środa, 15 lutego 2017

System

Wczoraj były walentynki. Z tej okazji wypadało zamieścić kolejne opowiadanie bałkańskie, romantyczne i stosowne do okazji. Niestety, prawda jest taka, że okazję tę przegapiłem. Będę się jednak trzymał wersji oficjalnej, która głosi, że celowo nie ulegam pospolitym trendom.
W tej sytuacji publikuję następne opowiadanie z pogranicza fantastyki i grozy.  Obawiam się jednak, że to o czym w nim mowa to już nie fantastyka tylko, niestety, rzeczywistość.



System
                Pan Stefan, pracownik pionu controllingu dużej korporacji, przywykł do bankowości internetowej. Operacji na koncie osobistym dokonywał z laptopa i rzadko bywał w oddziale banku. Gotówki w zasadzie nie używał i nie nosił jej ze sobą.  
                Jego problemy rozpoczęły się 16 lutego podczas  zakupów w hipermarkecie. Podjechał do kasy z wózkiem wypełnionym po brzegi, wypakował produkty na taśmę i, jak zwykle, podał kasjerce kartę kredytową. Wystukał palcem wskazującym  PIN i nacisnął zielony klawisz. Po chwili na niewielkim wyświetlaczu terminala pojawił się napis:  „Transakcja odrzucona”.  W pierwszym odruchu pomyślał, że to musi być jakiś błąd. Poprosił kasjerkę aby  ponownie wprowadziła kartę. Tym razem wbijał PIN wyjątkowo starannie, pilnując aby przypadkiem nie nacisnąć dwu klawiszy na raz lub nie pomylić kolejności cyfr.  Efekt był taki sam.
                - Czy ten terminal dobrze działa? – zapytał nerwowo kasjerki.
                - Wszyscy płacą bez kłopotów. – odpowiedziała dziewczyna. – Coś jest nie tak z pana kartą.
                Ludzi stojący za Stefanem w kolejce do kasy  patrzyli na niego z wyrzutem.
                - Pierwszy raz coś takiego mnie spotyka. Karta dotąd zawsze działała.
                Poczuł zdenerwowanie bo zabrzmiało to jak tłumaczenie się, a nie czuł się winny całej sytuacji. 
                - W takim razie muszę zrezygnować z zakupu. Nie mam przy sobie gotówki. – burknął i zaczął wrzucać produkty z powrotem do wózka.
                Kasjerka wywróciła oczami i zabrała się do anulowania transakcji.
                Stefan najszybciej jak się dało wybrał  się do oddziału swojego banku.
                - Moja karta kredytowa nie działa. – zwrócił się  do dziewczyny siedzącej na stanowisku z napisem „obsługa klientów indywidualnych”. – Miałem z tego powodu niezręczną sytuację w sklepie. Proszę sprawdzić o co chodzi i tak to załatwić, żeby się więcej nie powtórzyło.
                - Mogę prosić o dowód i kartę?
                Urzędniczka wpisała numer karty do systemu, kliknęła kila razy w klawiaturę i oznajmiła:
                - Karta jest zablokowana.
                Stefan poczuł, że rośnie mu ciśnienie.
                - Co znaczy zablokowana? – powiedział z trudem panując nad sobą aby nie podnieść głosu. – Dlaczego ? Nie mam żadnych zaległości. Co miesiąc reguluję zadłużenie. 
                - Rzeczywiście, to dziwne. – przyznała dziewczyna. – Saldo jest w porządku. Mam tu tylko informację, że kartę zablokowano na podstawie wskazania systemu SOWA.
                - Co? Jaka sowa?!
                - Musi pan porozmawiać z dyrektorką oddziału. Ja naprawdę nie rozumiem skąd ten problem.
                Stefan wkroczył do gabinetu dyrektorki bojowo nastawiony.
                - Jakiś system sowa zablokował mi kartę! Proszę mi wyjaśnić o co tu chodzi. – zażądał od progu. 
                - SOWA to skrót od System Oceny Wypłacalności Aktualnej. – powiedziała dyrektorka. – Chodzi o to, że wydając kartę lub przyznając kredyt dokonujemy oceny zdolności kredytowej klienta. Musimy jednak monitorować tę zdolność na bieżąco, bo sytuacja klienta może ulec zmianie. Ktoś na przykład straci pracę, albo będzie narażony na nieprzewidziane wydatki. W takich przypadkach system podpowiada blokadę karty.
