wtorek, 17 kwietnia 2018

Upiorny walc



Upiorny walc
Pani Genowefa usiadła w wiklinowym fotelu na balkonie swojego mieszkania ulokowanego na drugim piętrze kamienicy pochodzącej z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.  Na skraju chodnika biegnącego  wzdłuż fasady domu rosły stare lipy, a po drugiej stronie spokojnej ulicy stały wille otoczone starannie utrzymanymi ogrodami.   Był ciepły, jesienny wieczór.  Zmierzch zapadał już wcześnie, lecz dzięki wyżowi, który przyniósł ze sobą  powietrze z południa, temperatura była wciąż niemal tak wysoka jak minionego lata.
Pani Genowefa sięgnęła po filiżankę herbaty, którą naparzyła uprzednio i przyniosła  z kuchni. Smakując drobnymi łyczkami aromatyczny napój wsłuchała się w dźwięki muzyki. Piętro niżej mieszkała młoda skrzypaczka, która wieczorami miała zwyczaj ćwiczyć przy otwartym oknie.  Niektórym sąsiadom to się nie podobało ale pani Genowefa nie podzielała ich zdania. Artystka nie ćwiczyła gam, ani żadnych wprawek, od których mogły rozboleć uszy, lecz grała zazwyczaj dobrą, klasyczną muzykę. Często, na zakończenie wykonywała coś lżejszego i melodyjnego. Możliwość słuchania  w pogodny wieczór muzyki na żywo w dobrym wykonaniu   dla pani Genowefy była miłą atrakcją. Dziwiła się ludziom, którzy mieli do tego zastrzeżenia.
Skrzypaczka skończyła koncert Wieniawskiego i po krótkiej pauzie zagrała melodyjnego walca pochodzącego z jakiejś operetki. Pani Genowefa miała już swoje lata ale nie była na tyle wiekowa aby pamiętać czasy kiedy operetkowe tematy muzyczne były odpowiednikami dzisiejszych utworów zajmujących czołowe miejsca na listach przebojów. Słyszała tę melodię ale nie potrafiła przypisać jej do kompozytora. Czy to Strauss? A może Lehar? Jednak kapryśna pamięć, gdzieś ze swoich zakamarków podpowiedziała jej słowa refrenu:
…lecz walc ten w niepamięć nie pójdzie, o nie!
Bo każde z nas schowa go w sercu na dnie…
                Nuty wirowały w wieczornym powietrzu, a pani Genowefa pozwoliła marzeniom dać się porwać.  Zobaczyła w wyobraźni, że jest znów młoda i tańczy walca z przystojnym mężczyzną.  Nie był to jednak zwykły taniec. Pomiędzy partnerami iskrzyło. Każdym ruchem i  każdym krokiem okazywali sobie zainteresowanie w sposób niedostrzegalny dla patrzących z zewnątrz.  Ten walc był wyznaniem uczuć. Pani Genowefa zastanawiała się, czy będzie on początkiem wielkiej miłości i wspólnego życia, czy też czar pryśnie wraz z końcem tańca, po którym pozostanie tylko wspomnienie na dnie serca.
                Z nostalgicznego nastroju wyrwał ją nagły widok. Obok pnia jednej z lip rosnących pod domem spostrzegła ciemną sylwetkę. Był to wysoki mężczyzna w czarnym kapeluszu na głowie, ubrany w równie czarny płaszcz sięgający niemal do kostek. Postać wydawała się niesamowita i nierzeczywista. Jak cień przemknęła wzdłuż szpaleru drzew i znikła z pola widzenia. W tym momencie muzyka ucichła. Pani Genowefa poczuła zimny powiew i nie potrafiła powiedzieć czy był to po prostu chłodny wiatr zapowiadający nadejście jesiennej nocy  czy też podmuch jakichś ponurych mocy.
                Incydent szybko zatarł się w jej pamięci. Przez kolejne dni utrzymywała się ciepła pogoda i pani Genowefa słuchała wieczornych koncertów sąsiadki. Po kilku dniach na zakończenie zabrzmiał ten sam walc. Poczuła dziwny niepokój. Spojrzała z balkonu w dół i jej obawy potwierdziły się. W cieniu drzew przemykała ponura, wysoka postać, która po chwili znikła równie nagle jak się pojawiła.
