sobota, 14 września 2019

Wiadomość


Wiadomość
                Na okoliczności  jakie zaszły nie przygotowano żadnych gotowych procedur gdyż podobnej sytuacji nie dało się przewidzieć. W szczególności nie zostało zawczasu  ustalone w czyich kompetencjach leży podejmowanie decyzji co do działań, jakie w tych warunkach należy podjąć.  Wobec tego postanowiono powołać komitet nadzwyczajny, którego zadaniem było zmierzenie się z kryzysem.  Z uwagi na konieczność zachowania całej sprawy w tajemnicy w jego skład weszło jedynie kilka osób zajmujących kluczowe stanowiska w państwie: prezydent, jego doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, głównodowodzący sił zbrojnych oraz szef agencji badań kosmosu. Cała czwórka zebrała się w gabinecie prezydenta na poufnej naradzie, w wyniku której zamierzano opracować plan działania. Zreferowanie sytuacji powierzono profesorowi z wydziału geologii, który zajmował się sprawą od początku.
                Naukowiec był przyzwyczajony do wygłaszania wykładów przed licznym gronem studentów lecz ranga audytorium, przed którym występował dzisiejszego dnia powodowała, że odczuwał tremę. Plik kartek, na których przygotował notatki wypadł mu z drżącej dłoni. Podniósł rozsypane kartki i usiłował nerwowo ułożyć je we właściwej kolejności ale bez powodzenia. Czując na sobie ponaglający wzrok dygnitarzy zaczął mówić z pamięci:
                - Cała sprawa została szczegółowo opisana w raporcie, który został panom przekazany. – rozpoczął. – Wobec tego pozwolę sobie przypomnieć jedynie najważniejsze fakty. Wszystko zaczęło się w kopalni rud polimetalicznych w zachodniej części kraju.  Zawartość metali w rudzie wynosi zaledwie kilka procent, a reszta to nieprzydatna skała. – w miarę mówienia naukowiec odzyskiwał pewność siebie. -  Ruda zalega na głębokości kilkuset metrów i jest wydobywana metodą strzałową. Trafia na powierzchnię w postaci brył pokruszonych w wyniku wybuchów ładunków umieszczanych w nawierconych otworach. Urobek trafia do zakładu wzbogacania. W pierwszej kolejności kierowany jest na kruszarkę, której zadaniem jest rozdrobnienie skały na drobniejsze kawałki, które następnie wędrują do młynów mielących je na drobny proszek. W tej formie ruda poddawana jest procesowi flotacji…
                - Panie profesorze, nie zebraliśmy się tu po to aby omawiać technologię wzbogacania rud. – prezydent zwrócił uwagę mówcy z uprzejmym uśmiechem, lecz stanowczym głosem.
                - Oczywiście,- zreflektował się uczony. – Chciałem tylko podkreślić, że kruszarka ma kluczowe znaczenie dla całej kopalni, gdyż jej awaria przerywa dostawę surowca i zatrzymuje cały proces. Z tego powodu gdy kruszarka zablokowała się na miejsce natychmiast udał się główny inżynier zakładu. To szczęśliwa okoliczność z naszego punktu widzenia, gdyż jest to człowiek rozsądny oraz inteligentny, który potrafił podjąć właściwe działania. Okazało się, że kruszarka zablokowała się na większym, podłużnym odłamie skały, co było zaskakujące, gdyż zazwyczaj spokojnie radzi sobie z podobnymi bryłami. Kiedy ten fragment skały usunięto z maszyny inżynier zauważył, że spod kamienia prześwituje srebrzysta, lśniąca substancja. Ocenił, że to żyła czystego metalu, jaka samorodnie wykształciła się wśród skały i uznał, że taki okaz zasługuje na przekazanie do muzeum funkcjonującym przy naszym wydziale geologii. Muszę dodać, że nasz wydział od lat współpracuje w kopalnią w zakresie lokalizacji nowych złóż i z tego powodu główny inżynier od razu pomyślał o nas na widok tego niecodziennego okazu. Polecił swoim ludziom odłożyć go na bok i niezwłocznie wysłać na uniwersytet. W świetle późniejszych ustaleń jest to nadzwyczaj szczęśliwa okoliczność, gdyż dzięki temu nikt w kopalni nie poznał szczegółów znaleziska.
