niedziela, 16 sierpnia 2020

Nadzieja

 

Nadzieja

                W szatni, po przegranym meczu, nastrój z reguły jest ciężki. Tym razem chodziło jednak o coś więcej. Pomiędzy trenerem Karolem Leśniewskim a zespołem „Victorii”  stanął niewidzialny mur zbudowany z  wzajemnych pretensji. W powietrzu wyczuwało się  napięcie i wszyscy czuli, że musi dojść do zasadniczej rozmowy. Zawodnicy w większości patrzyli pod nogi. Trener wodził po nich wzrokiem, ale nikt z drużyny nie spojrzał mu w oczy.

                - Raz się wygrywa, a raz się przegrywa. Taka jest piłka. – powiedział trener. – Nie miałbym żalu gdybyśmy przegrali po walce. Ale wy przeszliście obok tego meczu. Grałem w piłkę kilkanaście lat, później przez trzydzieści lat trenowałem różne drużyny, od okręgówki do reprezentacji, więc potrafię odróżnić mecz przegrany po walce od meczu odpuszczonego.  Ja nie miałbym żalu, gdybyśmy przegrali, ale gdybym widział, że daliście z siebie wszystko. Ale wy się dzisiaj podłożyliście na własne życzenie. Bez ambicji, bez woli walki, bez honoru. To koniec. Rezygnuję z prowadzenia takiej drużyny. Prosto stąd idę do prezesa klubu aby mu o tym powiedzieć. Wciąż macie szanse aby zagrać w europejskich pucharach, ale nie ze mną. Może ktoś inny potrafi znaleźć w was chociaż odrobinę ambicji. Bo ja przestałem wierzyć, że ją macie.

                Odwrócił się na pięcie, wyszedł z szatni i zamknął za sobą drzwi. Idąc długim korytarzem usłyszał za sobą szybkie kroki. Z szatni wybiegł za nim napastnik, Paweł Stankiewicz.

                - Trenerze, pan mówi poważnie? – zapytał.

                - Czy to brzmiało jak żarty? – odpowiedział Leśniewski. – Ja nie pozwolę robić z siebie idioty. Widzę kiedy drużyna wypowiada mi posłuszeństwo i odpuszcza mecz.

                - Przede wszystkim chciałbym panu podziękować. – powiedział Stankiewicz. – Za to, że dał mi pan szansę po kontuzji i za zaufanie. I chciałbym powiedzieć, że ma pan rację. Oni celowo odpuścili ten mecz. Kilku starszych zawodników doszło do wniosku, że  za dużo pan wymaga. Powiedzieli, że nie będą się wysilać za te pieniądze i że jeśli drużyna przegra kilka meczów to prezes będzie musiał zmienić trenera i obiecać wyższe premie. Reszta w to weszła. Ale chciałbym, żeby pan wiedział, że ja nie. Ja dzisiaj zrobiłem co mogłem. Jednak oni nie dawali mi piłek. Albo jak już dali to celowo niecelnie, na zapalenie płuc. Kilka razy pobiegłem za takim podaniem, bez szans na przejęcie piłki i tylko straciłem siły.

                - Wiem, Paweł. Widziałem. Ja naprawdę znam się na piłce. Nie mogłeś sam wygrać tego meczu bez wsparcia drużyny. Ja też chciałbym ci podziękować. Praca z takimi zawodnikami jak ty powoduje, że to wszystko ma jakiś sens. Życzę ci jeszcze wielu sukcesów.

                - Trenerze, co pan teraz będzie robił?

                - Odpocznę. Kasy mam dość do końca życia. W tym zawodzie na pewnym poziomie zarabia się dobrze. Tyle, że to nie jest stała praca. Po prostu trzeba się liczyć z tym,  że wystarczą trzy przegrane mecze i do widzenia. Ja o tym wiem i miałem dość rozsądku żeby wszystkiego nie przepuścić tylko odłożyć co nieco. Dzięki temu jestem niezależny. Pewnie wsiądę w samochód i przejdę się po kraju. Może wcześniej czy później znowu ktoś zadzwoni z jakąś propozycją. Ale zanim ją przyjmę, musze zrobić sobie przerwę i uwierzyć, że to wszystko ma jakiś sens. Że nie chodzi tylko o kasę, że w tym całym sporcie jest jeszcze jakaś uczciwość i ambicja.

                Uścisnęli sobie dłonie. Prosto po tej rozmowie Leśniewski udał się do prezesa klubu.