                - Rozumiem, ale co to ma wspólnego ze mną? Moja sytuacja się nie zmieniła. Świetnie o tym wiecie. Na moje konto bieżące w waszym banku co miesiąc wpływa pensja. Od czasu wydania karty kredytowej dostałem nawet podwyżkę.
                - W takim razie to rzeczywiście musi być jakaś pomyłka. – przyznała kobieta. – Zaraz sprawdzę. Czy mogę prosić o kartę?
                Wpisała numer do systemu i spojrzała na ekran. Nagle oczy rozszerzyły się jej ze zdumienia. Mimo woli przykryła dłonią usta i wykrzyknęła:
                - O mój Boże! Tak mi przykro!
                - O co chodzi? – domagał się  wyjaśnień Stefan. – Co takiego tam pani wyczytała?
                - Nie wiem czy mogę powiedzieć… - niepewnie wyszeptała dyrektorka.
                Tego było już za wiele dla Stefana. Obiegł  biurko i spojrzał na ekran komputera. Przebiegł wzrokiem tekst. Obok swojego nazwiska zobaczył informację „Prognozowana data śmierci 27 luty. Rekomendacja: blokada karty kredytowej”.
                Zaśmiał się nerwowo.
                - Czy ja dobrze rozumiem? Ta SOWA twierdzi, że umrę 27 lutego i z tego powodu zablokowaliście mi kartę?
                - Tak – przyznała kobieta z rezygnacją.
                - To jakiś absurd! – Stefan już nie panował nad głosem. – Komputer mnie uśmierca, a ja nie mogę korzystać z własnych pieniędzy. Żądam odblokowania karty bo jak nie to zabieram pieniądze i przenoszę się do innego banku!.
                - Przykro  mi ale mamy korporacyjne procedury. – tłumaczyła się dyrektorka. – Nie mam uprawnień aby odblokować pana kartę. Blokada została dokonana przez system automatycznie. Oczywiście niezwłocznie zwrócę się do zwierzchników w pana sprawie. Na razie muszę pana prosić aby  podjął pan gotówkę z konta i posługiwał się nią do czasy wyjaśnienia sprawy.
                Stefan mamrocząc pod nosem przekleństwa udał się do kasy. Złość nie przeszła mu przed powrotem do domu. Od progu zaczął żalić się żonie:
                - Wiesz, co te dupki z banku wymyśliły? Zablokowali mi kartę. Ci pieprzeni analitycy bankowi zarabiają za dużo kasy i żeby uzasadnić potrzebę swojego istnienia wymyślają jakieś durne procedury. Za grosz nie mają zdrowego rozsądku. Wprowadzili jakiś system komputerowy, który wyliczył, że 27 lutego umrę i z tego powodu zablokowali mi kartę.
                Żeby ukoić nerwy nalał sobie sporą szklaneczkę whisky.
                - Wiesz co? – powiedziała żona.- Ja od pewnego czasu kiedy otwieram internet to dostaję bez przerwy reklamy jakichś zakładów pogrzebowych. „Kiedy odejdzie ktoś z twoich bliskich zorganizujemy mu godne pożegnanie. Jesteśmy liderem na lokalnym rynku usług pogrzebowych”. I takie tam podobne teksty.
Stefan zakrztusił się whisky. Kiedy już wykaszlał trunek z tchawicy powiedział:
- Kurde! Wygląda na to, że ten pieprzony system o mojej przewidywanej śmierci zawiadomił nie tylko bank.
Mimo, że  żona próbowała obrócić wszystko w żart Stefan nie mógł zasnąć tej nocy. Za każdym razem kiedy sen zaczynał go morzyć przypominał mu się system SOWA. Ciśnienie mu rosło, czuł jakiś ucisk i gorąco za mostkiem.
Rano, w pracy, szef poprosił go na rozmowę.
- Stefan, czy ty się dobrze czujesz? – zapytał bez żadnych wstępów.
- Tak. A dlaczego pytasz?
- Mam ostatnio dziwne telefony od różnych head hunterów.  Pytają czy nie potrzebuję kandydata na kontrolera finansowego. Jak odpowiadam, że mam dobrego kontrolera to oni zaczynają coś kręcić. Mówią, że nigdy nie wiadomo, bo wszyscy żyjemy w stresie, pod presją, zdarzają się nagłe wypadki, więc lepiej mieć kogoś w zanadrzu na wszelki wypadek.  Proponują, że mimo wszystko wyślą mi CV, bo co mi szkodzi odbyć z kimś rozmowę kwalifikacyjną skoro to do niczego nie zobowiązuje.