                Słuchacze pokiwali ze zrozumieniem głowami. Profesor, widząc aprobatę z ich strony, kontynuował opowieść z rosnącą pewnością siebie:
                - Kiedy ten fragment skały dotarł do nas poddaliśmy go oględzinom. Sam kamień nie był specjalnie interesujący, ciekawe było natomiast występujące w nim wytrącenie metaliczne, które początkowo było ledwo widoczne. Podjęliśmy decyzję o odkuciu większej ilości skały aby bardziej  odsłonić zawarty w niej metal. Z wielkim zdziwieniem stwierdziliśmy, że kamień z łatwością daje się oddzielić od metalu, a zupełnie zaskoczył nas fakt, że powierzchnia metalu jest regularna i gładka. Stopniowo usunęliśmy całą skałę i naszym oczom ukazał się metalowy, podłużny przedmiot w kształcie długiego walca po obu stronach posiadający zakończenia o jajowatym kształcie. Wyglądał jak mocno wydłużona piłka do rugby albo jak torpeda o symetrycznych końcach. Posiadał lśniącą powierzchnię w kolorze srebra z żółtawym odcieniem.  Jego dokładne wymiary to sto trzydzieści siedem centymetrów długości i piętnaście centymetrów średnicy w najgrubszym miejscu.  Waga wynosi niespełna dziewięćdziesiąt cztery kilogramy.  Przeprowadziliśmy z użyciem spektrometru badania składu chemicznego. Okazało się, że to mieszanina krzemu, tytanu, wolframu oraz nieznacznych ilości kilku innych metali. Celowo użyłem słowa „mieszanina” , a nie „stop” gdyż okazało się, że nie jest to produkt prostego zmieszania kilku roztopionych pierwiastków. Ta substancja posiada specyficzne wiązania międzyatomowe nadające jej niezwykłą wytrzymałość. Dla przystępności posłużę się analogią z węglem. Ten pierwiastek, gdy jego atomy połączone są w specjalny sposób, może przyjmować  postać diamentu lub grafenu, których właściwości diametralnie różnią się od węgla w prostej postaci.  Podobnie jest w przypadku przedmiotu znalezionego w kopalni. Atomy krzemu, tytanu i wolframu oraz drobniejszych przymieszek połączone są w taki sposób, że potężna kruszarka nie była w stanie uszkodzić tego stosunkowo niewielkiego przedmiotu. Pozwolę sobie pominąć szczegółowe parametry techniczne i powiem ogólnie, że materiał, z którego wykonany jest ten przedmiot jest wielokrotnie bardziej wytrzymały niż jakakolwiek znana nam dotychczas substancja. Na pewnym etapie badań podjęliśmy decyzję o wycięciu niewielkiej próbki w celu poddania jej testom.  Tarcze, jakich używamy w instytucie do cięcia kamienia błyskawicznie ulegały zniszczeniu w kontakcie z tym materiałem nie pozostawiając na nim śladu. Wobec tego pożyczyliśmy od kolegów z instytutu fizyki laser o wielkiej mocy. Dopiero przy jego zastosowaniu z jednego z końców walca udało nam się wyciąć niewielką próbkę ale kosztowało to olbrzymią ilość czasu i wysiłku. Dodam jeszcze, że znaleziony w skale walec nie jest jednorodny. Co prawda prześwietlenie promieniami Roentgena nic nie dało gdyż, jak można było się spodziewać, nie były one  w stanie przeniknąć przez materiał zbliżony do metalu, ale badania ultradźwiękami wykazały, że wewnątrz skorupy znajduje się  przestrzeń wypełniona jakimiś strukturami o nieregularnym kształcie. W tym miejscu chciałbym przedstawić wniosek, do którego doszedł zespół badający to znalezisko. Zarówno regularny kształt zewnętrzy, jak i niespotykany w naturze skład materiału bez żadnych wątpliwości wskazują, że nie jest to przedmiot pochodzenia naturalnego, lecz wytwór jakiejś cywilizacji. Biorąc pod uwagę, że znalezisko znajdowało się w skale, której wiek szacowany jest na czterdzieści milionów lat, oraz to, że według naszej najlepszej wiedzy czterdzieści milionów lat temu na Ziemi nie istniała żadna cywilizacja, nasuwa się oczywisty wniosek, że jest to produkt obcej, kosmicznej inteligencji.