                - Panie prezesie, składam rezygnację.  Straciłem kontakt z drużyną. Chciałem ich zmotywować do walki o puchary, ale mi się nie udało. Doszli do wniosku, że za dużo od nich wymagam i celowo odpuścili dzisiejszy mecz, żeby pan musiał mnie zwolnić. Postanowiłem panu tego oszczędzić.  Odchodzę sam. Drużyna wciąż ma szanse na pierwszą trójkę w lidze, ale nie ze mną. Może komuś innemu  uda się ich zmotywować. Obawiam się jednak, że nic z tego nie będzie jeśli nie dorzuci pan jakichś premii. I jeszcze jedno. Sądzę, że Frączak i Podgórny wzięli kasę za dzisiejszą przegraną. Oczywiście nie mam dowodów ale mam oczy. Żaden z nich to nie Ronaldo  ale te błędy po jakich straciliśmy bramki były według mnie zbyt grube nawet jak na ich mierne umiejętności techniczne.

                Kilka dni później Leśniewski jechał swoim autem przez okolicę, którą określa się zwykle jako zapyziałą prowincję. Nie miał żadnego planu, podróżował kierując się w strony, których nigdy nie odwiedził. Właśnie minął tablicę z napisem „Gniewkowice”. Była to wieś jakich wiele, składająca się z domów w zadbanych na ogół ogródkach, ale niczym specjalnym nie różniąca się od wielu innych miejscowości,  przez które przejechał tego dnia.  Minął kościół, pawilon handlowy z okresu PRL i już miał opuścić miejscowość, gdy dostrzegł budynek z napisem „Motel”.  Zbliżał się wieczór i pora było szukać noclegu. Leśniewski postanowił zjeść tu kolację i przy okazji ocenić ten przybytek. Gdyby wrażenie było korzystne zdecydował, że spędzi tu noc. Chwilę później siedział przy nakrytym kratkowanym obrusem stoliku czekając na zamówionego pstrąga z frytkami.  Jako że motel od środka wyglądał przyzwoicie postanowił zakończyć tu dzisiejszy etap podróży i z tego powody mógł popijać piwo w oczekiwaniu na główne danie.

Do sali restauracyjnej weszło trzech młodych mężczyzn. Złożyli zamówienie i czekając na jego realizację zaczęli rozmowę. Leśniewski siedział przodem do okna , tyłem do nich i mimo woli słyszał o czym mówią.

- Kurde, wciąż nie mogę się pogodzić z tym co się stało. Dwie minuty przed końcem prowadziliśmy jedną bramką. Gdyby tak zostało to wciąż byłyby szanse na awans do okręgówki, ale przed samym gwizdkiem daliśmy sobie strzelić. Chyba za bardzo chcieliśmy im dokopać. Zamiast atakować jak głupi trzeba było bronić wyniku. Teraz do końca ligi zostały dwa mecze i nie ma już szans na awans.

- No to przynajmniej wygrajmy te dwa spotkania. Pokażemy co potrafimy. Ale masz rację, przydałoby nam się więcej cwaniactwa na boisku, trochę kalkulacji.

- W ogóle to fajnie byłoby mieć trenera. Powiedziałby co i jak w odpowiednim momencie.

- Co racja to racja. Dobrze byłoby jakby ktoś nas ustawił. Mam już dość meczów, w których mamy więcej z gry, ciśniemy, atakujemy, niby jesteśmy lepsi, a na koniec przegrywamy jak frajerzy.

Na chwilę zamilkli przeżywając na nowo doznane na boisku porażki. W tym momencie pod motel zajechało czarne Porsche, z którego wysiadły dwie elegancko ubrane dziewczyny. Weszły do restauracji i zamówiły kawę. Mężczyźni z podziwem wodzili za nimi wzrokiem.

- Nie macie co się gapić. – stwierdził z goryczą jeden z nich. – Takie laski nawet nie spojrzą na takich jak my. Nie ta liga. Gdybyśmy tak grali w ekstraklasie, pokazywałaby nas telewizja to kto wie… Może poprosiłyby o autografy.

- Już to widzę. „Nadzieja” Gniewkowice w ekstraklasie. Może wtedy nie musiałbyś sobie sam kupować korków. Miałbyś trenera, specjalistów od odnowy biologicznej, psychologów i doradców od PR.

- Czasem się zastanawiam w czym my jesteśmy gorsi. Choćbyśmy gryźli trawę i zapieprzali na boisku jak mrówki, to powyżej A-klasy nie podskoczymy. Trzeba było się urodzić nie w Gniewkowicach tylko gdzieś w wielkim świecie.

- Dobra, dość już tego użalania się nad sobą. Pokażmy w tych dwu meczach co zostały do końca sezonu, że nie jesteśmy do reszty frajerami. Awans poszedł się pieprzyć, ale zagrajmy wreszcie tak jak nas naprawdę stać.

Dwie eleganckie dziewczyny zapłaciły za kawę, wyszły z lokalu, wsiadły do auta i odjechały. Nie poświęciły gościom restauracji ani jednego spojrzenia.

Leśniewski wstał od swojego stolika, odwrócił się  i podszedł do lokalnych piłkarzy, których rozmowę mimo woli podsłuchał. Oni natychmiast go poznali. Zaniemówili i wstali z krzeseł w geście szacunku.

