piątek, 15 stycznia 2021

Pokój 406

 

Pokój 406

                W dniu czternastego stycznia mróz cofał się pod naporem południowej cyrkulacji lecz po zapadnięciu zmroku przegrupował siły i przystąpił do kontrataku. Podmuchy lodowatego wiatru, niczym dywizje pancerne otoczyły miasto posuwając się w błyskawicznym tempie przez okoliczne pola i łąki.  Gdy nastała noc mróz ruszył do szturmu na centrum. Masy cieplejszego powietrza, wspomagane przez rozgrzane mury, walczyły o każdą ulicę i każdy plac, ale stopniowo ulegały pod naporem zimna, aż skapitulowały. Para, która podczas krótkiej, popołudniowej odwilży unosiła się z topniejącego śniegu zamieniła się w zawieszony w powietrzy szron. W centrum, gdzie jaśniały  jeszcze świąteczne iluminacje światło odbijające się od unoszącej się nad ziemią szadzi sprawiało, że ulice wyglądały jak lodowe jaskinie nakryte białym sklepieniem. Boczne, słabiej oświetlone ulice zatonęły w mgle gęstej niczym wata.

                Przez te matowe opary wolno przebijał się policyjny radiowóz. Mimo, że aspirant Mateuszewicz i posterunkowy Buchała patrolowali miasto codziennie od wielu miesięcy, tego wieczora z trudem odnajdywali się w dobrze sobie znanych dzielnicach. Ulice wydawały się dłuższe niż zazwyczaj, łatwo było przeoczyć skrzyżowania. Tylko od czasu do czasu, jakiś mijany charakterystyczny budynek wyłaniając się z mgły pozwalał zorientować się w przestrzeni miasta. Patrol przebiegał spokojnie. Do dwudziestej policjanci zajmowali się sprawdzaniem czy ludzie skierowani na kwarantannę przebywają w domach, a później wolno jeździli ulicami wypatrując czy ktoś nie zakłóca ustalonego porządku. Zbliżała się północ. Zazwyczaj o tej porze mieli sporo do roboty gdyż z chwilą zamykania barów i restauracji na ulice wylegali podpici obywatele, którzy nie mieli zamiaru pogodzić się z tym, że na dziś zabawa dobiega końca. Jednak w okresie lockdownu, gdy wszystkie knajpy były zamknięte, nic takiego  się nie działo. Krótko po północy odezwała się komenda.

                - Mamy zgłoszenie, że w hotelu „Grand” przebywają goście pomimo zakazu. Ktoś zadzwonił do nas z informacją, że w budynku palą się światła w oknach.

                - Przyjąłem. – odpowiedział aspirant Matuszewicz, - Udaję się na miejsce celem sprawdzenia informacji.

                - Słyszałeś – powiedział do siedzącego za kierownicą posterunkowego. – Jedziemy do „Grandu”.

                Szukając właściwej drogi pośród mgły radiowóz wolno mijał opustoszałe ulice. Po kilku minutach zatrzymał się przed hotelem. Matuszewicz spojrzał w górę na fasadę. Powyżej drugiego piętra budynek był słabo widoczny, ale faktycznie, gdzieś wysoko świecił prostokąt okna. Aspirant przez chwilę usiłował policzyć które to piętro. Wyglądało na czwarte ale w tej mgle trudno było to stwierdzić z całą pewnością.

                Weszli do budynku. Hotel „Grand”  został zbudowany na początku XX wieku w stylu secesyjnym. Kiedyś uchodził za najlepszy w mieście. Nadal, mimo upływu lat imponował bogatym wystrojem wnętrza. Wszędzie znajdowały się stiuki imitujące marmurowe rzeźby. Pod stropem wisiały kryształowe żyrandole, a na ścianach  lustra w złoconych ramach. Hol był pusty, światła przygaszone. Martwa ciszą panując w zapełnionym zazwyczaj ludźmi pomieszczeniu sprawiała jakieś upiorne wrażenie. Za ladą recepcji drzemał starszy, siwy mężczyzna.

                - Aspirant Matuszewicz z Komendy Miejskiej. Otrzymaliśmy zgłoszenie, że w hotelu, wbrew zakazowi przebywają goście.

                - Nic o tym nie wiem. – odrzekł stary recepcjonista. – Chociaż, niektórzy goście wracają do nas, nawet po latach. – dodał z zamyśleniem.