                - Zaraz, - przerwał profesorowi generał dowodzący armią – chce pan powiedzieć, że kosmici umieścili ten przedmiot w skale, która od milionów lat znajduje się kilkaset metrów pod powierzchnią naszej planety? Niby jak? I po co?
                - Odpowiedź na pytanie „jak?” jest prosta. – odrzekł profesor. – Skała, o jakiej mowa, powstała z osadów dennych oceanu, który znajdował się w tym miejscu przed dziesiątkami milionów lat. W wyniku późniejszych skomplikowanych procesów geologicznych, o jakich ze względu na brak czasu nie będę opowiadał, oraz na skutek ruchów tektonicznych, z tych osadów powstała ruda, którą obecnie wydobywamy ze znacznej głębokości. Oznacza to, że ten przedmiot w odpowiednim czasie po prostu spadł z nieba do oceanu, znalazł się na jego dnie, a później dzięki swojej niespotykanej wytrzymałości przetrwał w nieuszkodzonym stanie proces formowania się złoża rudy. Natomiast do odpowiedzi na pytanie „po co?” dojdziemy za chwilę.
                - Czy spadając z kosmosu nie powinien ulec spaleniu w atmosferze, jak większość meteorytów? – generał nie pozbył się jeszcze wątpliwości.
                - Pan generał ma zupełną rację co do tego, że drobne ciała niebieskie wpadające w atmosferę ziemską na ogół ulegają w niej spaleniu na skutek tarcia. – przyznał profesor. – Jest to jednak wynikiem tego, że trafiają one w naszą planetę pędząc z prędkością rzędu wielu tysięcy kilometrów na godzinę, co skutkuje rozgrzaniem do niezmiernie wysokiej temperatury poprzez kontakt z cząsteczkami gazów wchodzących w skład atmosfery. Na znalezionym przez nas przedmiocie nie ma jednak śladów nadtopienia ani nawet przegrzania. Naszym zdaniem świadczy to o tym, że ten obiekt nie trafił na Ziemię przypadkowo, lecz został na nią sprowadzony w sposób kontrolowany. Mówiąc po prostu, po zbliżeniu się do naszej planety wyhamował, a następnie łagodnie opadł na powierzchnię. Oznacza to, że jakieś inteligentne istoty celowo, w bezpieczny i kontrolowany  sposób, umieściły ten przedmiot na naszej planecie. Nasz zespół nie ma co do tego żadnych wątpliwości i w związku z tym, natychmiast po dojściu do powyższych wniosków zawiadomiliśmy kolegów z uniwersyteckiego zespołu badającego obce cywilizacje, gdyż uznaliśmy, że sprawa wykracza poza zakres geologii. Od tej pory badania prowadziliśmy wspólnie.
                Nikt z członków komitetu nie zgłaszał zastrzeżeń, gdyż tezy przedstawione przez profesora brzmiały logicznie i wiarygodnie.
