czwartek, 14 lipca 2022

Obrońcy ludu

 

Obrońcy ludu

                Na zamku księcia Radosława, jak co dzień, trwała uczta.  Stoły uginały się pod półmiskami pełnymi jadła. Jelenie combry, wieprzowe  szynki  i gęsie udka piętrzyły się ociekając tłuszczem.  Miód lał się  strumieniami.  Minstrele przygrywali na lutniach i gęślach, a damy dworu wdzięcznie pląsały w rytm melodii. Rycerze z książęcej drużyny wspominali dawne bitwy i potyczki. Wraz z kolejnymi dzbanami miodu opowieści te najpierw stawały się coraz bardziej barwne, a później coraz trudniejsze do zrozumienia gdyż języki zaczynały się plątać. W pewnej chwili Powała herbu Krogulec zsunął się z ławy i ku uciesze współtowarzyszy zaczął na czworakach udawać niedźwiedzia.  Rycząc jak zwierz rzucił się ku dwórkom, które z piskiem uciekały na krużganki.

                Huczna zabawa trwała w najlepsze. Dobry nastrój księcia zepsuł  jednak Smętko z Czarnowidza, który pełnił funkcję kanclerza Rady Książęcej. Z sali rycerskiej wyprowadził Radosława do przyległego alkierza i tam oznajmił:

                - Miłościwy panie! Mam niedobre wieści. Kmiecie się buntują.

                - A jakiż to mają powód? – zapytał książę.

                - Narzekają na drożyznę. – wyjaśnił Smętko. -  Jeszcze zeszłego roku worek mąki dało się kupić za brakeata, a teraz kosztuje co najmniej dwa. Za wołu trzeba dać talara.  Wielu kmieci głoduje. Jedzą chleb wypiekany z mielonych żołędzi i kory brzozowej. A przy tym wszystkim lud widzi, że tu, na zamku księcia, jego drużyna dzień w dzień ucztuje niczego sobie nie żałując.

                - Przecież nie mogę oszczędzać na moich wojach, dzięki którym zdołałem pokonać niecnego stryjca Zbigniewa, który po śmierci ojca chciał mnie pozbawić prawowitego książęcego tronu. A kmieciom trzeba przypomnieć, że mamy taki układ – my tu ucztujemy i zabawiamy się z damami dworu podczas gdy oni głoduję, ale za to w razie czego obronimy ich przed wrogiem.

                - Problem w tym, mości książę, że lud od dawna nie odczuwa zagrożenia ze strony żadnego wroga.

                - No to musimy im wroga wskazać. – oświadczył Radosław. – Wybór jest oczywisty. Roześlemy heroldów po kraju z wieścią, że murgrabia Hermann szykuje się do kolejnej napaści na nasz kraj.  Ja zaś od siebie dodam, że  nie tylko wraz z drużyną obronię kmieciów przed Hermannem ale jeszcze zażądam od niego odszkodowania za spustoszenie grodów wolańskich.

                - A gdzież to owe grody wolańskie leżą? – zapytał Smętko.

                - Gdzieś za puszczami i rzekami. – odpowiedział książę. – Kto by tam dokładnie wiedział. Jakiś czas temu przybyły z odległej Galii mnich zaoferował mi sporządzenie mapy moich ziem ale podał zaporową cenę. Nie będę wyrzucał tylu dukatów  na jakieś bazgroły na pergaminie.

                - A kiedyż to Herman spustoszył owe grody? – pytał dalej Smętko.

                - Oj dawno, wiele wiosen temu. Sam już dokładnie nie pamiętam.

                - A nie ma jakichś zapisów w kronikach?

                - Ja płacę kronikarzowi za to aby opisywał moje chwalebne czyny i zwycięstwa. – oświadczył Radosław. – A między nami mówiąc, nie ma się czym chwalić skoro ja i moja drużyna pozwoliliśmy Hermannowi spustoszyć te przygraniczne grody. Więc w kronikach nie ma o tym wzmianki.

                - No to trudno. – rzekł Smętko. – Heroldowie będą musieli coś wymyślić jeśli kmiecie zaczną zadawać pytania.  Ale, mości książę, jest jeszcze taka sprawa, że musimy sfinansować tę kampanię informacyjną.  Objazd heroldów po kraju będzie kosztował przynajmniej półtrzecia kopy dukatów.