                - Proszę sobie darować takie reklamowe teksty. Jak się pan nazywa?

                - Stanisław Kaleciak.- odpowiedział stary.

- Niech nam pan pokaże  listę gości.- zażądał Matuszewicz.

                - Jaki to ma sens? – zapytał stary. – Przecież mówię, że nikogo nie ma. A gdybym w okresie lockdownu przyjął kogoś nielegalnie, to bym go przecież nie rejestrował.

                Mimo to kliknął kilka razy myszką i wskazał na ekran komputera.

                - Widzi pan, nikogo nie ma.

                - To dlaczego w pokoju na czwartym piętrze świeci się światło?

                - Na czwartym piętrze? – recepcjonista zbladł, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

Nie wiedzieć czemu, spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz.

                - Dziś mamy czternastego stycznia. – powiedział bardziej do siebie niż do policjantów, tonem jakby ustalenie tej daty miało dla niego jakieś szczególne znaczenie.

                - No i co z tego? – zapytał aspirant. – Wiemy jaki dziś dzień miesiąca. Pytałem czemu na górze pali się światło.

                - Pewnie sprzątaczka zapomniała zgasić. – odpowiedział recepcjonista wracając do równowagi – Mimo, że hotel zamknięty, właściciele starają się dać pracę ludziom, na tyle na ile to możliwe. Chociaż nie ma gości, sprzątaczki odkurzają w pokojach, przewietrzają pomieszczenia, żeby wszystko było jak należy kiedy wreszcie otworzymy.

                - Coś mi tu kręcicie. – stwierdził Matuszewicz. – Pójdę sprawdzić. A ty – zwrócił się do posterunkowego – zostań tu i pilnuj, żeby panu nie przyszło do głowy dzwonić na górę z ostrzeżeniem. Winda działa?

                - Tak, działa. – odrzekł recepcjonista.

                Aspirant przeszedł przez opustoszały hol i wszedł do kabiny. Nacisnął przycisk z cyfrą „4”. Winda bezszelestnie ruszyła w górę. Po chwili rozległ się cichy gong, kabina zatrzymała się. Matuszewicz wyszedł na ciemny korytarz. Rozejrzał się i spostrzegł jasną kreskę światła w wąskiej szczelinie pod jednymi  z licznych drzwi. Nie wiedząc gdzie szukać włącznika oświetlenia sięgnął po służbową latarkę. Skierował ją na drzwi do pokoju, spod których dobiegało światło i odczytał numer „406”. W tym momencie zdał sobie sprawę, że nie wziął z recepcji kluczy. Jeśli rzeczywiście sprzątaczka zapomniała zgasić światła lecz zamknęła za sobą pokój, będzie musiał wrócić na dół. Jednak po naciśnięciu klamki drzwi otwarły się. W pokoju świeciły wszystkie lampy, zarówno te na suficie, jak i kinkiety zawieszone obok pokojowego lustra. Na stoliku stała niedopita filiżanka kawy, obok leżała gazeta. Przede wszystkim jednak uwagę zwracało szeroko otwarte okno, w którym powiewała firanka. Pokój był wychłodzony. Pierwsze co aspirantowi przyszło do głowy to podejrzenie, czy ktoś nie wyszedł na zewnątrz i nie ukrył się na jakimś gzymsie. Zdawał sobie sprawę, że to dość absurdalne podejrzenie.

                - Oglądam za dużo filmów sensacyjnych klasy B. - zganił się w myślach.

                Pomimo tego wyjrzał przez okno na zewnątrz. Jak można się było spodziewać, nikogo tam nie znalazł. Nie było nawet żadnego gzymsu. Okno znajdowało się w płaskiej ścianie i bez użycia liny nie dałoby się przez nie uciec. Pokój był mocno wychłodzony. Ogrzewanie na okres lockdownu najwyraźniej ograniczono, a zimne powietrze z zewnątrz zrobiło swoje. Matuszewicz zamknął okno i dokładnie sprawdził cały pokój. Łóżko było starannie zaścielone, w szafie było pusto. W łazience nie znalazł żadnego zawilgoconego ręcznika, a na powierzchni umywalki nie było widać nawet najmniejszego śladu osadu, jaki mógłby się pojawić gdyby ktoś w niej umył ręce.  Nawet gdyby ktoś zamieszkujący pokój zorientował się, że zbliża się policyjna kontrola i uciekł na korytarz to nie byłby w stanie na szybko tak dokładnie zatrzeć śladów swojej obecności. Pokój był sterylnie przygotowany na przyjęcie gości, jeśli pominąć tę kawę i gazetę na stoliku.  Policjant jeszcze raz spojrzał na nią i ze zdziwieniem stwierdził, że nosi ona datę 14 stycznia 1974 roku. Mimo upływu tylu lat gazeta wyglądała jak nowa. Nie była pożółkła, wymięta ani w żaden inny sposób naruszona przez czas.