                Od tej pory słuchanie wieczornych koncertów nie było już taką przyjemnością jak poprzednio. Pani Genowefa z niepokojem wyczekiwała czy zabrzmi znów melodia operetkowego walca. Któregoś dnia usłyszała ją znowu. Czując dreszcz na plecach spojrzała w dół. Złowroga, ciemna postać przemykała pod drzewami.
                Starsza pani postanowiła działać. Następnego popołudnia zapukała do drzwi skrzypaczki. Młoda artystka była zdziwiona wizytą lecz zaprosiła sąsiadkę do salonu i zaproponowała herbatę.
                - Pięknie pani gra, moja droga. – powiedziała pani Genowefa kiedy już wymienione zostały konwencjonalne uprzejmości na przywitanie. – Z wielką przyjemnością słucham pani  muzyki co wieczór na balkonie. Ale jest pewien problem. I to jest powód, dla którego pozwoliłam sobie na tę niezapowiedzianą wizytę.
                - Mam nadzieję, że nie gram za głośno. Niestety, muszę ćwiczyć, ale jeśli to pani przeszkadza, to będę pamiętać aby zamykać okna.
                - Och, nie. – zaprotestowała starsza pani. – Nie o to chodzi. Jak powiedziałam słucham pani z wielką przyjemnością. Wiem, że to co powiem zabrzmi dziwnie, ale pani muzyka, a raczej jedna melodia, wywołuje upiory.
                - Upiory? – brwi skrzypaczki uniosły się ze zdziwienia.
                - Zauważyłam, że za każdym razem kiedy gra pani tego walca z operetki, w cieniu drzew pod naszym domem pojawia się, ciemna, upiorna postać.
                - Ach, tak. – w głosie artystki dało się wyczuć coś w rodzaju ulgi. – Więc o to chodzi. Skoro tak, to nie ma problemu. Ćwiczę tego walca bo jest w programie mojego kolejnego występu. Ale skoro brzmi tak upiornie, to przećwiczę go tylko jeszcze dziś wieczorem, a później, obiecuję, już więcej go nie wykonam. Miejmy nadzieję, że w takiej sytuacji upiór już nie wyjdzie z krypty.
                Pani Genowefa wspinając się po schodach na drugie piętro zastanawiała się, czy młoda sąsiadka potraktowała ją poważnie czy też, starannie ukrywając ironię, grzecznie pozbyła się zwariowanej staruszki.
                Chwilę po tym, jak skrzypaczka skończyła wieczorny koncert, usłyszała pukanie do drzwi. Odłożyła pieczołowicie instrument do futerał i poszła otworzyć. Do przedpokoju wszedł wysoki mężczyzna. Odłożył na półkę kapelusz z szerokim rondem i odwiesił czarny, długi płaszcz.  Wziął kobietę  w ramiona i przytulił. Wymienili pocałunek.
                - Napijesz się czegoś? – zapytała gospodyni.
                - Później. Nie mogę się już doczekać.
                Kobieta wzięła go za rękę i poprowadził do sypialni.
                Godzinę później oboje siedzieli przy stole pijąc czerwone wino.
                - Świetnie to wymyśliłaś. – powiedział mężczyzna. – Co wieczór, w swoim domu po drugiej stronie ulicy słucham twojego koncertu i kiedy na zakończenie słyszę tego walca, to wiem, że mogę cię odwiedzić, bo męża nie ma w domu. Znakomity system. Żadnych śladów, żadnych SMS-ów czy numerów w bilingu, które on mógłby przypadkiem odkryć. A przy tym to takie podniecające. Nigdy nie wiem, czy zabrzmi ta melodia, a gdy ją usłyszę, to od razu jestem niesamowicie podekscytowany.
                - Będziemy musieli nieco zmodyfikować system. – odpowiedziała. – Sąsiadka z góry zaczęła coś kojarzyć.  Poza tym przesadzasz z tym strojem. Wiem, że chodzi ci o dyskrecję, chcesz się maskować aby nie zwracać uwagi, ale efekt jest wręcz przeciwny.