sobota, 15 maja 2021

Pasażerka

 

Pasażerka

                Na lotnisku należy się znaleźć  około półtorej godziny przed planowanym odlotem. Dojazd do poru lotniczego z domu Pawła zajmuje około trzech godzin. Paweł na wszelki wypadek dodał do tego jeszcze godzinę. Na drodze zdarzają się korki, czasem trudno jest znaleźć miejsce na lotniskowym parking, a kolejka do odprawy pasażerskiej, zwłaszcza do kontroli bezpieczeństwa na bramkach bywa długa. Jednak nie tym razem. Szosa była pustawa, jazda odbywała się płynnie. Parking przy lotnisku był wypełniony zaledwie w połowie, a odprawa przebiegała szybko.

                W rezultacie `Paweł znalazł się w strefie bezcłowej, z kartą pokładową w ręku, ponad dwie godziny przed odlotem. Nie planował żadnych zakupów, a bezproduktywnego oglądania wystaw sklepowych nie lubił. Dla zabicia czasu wypił kawę w jednej z kafejek, co zajęło około dwudziestu minut. Przeciągać się tego nie dało, gdyż nad głową stali mu inni pasażerowie polujący na wolne miejsca na nielicznych krzesełkach, a do dalszej konsumpcji zniechęcały go zbójeckie, lotniskowe ceny.  Wobec tego udał się do bramki, z której odlatywać miał jego samolot. Na szczęście właśnie wystartował poprzedni lot i rzędy krzesełek w pobliżu wejścia do rękawa były pustawe, a zatem przynajmniej było gdzie usiąść. Nadal miał prawie półtorej godziny do spodziewanego wejścia na pokład. Z braku lepszego pomysłu wyjął laptopa z podręcznej torby i zaczął przeglądać internet, korzystając z darmowego, lotniskowego wi-fi.  Zbliżała się połowa kwietnia i właśnie minęła rocznica katastrofy „Titanica”. Niemal wszystkie portale zamieściły artykuły z tej okazji, bo akurat żadna aktualna katastrofa się nie wydarzyła i należało wypełnić strony wspomnieniami o tej sprzed lat.  Szczególnie zainteresowała go obszerna galeria archiwalnych zdjęć dołączona do jednego z tekstów. Wi-fi było słabe i kolejne obrazki otwierały się opornie, co Pawłowi nie przeszkadzało. Cierpliwie czekał aż stare fotografie zapełnią ekran, a następnie uważnie je studiował.  Jego uwagę zwróciło zdjęcie transatlantyku odbijającego od nabrzeża w Southampton. Na wszystkich pokładach, przy relingach widać było pasażerów pozdrawiających ludzi, którzy żegnali statek z portu.  Widok pasażerów skłaniał ku refleksji. Z perspektywy ponad stu lat wiadomo było, że większość z nich ma przed sobą niewiele dni życia ale oni nie mieli takiej świadomości.  Płynęli ku swemu przeznaczeniu radośni, uśmiechnięci, pełni nadziei na lepsze życie w `Nowym Świecie.  Nie zdawali sobie sprawy, że na drodze do swoich marzeń napotkają pośród zimnej, bezksiężycowej nocy górę lodową.

                Pasażerów przy bramce powoli przybywało. Paweł nie zwracał uwagi na osoby zajmujące miejsca w pobliżu niego, zaabsorbowany myślami o słynnej katastrofie, o której słyszał cały świat. Zaczął się zastanawiać nad losem wielu innych ludzi, którzy również zginęli na morzu, ale bez rozgłosu, o losie których niewielu usłyszało.  W dziejach polskiej marynarki, pomijając okres wojny, nie było na szczęście wielu katastrof. W pierwszej kolejności Paweł przywołał wspomnienie promu „Heweliusz”. Pamiętał, że zatonął on zimą, bodajże w połowie stycznia, ale nie potrafił przypomnieć sobie jak dawno temu. Lata lecą. Ponieważ wciąż było sporo czasu do odlotu, zaczął w szukać w sieci informacji o „Heweliuszu”. Udało mu się znaleźć zdjęcie promu opuszczającego Świnoujście. Kontrast z fotografią „Titanica” rzucał się w oczy. Nie było wiwatujących tłumów, eleganckich arystokratów na pokładach przypisanych do pierwszej klasy, ani pełnych nadziei skromnych emigrantów. W połowie stycznia promem do Szwecji wypływali głównie kierowcy ciężarówek, których na nabrzeżu nikt nie żegnał. Mroźna i wietrzna pogoda nie zachęcała do przebywania na pokładzie.  Przy relingu promu stała jedynie niewielka grupka mężczyzn ubranych tak jak ubierają się kierowcy tirów. Palili papierosy i spoglądali na oddalający się port. Ich twarze nie wyrażały emocji. Kolejny kurs i tyle. Po dokładniejszym przyjrzeniu się fotografii Paweł zauważył jednak jeszcze jedną osobę stojącą z dala od grupy kierowców. Była to kobieta w trudnym do dokładnego określenia, średnim  wieku. Zastanawiąjące było co skłoniło tę pasażerkę aby w połowie stycznia wybrać się w podróż promem zajmującym się głównie transportem ciężarówek. Pora roku sugerowała, że raczej nie była turystką. Raczej chodziło o podróż służbową albo odwiedziny u krewnych lub znajomych w Szwecji.  Kobieta stojąca samotnie na pokładzie była dziwnie ubrana. Mimo mrozu miała na sobie nie płaszcz lecz długą, czarną suknię z silnie podkreślonym wcięciem w talii, a na głowie duży kapelusz z rondem opadającym na jedno z ramion. Strój ten wyglądał staromodnie i z jakiegoś powodu wzbudził niepokój Pawła. Miał wrażenie, że skądś zna tę kobietę, że już ją gdzieś widział. Jak zwykle w takich przypadkach po głowie zaczęły mu krążyć natrętne myśli, nie ustępujące aż do momentu, kiedy sobie przypomni. 

