poniedziałek, 14 marca 2022

Szatański plan

 

Szatański plan

                Sala była wypełniona po brzegi.  Ludzie trzymali nad głowami banery z napisem „Roberts na prezydenta” lub wymachiwali  granatowo – białymi chorągiewkami, które to kolory kandydat wybrał na barwy swojej kampanii wyborczej.  Na ścianach zawieszone były girlandy, a pod sufitem unosiły się baloniki w tej samej kolorystyce.  Orkiestra grała skoczne melodie wprawiające zebranych w radosny i bojowy nastrój. Entuzjazm tłumu sięgnął zenitu gdy na trybunę wszedł Larry Roberts.

                - Ile to już razy kandydaci tej czy innej partii obiecywali wam, że gdy zostaną wybrani zadbają o wasz dobrobyt? – rozpoczął przemowę. – I co? Za każdym razem  okazywało się, że dbają wyłącznie o dobrobyt swoich kolesiów. Nie ma znaczenia z jakiej partii się wywodzą, bo cechą wspólną wszystkich polityków jest to, że ubiegają się o urząd nie po to aby służyć ludziom, lecz po to aby ustawić siebie, swoich krewnych i znajomych.  Jest okazja aby to zmienić. Ja jestem tą szansą. Zdecydowałem się kandydować nie po to aby się wzbogacić. Nie muszę, bo już jestem dostatecznie bogaty. Moja rodzina od kilku pokoleń należy do najzamożniejszych w tym kraju. Doszliśmy do tego ciężką pracą. Ja mógłbym się zająć mnożeniem swoich miliardów, ale zadałem sobie pytanie jaki to ma sens? W ciągu tych lat jakie mi pozostały nie byłbym w stanie wydać nawet jednego procenta odziedziczonego majątku. Bo ile człowiekowi potrzeba jachtów, rezydencji czy prywatnych odrzutowców? Ile w życiu można wydać na jedzenie i ubranie? Po co mi kolejne miliardy? Czy moim celem ma być pomnażanie majątku już i tak wielokrotnie większego niż człowiekowi jest potrzebny? Nie! Dlatego znalazłem inny cel, któremu  chcę poświęcić resztę życia. Tym celem jest wasz dobrobyt. Nie obiecuje wam miliardów, ale mogę wam obiecać to, że każdy uczciwie pracujący człowiek będzie mógł żyć godnie i dostatnio. Czas już powiedzieć dość! Dość temu, że majątki zbijają tylko cwaniacy, spekulanci i ustosunkowani kombinatorzy. Dość, temu, że nieuczciwi finansiści zarabiają na kryzysach, które sami wywołali, a ich koszty ponoszą zwykli, ciężko pracujący ludzie  tracący dorobek życia na skutek malwersacji skorumpowanych elit. Dość temu, że politycy przepłacają różnych nierobów nadmiernymi wydatkami socjalnymi tylko po to aby na nich głosowali. A finansują to z podatków nakładanych na tych, którym chce się ciężko pracować. 

                Tłum reagował na słowa kandydata oklaskami i spontanicznymi okrzykami. Nagle, poprzez najbliższe trybuny rzędy w jej kierunku zaczął się przedzierać wysoki, szczupły, szpakowaty mężczyzna.  Krzyczał na cały głos:

                - Jesteś narzędziem szatana! Należy cię powstrzymać, bo inaczej nad światem zapanują siły ciemności.  Precz ty diabelskie nasienie!

                Wymachiwał przy tym pięściami starając się zbliżyć do kandydata.  Ochrona zareagowała błyskawicznie. Kilku mężczyzn w ciemnych garniturach opinających szerokie bary obezwładniło intruza i wyprowadziło go z sali.

                                                                                             ***

                Rozprawę wstępną prowadził sędzia Mitchell.

                - Johnie Campbell, czy przyznaje się pan do tego, że  w trakcie wiecu wyborczego zaatakował pan kandydata na prezydenta Larry’ego Robertsa rzucając pod jego adresem groźby?