Stefan poczuł, że znowu rośnie mu ciśnienie. Miał przeczucie graniczące z pewnością, że raport z systemu SOWA jakąś drogą trafił do agencji rekrutacyjnych. W pierwszym odruchu chciał się poskarżyć szefowi na kłopoty, jakie go spotkały, ale z tyłu głowy zapaliła mu się lampka ostrzegawcza. Szef niby jest w porządku, ale nigdy nie wiadomo czy jednak nie zaprosi na rozmowę nowego kandydata na jego stanowisko.
- Jak właściwie u ciebie ze zdrowiem? –pytanie brzmiało niewinnie ale Stefan wyczuwał lekką nutkę nieszczerości.- Kiedy miałeś ostatnie badania okresowe?
- Jakoś niedawno. W październiku, czy coś…
- No i jak? To znaczy jakie miałeś wyniki?
- Normalne, wiesz jak to jest.  Tylko jakiś cholesterol przekroczony. Ale wiadomo, że oni zaniżają normy żeby nam wciskać różne suplementy diety.
- Coś niewyraźnie wyglądasz. Masz jakiś problem?
- A kto ich nie ma? – Stefan unikał odpowiedzi wprost. – Nie, nic niezwykłego się nie dzieje.
- Wiesz co? Idź ty jeszcze raz do lekarza. Nie chciałbym musieć korzystać z oferty tych łowców głów.
Szef zaśmiał się z własnego dowcipu, Stefan mu zawtórował, ale na własny użytek uznał to za raczej czarny humor.
Po pracy postanowił zrobić w internecie rozeznanie na temat systemu SOWA.  Kiedy tylko włączył przeglądarkę od razy wyskoczyła mu reklama. W oczy rzucało się logo skomponowane z płomienia i krzyża oraz napis: „Mamy piętnaście lat doświadczenia w kremacji zwłok”. Ze zdenerwowania tak  mu się trzęsły ręce, że nie mógł trafić w kursorem w krzyżyk aby zamknąć to ogłoszenie.
Wyobrażał sobie, że po wpisaniu w przeglądarkę „system SOWA” od razu znajdzie jakieś informacje na interesujący go temat. Okazało się jednak, że firma, która opracowała system nie szuka rozgłosu i nie chwali się swoimi osiągnięciami. Przeglądarka podała linki do kilku systemów o nazwie SOWA, ale żaden z nich nie był przeznaczony do oceny wypłacalności klientów banków.  Najwyraźniej producent oprogramowania oraz bankierzy cenili sobie dyskrecję i nie umieszczali  informacji na temat swoich interesów w sieci. Dopiero  po dłuższych poszukiwaniach Stefan natrafił na komunikat jednego z banków, który był  notowany na giełdzie, co z mocy prawa o obrocie papierami wartościowymi obligowało go do publikowania ważnych informacji biznesowych. Notatka głosiła, że bank ten zawarł z firmą Business Software Excellence umowę na zakup i wdrożenie systemu SOWA. Jak wynikało z dalszych poszukiwań Business Software Excellence unikała ostentacji. Ich strona internetowa była nad wyraz skromna. Informowała, że firma tworzy doskonałe oprogramowanie dla biznesu, ale nie podawała adresu siedziby. Pod zakładką kontakt był tylko numer telefonu i adres mailowy. Najwyraźniej strategia komunikacyjna firmy nie preferowała osobistych relacji z klientami.  Po wykręceniu numeru kontaktowego odezwała się muzyczka i nagrany głoś zaczął podawać jakie numery należy wybierać aby połączyć się  poszczególnymi działami firmy. Stefan ponownie zagotował się ze złości bo żaden proponowany dział mu nie pasował. Nie miał zamiaru rozmawiać ani z działem marketingu (wybierz 1), ani z księgowością (wybierz 2) ani z żadną inną komórką organizacyjną jaka znajdowała się na nagraniu. Nie mając lepszego wyboru nacisnął numer do działu public relations. Taśma poinformowała go uprzejmie, że z troski o jakość obsługi rozmowa będzie nagrywana. Wreszcie ktoś się odezwał.
- Taaak? – rozmówca nie uznał za celowe się przedstawić.
- Dzwonię w sprawie systemu SOWA.  – Stefan zebrał całą siłę woli aby zacząć rozmowę spokojnie.