                - Sięgnij zatem do skarbca, zacny Smętko. Nie będziemy żałować pieniędzy na to aby kmiecie pamiętali o tym co nam zawdzięczają.

                Nim miesiąc przeszedł z nowiu w pełnię Smętko ponownie zjawił się u księcia Radosława.

                - Miłościwy panie! Mam niedobre wieści. Kmiecie nie za bardzo wierzą w zagrożenie ze strony murgrabiego  Hermanna. Po kraju podróżują kupcy odwiedzający ościenne kraje, którzy rozpowiadają, że na własne oczy widzieli iż Hermann stał się pacyfistą. Od czasu tej akcji przeciw owym grodom nic jeno ucztuje ze swymi wojami na zamku. Jedzą, piją i obłapiają dwórki.

                - To całkiem jak my. – stwierdził Radosław. – Trudno. Skoro kmiecie zawierzyli kupcom, a nie naszym heroldom to musimy wskazać innego wroga.

                Książę przez chwilę intensywnie myślał pocierając czoło.

                - Nasz pogański sąsiad kniaź Dowgiłło będzie dobry. – orzekł po chwili. – Niech heroldowie objadą kraj i oznajmią że szykuje on najazd na nasze ziemie. Ale ja i moja drużyna wojów obronimy wiarę przodków przed hordami pogan.

                - Racz zważyć, mości książę, że z tą wiarą przodków to lekka przesada. Dopiero ojciec waszej dostojności przyjął chrzest, a wielu kmieci wciąż ma sentyment do dawnych czasów. Taka, na przykład,  noc Kupały, to była całkiem niezła impreza.

                - Fakt, że te dziewczyny tańczące wokół ognisk wyglądały  sexy. – przyznał Radosław. – Ale czasy się zmieniły. Nie pozwolimy barbarzyńcom splugawić naszych nowych obyczajów. Niech heroldowie oznajmią zagrożenie i niech zapewnią kmieci, że ja i moja drużyna damy radę ich przed nim obronić.

                - A koszty? – zapytał Smętko. –Można znów sięgnąć do skarbca?

                Książę, z kwaśną miną skinął głową na znak przyzwolenia. 

                Nie minęły dwie niedziele, a Smętko ponownie pojawił się u Radosława.

                - Mości książę, mieliśmy wyjątkowego pecha. – poinformował. – Ledwo nasi heroldowie wyruszyli w teren aby rozgłaszać wieści o pogańskim zagrożeniu to w kościołach odczytano list pasterski, w którym prymas informuje wiernych, że biskup Gaudenty wyruszył z misją do kraju Dowgiłły i zdołał nawrócić go na naszą wiarę. Dowgiłło przyjął chrzest i kazał zrobić to samo wszystkim poddanych. Opornych kazał skrócić o głowę.

                - No to nam biskup Gaudenty wyciął numer. – stwierdził Radosław. – W zasadzie to chwalebne aby nieść dobrą nowinę w sąsiednie kraje, ale wypadałoby skonsultować taka akcję ze mną. W końcu ja tu rządzę, czyż nie?

                - Oczywiście, wasza dostojność. – powiedział Smętko. – Ale mleko już się wylało.  Dowgiłło jako kandydat na wroga jest spalony. Musimy szukać innego.

                Książę przez chwilę się zastanawiał.

                - W tej sytuacji pozostają nam już tylko  czarownice. – oświadczył na koniec.

                - Rozumiem. – rzekł Smętko. – Robimy stary numer z czarownicami.

                - Jasne. – rzekł Radosław. – Niech heroldowie ogłoszą, że za drożyznę odpowiadają czarownice, bo przez nie krowy tracą mleko, a zbiory zbóż się nie udają. Poradzić coś na to możemy tylko ja i moja drużyna. Wyłapiemy czarownice i popalimy je na stosie. Można już typować kandydatki. Najlepiej wybierać brunetki ze zrośniętymi na czole brwiami. Ciemny lud  to kupi. A przy okazji można się pozbyć tych kobiet, którym się nie podobają moje rządy. 

                Zanim akcja przeciw czarownicom nabrała rozpędu do księcia ponownie przybył Smętko z Czarnowidza, tym razem autentycznie blady i wystraszony.