                Matuszewicz zjechał na dół do holu.

                - I co, panie inspektorze? – zapytał recepcjonista.

                - Nie jestem inspektorem, tylko aspirantem. – skorygował Matuszewicz. – Świeciło się w pokoju 406. Jeśli to naprawdę ta wasza sprzątaczka, to powiedzcie jej, żeby się lepiej starała. Nie tylko nie zgasiła światła, ale zostawiła otwarte okno, a na stole niedopita kawę i jakąś starą gazetę.  Światło zgasiłem, a okno zamknąłem.

                Stary recepcjonista zachwiał się i zbladł.

                - W pokoju 406. – powtórzył. – Dziękuję, panie aspirancie. Zwrócę uwagę sprzątaczce.- Tak, goście lubią do nas wracać, nawet po wielu latach. – dodał z niewiadomego powodu.

                Aspirant Matuszewicz zignorował ostatnie zdanie.

                - Życzę spokojnej nocy. Buchała, idziemy. – zwrócił się do posterunkowego.

                W radiowozie zameldował do Komendy, że po sprawdzeniu zawiadomienie o nielegalnym pobycie gości okazało się niesłuszne. Po prostu ktoś z pracowników zapomniał zgasić światło. Pomimo tego, coś w tej sprawie nie pasowało.

                - Ten stary nie wydał ci się jakiś dziwny? – zapytał posterunkowego.

                - Czy ja wiem? Faktycznie, dziwnie gadał. Ale kiedy ktoś, jak on, siedzi całe noce w pustym hotelu to może dostać na głowę.

                Matuszewicz nagle uświadomił sobie, że kiedy wszedł do pokoju 406 poczuł zapach świeżej kawy. Żałował, że wtedy nie dotknął filiżanki żeby sprawdzić temperaturę, ale był przekonany, że musiała być jeszcze gorąca. Wystygła kawa nie mogłaby dawać takiego aromatu.

                - Ciekawe, kiedy  ta sprzątaczka pracowała w pokoju. Chyba nie tuż przed naszym przybyciem? - głośno myślał Matuszewicz. – Raczej za dnia, około południa. A ta kawa pozostawiona na stoliku jeszcze pachniała jak świeżo zaparzona. Czyli wychodzi na to, że to ten recepcjonista był w pokoju 406 około północy, tuż przed naszym przyjazdem.

                - Czy ja wiem? – zastanowił się posterunkowy Buchała. – Kiedy mu powiedzieliśmy, że na górze się świeci wyglądał na naprawdę zdziwionego. Dałbym głowę. Ale co do ludzi łatwo się pomylić, nawet ja się ma takie doświadczenie z różnymi kombinatorami jak my. Może trzeba było go mocniej przycisnąć?

                - Nie było podstaw. –stwierdził Matuszewicz. – Nie znaleźliśmy nielegalnych lokatorów czyli nie było żadnego wykroczenia ani, tym bardziej, przestępstwa. Może ten stary z jakiegoś powodu wybrał się ze starą gazetą na kawę do pokoju na czwartym piętrze, ale to nie nasza sprawa. Co najwyżej mogłoby to obchodzić kierownictwo hotelu, bo płacą mu chyba za to żeby siedział w recepcji, a nie włóczył  się po pokojach. Swoją drogą ciekawe skąd mógł wytrzasnąć taką starą gazetę, która wyglądała jak nowa?

                Do końca patrolu nie poruszali już tej sprawy. Jednak po powrocie do komendy Matuszewicz zapytał oficera dyżurnego czy może dostać dostęp do starego archiwum, jeszcze z czasów Milicji Obywatelskiej.

                - Nie spieszy ci się do domu? – zapytał inspektor. – Chcesz czegoś szukać w związku z jakąś sprawą?

                - W zasadzie nie ma sprawy. Ale chciałbym coś ustalić w związku z jedną dzisiejszą interwencją.