- Pan trener Leśniewski? Co pan tutaj robi?

- Popijam piwko. I niechcący słyszałem waszą rozmowę. Jak zrozumiałem gracie w „Nadziei” Gniewkowice i właśnie zapieprzyliście szanse na awans do okręgówki. I zdaje się, potrzebujecie trenera.

- Dokładnie. Tylko że klub nie ma na to funduszy. Trenował nas przez jakiś czas nauczyciel WF z miejscowej szkoły, ale on się słabo znał na futbolu, a zresztą pół roku temu się stąd wyprowadził. Od tego czasu nie mamy trenera. Wybraliśmy kapitana drużyny i on ustala skład. Pan nie wie jak tu jest. To nie ekstraklasa.

- Tak się składa, że właśnie mam dość ekstraklasy. Odszedłem z klubu, w którym panom piłkarzom nie chciało się walczyć o awans do europejskich pucharów, bo uważali, że to za dużo wysiłku za pieniądze jakie zarabiają. A wierzcie mi, że zarabiają duże pieniądze. Powiem wam, że spodobało mi się to co mówiliście. A zwłaszcza to, że chcielibyście zagrać tak, jak naprawdę was stać. Powiedzcie mi coś więcej o waszym klubie. Macie jakiegoś sponsora, bazę treningową?

- Klub nazywa się „Nadzieja” tak jak firma, która go sponsoruje. To jest miejscowa przetwórnia owoców. Skupują je od sadowników i produkują różne napoje, kompoty, dżemy i takie tam. Właścicielem jest najbogatszy gość w okolicy. Ten motel też do niego należy. Niby nas sponsoruje, ale rozrzutny to on nie jest. Kasy starczy ledwo na wpisowe, żeby grać w A-klasie. Na mecze wyjazdowe jeździmy własnymi samochodami. Na szczęście niedaleko, bo gramy z okolicznymi klubami. Boisko jest gminne, sami dbamy o murawę. Zimą trenujemy w szkolnej sali gimnastycznej jak się dyrektor szkoły zgodzi. Ale to jest sala, w której nawet boisko do siatkówki ledwo się mieści, więc w piłkę nie za bardzo da się pograć. Ale panie trenerze, niech pan nie myśli, że my tylko narzekać potrafimy. Cieszymy się, że ten klub w ogóle jest, bo dzięki temu chłopaki mają co robić. Gdyby nie „Nadzieja” to chyba wszyscy byśmy tylko piwo w knajpie popijali, bo żadnych innych atrakcji w Gniewkowicach nie ma.

- Słyszałem, że macie do rozegrania jeszcze dwa mecze w tym sezonie. Kiedy gracie następny?

- Już jutro, u siebie. A ten ostatni na wyjeździe.

- Pozwolicie, że przyjdę i popatrzę?

- Panie trenerze, to dla nas zaszczyt. Tylko trochę będzie wstyd przed panem, że gramy jak gramy. Ale damy z siebie wszystko.

Leśniewski pożegnał się z piłkarzami i poszedł  poprosić o pokój. Kiedy recepcjonistka zapytała jak długo zostanie odpowiedział, że nie wie, ale możliwe że na dłużej. Nazajutrz pospacerował nieco po okolicy, zrobił drobne zakupy w miejscowym sklepie, a po południu  wybrał się na gminny stadion. Wieść, że były selekcjoner reprezentacji będzie oglądał mecz „Nadziei”  rozeszła się już po Gniewkowicach. W rezultacie na stadionie zebrała się spora liczba kibiców, którzy patrzyli na `Leśniewskiego z większym zainteresowaniem niż na mecz. Co do meczu, to był mniej więcej taki, jakiego można się spodziewać w prowincjonalnej A-klasie. Pomimo tego trener oglądał go z przyjemnością.  Fajerwerków technicznych ani głębszej myśli taktycznej się nie dopatrzył, ale imponowało mu zaangażowanie zawodników „Nadziei”.  Widać było, że dają z siebie wszystko, biegają do upadłego i walczą o każdą, nawet beznadziejnie straconą, piłkę. W rezultacie wydusili zwycięstwo 2 : 1, mimo że początkowo przegrywali po głupio straconej w pierwszej połowie bramce. Po meczu Leśniewski poszedł do niewielkiego baraku położonego w pobliżu boiska, gdzie mieściły się prowizoryczne szatnie. Stan tego przybytku był raczej przygnębiający. Kiedy trener wszedł do pomieszczenia, w którym zabrała się po meczu drużyna gospodarzy, napotkał wzrok wszystkich zawodników. W ich oczach widział niewypowiedziane pytanie: „I jak? Co pan o nas myśli?”