                - Nie rzucałem gróźb. – odparł oskarżony. – Moim zamiarem było danie świadectwa prawdzie.  Muszę powstrzymać tego kandydata, którego szanse na zwycięstwo wzrastają, jak wynika z ostatnich sondaży.  Albowiem Larry Roberts jest dziełem szatana. Jego zamiarem jest opanowanie ziemi i oddanie jej pod władzę Lucyfera.

                Sędzia Mitchell ciężko westchnął.

                - Na jakiej podstawie doszedł pan do takich wniosków?

                - Zbadałem historię rodziny Robertsów. – Campbell nie zauważył ironii w tonie sędziego lub  ją zupełnie zignorował. - Od pięciu pokoleń gromadzą niewyobrażalny majątek. Ich sukcesy nie byłyby możliwe bez pomocy piekła. Wszystkie interesy, nawet najbardziej ryzykowne zawsze im wychodzą. To element szatańskiego planu. Lucyfer pomagał pięciu pokoleniom Robertsów po to aby ostatni z nich, Larry wykorzystując rodzinny majątek zdobył urząd prezydenta i oddał władzę nad światem w ręce diabła. Dowodem na to są imiona kolejnych członków rodu od prapradziadka, poprzez pradziadka, dziadka i ojca aż do samego kandydata na prezydenta. Te imiona brzmią: David,  Edward, Victor, Ivan, Larry. Ich inicjały D, E, V, I, L tworzą słowo DEVIL czyli diabeł.

                - Wystarczy, panie Campbell. – rzekł sędzia ze zdegustowaną miną. – Co na to oskarżenie?

                Ze swojego miejsca podniósł się Robert Carter, przedstawiciel urzędu prokuratora.

                - Oskarżenie wnosi o areszt dla oskarżonego na okres kampanii wyborczej gdyż groźby karalne rzucane przez niego dają podstawy do obaw, że może on próbować zamachu na życie kandydata. Warunki w jakich odbywa się kampania utrudniają ochronę, gdyż kandydat musi spotykać się z tłumami nie mogąc zachować bezpiecznego dystansu.

                - Co ma do powiedzenia obrona? – zapytał sędzia.

                - Wysoki Sądzie, - powiedział adwokat – Zwracam uwagę, że pan Cambell nie formułował żadnych gróźb. Wyraził on jedynie swój pogląd sprowadzający się do tego, że kandydat Roberts nie powinien objąć urzędu prezydenta, gdyż cieszy się poparciem piekła. Pan Campbell stwierdził, że pana Robertsa należy powstrzymać, i że ma zamiar działać w tym kierunku lecz w żaden sposób nie sugerował, że zamierza tego dokonać drogą zamachu na życie lub zdrowie kandydata.

                W rozprawie uczestniczył też pełnomocnik Larry’ego Robertsa. Zapytany o stanowisko swojego zleceniodawcy stwierdził:

                - Wysoki Sądzie, jest chyba dla wszystkich oczywiste, że opinie oskarżonego na temat pana Robertsa są absurdalne. Mój klient uważa, że pan Campbell nie powinien ich publicznie wyrażać, nawet jeśli na własny użytek jest  co do nich przekonany.  Jednak pan Roberts znajduje się w niezręcznej sytuacji, gdyż gdyby wnosił o areszt dla pana Campbella to jego konkurenci  mogliby wykorzystywać to w kampanii, sugerując, że pan Roberts usiłuje tłumić krytykę pod swoim adresem wykorzystując wpływy jakie posiada. Z tego powodu, i wyłącznie z tego,  mój klient nie formułuje żadnych wniosków pozostawiając rozstrzygnięcie sprawy Wysokiemu Sądowi.