- Jesteśmy liderem na rynku systemów oceny wypłacalności. –oznajmił głos z drugiej strony. - Nasz system SOWA opracowany został na podstawie wieloletnich doświadczeń w wyniku pasji naszych programistów zdeterminowanych aby zapewnić stabilność finansową naszych klientów.
- I ten wasz system właśnie mnie uśmiercił. – przerwał Stefan tracąc opanowanie.
- Skoro pan nie żyje to skąd pan dzwoni? 
- Proszę bez głupich żartów. Na podstawie rekomendacji tej waszej SOWY bank zablokował mi kartę kredytową. A ja, do cholery, żyję  i chcę z niej korzystać. Na jakiej podstawie ogłaszacie na lewo i prawo, że niedługo umrę?
- Jak wspomniałem, mamy wieloletnie doświadczenie, na podstawie którego tworzymy niezawodne algorytmy.
- Jaki cholerny algorytm jest w stanie przewidzieć  kiedy umrę i na jakiej podstawie?
- To wbrew pozorom jest całkiem proste. Na przykład analizujmy strukturę pana zakupów dokonywanych kartą. Kupuje pan wiele produktów żywnościowych zawierających tłuszcze pochodzenia zwierzęcego. Wydaje pan dużo na alkohol i inne  używki. Nie uprawia pan sportu.
- Skąd niby wiecie, że nie uprawiam sportu?
- Od wielu lat nie kupił pan butów sportowych. W ogóle kupuje pan buty  średnio raz na pół roku, co oznacza, że mało pan spaceruje.   Z informacji od pańskiego dostawcy internetu wiemy, że codziennie kilka godzin spędza pan w sieci. W sumie prowadzi pan bardzo niezdrowy tryb życia. Ponadto jest pan silnie sfrustrowany.
- Niby czemu silnie sfrustrowany?
- Sympatyzuje pan z klubem piłkarskim, któremu grozi spadek z ligi. Uprzedzając pytanie, wiemy to stąd, że śledzi pan w sieci wyniki tego klubu. Poza tym, stresuje pana sytuacja polityczna.
- A to skąd wiecie?
- Z analizy statystycznej informacji, jakie pan czyta na portalach. Newsy zawierające krytyczne oceny rządu czyta pan długo i starannie, natomiast informacje pochlebne dla władzy pan ignoruje. Otwiera pan, rzuca tylko okiem i wraca na stronę  główną.
- Kto wam dał prawo mnie inwigilować? To jest naruszenie mojej prywatności.
- Strony internetowe informują, że używają pików cookies. Jak się panu nie podoba to może pan nie wchodzić do sieci.
- Skąd pan w ogóle wie z kim pan rozmawia? Nie przedstawiłem się, więc skąd pan wiec co ja kupuję  i co czytam?
- Ja mówię przykładowo. Zapytał pan na jakiej podstawie prognozujemy długość życia więc wymieniłem dane, na jakich w typowym przypadku się opieramy.
- Niech pan przestanie pieprzyć głupoty! Jak można na podstawie listy  zakupów uśmiercić człowieka i zatruć mu życie?!
- Mamy ponad dziewięćdziesiąt procent trafnych prognoz. Nasze algorytmy są sprawdzone, a klienci zadowoleni. A właściwie czemu się pan tak  denerwuje? Jeśli akurat w pana  przypadku, co statystycznie jest możliwe chociaż mało prawdopodobne, nasz system się myli to powinien się pan cieszyć, że pożyje pan dłużej, a nie wściekać się bez sensu. – to powiedziawszy pracownik pionu PR odłożył słuchawkę.
Pomimo tego, że ostatnie stwierdzenie było w zasadzie logiczne, Stefan był tak zdenerwowany przebiegiem rozmowy, że musiał się napić whisky, a wieczorem znów nie mógł zasnąć.
Nazajutrz zgłosił się do lekarza. Doktor zmierzył mu ciśnienie, osłuchał, zebrał wywiad i zapytał:
- Co pana wprawiło w taki stres? Jakieś problemy w pracy, a może w rodzinie?
Samo pytanie o przyczynę zdenerwowania spowodowało, że Stefan na jej wspomnienie jeszcze bardziej się zdenerwował i poczerwieniał na twarzy.
Lekarz chwilę pomyślał i stwierdził:
- Nie będziemy od razu włączać lekarstw na obniżenie ciśnienia, bo  to byłoby leczenie skutków, a nie przyczyn. Na razie przepiszę panu środki uspokajające. I bardzo proszę, niech się pan tak tym wszystkim nie przejmuje.