                - Oczywiste jest, że gdy tylko doszliśmy do przekonania o pozaziemskim pochodzeniu naszego znaleziska podjęliśmy wszelkie możliwe badania mające na celu sprawdzenie, czy nie stanowi on zagrożenia. – kontynuował uczony. – W szczególności sprawdziliśmy czy nie emituje on jakiegoś rodzaju promieniowania. Jednak liczniki Geigera, ani inne dostępne dla nas czujniki niczego nie wykazały. Na tym etapie pomocny okazał się udział kolegów badających kosmos, który dysponują bardziej specjalistyczną aparaturą. Znów pominę szczegóły techniczne. Powiem najprościej, że zastosowano nietypowe detektory cząstek elementarnych, co dało efekt, nie waham się użyć tego słowa, sensacyjny. Otóż nasz przedmiot emituje nieznany dotychczas rodzaj promieniowania polegający na wysyłaniu nieznanych nam dotąd cząstek zbliżonych do mezonów. Tak jak promieniowanie beta to emisja elektronów, to odkryte przez nas promieniowanie jest emisją określonych, nieznanych nam cząstek elementarnych. Co najważniejsze, promieniowanie to nie odbywa się w przypadkowy sposób, lecz posiada modulowane natężenie. To natężenie zmienia się okresowo. Mówiąc po prostu, znaleziony przez nas przedmiot wysyła powtarzający się sygnał trwający dokładnie sto sześćdziesiąt dwie sekundy. Prawdopodobnie wysyła ten sygnał nieprzerwanie od czasu lądowania czyli od dziesiątek milionów lat. Nasz zespół jest zgodny co do tego, że jest to wiadomość, jaką chce nam przekazać obca cywilizacja. Kiedy tylko doszliśmy do tego przekonania pozwoliliśmy sobie powiadomić o tym pana prezydenta, gdyż uznaliśmy, że ranga wydarzenia tego wymaga.
                - Bezpośrednio po otrzymaniu raportu poleciłem podjąć próby odszyfrowania tej wiadomości. – potwierdził prezydent. – Oczywiście, nadałem sprawie klauzulę najwyższej tajności. Czy mam rozumieć, że są już jakieś wyniki?
                - Trudno mi w jednoznaczny sposób odpowiedzieć na to pytanie. – odrzekł profesor. – Wiadomość nie została odszyfrowana w ścisłym tego słowa znaczeniu ale, jak nam się wydaje, wiemy co tamci chcą nam przekazać.
                - Już wyjaśniam. – dodał widząc skonsternowane miny członków komitetu. – Po decyzji pana prezydenta poprosiliśmy o współpracę profesora uważanego za największy autorytet w dziedzinie kryptologii i łamania szyfrów. Kiedy został poinformowany o co chodzi z zapałem przystąpił do pracy. Nie muszę dodawać, że zadanie jest nieporównywalnie trudniejsze niż złamanie jakiegokolwiek ziemskiego szyfru. W tym drugim przypadku przynajmniej znana jest nam struktura wiadomości, jaką zaszyfrowano. W większości ziemskich języków występuje dwadzieścia kilka podstawowych dźwięków, którym odpowiadają litery. Z tego rodzaju klocków zbudowane są słowa odpowiadające poszczególnym pojęciom. W niektórych językach azjatyckich nie mamy osobnych liter lecz symbole oznaczające słowa. W każdym razie, w przypadku ziemskich wiadomości wiemy w jaki sposób są one zbudowane. Natomiast niczego nie wiemy o sposobie wymiany informacji przez obce cywilizacje, więc struktura ich wiadomości była zupełną niewiadomą.
                - Panie profesorze, - nie wytrzymał doradca prezydenta. – na miłość boską, niech nam pan oszczędzi wykładów z lingwistyki i niech pan powie co odczytano.
                - Jak powiedziałem, nie odczytano niczego w dosłownym tego słowa znaczeniu. – kontynuował uczony. – Profesor kryptologii poddawał wiadomość analizie przy pomocy specjalnych algorytmów komputerowych. Siedział nad tym cztery dni, a piątego nie pojawił się w pracy. Byliśmy zaniepokojeni i próbowaliśmy się z nim skontaktować telefonicznie ale bez skutku. W końcu wysłaliśmy kogoś pod jego adres. Okazało się, że w trybie pilnym sprzedał dom i zniknął. Przy pomocy agencji nieruchomości udało się ustalić, że nabył dom, lub dokładniej mówiąc, drewnianą chatkę na pewnej tropikalnej wyspie i tam się przeprowadził. Ponieważ nie było z nim kontaktu, a sprawa miała wiadomą wagę, wysłaliśmy na ten archipelag delegację. Znaleźli profesora na plaży. Na ich pytania oświadczył, że nie ma nic do powiedzenia, a kryptologia przestała go w ogóle interesować. W żaden sposób nie dał się nakłonić do powrotu do pracy.  Wobec tego nie mieliśmy innego wyjścia jak poprosić o rozszyfrowanie wiadomości innego profesora, również uznawanego za autorytet od szyfrów. Niestety, sytuacja się powtórzyła. Nowy specjalista z zapałem przepracował kilka dni, a następnie zniknął. Tym razem udało nam się ustalić, że również sprzedał dom, kupił motor i od tej pory jeździ na nim po całym kontynencie. Z nami nie chce rozmawiać. Oświadczył jedynie, że na kryptologię zmarnował już dość czasu.