                Przypomniał sobie po trzech minutach ale sam nie chciał wierzyć w to co ustalił. Musiał sprawdzić i się upewnić. Ponownie odszukał w sieci zdjęcie „Titanica” opuszczającego Southhampton i zaczął je starannie studiować. Nie mylił się. Na jednym z pokładów, samotnie, z dala od pasażerów połączonych w grupy znajomych lub krewnych, stała kobieta w czarnej sukni i kapeluszu z obszernym rondem. Oglądając zdjęcie za pierwszym razem nie zwrócił na nią uwagi, gdyż była jedynie jedną z kilkuset osób widocznych na pokładzie statku. Jednak jej obraz zapisał się gdzieś w jego podświadomości i uruchomił dzwonek alarmowy przy oglądaniu zdjęcia polskiego promu. Nie miał wątpliwości, że na zdjęciach „Titanica” i „Heweliusza” była  ta sama pasażerka. Mało tego, była tak samo ubrana i, na pierwszy rzut oka w tym samym wieku. Nie mogło być zatem tak, że kobieta  przeżyła katastrofę „Titanica” i przypadkiem wsiadła na „Heweliusza” gdyż obie katastrofy dzieliło zbyt wiele czasu.  Nawet gdyby dożyła ponad stu lat to nie mogłaby wyglądać tak samo jak w 1912 roku.
                Paweł oglądał czasem horrory klasy B i z tego powodu nasunęła mu się myśl, że ta kobieta pojawia się z jakichś zaświatów zapowiadając katastrofę. Był jednak trzeźwo myślącym inżynierem, i nie mógł zaakceptować takiego wytłumaczenia. Usiłował znaleźć jakieś racjonalne rozwiązanie zagadki.  Może kobieta z „Heweliusza” była po prostu sobowtórem pasażerki „Titanica”. Zdarzają się pary ludzi o niemal identycznym wyglądzie. Pasażerka promu mogła się urodzić po wielu latach jako sobowtór tej z transatlantyku. Nie można wykluczyć, że obie były spokrewnione. Sądząc po zdjęciach kobieta wsiadając na „Titanica” mogła już mieć dzieci, i nawet jeśli zginęła na Atlantyku to jej potomstwo przeniosło determinujące wygląd geny w przyszłość. Zresztą nie jest powiedziane, że zginęła. Kobiety w pierwszej kolejności trafiały na łodzie ratunkowe, więc może przeżyła zatonięcie „Titanica”. A w takim przypadku tym bardziej mogła się doczekać dzieci. Być może jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jej prawnuczka wyglądem przypominająca do znudzenia prababkę wsiadła na pokład „Heweliusza”.  Ta teoria nieco uspokoiła Pawła, ale tylko nieco gdyż miała słabą stronę. Bo niby czemu ta prawnuczka miałaby na zimową podróż przez Bałtyk ubierać wyszczuplający talię gorset i staromodny kapelusz? Nie dało się wykluczyć, że to jakiś makabryczny żart. Być może ktoś pozbawiony wyczucia i szacunku dla ofiar korzystając z Photoshopa wyciął ze zdjęcia „Titanica” jedną postać i wkleił ją w fotografię „Heweliusza”.

                W tym momencie odezwał się głoś pracownicy linii lotniczej zapraszający pasażerów na pokład samolotu. Paweł zamknął laptopa i podniósł wzrok.  Naprzeciwko niego siedziała kobieta w czarnej, staromodnej sukni. Na głowie miała kapelusz z opadającym rondem zakrywający znaczną część twarzy. W ręku trzymała kartę pokładową na lot Pawła.