sobota, 15 września 2018

Sztuczna sztuka


Sztuczna sztuka
                W domu malarza Alaina Couberta panował nienaganny porządek, który nie pasował do potocznych wyobrażeń na temat artystycznej bohemy. Ślady tragedii znajdowały się jedynie w przylegającej do budynku pracowni, ulokowanej w dużej przybudówce z częściowo przeszklonym dachem.  W oczy rzucał się przede wszystkim leżący na środku posadzki spalony obraz.  Pozostały z niego jedynie zwęglone resztki ramy o wymiarach mniej więcej metr na półtorej i niewielkie fragmenty niedopalonego płótna. Resztki farby, jakie na nim pozostały, były kompletnie sczerniałe i wszystko wskazywało na to, że nawet badania laboratoryjne przy użyciu najnowszych technik nie będą w stanie ujawnić treści zniszczonego dzieła. Pod jedną ze ścian stała zdewastowana maszyna na pierwszy rzut oka przypominająca robota stosowanego na zautomatyzowanych liniach produkcyjnych aut lub telewizorów. Posiadała zakończone chwytakami manipulatory w postaci przegubowych ramion, a także jakąś niewielką instalację chemiczną składająca się z licznych zbiorniczków, mieszadeł i łączących je przewodów. Wszystko to było w sposób brutalny potłuczone i pogięte. Można było się domyślać, że dzieła zniszczenia dokonano przy użyciu ciężkiego młotka leżącego obok potłuczonego urządzenia. Maszyna była sterowana numerycznie poprzez podłączony do niej laptop. Nie było jednak szans na odzyskanie oprogramowania, co mogłoby pomóc w ustaleniu przeznaczenia całej instalacji. Ktoś, kto dokonał dzieła zniszczenia nie zadowolił się wykasowaniem ani  sformatowaniem twardego dysku. Widać słyszał o osiągnięciach firm wyspecjalizowanych w odzyskiwaniu danych. Dla pewności wyjął dysk i potraktował go młotkiem tak jak resztę sprzętu.
                Inspektor Gilbert miał złe przeczucia. W swojej karierze prowadził już wiele śledztw, ale zazwyczaj motywy przestępców były banalne: chciwość, zazdrość czasem nienawiść lub po prostu strach.  W tym przypadku intuicja podpowiadała mu, że w grę mogą wchodzić nie prymitywne namiętności, a bardziej wyrafinowane przesłanki trudne do uchwycenia w ramach policyjnych procedur. Wkrótce miało się jednak okazać, że się mylił, gdyż światło na sprawę rzuciły już wyjaśnienia pierwszego świadka.
                Policjant z miejscowego posterunku wprowadził właśnie do sali szczupłą kobietę. W pierwszej chwili  robiła wrażenie osoby młodej gdyż na głowie miała spięte w jeden ogon rude dredy, a w nosie, brwiach i uszach liczne kolczyki. Po dokładniejszym przyjrzeniu się można było jednak dojść do wniosku, że czterdzieste urodziny świętowała już jakiś czas temu.
                - Sophie Fournier, panie inspektorze – policjant przedstawił osobę, którą sprowadził przed oblicze zwierzchnika. – To ona znalazła pana Couberta.
                - Dziękuję. – inspektor odprawił posterunkowego. – Niech pani spocznie, madame. – wskazał kobiecie krzesło.
                - Mademoiselle, jeśli chodzi o ścisłość. – skorygowała – W obecnych czasach to bez znaczenia ale w kontaktach z policją trzeba być precyzyjnym. Nie chcę się narazić na zarzuty o składanie fałszywych zeznań. – dodała z kokieteryjnym uśmiechem.
                - Policji nie interesuje pani stan cywilny. – stwierdził Gilbert. – Chciałbym natomiast wiedzieć co łączyło panią z panem Coubert.
                - Byłam … - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa – jego przyjaciółką. Bardzo bliską przyjaciółką. Poznaliśmy się jeszcze na studiach w Akademii. Przez pewien czas byliśmy nawet parą ale nasz związek się rozpadł. Ani on ani ja nie należymy do, powiedzmy, domatorów. Wspólne życie nam nie wyszło ale na zawsze pozostał mi bliski. Czasem wydawało mi się, że jestem jedyną osobą, której leży na sercu jego dobro. Inni go tylko wykorzystywali.
                Kobieta była opanowana ale inspektor zauważył, że jej oczy są zaczerwienione jakby przed chwilą płakała. Widać sprawa dotknęła ją bardziej niż chciała to okazać. Musiał przyznać przed sobą samym, że jej oryginalna uroda i pełna uroku osobowość robią na nim wrażenie. Mimo woli traktował ją łagodniej niż świadków w innych sprawach.
