piątek, 15 września 2023

Limonya

 

Limonya

                Prezes korporacji Limonya uważnie studiował dane  na temat wielkości sprzedaży. W skali świata były to liczby dziewięciocyfrowe jednak ambicje prezesa sięgały dalej. Jego celem było prześcignięcie Coca-Coli i szukał metod, dzięki którym cel ten dałoby się osiągnąć.  Nie wierzył aby dało się to uzyskać zmieniając produkt. Limonya była napojem o smaku cytrynowym, owszem, smacznym, ale  nie było sposobu aby jakoś znacząco odróżnić się konkurentów. Potrzebna była oryginalna strategia marketingowa.

                Po wielu godzinach analizowania słupków wyrysowanych w Excelu prezes znalazł wreszcie punkt zaczepienia. Na wykresach pokazujących sprzedaż w krajach afrykańskich wyraźnie wyróżniała się Republika Mumboto. W innych krajach kontynentu sprzedaż Limonyi była lepsza lub gorsza ale jakaś była. Natomiast w Mumboto wynosiła zero. Prezes niezwłocznie wezwał na telekonferencję dyrektora regionu, w którym leżała feralna republika.

                - Wytłumacz mi co się dzieje w Mumboto – zażądał. – We wszystkich innych krajach twojego regionu mamy całkiem przyzwoite wyniki. A tam nic.

                - Panie prezesie, to sprawa polityczna. W Mumboto od wielu lat rządzi prezydent, który nienawidzi zachodniego świata. Zakazuje wszystkiego co stamtąd pochodzi, w tym również naszej Limonyi. Ona każe ludziom pić jakieś sfermentowane wielbłądzie mleko czy jakieś świństwo w tym rodzaju bo uważa, że to jest ich tradycja narodowa. Tak dla ścisłości, nasza sprzedaż wynosi tam zero tylko na papierze, bo oficjalnie import jest zakazany. Ale jest spory przemyt przez granicę. Ludzie ryzykują bo inni ludzie są skłonni dobrze zapłacić za nasz napój.

                - Czyli istnieje tam popyt na nasz produkt?

                - Jak najbardziej, panie prezesie. Powiedziałbym nawet , że działa efekt zakazanego owocu. Picie Limonyi jest rodzajem manifestacji, buntu przeciw reżimowi.

                Prezes zakończył telekonferencję. W jego głowie z wolna krystalizował się plan.  Następnym krokiem był telefon do byłego dyplomaty  wysokiej rangi, który po przejściu na  emeryturę wszedł do Rady Nadzorczej Limonyi. Jego wiedza o sytuacji w wielu krajach zamorskich była przydatna do kształtowania polityki eksportowej firmy.    Panowie umówili się na lunch.

                - Jego ekscelencjo, - prezes tytułował tak rozmówcę, który podczas swojej kariery wielokrotnie pełnił misję ambasadora – potrzebuję informacji o Republice Mumboto, a zwłaszcza o opozycji wobec obecnego prezydenta, o ile taka istnieje.

                - Nie pracowałem nigdy w tym kraju – odrzekł dyplomata – ale dobrze znam pewnego młodego człowieka, który właśnie wrócił z ambasady w Mumboto. To obiecujący absolwent dobrego uniwersytetu. Został tam skierowany aby nabrać doświadczenia. Teraz w centrali oczekuje na wyjazd na nową, ważniejszą placówkę.

                - Może mnie pan z nim skontaktować?

                - Oczywiście. Nadmienię, że nie musi nadmiernie obawia się o poufność przekazywanych informacji,  gdyż pan prezes jest osobą godną zaufania i działającą zawsze w dobrze pojętym interesie naszego kraju.

                Były ambasador  sięgnął po telefon.  Spotkanie zostało umówione na wieczór tego samego dnia w drogiej restauracji, która zapewniała możliwość prowadzenia dyskretnych rozmów przy posiłkach bez obawy, że to co zostanie ustalone trafi do niepowołanych uszu.

                W trakcie deseru prezes zadał pytanie młodemu dyplomacie:

                - Niech mi pan powie, młody człowieku, jak to możliwe, że w Mumboto rządzi jakiś fanatyczny dyktator, a my nic z tym nawet  nie próbujemy zrobić?

                - Tu do niedawna działała stara zasada, że to sukinsyn ale nasz sukinsyn.   On ma swoje za uszami ale trzyma pod kontrolą fundamentalistów muzułmańskich, którzy działając z ościennego kraju chcieli przejąć władzę w Mumboto. Ale to już nieaktualne bo po ostatnim przewrocie wojskowym w tym sąsiednim państwie generałowie, którzy doszli do władzy spacyfikowali tych islamistów.

                - Czyli w interesie naszego kraju nie leży już utrzymywanie przy władzy tego satrapy?