- Łatwo powiedzieć, niech się pan nie przejmuje. – myślał ze złością Stefan w drodze do domu.
Po powrocie, starając się stosować do zaleceń doktora, podjął próbę uspokojenia się.  Nastawił relaksująca muzykę, nalał sobie drinka i zaczął czytać jakąś pogodną książkę. Był już bliski zapomnienia o systemie SOWA, kiedy na komórkę zadzwonił jego agent ubezpieczeniowy.
- Witam, panie Stefanie – rozpoczął tonem wyuczonym na szkoleniach. – Analizowałem ostatnio warunki pana polisy na życie z funduszem inwestycyjnym. Ponieważ wysokość ubezpieczenia na wypadek śmierci jest znaczna, to alokacja składki na inwestycje jest niewielka. Trochę szkoda, bo akurat indeksy giełdowe są nisko i warto byłoby inwestować bo w najbliższym czasie należy się  spodziewać powrotu hossy i wysokich zysków. Gdybyśmy tak obniżyli wysokość odszkodowania na wypadek śmierci i zwiększyli środki na fundusz inwestycyjny to mógłby pan w krótkim czasie nieźle zarobić.
Stefan ponownie zagotował się ze złości, bo jako finansista od razu uchwycił sens propozycji agenta.
- Czy ja dobrze rozumiem? – zapytał poirytowanym głosem. – Proponujecie mi zmianę umowy, tak aby obniżyć odszkodowanie na wypadek mojej śmierci? Proszę powiedzieć, dostaliście informację z jakiegoś systemu, że prawdopodobnie umrę i chcecie ograniczyć straty?
- Ależ panie Stefanie! – zdziwił się agent. – Skąd takie podejrzenia? Zresztą ja nie wiem. W firmie działa system komputerowy, który analizuje warunki polis klientów, a do mnie trafiają  tylko zalecenia co mam proponować osobom, których jestem opiekunem ze strony naszego towarzystwa ubezpieczeniowego.
Stefan niezbyt uprzejmie podziękował za propozycję. Próba odzyskania spokoju wewnętrznego spaliła na panewce. Postanowił, że następnego dnia uda się do prawnika, z którym kiedyś chodził do liceum. Słabo przespał kolejną noc bo w głowie układał sobie treść pozwu.
Dawny kolega, obecny adwokat, nieco się przestraszył na jego widok.
- Oj, coś marnie wyglądasz. Masz jakieś problemy?
Stefan opowiedział o swoich perypetiach z systemem SOWA.
- A to łobuzy! – stwierdził prawnik. – To jest niewątpliwie złamanie ustawy o ochronie danych osobowych. Dałoby się  też podciągnąć pod naruszenie dóbr osobistych.
- Pomożesz mi napisać skargę, pozew czy coś tym rodzaju?
Adwokat na chwilę się zamyślił.
- To nie takie proste. – stwierdził. – Draństwo  jest ewidentne ale od strony prawnej trochę się  to komplikuje. Moglibyśmy przygotować zawiadomienie do prokuratury, ale w sprawach karnych musielibyśmy wskazać konkretną osobę fizyczną jako sprawcę. Tymczasem, z tego co mówisz nie wiemy kto konkretnie rozsyła te komunikaty o twojej zbliżającej się  śmierci. W tej sytuacji należałoby oskarżyć zarząd firmy o niewłaściwy nadzór nad pracownikami. Po pierwsze musielibyśmy ustalić kto jest w tym zarządzie,  co jest możliwe, ale obawiam się, że tym  ludziom trudno będzie  udowodnić celowe zaniedbanie obowiązków. Spodziewam się, że prokuratura umorzy sprawę. Druga możliwość to wystąpienie z pozwem cywilnym wobec tej firmy. Tu jednak pojawia się  problem z prekluzją dowodową.
- Z czym?
- Mówiąc najprościej, w sprawie cywilnej już na etapie pozwu należy wskazać wszystkie dowody, bo  później to już jest niemożliwe. Tymczasem my mamy przekonanie, że ta firma udostępnia raporty na twój temat ale dowodów na to nie mamy. Musielibyśmy zawnioskować do sądu o przesłuchanie dyrektorki oddziału tego twojego banku. Jak znam życie taka sprawa może trwać kilka lat.   Musisz się zastanowić czy chcesz się w to bawić.
Pan Stefan nie zdążył podjąć decyzji  gdyż zmarł na zawał serca w dniu 27 lutego, dokładnie tak jak prognozował system SOWA.