                Sędzia Mitchell po krótkim namyśle oznajmił wyrok:

                - Nie wymaga chyba uzasadnienia to, że sąd nie podziela poglądów oskarżonego na temat pana Robertsa. Jednak muszę zgodzić się z obroną, że nie przedstawiono  żadnych dowodów na rzecz tego iż oskarżony podjął aktywne działania w kierunku dokonania zamachu na kandydata. Już w prawie rzymskim obowiązywała zasada Cogitationis poenam nemo patitur – nie kara się nikogo za jego myśli. Oskarżony przyznał, że myśli o panu Robertsie jak najgorzej, lecz brak dowodów na to że przystąpił do zamiany tych myśli w czyn. Tylko w krajach autorytarnych dyktatorzy wtrącają do więzień ludzi, którzy ich krytykują. W naszym kraju mamy demokrację. Gdybym miał skazywać na więzienie, każdego kto uważa, że jakiś polityk jest szkodnikiem, to musiałbym zamknąć wszystkich.  Postanawiam, że oskarżony pozostanie w areszcie lecz tylko przez dwa dni do terminu końcowej  rozprawy. Prokuratura powinna do tego czasu przedstawić dowody na to, że pan Campbell aktywnie spiskował na życie pana Robertsa. W przeciwnym razie będę musiał odrzucić oskarżenie.

                - Wysoki Sądzie, - odezwał się Brian Smith, inspektor policji towarzyszący prokuratorowi. – W takim razie wnoszę o nakaz rewizji w domu oskarżonego oraz o zezwolenie na wgląd w jego billingi telefoniczne oraz na sprawdzenie jego komputera.

                - Ma pan moją zgodę. I przypominam, ma pan 48 godzin. Zamykam rozprawę. 

                                                                                              ***

                Jeszcze tego samego dnia, późnym popołudniem, inspektor Smith odwiedził prokuratora Cartera w jego biurze.

                - I co? – zapytał prokurator. – Znaleźliście jakieś dowody?

                - Zupełnie nic. – odpowiedział inspektor. – W domu Campbella nie było niczego co by go mogło obciążać. Żadnej broni, materiałów chemicznych, trucizn. Miał natomiast Biblię i sporo książek o zagrożeniu ze strony antychrysta. W internecie szukał informacji o rodzinie Robertsa, do czego się przyznał na rozprawie. Ale nic poza tym. Nie zadawał w wyszukiwarce pytań z gatunku „jak przeprowadzić zamach?”, nie czytał opisów  dokonanych w przeszłości zamachów, nie szukał informacji jak zbudować bombę, czy też czegoś w tym rodzaju.  Analiza billingów również niczego nie dała. W ogóle gadał niewiele przez telefon, a jeśli już to rozmawiał z numerami, które nie budzą podejrzeń. Żadnych kontaktów z kryminalistami, terrorystami czy innymi ekstremistami.

                - Więc może się mylimy? – zasugerował Carter. – Może to po prostu nieszkodliwy maniak religijny?

                - Oby tak było. – powiedział Smith. – Ale pomimo braku dowodów czuję, że ten facet jest niebezpieczny. Z zawodu jest inżynierem. Jest inteligentny, w pracy działa racjonalnie i efektywnie. Potrafi zarządzać skomplikowanymi projektami, jest dobrym organizatorem i uchodzi za kreatywnego. To nie jest prymitywny fanatyk, który zostawia na prawo i lewo obciążające go ślady.  Campbell nie będzie szukał w internecie zakazanych treści ze swojego komputera skoro może anonimowo skorzystać kawiarenki internetowej. Jeśli z kimś spiskuje to nie przez łatwy do sprawdzenia telefon.   Działa co do zasady racjonalnie, ma tylko manię na punkcie Robertsa. A przy tym wszystkim ja mam przeczucie graniczące z pewnością, że on nie odpuści i może się zdecydować na czynny zamach.