                - Dokładnie tak. Ostatni raport wydziału ekonomicznego naszej ambasady sugeruje, że jego odejście byłoby korzystne dla naszego biznesu, gdyż obecny prezydent stoi na przeszkodzie naszych interesów.

                - Jeszcze jedno pytanie : czy w Mumboto istnieje jakaś opozycja? Nie chodzi o jakiegoś innego kandydata na despotę ale o kogoś kto cieszy się szacunkiem społeczeństwa i mógłby zyskać przychylność międzynarodowej opinii publicznej.  

                Młody dyplomata przez chwilę się zastanawiał.

                - Przychodzi mi na myśl pewien człowiek. To prawnik, adwokat, absolwent zachodniego uniwersytetu. Próbował bronić przeciwników dyktatora stawianych przez niego przed sądem. Oczywiście nic to dało, bo nie po to dyktator stawia kogoś przed sądem aby go uniewinnili.  W rezultacie sam obrońca trafił na jakiś czas do aresztu. Zyskał jednak pewną popularność oraz  szacunek i w rezultacie wszedł  do polityki.  To rzadki przypadek w tamtym rejonie świata bo nie chodzi mu o zdobycie władzy po to aby się dorobić kosztem ludzi, tylko aby im pomóc.

                - Czy mógłby mnie pan z nim skontaktować? Chciałbym się z nim spotkać gdzieś na neutralnym gruncie, poza granicami Mumboto.

                - Myślę, że da się to zorganizować. Ale ja też miałbym do pana pytanie, panie prezesie. Dlaczego pan się interesuje Mumboto?

                - Powiedzmy, że nie lubię, kiedy dyktatorze pozbawiają ludzi podstawowych praw. A te prawa obejmują też prawo wyboru napoju, jaki chcą pić.  

                Do spotkania doszło dwa tygodnie później w Nairobi. Młody opozycjonista zrobił na prezesie korzystne wrażenie. Mimo stosunkowo młodego wieku wyglądał poważnie, był skupiony i opanowany.

                - Słyszałem, że jest pan nadzieją ludu Mumboto. – zaczął prezes. – Chciałbym pomóc w pańskiej walce o demokrację. Naród Mumboto zasługuje na lepszy los.

                - Liczymy na zwycięstwo w kolejnych wyborach. Ludzie mają już dość dyktatora.

                - Podziwiam pański idealizm, ale obawiam się, że jest pan naiwny. Dyktatorzy nie po to organizują wybory aby w nich przegrać. Moim zdaniem powinien pan stanąć na czele rewolucji. Poza tym wygranie wyborów jest mało medialne. Co pewien czas demokratyczna opozycja wygrywa wybory w jakimś kraju i przejmuje władzę, a za kilka miesięcy ludzie są rozczarowani i rząd upada. To się słabo sprzedaje w mediach.  Ludzie są znudzeni wyborami. Rewolucja to co innego. Dobrze wypada w telewizji i przyciąga uwagę opinii publicznej.

                - Wybaczy pan, ale nie jestem rewolucjonistą. Nie nadaję się do biegania z kałasznikowem po ulicach.

                - Ma pan błędne, staromodne wyobrażenie o rewolucjach. Zresztą nie proponuję panu żadnej faktycznej, krwawej rewolucji. Ludzie nie oczekują rozlewu krwi. Chcieliby oglądać w telewizji szczęśliwy lud świętujący pozbycie się znienawidzonego dyktatora. Wspólnie możemy im to dać.

                - Nie rozumiem do czego pan zmierza.

                - Proszę pana, nie marnowałem czasu przed naszym spotkaniem. Przygotowałem plan. W moim kraju istnieje grupa poważnych biznesmenów gotowych go sfinansować gdyż obecny prezydent blokuje rozwój gospodarczy pańskiego kraju nie dopuszczając zagranicznych inwestycji. Jeśli usuniemy dyktatora to napływ kapitału doprowadzi do wykorzystania lokalnych bogactw naturalnych. Wszyscy będą zadowoleni, i lud Mumboto i akcjonariusze globalnych korporacji.

                - Co ten plan przewiduje?

                - Po pierwsze zostanie pan wypromowany przez światowe media jako lider narodu walczącego o wolność. Proszę nie mówić, że nie chodzi panu o popularność. To konieczne gdyż po przejęciu władzy kierowany przez pana rząd będzie potrzebował zagranicznej pomocy gospodarczej ze względu na fatalny stan ekonomii po latach dyktatury. A rządy udzielą tej pomocy gdy będzie się tego domagała opinia publiczna. Będziemy musieli nieco zmienić pański wizerunek. Musi pan się stać bardziej wyrazisty.

                - Nie rozumiem, co pan ma na myśli? – zapytał nieco oszołomiony opozycjonista.

