poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Przesilenie wiosenne

 

Przesilenie wiosenne

Pan Czesław był poważnym urzędnikiem starej daty. Uważał, że pośpiech przy podejmowaniu decyzji administracyjnych jest niewskazany. Gdyby to od niego zależało, to te wszystkie komputery i systemy informatyczne zostałyby zakazane.  Kto to widział, żeby petent zamiast odstać swoje w kolejce do okienka, mógł wysyłać podania przez ten cały internet nie wiadomo skąd i poza godzinami pracy urzędu. Przecież to prowadzi do chaosu i całkowitej utraty kontroli nad sytuacją przez administrację. Jednak to od pana Czesława nie zależało, więc musiał się pogodzić z tym, że sprawy zmierzają w złym jego zdaniem kierunku. W głębi ducha żywił przekonanie, że te wszystkie bazy danych umieszczone w jakiejś chmurze, wcześniej czy później się rypną. Dlatego na wszelki wypadek trzymał potajemnie kopie co ważniejszych dokumentów w segregatorach. 

Natomiast na swój strój pan Czesław zachował wpływ. Podobnie jak wielkie korporacje, które narzucają swoim pracownikom obowiązkowy dress code, pan Czesław uważał, że ubiór świadczy o urzędniku.  Zawsze przychodził do biura w garniturze o kroju niezmiennym od lat. Nie przejmował się żadnymi modami. Paradoksalnie, ponieważ mody się zmieniały,  a garnitur pana Czesława się nie zmieniał to stawał się modny mniej więcej co dziesięć lat.  Młode urzędniczki i urzędnicy złośliwie żartowali z  wyglądu starszego kolegi mówiąc, że ma ptasią główkę. Trzeba obiektywnie przyznać, że coś było na rzeczy. Głowa pana Czesława umieszczona była na długiej, cienkiej szyi wystającej ze zbyt dużego kołnierzyka koszuli. Twarz miał trójkątną, ze szpiczastym podbródkiem i wąskim, haczykowatym nosem. Wszystko to sprawiało, że pan Czesław wyglądem przypominał sępa, tym bardziej, że minę miał zazwyczaj zaciętą i nigdy się nie uśmiechał.

Wszyscy pogodzili się, że tak musi być. Przełożeni nie mogli się pozbyć pana Czesława, bo nie dawał on żadnych podstaw do zwolnienia. Przychodził do biura punktualnie, trzymał się przepisów, a brak pośpiechu przy rozpatrywaniu spraw nie stanowił podstawy do zwolnienia dyscyplinarnego. Szefostwo, koleżanki i koledzy z pracy nie mieli innego wyjścia jak przeczekać pana Czesława odliczając lata do jego emerytury.

Trwało to tak do pewnego wiosennego dnia. Tego poranka pan Czesław obudził się wcześniej niż zwykle, tuż po piątej, mimo że budzik miał nastawiony jak co dzień na szóstą. Miasto było jeszcze pogrążone w ciszy. Z drzew rosnących za oknami rozbrzmiewał radosny ptasi świergot. Ten dźwięk wzbudził jakiś dziwny niepokój w duszy urzędnika. Wsłuchiwał się w niego zafascynowany. Ptasie trele sprawiły, że ustalony porządek jego życia zachwiał się w posadach. Doszło do tego, że patrząc na przygotowany poprzedniego wieczora garnitur, pan Czesław zaczął się zastanawiać czy nie byłoby lepiej włożyć tego dnia czegoś lżejszego. Mało tego, nabrał wątpliwości czy wychodząc do pracy powinien zabrać ze sobą teczkę. Ta teczka stanowiła pozostałość po czasach, gdy jeszcze nosił w niej jakieś papiery. Obecnie służyła jedynie do transportu kanapek, które pan Czesław spożywał na drugie śniadanie, podczas przerwy w pracy o wpół do dziesiątej. 