                - Czy to może oznacza, że ci obaj eksperci ulegli frustracji nie mogąc poradzić sobie z szyfrem i na skutek tego zniechęcili się do uprawianej dziedziny? – wyraził przypuszczenie prezydent.
                - Taka możliwość sama się nasuwa i, oczywiście, braliśmy to pod uwagę. – odpowiedział profesor. – Jednak jest mało prawdopodobne aby obaj zniechęcili się tak szybko. Praca nad złamaniem każdego szyfru trwa długo, więc dziwne byłoby aby ci specjaliści poddali się już po kilku dniach. Wzięliśmy pod uwagę możliwość wręcz odwrotną. Założyliśmy, że skoro obcy chcieli nam przekazać jakąś wiadomość, to nie szyfrowali jej w sposób utrudniający odczytanie, lecz przeciwnie, zakodowali ją tak, aby inne inteligentne istoty były w stanie ją łatwo odkodować. Wobec tego zastanawialiśmy się, czy obaj profesorowie czasem nie odczytali wiadomości, a jej treść nie skłoniła ich do porzucenia dotychczasowego trybu życia.  Wiadomość mogła, na przykład, informować, że wkrótce nastąpi katastrofa, która zniszczy naszą planetę. W tej sytuacji nasi eksperci doszli do wniosku, że trzeba pozostały czas spędzić w przyjemny sposób.
                - Rzeczywiście, nie można wykluczyć takiej możliwości. – przyznał doradca prezydenta. – To oznaczałoby jednak tragedię, której nie dałoby się zapobiec. Nie wiemy nawet jaki rodzaj kataklizmu nam zagraża, a tym bardziej jak go powstrzymać.
                - Na szczęście, naszym zdaniem taką hipotezę należy odrzucić. – stwierdził profesor. – Po pierwsze, dysponujemy profilami psychologicznymi obu kryptologów. Obaj cechowali się wysokim poziomem odpowiedzialności i profesjonalizmu, hmm… przynajmniej do ostatnich wypadków.  W każdym razie, psychologowie są zdania, że gdyby powzięli wiedzę tego rodzaju, to nie zachowaliby jej egoistycznie dla siebie lecz powiadomiliby odpowiednie władze.
                - Może doszli do wniosku, że skoro katastrofa jest nieunikniona, to  nie ma sensu nikogo powiadamiać, gdyż spowodowałoby to jedynie wybuch paniki. – wyraził przypuszczenie prezydent. – Postanowili zatem dać ludzkości możliwość przeżycia swoich ostatnich dni w zwykły, spokojny sposób.
                - To rozsądne przypuszczenie. – przyznał uczony. – Jednak odrzuciliśmy je ze względu na rachunek prawdopodobieństwa. Gdyby tak było, to obca cywilizacja musiałaby już czterdzieści milionów lat temu znać dokładny termin zagrażającej nam zagłady, a wysłany przez nią przedmiot emitowałby tę wiadomość przez cały ten czas, znajdując się najpierw na dnie oceanu, a następnie we wnętrzu skały. Jest zupełnym przypadkiem, że odkryliśmy go akurat w tym momencie, i jest nieprawdopodobne aby to odkrycie mogło nastąpić tuż przed zapowiadanym terminem kataklizmu.
                - Nieprawdopodobne historie się zdarzają… - stwierdził generał.