                - Miłościwy panie! Mam fatalne wieści. Od wschodu nadchodzi najazd Mongołów. Idą i plądrują wszystko co leży na ich drodze.  Są ich tysiące.

                - No to przynajmniej nie musimy szukać na siłę wroga bo znalazł się autentyczny. – stwierdził Radosław. – Moja drużyna pokaże co potrafi. Obronimy nasz lud.

                - Obawiam się, że będzie kłopot. Mongołowie posiadają znaczną przewagę liczebną.

                - Za to my ich przewyższamy wyszkoleniem i wyposażeniem.

                - Ośmielam się wątpić. – rzekł Smętko. – Co do wyszkolenia to pozwolę sobie zwrócić uwagę, że książęca drużyna od czasów owej, skądinąd nieudanej, obrony grodów wolańskich nie ćwiczyła się w wojennym rzemiośle, jeno ucztowała. Z wyposażeniem też nie jest najlepiej.  Nadzorca stadniny dostarczającej  koni okazał się stronnikiem owego niecnego stryjca Zbigniewa. Musieliśmy go ściąć i zastąpić lojalnym wobec nas człowiekiem, który jednak nie zna się na koniach. W rezultacie    połowa naszych koni okulała, a druga połowa się spasła i ledwo chodzi stępa. O kłusie czy galopie można zapomnieć, o cwale nawet nie ma co  wspominać. Ponadto zakupy uzbrojenia realizowaliśmy u płatnerzy, którzy sponsorowali nasze uczty. W takiej sytuacji niezręcznie było prowadzić drobiazgową kontrolę jakości dostaw. Teraz się okazuje, że miecze skorodowały i łamią się przy byle okazji, a puklerze dają się łatwo przebijać  mongolskim strzałom.

                - Dalibóg! – zakrzyknął książę. – Musimy szukać sojuszników.   Wysyłajmy umyślnych do Hermanna i Dowgilły. To nasz wspólny interes aby odeprzeć barbarzyńców.

                - Mości `książę, - rzekł Smętek. – pozwoliłem sobie już poczynić starania w tym kierunku. Wysłałem umyślnych do murgrabiego Hermanna i do kniazia Dowgiłły. Obaj chętnie weszliby z nami w sojusz bo tak jak i my obawiają się Mongołów.

                - To świetnie. – rzekł Radosław.

                Tak, ale nasi wysłannicy mówią, że z takich sojuszników nie będzie wielkiego pożytku. Murgrabia Hermann od dawna nie inwestował w uzbrojenie. Wszystkie pieniądze ze skarbca wydawał na karoce i stroje dam dworu oraz na wystrój wnętrz zamkowych. Z kolei kniaź Dowgiłło od kiedy się nawrócił obciął do zera budżet na zbrojenia i wszystkie środki finansowe przeznaczył na wznoszenie kościołów i kaplic.

                - Zacne to i godne chrześcijańskiego władcy. – powiedział książę.

                - Tak, lecz w efekcie nasi potencjalni sojusznicy są bezbronni, podobnie jak i my.

                - Dalibóg, jesteśmy zgubieni! – podsumował Radosław. 

                Na zamku zapanował grobowy nastrój. Książę zasiadł na dębowej ławie, objął dłońmi głowę i zamyślił się głęboko. Jeno wiatr ponuro świstał na blankach donżonu. Na szczęści wraz z nadejściem poranka z dobrymi wieściami przybiegł Smętko, rozradowany jak nigdy.

                - Mości książę, na wieść o zbliżaniu się Mongołów kmiecie sami się zorganizowali. Osadzają  kosy na sztorc, wycinają w lasach dębowe piki, a kowale kują do nich groty. Wszystkim zawiaduje syn jakiegoś kołodzieja, który ma posłuch u ludu. Kmiecie zbierają się na nadrzecznych błoniach. Gdybyś panie, wysłał swojego sokoła, to nawet on swoim okiem nie ogarnąłby tej ciżby.  Wkrótce zamierzają wyruszyć naprzeciw Mongołom. A co więcej, lud z krain murgrabiego Hermanna i kniazia Dowgiłły również spontanicznie gotuje się do boju. Wkrótce połączą się z naszymi kmieciami.

                - Jesteśmy uratowani! – zakrzyknął książę Radosław.

                - Uratowani może tak, - rzekł Smętko,- ale czy my jesteśmy jeszcze potrzebni?