Rutyna mimo wszystko wzięła górę. Pan Czesław wyszedł z domu o zwyklej porze ubrany w garnitur niosąc teczkę. Ponieważ do biura miał tylko kilkaset metrów, nie korzystał z komunikacji miejskiej tylko zazwyczaj przemierzał trasę dostojnym krokiem. Jednak tego dnia ptasi śpiew sprawił, że pan Czesław przyspieszył kroku. Mało tego, zaczął podskakiwać odbijając się od chodnika z prawej nogi i lądując na lewej. Naprawdę dziwne rzeczy zaczęły się dziać kiedy doszedł do rozłożystej, wysokiej lipy rosnącej przy ulicy.  Pan Czesław niepodziewanie położył teczkę na ziemi opierając ją o pień i podskoczył w górę sięgając do najniższego konaru. Następnie, z nieoczekiwaną zręcznością zaczął się wspinać w górę niczym wielka, ubrana w szary garnitur wiewiórka.  Dotarł w pobliże wierzchołka drzewa i usadowił się w rozwidleniu gałęzi. Ptaki zasiadające licznie w koronie drzewa na moment zamilkły, ale po chwili podjęły swój świergot.

Pan Czesław spoglądał z góry na budzące się do życia miasto oświetlone stojącym jeszcze nisko słońcem.  Jego promienie gdzieniegdzie odbijały się od szyb. Ptaki śpiewały, wiał lekki, ciepły wietrzyk wierzchołek lipy łagodnie się kołysał. Było pięknie. Pan Czesław rozejrzał się wokoło, zaćwierkał i odleciał.

piątek, 15 marca 2024

Prośba

 

 Prośba

Po raz pierwszy tego mężczyznę Krystyna zauważyła przed tygodniem ale nie zwróciła wtedy na niego większej uwagi. Szła po prostu ulicą i napotkała jego wzrok. Miała przez krótką chwilę wrażenie, że on starał się o to aby ich spojrzenia się spotkały ale ostatecznie uznała, że był to przypadkowy kontakt wzrokowy, jakich wiele zdarza się w ulicznym tłumie. Pewnie szybko by o tym zapomniała gdyby nie to, że dwa  dni później zauważyła go znowu. Tym razem spostrzegła go po przeciwnej stronie ulicy. Patrząc na nią skinął lekko głową w jej kierunku, jakby pozdrawiając z daleka kogoś znajomego. Mimo woli przyjrzała mu się bliżej zastanawiając się czy jednak skądś go nie zna. Może spotkali się kiedyś przelotnie na jakiejś imprezie? Jakiś koncert albo czyjeś urodziny obchodzone w licznym gronie? Zdarzają się takie przelotne kontakty. Ktoś nam kogoś przedstawi, wymienimy z kimś kilka zdań, a później wylatuje nam to z pamięci. Natomiast ta druga osoba to zapamiętuje i uważa nas za znajomych. Krystyna uznała, jednak po namyśle że nigdy tego mężczyzny wcześniej nie spotkała. Chyba zapisałby się w jej pamięci, bo nie dało się zaprzeczyć, że wygląda interesująco. Takiego kogoś łatwo się nie zapomina. Był wysoki, szczupły i nieźle ubrany. Bez ostentacji ale w dobrym guście.  Musiała przyznać, że facet ją zafascynował. No, bez przesady. Może nie od razu zafascynował, ale  niewątpliwie wzbudził zainteresowanie. To pierwsze spojrzenie w oczy mogło być przypadkowe, ale to skinienie głowy już nie. Przecież się nie pomyliła, nie kłaniał się komuś stojącemu za nią.  Zaczęła podejrzewać, że ten mężczyzna gdzieś ją zauważył, że wpadła mu w oko i szuka z nią kontaktu. Nie odbierała tego jako czegoś przykrego. Nie czuła się prześladowana. Przeciwnie, czuła miłe podekscytowanie i ciekawość czy będzie dalszy ciąg. Przeczuwała, że będzie i się nie myliła.

Dzień później wychodziła  z marketu niosąc w obu rękach spore torby z zakupami na cały weekend. Nagle tuż obok pojawił się ten mężczyzna, tak jakby wyrósł spod ziemi.

- Pani pozwoli, że pomogę. – sięgnął po torby z zakupami.