                - Jak ci mało pracy po służbie to idź do tego archiwum. – wzruszył ramionami oficer dyżurny. - Tylko nie narób tam bałaganu, żeby później dało się tam znaleźć co trzeba.

                Matuszewicz  w ulokowanym w piwnicach budynku archiwum odszukał regał zawierający akta z 1974 roku. Wziął do ręki zakurzoną, zawiązaną na tasiemkę grubą teczkę z brunatnego kartonu z napisem „styczeń 1974”. Przerzucił notatki dotyczące zajść po sylwestrze, aż wreszcie dotarł do notatki datowanej na 15 stycznia. Wystukany na maszynie nieporadnie, z licznymi poprawkami, tekst brzmiał:

                „W dniu wczorajszym, w godzinach wieczornych tutejsza Komenda została powiadomiona przez ob. Zwierciaka Jana, lat 42, że na trotłaże  trotuarze leży ciało. W wyniku podjętych czynności operacyjnych ustalono, że ob. Zwierciak Jan mówiąc trotuar miał na myśli chodnik pod hotelem „Grand”. Na miejsce zdarzenia wysłano ekipę dochodzeniową. We wskazanym miejscu znaleziono ciało mężczyzny leżące w zakrwawionym śniegu. Przyjęto hipotezę, że obywatel ten nie żyje i wezwano pogotowie ratunkowe. Lekarz potwierdził śmierć denata. W wewnętrznej kieszeni jego marynarki znaleziono dowód osobisty na nazwisko Kubicki Tadeusz, lat 34, z zawodu artysta plastyk, zam. Sienkiewicza 14. Pomimo obrażeń głowy denata wykazywał on podobieństwo do zdjęcia w w/w dokumencie tożsamości. Ponieważ oględziny zewnętrzne budynku hotelu ujawniły otwarte pomimo mrozu okno na czwartym piętrze przyjęto hipotezę śledczą, że denat wypadł ze wspomnianego okna.

Przesłuchano recepcjonistę hotelu ob. Kaleciaka Stanisława, lat 21, zawód recepcjonista, zam. Matejki 55/12 na okoliczność, czy ob. Kubicki Tadeusz zamieszkiwał w hotelu „Grand” . Ob. Kaleciak Stanisław po sprawdzeniu księgi meldunkowej zeznał, że ob. Kubicki Tadeusz zjawił się w hotelu ok. godz. 22 dnia 14 stycznia i poprosił o pokój nalegając aby był to pokój na wysokim piętrze, co na tym etapie sprawy nie zwróciło uwagi ob. Kaleciaka Stanisława, gdyż zakładał on, że gość chce mieć dobry widok na miasto z okna. Ob. Kaleciak Stanisław poprosił ob. Kubickiego Stanisława o dowód osobisty. Po jego okazaniu zdziwienie ob. Kaleciaka Stanisława wzbudził fakt, że ob. Kubicki Tadeusz zameldowany jest w tutejszym mieście, czyli ma gdzie mieszkać, a hotel jest drogi. Jednakże, mając na uwadze, że hotel w okresie zimowym dysponował wolnymi miejscami, ob. Kaleciak Stanisław zameldował ob. Kubickiego Tadeusza w pokoju nr 406. Z uwagi na to, że ob. Kubicki Tadeusz nie miał ze sobą bagażu, a jedynie gazetę, ob. Kaleciak Stanisław zażądał opłaty za pokój z góry, którą to opłatę ob. Kubicki Tadeusz uiścił i udał się do przydzielonego sobie pokoju. Później ob. Kubicki Tadeusz telefonicznie zamówił do numeru czarną kawę. Ob. Kaleciak Stanisław przekazał zamówienie do hotelowej kawiarni i przestał się interesować sprawą, aż do czasu kiedy przed hotelem powstało jakieś zamieszanie. Ponadto, po okazaniu denata ob. Kaleciak Stanisław dokonał identyfikacji i potwierdził, że jest to ciało ob. Kubickiego Tadeusza.