                - Na szczęście dysponujemy innym dowodem na to, że w tym wypadku tak się nie stało. – powiedział profesor. – Obaj eksperci mieli współpracowników, młodych doktorantów, dwudziestotrzyletnią kobietę i o rok starszego mężczyznę. Te osoby nie pracowały bezpośrednio nad rozszyfrowaniem wiadomości, nie mogły zatem poznać jej treści tą drogą. Zetknęły się jedynie przelotnie z badanym przedmiotem pomagając profesorom w przygotowaniu badań. Wkrótce po tym, podobnie jak ich szefowie, porzucili pracę. Ta dziewczyna obecnie występuje jako wokalistka w zespole rokowym, a chłopak kupił małą winnicę i zajął się produkcją wina.  Pragnę jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że ta dwójka nie  miała okazji pracować nad rozkodowaniem sygnału emitowanego przez znaleziony w kopalni przedmiot. Nasz zespół po analizie powyższych faktów doszedł do następujących wniosków. Ten metaliczny cylinder nie emituje informacji, którą dałoby się zapisać w postaci liter i słów. Przekazuje on natomiast w jakiś podświadomy sposób wiadomość, którą są w stanie zrozumieć istoty inteligentne. Treść tej wiadomości sprowadza się w przybliżeniu do rady: realizuj swoje marzenia, nie marnuj czasu na nic innego.
                Profesor spojrzał na twarze członków komitetu i dostrzegł na nich akceptację dla swojej tezy, ale również zaskoczenie pomieszane z przestrachem. Po chwili milczenia zabrał głos prezydent:
                - Cóż, wydaje się, że trudno odmówić panu racji, profesorze. Musimy w takim razie zdecydować co robić w takiej sytuacji. Osobiście uważam, że nasz kraj stanął przed poważnym zagrożeniem. Jeśli ta wiadomość się rozejdzie i wszyscy, zamiast wypełniać swoje obowiązki wobec państwa, zaczną realizować swoje marzenia to czeka nas upadek. Musimy znaleźć sposób aby temu zapobiec.
                - Czy nie dałoby się zbadać wnętrza tego przedmiotu? – nieśmiało zasugerował szef agencji badań kosmosu. – Takie znalezisko to coś, co zapewne więcej się nie powtórzy.
                - Nasz zespół nie rekomenduje takiej próby. – odparł profesor. – Pomijam nawet to, że ze względu na odporność powłoki, do jej pokonania należałoby użyć tak brutalnych metod, że najprawdopodobniej w trakcie otwierania wnętrze uległoby zniszczeniu. Bardziej istotne jest to, że mamy do czynienia z produktem obcej cywilizacji stojącej na wyraźnie wyższym od naszego poziomie, która najwyraźniej nie życzy sobie abyśmy dostali się do wnętrza tego cylindra. Ci obcy zbudowali urządzenie emitujące wiadomość dla nas, a następnie zabezpieczyli je absolutnie nierozbieralną osłoną. Gdyby ich intencją było umożliwienia nam dostania się do środka to obudowa skonstruowana byłaby w inny sposób. Obawiamy się, że jest wręcz przeciwnie, to znaczy, że ten przedmiot zawierać może jakieś środki obrony, które zostaną aktywowane podczas próby otwarcia. Już tę drobną próbkę z samego końca pobieraliśmy z duszą na ramieniu.
                - Rzeczywiście, ryzyko jest znaczne. – przyznał z rezygnacją szef agencji kosmicznej.
                - Interesuje mnie ten materiał – odezwał się generał – a zwłaszcza jego wytrzymałość.
                - Jak się domyślam, pan generał na myśli pancerze dla czołgów odporne na ataki wroga. – powiedział profesor. – My widzimy szereg innych zastosowań. Proszę sobie wyobrazić mosty, które zamiast potężnych kratownic i pylonów mają konstrukcję wyglądającą na utkaną z nici pajęczej. Gdybyśmy opanowali technologię produkcji tego materiału to byłoby możliwe. Ale do tego droga daleka. Wiemy, że taki materiał istnieje i znamy jego właściwości. Nie wiemy jednak na razie jak go wytworzyć. Znowu nasuwa się analogia do diamentu. Od chwili gdy ludzkość poznała diament do chwili opracowania technologii produkcji syntetycznych diamentów minęło sporo czasu. Jednak mamy próbkę i będziemy nad tym pracować.