                - No to mamy problem.  – stwierdził prokurator. – Krytyczny będzie okres kampanii. Gdy już kogoś wybiorą na prezydenta to jego ochrona jest o wiele bardziej skuteczna. Na spotkania zaprasza się sprawdzone osoby, trzyma się ludzi na bezpieczny dystans. Niestety, w trakcie kampanii to niemożliwe. Kandydat musi spotykać się z tłumami, ściskać wszystkim dłonie. Zapewnienie bezpieczeństwa w takich warunkach jest problematyczne. Czy policja może objąć Campbella obserwacją? Wiedzielibyśmy przynajmniej kiedy wybiera się na jakiś wiec.

                - Brakuje nam ludzi. – poskarżył się inspektor. – Możemy spróbować, ale nie jestem w stanie zagwarantować  stuprocentowej pewności. Jak mówiłem, ten Campbell jest sprytny, inteligentny i kreatywny. Nie wiadomo co wymyśli aby się urwać spod dozoru. Musielibyśmy nałożyć mu jakąś bransoletkę z chipem dla lokalizacji ale na to nie dostaniemy zgody.

                Przez chwilę zapanowało pełne rezygnacji milczenie. Pierwszy przerwał je Smith.

                - Tak sobie myślę, - powiedział – że skoro nie mamy dowodów na jego udział w spisku, to może dałoby się go zamknąć do jakiegoś zakładu jako niebezpiecznego psychola. Musielibyśmy  mieć opinię jakiegoś psychiatry.

                - No nie wiem, - zastanawiał się na głos prokurator Carter – zasadniczo to by było słuszne bo facet ewidentnie ma zryty beret.  Tylko, że z taką opinią może być problem. Psychiatrzy z każdego potrafią zrobić wariata i właśnie dlatego przed sądem trudno taką opinię obronić.  Adwokat zacznie dopytywać na jakiej podstawie dokonano takiej oceny, czy istnieje stuprocentowa pewność, inaczej mówiąc łatwo będzie mu wskazać na uzasadnioną wątpliwość. A sąd w takim  przypadku nie będzie mógł uznać, że facet wymaga zamknięcia w psychiatryku. Żeby taka opinia ostała się przed sądem musiałby ją sporządzić jakiś niekwestionowany autorytet. Jakiś słynny profesor z jednego z czołowych uniwersytetów. A raczej nie ma szans aby ktoś taki zbadał faceta i przygotował opinię na pojutrze.

                - Faktycznie,- zgodził się inspektor Smith – raczej marnie to wygląda.

                - Popytam kogo się da pośród biegłych z jakimi współpracowałem, - obiecał Carter. – Ale niczego nie obiecuję.

                                                                                              ***

                Następnego popołudnia inspektor Smith zadzwonił do prokuratora Cartera w zupełnie innym nastroju.

                - Chciałem ci podziękować. – powiedział. – Skontaktował się ze mną profesor Louis Whiteburn. Powiedział, że słyszał od ciebie, że pilnie potrzebujemy opinii i podjął się jej sporządzenia.  Jeszcze dziś koło południa zbadał Campbella i obiecał przygotować opinie na jutro rano, tak byśmy mieli ją na rozprawę.

                - Whiteburn? – zdziwił się Carter . – Taka sława zgodziła się zająć naszą gównianą sprawą? Dziwne, że twierdzi, że słyszał o tym ode mnie. Wczoraj, jak obiecałem, rozmawiałem z kilkoma biegłymi ale do niego bym się nie ośmielił zwrócić.

                - Pewnie źle go zrozumiałem. – powiedział Smith. – Może nie miał na myśli tego, że słyszał o sprawie wprost od ciebie. Zapewne chodziło mu o to, że dowiedział się o naszym problemie od ciebie ale za pośrednictwem tych ludzi, z którymi rozmawiałeś. Nieważne. Grunt, że nam pomoże. Facet jest prezesem narodowego stowarzyszenia psychiatrycznego. Kiedy zapytasz w Googlach o jego publikacje na temat groźnych psychopatów cierpiących na schizofrenię czy na inne manie to lista zajmuje wiele ekranów.  Trudno znaleźć artykuł z tej dziedziny, w którym Whiteburn nie byłby cytowany.