- Nie trzeba, to nie jest wcale ciężkie. -  zaskoczona próbowała odmówić, ale nie protestowała kiedy on nie zwracając uwagi na te słowa wziął zakupy z jej rąk.

- Zdaje się, że ma pani samochód na parkingu. Będzie niewygodnie sięgać po kluczyki mając zajęte obie ręce. – powiedział kierując się w kierunku grupy aut stojących w pobliżu.

- Przepraszam, czy my się znamy? – zapytała nie wiedząc jak zareagować.

- Na razie tylko z widzenia. Ale pomagać trzeba nie tylko znajomym. Poza tym warto zawierać nowe znajomości. Zwłaszcza z tak sympatycznymi osobami jak pani. Mam na imię Julian.

- Krystyna. – odpowiedziała automatycznie nieco oszołomiona rozwojem sytuacji.

Przez chwilę szli w milczeniu.

- To moje auto. – wskazała wchodząc  na parking.

- Umieszczamy zakupy w bagażniku czy w środku? - zapytał nowy znajomy.

- Dajmy to na tylne siedzenie.

Sięgnęła po kluczyki i otwarła tylne drzwi samochodu. Julian starannie umieścił torby na siedzeniu dbając aby nic się nie z nich nie wysypało.

- Bardzo dziękuję. – powiedziała. – Nie wiem jak będę się mogła odwdzięczyć.

- Nie ma za co. To ja jestem zobowiązany, że miałem przyjemność przejść ten kawałek w pani towarzystwie.

- Bardzo pan miły. Jeszcze raz dziękuję i do widzenia.

Julian uchylił dla niej przednie drzwi auta. Kiedy wsiadła za kierownicę przytrzymał je na chwilę przed zamknięciem.

-Do widzenia. – zawiesił na chwilę głos. – A może powinienem powiedzieć do zobaczenia?  To niby to samo ale jakoś lepiej brzmi. Nie jestem językoznawcą ale mam wrażenie, że „do widzenia” to jedynie formułka grzecznościowa, natomiast mówiąc „do zobaczenia” wyrażamy chęć ponownego spotkania.

Krystyna nie należała do kobiet zawierających zbyt szybko pochopne znajomości i z zasady wystrzegała się podrywaczy. Jednak w tym wypadku coś jej mówiło, że nie powinna trzymać się tych zasad zbyt kurczowo. Postanowiła podjąć grę.

- W takim razie do zobaczenia. - powiedziała.

- Kiedy i gdzie? – Julian nie marnował czasu.

- Cóż, za tydzień będę robiła zakupy na następny weekend w tym samym sklepie. Ktoś mógłby mi je pomóc zanieść do auta. – postanowiła nieco go przyhamować.

Julian zaśmiał się szczerze obracając to w żart.

- Nie bądź okrutna. Nie wytrzymam tygodnia bez ciebie. Zjedzmy razem kolację w poniedziałek. Knajpki są zazwyczaj pustawe po weekendzie i będzie kameralnie.

Postanowiła dłużej się nie droczyć. Umówili się na poniedziałek na dwudziestą. Julian proponował drogą restaurację w centrum miasta ale ona nie chciała aby to wyglądało zbyt ostentacyjnie na randkę. Zgodziła się na miejscową pizzerię, w której mieszkańcy osiedla spotykali się nie po to aby sobie imponować wysokością rachunków, tylko aby zobaczyć się i porozmawiać bez zobowiązań.

Przez cały weekend zastanawiała się czy dobrze zrobiła przyjmując zaproszenie Juliana. Intuicja podpowiadała jej, że tak. Nie znała go niemal wcale, ale robił miłe wrażenie. Miał w sobie to coś, co na pierwszy rzut oka sprawia, że człowiek ma osobę poznać kogoś takiego bliżej.  Wiedziała, że pierwsze wrażenia bywają mylne, ale mówiła sobie, że ma sprawę pod kontrolą i w razie czego w każdej chwili może uciąć tę znajomość.  Jednak w głębi duszy wierzyła, że Julian zasługuje na to aby dać mu szansę.