                - OK. – stwierdził generał. – Będę z zainteresowaniem śledził postępy tych prac. Natomiast co do tego całego kosmicznego cylindra, to zgadzam się z prezydentem, że stanowi on poważne zagrożenie. Gdyby wszyscy zaczęli realizować swoje marzenia zamiast wypełniać rozkazy, to nasza armia straciłaby wartość bojową. Co prawda, jest trochę ludzi, którzy marzą o służbie w wojsku, ale obawiam się że zbyt wielu dywizji byśmy z nich nie sformowali. Tak sobie myślę, może by to cholerstwo jakoś podrzucić naszym nieprzyjaciołom? Niech ich obywatele rzucają wszystko i przestają wypełniać obowiązki. Wtedy my bez trudu zaprowadzimy w świecie właściwy porządek.
                - Moim zdaniem to byłoby zbyt ryzykowne. – orzekł prezydencki doradca. – W ten sposób stracilibyśmy kontrolę nad tym przedmiotem. Tamci mogliby się szybko zorientować w czym rzecz i w jakiś perfidny sposób wykorzystać go przeciwko nam.
                - Racja. – zgodził się generał. – Proponuję przetransportować to draństwo na poligon, gdzie przeprowadza się podziemne próby nuklearne, położyć koło jakiejś bomby wodorowej i zdetonować.
                - Ależ panowie, - zaprotestował szef agencji badan kosmosu. – Mamy do czynienia z przedmiotem o niecenionej wartości naukowej.
                - Proponuję kompromisowe rozwiązanie. – odezwał się prezydent. – Jako przywódca wybrany przez naród do dbania o jego dobro, nie mogę zgodzić się na to żeby jakieś nieodpowiedzialne, głupie ludzkie marzenia zagroziły potędze naszego kraju. Z drugiej strony nie powinniśmy niszczyć definitywnie tego przedmiotu, który los przekazał w nasze ręce. Wydam polecenie aby został zatopiony w oceanie. Tę misję musi wykonać jak najmniejsza liczba osób, gdyż po kontakcie z tym cylindrem staną się nieprzydatni dla dalszej służby. Zapewne zajmą się obserwacją ptaków albo zaczną zbierać znaczki pocztowe. Musimy poświęcić kilku aby ocalić naród. Informacja o współrzędnych miejsca, w którym ten przedmiot zostanie zatopiony będzie ściśle tajna, zapisana w jedynym egzemplarzu raportu przeznaczonym tylko do wiadomości prezydenta. Gdyby któryś z moich następców doszedł do wniosku, że osiągnięty został postęp naukowy pozwalający na dalsze badania nad tym kosmicznym cylindrem, to technologie przyszłości umożliwią z pewnością jego łatwe odszukanie. A gdyby żaden z moich bliskich następców nie zdecydował się na poszukiwania, to jakiś następca po czterdziestu milionach lat znajdzie go w kopalni.
                Członkowie komitetu uznali, że propozycja prezydenta jest słuszna i uznali ją za własną. Na koniec prezydent zwrócił się do profesora:
                - Chciałbym panu i innym członkom pana zespołu przekazać serdeczne podziękowania za pracę, jaką wykonaliście dla dobra kraju. Wasze zasługi muszą pozostać w tajemnicy, ale my wiemy ile wam zawdzięczamy. Mam nadzieję na owocną współpracę przy kolejnych zleceniach rządowych.
                - Uprzejmie dziękuję za miłe słowa, panie prezydencie – powiedział profesor – ale to było ostatnie zlecenie, jakie zrealizowałem dla rządu. Poczucie obowiązku i szacunek dla panów kazały mi zreferować dzisiaj nasze wnioski. Proszę jednak pamiętać, że ja oraz członkowie mojego zespołu pozostawaliśmy  w kontakcie z tym przedmiotem. Postanowiliśmy wspólnie zakupić jacht i w przyszłym tygodniu wypływamy w rejs dookoła świata. Kiedy trochę potrenujemy, wystartujemy w regatach wokół globu. Marzyliśmy o tym od zawsze.