niedziela, 19 lipca 2020

Początek i koniec


Początek i koniec
            W łazience w mieszkaniu na drugim piętrze spod prysznica wyszła kobieta.  Ponieważ zbliżała się pora powrotu męża postanowiła najpierw nastawić obiad, a później się ubrać i umalować. Owinęła ciało ręcznikiem zawiązując supeł nad biustem i niosąc w jednej ręce suszarkę do włosów przeszła do kuchni.
             Po kilku minutach stała przy kuchence gazowej jedną ręką mieszając łyżką w garnku z zupą, a drugą trzymając suszarkę rozwiewającą jej włosy  ciepłym powiewem.  W pewnym momencie odwróciła głowę i spojrzała w okno. Zamarła z przerażenia. Na drzewie rosnącym za oknem na konarze znajdującym się na wysokości drugiego piętra stał mężczyzna i patrzył w okno. Kobieta gwałtownie odskoczyła w tył. Ręcznik, którym była owinięta poluzował się i o mało nie spadł. Złapała za niego obiema rękami wypuszczając z dłoni suszarkę, która wpadła do garnka z zupą. Nastąpiło zwarcie i w całym domu zgasło światło.
            W mieszkaniu na trzecim piętrze przeziębiony chłopak leżał na kanapie okryty kocem i grał na komputerze. Nagle stracił łączność z internetem.
            -Tata! – zawołał płaczliwym głosem. – Internet nie działa! Przerwało mi grę, a już byłem prawie w trzecim etapie.
            Ojciec zaglądnął do pokoju.
            - Nie ma prądu. – stwierdził. – Dlatego router nie działa.
            - Napraw to! Ja chcę grać!.
            Tata sprawdził korki.
            - To nie to. – powiedział. – Nie ma światła w całym domu. Jakaś poważniejsza awaria.
            - To zrób coś żeby było światło. Ja chcę grać!
            Ojciec zadzwonił do pogotowia energetycznego. Poinformowano go, że to nie awaria zewnętrznego zasilania tylko jakiś problem w budynku. Połączył się z administracją. Obiecali wysłać elektryka, ale miało to nastąpić dopiero za dwie godziny.
            - Ja chcę grać! – marudził przeziębiony chłopak.
            Z jadalni wyszła matka.
            - Musimy coś zrobić bo nas zamęczy na śmierć. – powiedziała do męża. – Nie można  nawet włączyć mu telewizora ani filmu na dvd. Trzeba jakoś odwrócić jego uwagę. Już wiem!.
            - Pamiętasz jak wczoraj wracaliśmy ze spaceru? – zwróciła się do synka.- Był tam taki pan, który sprzedawał baloniki. Chciałeś żebym ci je kupiła ale nie miałam ze sobą pieniędzy. Jeśli będzie grzeczny i przez chwilę porysujesz obrazki to tata przyniesie ci kilka baloników.
            Mały kiwnął głową, wyciągnął kredki i zaczął gryzmolić w kratkowanym zeszycie.
            - Leć po te balony. – powiedziała matka do ojca. – Tylko się pospiesz. On przez chwilę wytrzyma, ale jeśli długo cię nie będzie to zacznie marudzić na nowo. Ten gość z balonikami był wczoraj naprzeciw wejścia do parku. Zdaje się, że codziennie tam stoi. Mam nadzieję.
            Mężczyzna ubrał buty i szybkim krokiem udał się w kierunku pobliskiego parku. Z ulgą zauważył człowieka z pękiem baloników. Zakupił je wszystkie, dwanaście w różnych kolorach, i skierował się ku domowi ciągnąc nad sobą tę kolorową eskadrę. Minął kilka ulic ale gdy był już blisko domu potknął się i aby ratować się przed upadkiem zamachał rękami chcąc odzyskać równowagę. Puścił przy tym związane w pęk sznurki od balonów. Baloniki natychmiast zaczęły majestatycznie wznosić się ku niebu. Wydarzenie miało miejsce pod rozłożystym drzewem, więc zamiast odlecieć w chmury, kolorowy pęczek utknął wysoko pomiędzy gałęziami. Mężczyzna z rozpaczą spojrzał za nimi. Nie mógł wrócić do parku aby kupić nowe baloniki, bo wykupił od sprzedawcy cały zapas. Nie mógł wrócić do domu bo naraziłby się na wyrzuty nie tylko ze strony synka ale i żony. Nie było wyjścia. Musiał się wspiąć po baloniki. Przyjrzał się drzewu. Solidne konary, których można było się uchwycić zaczynały się dopiero jakieś cztery metry nad ziemią. Za wysoko aby doskoczyć. Na szczęście pod drzewem parkowała furgonetka. Mężczyzna postawił nogę na zderzaku, sięgnął do umieszczonej na dachu listwy tworzącej rodzaj niskiej balustrady i zdołał wciągnąć się na dach wozu. Stamtąd dosięgnął dolnej gałęzi drzewa i rozpoczął wspinaczkę ku uwięzionym w koronie balonom.
            W domu stojącym naprzeciw zaparkowanej pod drzewem furgonetki, w sypialni mieszkania na drugim piętrze, kobieta powiedziała do leżącego obok niej mężczyzny.
            - Było miło, ale musisz się już ubierać i odjechać. Mąż niedługo wraca. Gdyby zobaczył tę twoją furgonetkę pod naszym domem to by się wszystkiego domyślił.
            Mężczyzna posłusznie wygramolił się z łóżka, nałożył ubranie, pocałował kobietę na pożegnanie i zszedł do samochodu. Zapalił silnik i ruszył z miejsca. Odwrócił głowę i spojrzał jeszcze w okna mieszkania, w którym przeżywał miłe chwile. Nie spojrzał w górę i dlatego nie zauważył, że na wysoko umieszczonym konarze drzewa stoi facet z rozpaczą spoglądający za odjeżdżającą furgonetką.
            Kobieta z sypialni udała się pod prysznic, a następnie do kuchni aby ugotować obiad przed powrotem męża.
            Mężczyzna w koronie drzewa gorączkowo zastanawiał się jak zejść na ziemię, zabierając ze sobą baloniki. Dolne gałęzie było zbyt wysoko aby zeskoczyć nie ryzykując połamania kości. Doszedł do wniosku, że musi poprosić kogoś o pomoc, najlepiej o sprowadzenie jakiejś drabiny. Zaczął się rozglądać wokoło. Jego wzrok padł na położone naprzeciw drzewa kuchenne okno. Zobaczył owiniętą w ręcznik kobietę z mokrymi włosami i suszarką w ręku.