                - Nie chciałbym zbyt brutalnie wchodzić w pani prywatne relacje ze zmarłym, ale powinienem wiedzieć o wszystkim co może pomóc w wyjaśnieniu tej sprawy.
                - Oczywiście. – zgodziła się. – Poza tym, jak mi się wydaje, wyjaśnienie jest dość proste.
                - Wobec tego proszę mi je przedstawić. – powiedział nieco zaskoczony Gilbert.
                - Alain wybrał własną, oryginalną drogę artystyczną.- zaczęła opowieść Sophie. – Większość artystów malarzy, w tym ja, niezależnie od tego czy uprawiają malarstwo tradycyjne czy abstrakcyjne, stosuje tradycyjne techniki, to znaczy nakłada farby na płótno przy życiu pędzla. Natomiast Alain od początku zafascynowany był technikami komputerowymi, mimo że w okresie naszych studiów na Akademii były one jeszcze na prymitywnym poziomie. Graficy komputerowi tworzą dzieła całkowicie cyfrowe, to znaczy przy użyciu specjalnego oprogramowania kreują obraz zapisany w formie  pliku komputerowego, który może być wydrukowany przy użyciu metod poligraficznych. Alain znalazł trzecią, pośrednią drogę. Jego obsesją było zbudowanie sterowanej komputerem maszyny, która malowałaby pędzlem na płótnie. To jego ostatnie osiągnięcie w tej dziedzinie. – wskazała na zniszczoną maszynę. – Wczesne wersje były raczej nieudane. Bazgrały jak przedszkolaki. Jednak trzeba przyznać, że po latach wytrwałej pracy doszedł niemal do perfekcji. W pierwszej kolejności udało mu się zbudować doskonałą maszynę do kopiowania dzieł uznanych mistrzów. To urządzenie najpierw, milimetr po milimetrze, dokładnie skanowało obraz. Przede wszystkim badało spektrometrem skład chemiczny farby w danym punkcie. Oprócz tego przy pomocy laserowego dalmierza odtwarzało przestrzenną strukturę powierzchni, czyli mówiąc prosto, ślady po poszczególnych pociągnięciach pędzla. Alain, po wielu latach prób i błędów, opracował algorytm, który na podstawie skanu przygotowywał farbę o odpowiednim składzie i kolorze, a następnie przy pomocy mechanicznego pędzla nanosił ją na płótno ruchami dokładnie takimi jak zrobił to autor oryginału.  Kopie wychodziły identyczne, nie do odróżnienia nawet przez najlepszej klasy znawców malarstwa. Dzięki temu Alain doszedł do pierwszych poważniejszych pieniędzy.
                - Sprzedawał te kopie jako oryginały? – zaniepokoił się inspektor.
                - Nie, w żadnym wypadku. Chociaż mógłby. Ta maszyna była w stanie równie precyzyjnie skopiować podpis mistrza, jak resztę obrazu. Jednak Alain zawsze uczciwie sygnował je własnym nazwiskiem jako kopista.
                - Ludzie to kupowali? – zdziwił się Gilbert. – W jakim celu?
                - Na przykład liczne akademie sztuki korzystały z tych doskonałych kopii do zaznajamiania studentów z technikami uznanych mistrzów. Ale przede wszystkim jest wielu miłośników malarstwa, których nie stać aby płacić miliony za oryginalne arcydzieła.  Świadomość, że to kopia nie odbiera im przyjemności z cieszenia się ich pięknem we własnym domu  skoro poza podpisem nie widać różnicy.
                Inspektor Gilbert skinieniem głowy przyznał, że jest w stanie to zrozumieć. Stał od lat uczciwie na straży prawa, ale miał sceptyczny stosunek do ludzi, których stać na zapłacenie stu milionów za obraz formatu A4.
                - Alain wkrótce poszedł dalej. – podjęła opowieść Sophie. – Stworzył oprogramowanie, które po analizie licznych obrazów danego artysty potrafiło doskonale naśladować jego technikę i styl. Należało tylko zadać temat, kompozycję i dobór kolorów, a maszyna malowała całość jak dawny mistrz. W ten sposób powstało wiele obrazów nigdy nie namalowanych przez słynnych malarzy, namalowanych dokładnie tak, jakby je namalowali, gdyby je namalowali. Na przykład Claude Monet namalował, bodajże 20 razy, katedrę w Rouen w tym samym kształcie lecz w różnej kolorystyce.  Raz była w świetle letniego południa, innym razem w zimowy poranek i tak dalej. Dla maszyny Alaina nie było problemu z namalowaniem kolejnych zadanych przez niego wersji, na przykład widoku katedry w mgliste listopadowe popołudnie. Albo weźmy Van Gogha. Każdy wie jak namalował słoneczniki. A dzięki urządzeniu Alaina mogliśmy się dowiedzieć jak wyglądają namalowane przez mistrza Vincenta maki.