Zastanawiała się jak się ubrać. Chciała wyglądać atrakcyjnie ale nie zamierzała przesadzić  i zrobić wrażenia laski, która chce złowić faceta strojąc się jak celebrytka na sesję fotograficzną.   Rozważała kilka wariantów. Pomimo tego, że spotkanie było umówione na dwudziestą odrzuciła ostentacyjnie wieczorowe kreacje. Zdecydowała się na szary kostium, pod który założyła kremową bluzkę. Żeby nie było zbyt sztywno pozwoliła sobie na odstępstwo od ściśle biznesowego wyglądu  polegające na tym, że bluzka miała odpięte o dwa guziki więcej niż zazwyczaj.  Nie przesadzała też z makijażem. W sumie wizerunek powinien być profesjonalny ale sexy.

Julian czekał na nią z bukietem kwiatów ubrany w granatowy garnitur i białą koszulę bez krawata. Przywitał ją szerokim uśmiechem, który sprawił, że w duchu pochwaliła się za decyzję o przyjęciu zaproszenia. Podeszli do ulokowanego w rogu sali stolika, który on wcześniej zarezerwował.  Julian zaczął od konsultowania z nią wyboru wina. Potrafił zachować umiar. Nie snobował się na wybitnego konesera ale nie sprawiał też wrażanie faceta, któremu wszystko jedno co pije byle tanio znaleźć się na rauszu.  Wywiązała się między nimi miła konwersacja.

Krystyna zastanawiała się do czego on zmierza. Miała nadzieję, że na koniec nie zapyta jej czy nie zaprosiłaby go  do siebie na kawę, ani że po tej pierwszej randce nie zniknie z jej życia nie dzwoniąc ani nie odzywając się więcej.  Miała ochotę na kontynuację tej znajomości, na coraz lepsze wzajemne poznawanie się i zbliżanie się do siebie we właściwym tempie. Ciekawa była jakie są jego zamiary oraz intencje. Ta jej ciekawość została niepodziewanie szybko zaspokojona. Mniej więcej po godzinie Julian powiedział:

- Muszę się przyznać, że zaprosiłem cię tutaj nie bez powodu. Mam do ciebie wielką prośbę. Kandyduję na radnego w wyborach samorządowych i chciałem cię prosić o głos na mnie.

- Cóż, - pomyślała Krystyna. – zdarzają się bardziej brutalne metody prowadzenia kampanii wyborczej. 

 

czwartek, 15 lutego 2024

Numer

 

Numer

                SMS przyszedł 7 lutego. Numer 948361402, który wyświetlił się na ekranie smartfona niczego Andrzejowi nie mówił. Nie był przypisany w pamięci telefonu do żadnej osoby i na pierwszy rzut oka z nikim mu się nie kojarzył. Andrzej z reguły zachowywał ostrożność wobec połączeń i wiadomości nadchodzących z nieznanego źródła ale tym razem ciekawość wzięła górę. Pomyślał, że dopóki nie otworzy jakiegoś załącznika to nic mu nie grozi. Przecież nie jest na tyle naiwny żeby dać się nabrać na jakiś tekst. Treść wiadomości była następująca: 948 36 14 02 16 30.

                Andrzej stwierdził, że przesłane SMS-em cyfry zawierały numer nadawcy rozdzielony spacjami oraz dwie dodatkowe pary cyfr na końcu. Nic mu to nie mówiło. Wzruszył ramionami, pomyślał, że to albo jakaś pomyłka albo głupi żart. Do tego wcale nie śmieszny. Jednak coś skłoniło go aby nie kasować wiadomości. Szybko zapomniał o sprawie.

