niedziela, 15 października 2023

Prozopagnozja

 

Prozopagnozja

                Wielcy uczeni nadają rzeczom i zjawiskom uczone nazwy.  W ten sposób odróżniają się od nie-uczonych, którzy tych uczonych nazw nie znają. Również tej przypadłości nadano nazwę. Prozopagnozja. Mówiąc po ludzku, problem z rozpoznawaniem i zapamiętywaniem twarzy. W skrajnym przypadku ludzie cierpiący na prozopagnozję nie potrafią rozpoznać po twarzach nawet najbliższej rodziny. Ze mną nie jest aż tak źle.  Bez problemu rozpoznaję krewnych i znajomych, a także ludzi, których spotykam od czasu do czasu. W ramach wykonywanego zawodu biorę jednak często udział w różnego rodzaju konferencjach i sympozjach. I tu zaczyna się problem. W tego rodzaju wydarzeniach uczestniczy z reguły po kilkaset osób. W trakcie dwudniowych obrad, podczas przerw na kawę i posiłków z reguły odbywam po kilkadziesiąt rozmów, wymieniając się  wizytówkami. Niestety, przeglądając te wizytówki po pewnym czasie w znacznej części przypadków nie potrafię przypisać twarzy do wydrukowanego nazwiska i tytułu. Dochodzi do krępujących sytuacji przy kolejnym spotkaniu. Ktoś mnie pozdrawia, wita po nazwisku a ja za nic nie potrafię skojarzyć jego twarzy. W najlepszym razie przypominam sobie twarz ale nie mogę jej powiązać z imieniem i nazwiskiem. Czasami mi się myli i biorę rozmówcę za kogoś innego.  Ludziom bywa z tego powodu przykro bo może to wyglądać tak, jakbym ich lekceważył i nie przywiązywał należnej wagi do ich zapamiętania. A nie mogę przecież każdemu od nowa tłumaczyć, że mam dla niego szacunek, tylko że mam słabą pamięć do twarzy. Czasem się zastanawiam czy ja faktycznie mam z tym większy problem od innych.  Być może większość z nas nie pamięta twarzy każdego z kilkudziesięciu rozmówców spotkanych przelotnie przed rokiem przy kawie, a ja nie odstaję nadmiernie od średniej. Jednak jakąś łagodną postać prozopagnozji chyba mam, bo inaczej nie da się wytłumaczyć tego, co mnie spotkało.

                Było to pod koniec października. Jak zwykle w tym czasie wybrałem się na cmentarz aby uporządkować groby przez dniem Wszystkich Świętych. Dzień o tej porze roku jest już krótki więc, mimo że na nekropolię pojechałem prosto z pracy to dotarłem tam o zmierzchu. Wszedłem przez bramę i szybkim krokiem podążałem główną aleją w stronę kwatery, gdzie znajdowały się groby rodzinne. Było spokojnie, bez wiatru, ale w powietrzu unosiła się lekka mgła, gdzieniegdzie podświetlona blaskiem zniczy. Na grobach poniewierały się pierwsze opadłe liście.   Spojrzałem przed siebie. W oddali, w perspektywie alejki, dostrzegłem idącą jej środkiem wyniosłą, ciemną postać. Zbliżała się do mnie w cmentarnej ciszy. Była to kobieta, wysoka, około trzydziestki, ubrana całkiem  na czarno. To nie budziło zdziwienia. Widok osoby w żałobie na cmentarzu nikogo nie zaskakuje. Mimo woli zacząłem się zastanawiać kogo ta kobieta straciła. Raczej nie męża, bo powinien być za młody aby umierać. Chyba, że zdarzył się jakiś tragiczny wypadek.  Przypuszczałem, że mogło umrzeć któreś z jej rodziców, bo rodzeństwo również powinno być za młode, a po dalszych krewnych nie nosiłaby pełnej żałoby. Trochę dziwił krój jej stroju. Nie jestem znawcą damskiego krawiectwa, ale nawet ja byłem w stanie dostrzec, że suknia jaką miała na sobie była zdecydowanie niemodna. To też da się wytłumaczyć. Nie zawsze jesteśmy przygotowani na odejście najbliższych. Jeśli ich śmierć nas zaskoczy, to  zmuszeni jesteśmy wyciągać z szafy cokolwiek czarnego nie dbając o fason.

                Spojrzałem na twarz tej kobiety. Była blada, mocno kontrastując z czarnym strojem i włosami. Była piękna ale smutna. Trudno się temu dziwić zważywszy na okoliczności. Zanim zdążyłem się lepiej przyjrzeć ona, kilka metrów ode mnie, skręciła z głównej alejki pomiędzy groby i szybko zniknęła w gęstniejącej mgle. Pewnie byłoby to przypadkowe spotkanie z gatunku tych, których codziennie mamy wiele, i o których szybko zapominamy, gdyby nie to co stało się za chwilę.  Szedłem dalej główną aleją w kierunku, skąd nadeszła nieznajoma w żałobie. Mój wzrok nieświadomie błądził po nagrobkach, jakie mijałem po drodze. Nagle stanąłem jak wryty. Przez chwilę nie rozumiałem co mnie do tego skłoniło, ale po chwili dotarło do mnie, że podświadomie zauważyłem napis na jednym z pomników nagrobnych. Głosił on, że spoczywa tu kobieta, która zmarła w 1936 roku w wieku 29 lat. To nie ten napis mną wstrząsnął. Na cmentarzu są setki podobnych. Obok niego jednak było owalne zdjęcie na porcelanie. Na nim widniała twarz kobiety, którą minąłem przed chwilą, lecz nie smutna lecz pełna życia.

                Mam chyba jakąś łagodną postać prozopagnozji, bo inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.