                - No to mieliśmy szczęście. – stwierdził prokurator Carter. – Jego opinii obrona nie da rady zakwestionować. Na pewno zdążymy z dostarczeniem jej na rozprawę?

                - Pan profesor był tak uprzejmy, że zaprosił mnie jutro po odbiór opinii na ósmą rano do swojego domu. Zdążę do sądu na bank.  

                                                                                              ***

                Słowo „dom” na określenie miejsca zamieszkania profesora Louisa Whiteburna było znacznym niedopowiedzeniem. Była to stojąca pośród starannie utrzymanego parku dostojna, dziewiętnastowieczna rezydencja zbudowana z cegły, z kamiennymi obramowaniami okien i drzwi, nakryta dachem z łupka i porośnięta bluszczem. Pomimo wczesnej pory, profesor ubrany był w szare spodnie i białą koszulę a pod szyją miał zawiązaną muszkę. Zaprosił inspektora Smitha do położonej na parterze biblioteki i zaproponował kawę.

                - Bardzo dziękuję, panie profesorze. Obawiam się, że nie mogę skorzystać z pana uprzejmości. Muszę dostarczyć opinię na czas do sądu. Wolę mieć jakiś zapas na wypadek korków lub innych nieprzewidzianych przeszkód.

                - Rozumiem. – powiedział Whiteburn. – Oto ona.

                Podał inspektorowi plik kartek zapakowanych w elegancją  kartonową teczkę z inicjałami profesora.

                - Bardzo dziękuję za pomoc. – rzekł inspektor. – Gdyby nie pan, potencjalnie groźny maniak wyszedłby za kilka godzin na wolność. Jestem przekonany, że ta opinia temu zapobiegnie. Może się jednak zdarzyć, że na wniosek obrony sąd będzie chciał na kolejnej rozprawie wysłuchać opinii pana profesora osobiście.

                - Jestem na to gotowy. – powiedział Whiteburn. – Całą karierę poświęciłem badaniom nad takimi typami jak ten Campbell i wiem, że należy zrobić co można aby chronić przed nimi społeczeństwo. Pomimo tego, za zajmuje się tym całe życie wciąż nie mogę się nadziwić jak funkcjonują takie umysły. Człowiek niby jest pod każdym względem rozsądny i  inteligentny, poza jednym wyjątkiem, którym jest mania skłaniająca go ku zbrodni. Żadna opinia, żadne racjonalne argumenty nie są w stanie do niego trafić. Wie pan co inspektorze? Jestem w stanie przewidzieć co on powie po usłyszeniu mojej opinii. Na pewno stwierdzi, że ja i moja rodzina też jesteśmy elementami tego szatańskiego planu. Lucyfer nie tylko pomagał Robertsom w zdobyciu majątku. Musiał im również zapewnić ochronę. Dlatego od kilku pokoleń pomagał mojej rodzinie w robieniu kariery naukowej. Dzięki pomocy diabła mój pradziadek, dziadek ojciec i ja zostaliśmy uznanymi profesorami psychiatrii. A wszystko to tylko po to aby w razie potrzeby pomoc uznać wrogów Robertsa za chorych psychicznie. To naprawdę fascynujące jak tacy maniacy potrafią każdy fakt wkomponować w swoje chore teorie spiskowe.

                Inspektor Brian Smith jeszcze raz podziękował i udał się ku wyjściu. Droga wiodła przez galerię, w której na ścianie wisiały portrety profesorów z rodu Whiteburnów: pradziadka, dziadka ojca oraz samego autora opinii. Pod obrazami dało się odczytać podpisy z imionami : Henry, Eric, Leopold i Louis.    Pierwsze litery układały się w słowo HELL – piekło.