Zapomniałby pewnie na dobre gdyby nie to, co wydarzyło się następnego dnia. Ranek był pogodny ale chłodny. Lekki przymrozek osadził szron na szybach samochodów. Kiedy Andrzej podszedł do swojego auta zauważył na przedniej szybie napis ”948 36 14 02 16 30.” W pierwszej chwili nie skojarzył o co chodzi ale od razu gdzieś w tyle głowy pojawił się sygnał, że te cyfry skądś zna. Sięgnął po telefon i upewnił się, że to ten sam numer jaki został wysłany SMS-em. W pierwszej chwili upewniło go to, że ktoś chce mu zrobić jakiś kawał. Jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się nabrał wątpliwości. Gdyby ktoś ręcznie wydrapał napis na zaszronionej szybie to cyfry byłyby nieregularne, zdradzające czyjś charakter pisma. Tymczasem numer wypisany był pismem wyjątkowo równym o kształtach jakby wyrysowanych przez drukarkę laserową z użyciem standardowej czcionki. Zdecydowanie nie wyglądało to na efekt ręcznej pracy. Jednak trudno było odgadnąć jakie urządzenie mogło coś tak precyzyjnie napisać na szybie samochodowej.  W każdym razie wszystko wskazywało na to, że wczorajszy SMS nie był po prostu pomyłką skoro te same cyfry pojawiły się na samochodzie właściciela telefonu. Ktoś chciał mu coś przekazać ale nie było jasne co.  

Andrzej przy pomocy skrobaczki oczyścił szyby ale numer wrył mu się już w pamięć i nie dawał o sobie zapomnieć. Jadąc do pracy zastanawiał się co te cyfry mają znaczyć. Doszedł do tego, że 14 02 16 30 może oznaczać datę i czas. Wpół do piątej po południu czternastego lutego. Nie potrafił odgadnąć co oznacza pięć początkowych cyfr. W pracy miał inne sprawy na głowie i zapomniał chwilowo o tej zagadkowej historii. Jednak tkwiła już ona głęboko w jego podświadomości i po południu co pewien czas łapał się na tym, że wciąż próbuje odgadnąć do końca znaczenie tego numeru. Nawet nocą nie zapomniał o sprawie. Cyfry śniły mu się, a umysł tworzył coraz to bardziej fantastyczne teorie mające na celu złamanie szyfru.

Następnego dnia rano kupił na stacji benzynowej gazetę. Pracownica stacji podłożyła pod skaner kod kreskowy znajdujący się w rogu pierwszej strony aby wydrukować paragon. W normalnych warunkach Andrzej nie zwracał uwagi, że wzdłuż kresek kodu drobnymi cyferkami wypisany jest numer. Jednak tym razem coś kazało mu go odczytać. W gruncie rzeczy intuicja mówiła mu czego się spodziewać więc nawet się nie zdziwił, że na pierwszej stronie gazety obok kodu wydrukowane było 948 36 14 02 16 30. Od tej pory trudno było mu myśleć o czymś innym. Gorączkowo starał się odgadnąć przekaz ukryty w prześladujących go cyfrach.

Olśnienie nadeszło kolejnego dnia kiedy szedł ulicą swojego miasta. Mijał parking, na którym stały koło siebie cztery auta. Wszystkie posiadały numery rejestracyjne zaczynające się od dwu liter stanowiących symbol miasta. W dalszej części rejestracji jedno auto miało cztery cyfry i jedną literę, a pozostałe kolejne po trzy cyfry i dwie litery. Andrzej odczytał kolejno cyfry zawarte w numerach rejestracyjnych w porządku, w jakim samochody były ustawione: pierwsze auto – 9483, drugie – 614, trzecie – 021, czwarte – 630 czyli razem 948 36 14 02 16 30. To go upewniło, że nie może chodzić o żaden kawał. Nikt nie był w stanie doprowadzić do wydrukowania określonego numeru w kodzie kreskowym gazety ani znaleźć i ustawić koło siebie w określonej kolejności samochody posiadające w rejestracjach takie cyfry. Nie mógł to również być przypadek bo to byłoby zbyt nieprawdopodobne. To musiał być przekaz dla niego. Tylko co on znaczył?

Właśnie samochody pozwoliły Andrzejowi złamać kod. Bo samochody nasuwają skojarzenia z drogą. Droga krajowa numer 948, trzydziesty szósty kilometr. Andrzej wiedział już, że 14 lutego o 16.30 ma pojechać na trzydziesty szósty kilometr drogi numer 948. Tylko nie wiedział jeszcze po co.