                - Ludzie są  powierzchowni w swoich ocenach. Kierują się symbolami. Na przykład mało kto wie, co narozrabiał ten Che Guevara, ale wielu kojarzy, że facet nosił beret na bakier. Podobnie, mało kto rozumie o co chodzi w teorii względności ale kojarzą Einsteina po długich, siwych włosach i wąsach. Pan też potrzebuje jakiegoś charakterystycznego elementu, dzięki któremu stanie się pan rozpoznawalny. Proszę wybaczyć tradycyjne, niepoprawne politycznie określenie, ale jest pan czarny, więc noszenie markowych okularów w wyraźnych, białych oprawkach wbije się ludziom w pamięć. Dobry specjalista od wizerunku coś dobierze. Zaczniemy od książki o panu. Napisze ją zawodowy ghostwriter korzystając z informacji od pewnego byłego pracownika naszej ambasady.   Zostanie pan przedstawiony jako niezłomny obrońca uciśnionego ludu Mumboto. Odpowiednio wypromujemy tę książkę, a równolegle zlecimy kilku telewizjom nakręcenie reportaży o cierpieniach pańskiego narodu pod rządami okrutnego dyktatora. Jako jedną z represji pokażemy zakaz picia napoju Limonya. W rezultacie opinia publiczna zacznie oczekiwać upadku satrapy. Wtedy zainscenizujemy tę rewolucję.

                - Zainscenizujemy? Jak to rozumieć?

                - Dosłownie. Mówiłem, że nikomu nie zależy na żadnej krwawej jatce. Do tego ten wasz dyktator był przez pewien czas sojusznikiem naszego rządu i nasza wiarygodność na arenie międzynarodowej by ucierpiała gdyby został tak po prostu odstrzelony.  Dogadamy się z nim. Dostanie propozycję nie do odrzucenia. Jeśli zgodzi się ustąpić ze stanowiska to nie zajmiemy funduszy, których nakradł i ulokował w bankach zagranicznych.  Z pewnością jakiś jego kolega dyktator z innego kraju zgodzi się udzielić mu azylu. Dożyje swoich dni wygodnie, korzystając dyskretnie ze swojego zagrabionego majątku. Oczywiście urządzimy  małą zadymę. Prezydent przed ustąpieniem wyda wojsku rozkaz strzelania, oczywiści w powietrze, tak żeby to dobrze wyszło w telewizji, ale nie zrobiło nikomu krzywdy. Na koniec dyktator ucieknie helikopterem z dachu  swojego pałacu. Ludzie uwielbiają takie rzeczy. Światowa opinia publiczna będzie zachwycona/ Oglądalność wiadomości na całym świecie wzrośnie.  Pan obejmie władzę i zorganizuje po swojemu demokratyczne wybory. Rozwój gospodarczy będący wynikiem napływu inwestycji zagranicznych pozwoli je panu wygrać. Proszę się nie oburzać, że to cyniczne. Sam pan widzi, że to dobry plan. Wszyscy będą zadowoleni.

                - Czego pan oczekuje w zamian panie prezesie? Plan prowadzący do wprowadzenie demokracji bez rozlewu krwi jest dobry, pomimo pewnych wątpliwości moralnych co do braku kary dla dyktatora. Nie chciałbym jednak aby powstało wrażenie, że w zamian za pomoc ułatwiłem pańskiej firmie wejście na rynek Mumboto. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Wierzę w wolny rynek i korzyści ze współpracy międzynarodowej. Jeśli obejmę władzę zniosę zakazy importu tak, czy owak, z przekonania, a nie jako element rozliczeń.

                - Szanuję pański idealizm i w żadnym wypadku nie ośmieliłbym się proponować panu korupcji politycznej. Nie chodzi mi o rynek Mumboto ale o rynek światowy. Będę pana prosił o jedno zdjęcie.

                - Jakie zdjęcie?

                - Pogadamy po udanej rewolucji. Proszę się nie obawiać, to nic złego.

                Plan prezesa udało się pomyślnie zrealizować. Kampania kilku medialnych koncernów zwróciła uwagę na niedolę ludu Mumboto i jego determinację w walce o wolność. Światowa opinia publiczna kibicowała tej walce, a pokazana przez wszystkie telewizje scena ucieczki dyktatora helikopterem z dachu pałacu wzbudziła powszechną radość.

                Niedługo po tym rozpoczęła się nowa  kampania promocyjna firmy Limonya. Jej motywem przewodnim było zdjęcie przywódcy zwycięskiej rewolucji stojącego na schodach zdobytego pałacu prezydenckiego na tle tłumu swoich rozradowanych zwolenników. W wyciągniętej w górę, w triumfalnym geście prawej ręce trzymał butelkę Limonyi. Napis pod zdjęciem brzmiał „Limonya – smak wolności”. Sprzedaż napoju w całym świecie wystrzeliła w górę.