                Kobieta na chwilę zamyśliła się.
                - Uprzedzając pańskie kolejne pytanie, inspektorze, muszę przyznać że w tym wypadku nie mam całkowitej pewności czy któreś z tych dzieł nie zostało sprzedane jako sensacyjnie odkryte, nieznane dotychczas dzieło nieżyjącego artysty. Było ostatnio kilka podobnych przypadków. Weźmy takiego Renoira. On namalował kilka tysięcy obrazów i nie ma ich pełnego spisu. A w ostatnich   latach pojawiło się kilka nowych, podobno odkrytych na jakimś strychu, czy gdzieś. Eksperci potwierdzili ich autentyczność.
                - Przecież, poza oceną stylu i sposobu malowania, są jakieś techniczne metody sprawdzania autentyczności obrazów. – powiedział nieco zszokowany inspektor. – Badanie wieku drewna ramy, czy coś w tym rodzaju…
                - Jak na przedstawiciela prawa jest pan wzruszająco naiwny, inspektorze. – odrzekła malarka. – Jest mnóstwo bezwartościowych bohomazów z XIX wieku, które można kupić za grosze na pchlim targu. Wystarczy zdrapać farbę i namalować nowego Renoira, a wszystkie analizy wyjdą jak trzeba. I co w tym złego? Jeśli ludzkość czerpie radość z piękna kolejnego arcydzieła mistrza, a światowe dziedzictwo kulturalne się poszerza to ja nie widzę powodów aby to potępiać.
                Gilbert powstrzymał się od komentarza.
- W ostatnich latach Alainem zawładnęła nowa obsesja. - Sophie podjęła opowieść. – Postawił sobie za cel stworzenie sztucznej sztuki. To odpowiednik sztucznej inteligencji. Tam chodzi o napisanie oprogramowania myślącego logicznie i kreatywnie tak jak człowiek. Natomiast Alain chciał opracować program  zdolny do samodzielnego tworzenia obrazów. O ile poprzednio musiał sam wymyślić temat i kompozycję dzieła, a maszyna jedynie nanosiła jego pomysł na płótno w określonej technice, to teraz chodziło o to aby komputer samodzielnie wygenerował pomysł na obraz. I tu Alain natrafił na problem. Nawet u ludzi kreatywność trudno zaprogramować. Przebłysk geniuszu artysty przychodzi nie wiadomo skąd. Są tacy, którzy w życiu niczego oryginalnego nie stworzą, a u innych genialne pomysły pojawiają się nie wiadomo skąd. Alain w ostatnich latach odciął się od świata i zapamiętał w pracy.  Jednak długo nie osiągał efektów. Komputer malował same knoty. Dopiero w ostatnim czasie Alain pochwalił się, że osiągnął spory postęp. Był podekscytowany i oczekiwał, że jego praca wreszcie przyniesie efekt. Obraz będący owocem sztucznej sztuki miał powstać lada dzień. Niepokoiłam się o niego bo w ferworze pracy zaniedbywał się. Przyszłam dziś aby dopilnować żeby coś zjadł. Niestety, zastałam co zastałam.
- Rozumiem. – powiedział inspektor. – Myśli pani, że spotkał go kolejny zawód i w rezultacie spalił obraz, zniszczył maszynę, a na koniec się zabił?
- Nie – powiedziała kobieta. – Niepowodzenia spotykały go już wielokrotnie i nigdy tak nie reagował. Myślę, że tym razem się udało. Maszyna namalowała arcydzieło. Nie wiem co to było i nigdy się już nie dowiemy. Być może powstał portret kobiety tak pięknej, że Alain od razu się w niej zakochał i  popadł w rozpacz, że nie będzie mógł z nią spędzić reszty życia. Może namalowany został obraz genialny ale tak przerażający, że po zobaczeniu go żyć się już nie dało. Jednak osobiście myślę, że komputer stworzył arcydzieło tak doskonałe, że Alain doszedł do wniosku, że żaden ludzki twórca temu nie dorówna i wobec tego nie ma po co dłużej żyć.