Dopiero rankiem 14 lutego słuchając radia przypomniał sobie, że to Walentynki. Zaraz po pracy wyruszył w trasę i dotarł do drogi krajowej numer 948. Mijał kolejne słupki z tabliczkami wskazującymi kilometry. Minął słupek z numerem 34, po chwili 35 i w napięciu wypatrywał kolejnego, oznaczającego cel jego podróży. Droga biegła poza terenem zabudowanym. Dojeżdżając do trzydziestego szóstego kilometra spostrzegł, że obok słupka z tabliczką na poboczu stoi samochód. Zwolnił i zatrzymał się przed nim. Obok zaparkowanego auta stała dziewczyna. Miała szczupłą, miłą buzię. Co do koloru włosów mogła istnieć różnica zdań. Jedni powiedzieliby, że kobieta jest ciemną blondynką, a inni że jasną szatynką. W każdym razie włosy sięgały poniżej ramion i lekko falowały. Dziewczyna była opatulona w zimowy płaszcz lecz pomimo tego widać było, że ma zgrabną figurę.

Andrzej wysiadł z auta i podszedł w jej kierunku.

- Przepraszam, czy pani potrzebuje może pomocy? – zapytał.

Dziewczyna sprawiała wrażenie lekko zawstydzonej.

- Nie, nie tak po prostu tu się zatrzymałam. – odpowiedziała.

- Przepraszam, że się wtrącam ale pomyślałem, że może coś nie w porządku z samochodem … - Andrzej niezręcznie się tłumaczył. – Stoi pani w takim dziwnym miejscu. W sensie, że nie widać powodu aby tu się zatrzymywać.

- Dziękuję. – powiedziała dziewczyna. – Ładnie z pana strony, że chciał pan pomóc. Ale wszystko u mnie w porządku.

Na chwilę zapanowało niezręczne milczenie. Oboje unikali nawzajem swojego wzroku patrząc pod nogi.

- Nie chcę być wścibski. – powiedział po chwili Andrzej. – To zasadniczo nie moja sprawa ale czy mogę spytać czemu się tu pani zatrzymała?

- Nie mogę panu powiedzieć. Nie uwierzy pan i pomyśli, że jestem jakąś idiotką.

Andrzej zaczął coś podejrzewać. Odważył się sformułować to w formie pytania.

- Wiem, że to dziwne pytanie. Ale czy panie nie dostała ostatnio jakiegoś dziwnego SMS-a z numerem?

- Czy to pana sprawka? – zareagowała gwałtownie kobieta. – Pan to do mnie wysłał?

- Ależ nie. Ja też coś takiego dostałem. Proszę spojrzeć – wysunął w jej kierunku rękę ze smartfonem. – ten SMS pochodzi z innego numeru niż mój.

- Może pan ma drugi telefon i wysłał wiadomość sam do siebie? – nieufnie zastanawiała się dziewczyna.

- Tak mogło być ale czy poza tym SMS-em ten numer nie trafiał do pani na różne inne sposoby? Bo mnie od kilku dni prześladował.  

- Tak było. – przyznała. – Ostatnio wszędzie go widziałam. I doszłam do wniosku, że coś każe mi przyjechać tu, na trzydziesty szósty kilometr. Wiem, że to głupie. Niech się pan ze mnie nie śmieje i nie ma mnie za idiotkę.

- Nic podobnego. Mnie spotkało to samo. Też uznałem, że muszę się tu zjawić o tej porze.

Dziewczyna przez chwilę się zastanawiała.

- Jedyne racjonalne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że ktoś kto zna nas oboje postanowił nam zrobić kawał. Chociaż… - zawiesiła na chwilę głos. – niektóre sposoby,  w jakie podsuwano mi ten numer były raczej niemożliwe do zaaranżowania.

- Tak samo było w moim przypadku. – powiedział Andrzej.

- Skoro już tu jesteśmy to proponuję zrobić tak – dodał po chwili. – Jadąc tu, kilka kilometrów wcześniej widziałem zajazd sprawiający zachęcające wrażenie. Pojedźmy tam na kolację. Podczas jedzenia ustalimy czy mamy jakichś wspólnych znajomych. Okaże się, czy nasze spotkanie zaaranżował ktoś z nich, czy może to było po prostu przeznaczenie…