tym samym miejscu. Po drugie, nie wiadomo czy w przyszłym roku Ulrike będzie chciała przyjechać z nimi. A nawet gdyby przyjechał, to trudno było liczyć na to, że podczas pobytu coś na siebie włoży, skoro w tym roku tego nie zrobiła.

Dni jakie pozostały do zamknięcia kempingu przeżył jak w letargu. Zazwyczaj, każdego roku, kilka dni o zakończeniu sezonu spędzał na zabawie z przyjaciółmi. Tym razem nie miał ochoty, gdyż tęsknota za Ulrike odebrała mu chęć do życia.

Olśnienie przyszło nagle. Zdał sobie sprawę, że jest dwudziesty pierwszy wiek i skoro nie udało się zobaczyć ubranej Ulrike w realu, to jest jeszcze szansa aby zobaczyć ją chociaż w internecie. Zamknął się w domu z laptopem. Wszystko co wiedział o dziewczynie, to że ma na imię Ulrike, i że jest z Frankfurtu. Wobec tego wpisał w przeglądarkę „Ulrike Frankfurt”. Niestety, spotkał go zawód. Na ekranie pojawiło się mnóstwo linków do  stron internetowych należących do pochodzących z Frankfurtu kobiet o imieniu Ulrike, ale były to dentystki, lekarki, architektki i inne profesjonalistki. Zrozumiał, że w tak prosty sposób swojej Ulrike nie znajdzie. Zmienił wobec tego metodę. Zaczął surfować po portalach społecznościowych, które umożliwiały wyszukiwanie znajomych z zastosowaniem kryteriów takich jak imię i miejsce zamieszkania. Okazało się, że profili dziewcząt o imieniu Ulrike z Frankfurtu jest całe mnóstwo. Marko po kolei je odwiedzał poszukując zdjęcia znajomej twarzy. Praca byłą mozolna ale nadzieja zobaczenia na zdjęciach ubranej Ulrike nie pozwalała mu przerwać. Otwierając i zamykając kolejne strony marzył o tym, co może znaleźć na jej profilu gdy wreszcie na niego natrafi. Może Ulrike zamieściła  zdjęcia z jakiejś wycieczki, na której była w dżinsach i sportowej kurteczce? A może opublikowała fotkę z jakiejś imprezy, na którą wybrała się w sukience mini?

Bez jedzenia, żywiąc się tylko mocną kawą spędzał kolejne godziny przed ekranem. Znalazł to czego szukał drugiej nocy o trzeciej rano, kiedy oczy piekły go już z niewyspania, a kłujący zarost pokrywał brodę. Kiedy mechanicznie zamknął profil kolejnej dziewczyny i otworzył następny serce zabiło mu jak szalone.  Obok tekstu zobaczył znajomą twarz z opadającymi kącikami oczu. Nie posiadał się ze szczęścia, ale postanowił celebrować tę chwilę, nie wchodzić dalej na profil byle jak, ale zrobić to w sposób, na jaki Ulrike zasługiwała. Wstał od komputera, umył się, ogolił, założył białą, wyprasowaną koszulę. Nalał sobie kieliszek czerwonego wina i dopiero wtedy drżącym z podniecenia palcem wskazującym kliknął klawisz „Enter”.

Ulrike na swoim profilu chwaliła się, że jest naturystką i zamieściła wyłącznie nagie zdjęcia z ostatnich wakacji.