W wyniku energicznych działań operacyjnych ustalono, że zamówioną kawę do pokoju 406 dostarczyła zatrudniona w tut. hotelu kelnerka ob. Prusak Katarzyna lat 25, zawód kelnerka, zam. Obrońców Pokoju 14/22. Przesłuchana na okoliczność sprawy ob. Prusak Katarzyna zaznała, że po otrzymaniu zlecenia na dostarczenie kawy do pokoju 406 pobrała zamówienie z kawiarni hotelowej i udała się na czwarte piętro gdzie zapukała do drzwi pokoju 406. Otworzył jej mężczyzna, zapewne ob. Kubicki Tadeusz ale tego ob. Prusak Katarzyna z całą pewnością potwierdzić nie może gdyż gość pokoju nie był jej znany z nazwiska. Sprawiał wrażenie spokojnego ale zmartwionego. Był bardzo grzeczny co, niestety, nie zawsze jest regułą w takich sytuacjach. Kelnerka dostarczająca w późnych godzinach wieczornych zamówienie do pokoju zajmowanego przez samotnego mężczyznę spotyka się czasem z nieprzyjemnościami. Jeszcze pół biedy kiedy gość powie, że dziewczyna ma fajne …. (tu ob. Prusak Katarzyna użyła słowa potocznie stosowanego na określenie gruczołów mlecznych). Zdarza się słyszeć gorsze rzeczy. Jednak w nie w tym wypadku. Gość w pokoju 406 był bardzo miły, podziękował za kawę i nawet dał napiwek w wysokości 100 zł. Ob. Prusak Katarzyna była tym zdziwiona, powiedziała, że dostarcza zamówienia w ramach sowich obowiązków i nie trzeba jej za to płacić, a jeśli nawet gość jest tak uprzejmy, że zechce dać napiwek, to 100 zł to jest stanowczo za dużo. On na to odpowiedział, że nie potrzebuje już tych pieniędzy. Ob. Prusak Katarzyna wyraziła żal, że opuściła po tym pokój, bo przecież mogłaby powstrzymać denata przed desperackim krokiem, siłą, perswazją lub innymi metodami, ale przecież nie mogła wiedzieć co on zamierza. Słyszała, że ten biedak nie dopił nawet tej, kawy, którą przyniosła. Na tym przesłuchanie zakończono gdyż ob. Prusak Katarzyna wybuchła płaczem i nie dało się jej uspokoić stosując metody operacyjne.

Następnie ekipa dochodzeniowa udała się pod wskazany w dow. os. denata adres celem powiadomienia rodziny o zdarzeniu. Pod wskazanym adresem zastano ob. Kubicką Marię, lat 56, zawód nauczycielka oraz ob. Kubickiego Leona, lat 58, zawód inżynier, jak ustalono rodziców denata. Po przekazaniu wiadomości o zdarzeniu przesłuchanie ob. Kubickiej Marii było niemożliwe z powodu jej stanu emocjonalnego, natomiast ob. Kubicki Leon zeznał, że syn, ob. Kubicki Tadeusz jako artysta był człowiekiem bardzo wrażliwym, a ponadto od dłuższego czasu znajdował się w depresji w związku z zakończeniem związku z ob. Szostaczkiewicz Alicją, aktorką w tutejszym teatrze, która zerwała z nim zaręczyny. W dniu 14 stycznia ob. Kubicki Tadeusz w wydanej tego dnia gazecie znalazł informację o zawarciu związku małżeńskiego przez ob. Szostaczkiewicz Alicję, co wprawiło go w ponury nastrój. Późnym popołudniem ob. Kubicki Tadeusz opuścił mieszkanie i od tej pory się nie pojawił. ”.

Do notatki dołączone były protokoły przesłuchań Stanisława Kaleciaka, Katarzyny Prusak i Leona Kubickiego oraz protokół sekcji zwłok stwierdzający zgon na skutek upadku ze znacznej wysokości, a także postanowienie prokuratora o umorzeniu sprawy w związku z brakiem dowodów na udział osób trzecich w zdarzeniu.

                Aspirant Matuszewicz odłożył teczkę z aktami na regał i zamyślił się. Wyglądało na to, że recepcjonista Stanisław Kaleciak pracował już  w hotelu „Grand” w dniu 14 stycznia 1974. Wtedy, będąc bardzo młodym człowiekiem był mimowolnym świadkiem samobójstwa gościa z pokoju 406. Okoliczności tej sprawy musiały na nim wywrzeć olbrzymie wrażenie i zapadły mu w pamięć.  Obecnie, w rocznicę tego wydarzenia coś kazało mu przed północą udać się do feralnego pokoju i odtworzyć sytuację sprzed lat. Ciekawe tylko skąd wziął gazetę z tamtego dnia, wyglądająca jak nowa. Musiało tak być. To jedyne wytłumaczenie, bo jest przecież niemożliwe aby ten samobójca wrócił do pokoju 406 po tylu latach.