- Powiem szczerze. Na razie do składu na mecz w ekstraklasie żadnego z was bym nie wstawił.  Ale gdyby zawodnicy z mojej ostatniej drużyny grali z taką ambicja jak wy, to mieliby zapewnione mistrzostwo na wiele kolejek przed końcem.  Macie potencjał. Wielu z was mogłoby zagrać w wyższych ligach, nawet w ekstraklasie. Ale to wymaga ciężkiej pracy. Chcielibyście żebym was trenował?

Zawodnicy zaniemówili z wrażenia. Dopiero po chwili któryś się odezwał:

- Panie trenerze, jaja pan sobie z nas robi? Pewne że byśmy chcieli. Ale kto panu za to zapłaci?

- A wam ktoś płaci? Pomimo tego gracie. Więc ja też mogę was potrenować za darmo.

Z zapyziałego przystadionowego baraku na całe Gniewkowice rozległ się chóralny wrzask radości.

Następnego dnia Leśniewski wybrał się do właściciela firmy „Nadzieja”. Od piłkarzy dowiedział się, że nazywa się on Janusz Bekas i jest kuty na cztery nogi. Jeszcze za socjalizmu był tak zwanym badylarzem, hodował goździki i starał się rozwijać biznes na tyle ile się dało w tamtych realiach. W nowy system wszedł ze znaczącym kapitałem i potrafił go pomnażać.  W rezultacie zatrudniał obecnie ponad dwieście osób w firmie posiadającej filie i zakłady w kilku okolicznych miejscowościach. Kwatera główna mieściła się w Gniewkowicach, w budynku ukrytym za wysokim żywopłotem z tui. Dostępu do gabinetu prezesa Bekasa broniła asystentka umalowana, ufryzowana i wystrojona z ostentacyjną przesadą. Nie wyglądała na kibica piłkarskiego, ale nawet dla niej  Leśniewski był osobą z kategorii VIP, o których zwykli ludzie czytają  zazwyczaj jedynie w kolorowych pismach.  Podekscytowana jego wizytą podniosła słuchawkę telefonu i powiadomiła prezesa o obecności niespodziewanego gościa. Prezes Bekas nie był  zaskoczony, gdyż słyszał już o pobycie Leśniewskiego w Gniewkowicach. Przywitał go w progu gabinetu, zaprosił do środka i zamówił u asystentki dwie kawy.

- Co pana do mnie sprowadza, panie trenerze? – spytał. – Niezbyt często mamy zaszczyt gościć u nas tak znane osobistości.

- Chciałem pana prosić o pracę. – wypalił Leśniewski prosto z mostu. – Interesuje mnie posada trenera klubu „Nadzieja” Gniewkowice.

Janusz Bekas na chwilę zaniemówił z wrażenia ale po chwili wybuchnął głośnym śmiechem.

- Ma pan poczucie humoru, panie trenerze. Niech pan sobie z nas nie żartuje. Może chciałby pan żebym jeszcze ściągnął do „Nadziei” Messiego? Ja jestem tylko właścicielem średniej firmy i przy okazji prezesem prowincjonalnego A-klasowego klubu, ale w realiach rynkowych jako tako się orientuję. „Nadziei” na pana  nie stać.

- Mówię serio. Nie chcę od pana kasy. Zarabiałem dość w ekstraklasie, ale zniesmaczyły mnie układy jakie tam panują. Postanowiłem zrobić sobie rok przerwy. W tym czasie zachciało mi się popracować z miejscowymi, ambitnymi chłopakami i zrobić z nimi wynik.  Przez rok możemy awansować najdalej do okręgówki, bo wyżej od razu się nie da, ale chciałbym z „Nadzieją” wystartować w pucharze i doprowadzić drużynę jak najwyżej. Jeśli chodzi o pana, to wystarczy jeśli udostępni mi pan pokój w motelu.

- Z tym nie ma problemu, i tak nie ma pełnego obłożenia. – stwierdził Bekas. – Ale wciąż nie mogę uwierzyć w pana propozycję. Pewnie są jakieś dodatkowe warunki?

- No cóż, - rzekł Leśniewski. – Tak całkiem bez kosztów wyników się uzyskać nie da. Drużyna musi mieć warunki do treningów. Po pierwsze, trzeba wyremontować ten barak przy stadionie. Muszą być porządne szatnie z prysznicami. Po drugie, na obecnym boisku nie da się grać porządnej piłki.  Murawa jest nierówna i miejscami wyschnięta. Proponuję potraktować obecne boisko jako treningowe, a obok zbudować nową płytę stadionu. Terenu jest dość. Myślę, że miejscowi ludzie większość prac zrobią społecznie ale trzeba co najmniej kupić trawę w rolkach.

- Hm, -zastanowił się prezes. – To może wynieść dobrze ponad sto tysięcy. „Nadzieja” to niezbyt wielka firma. Staramy się wspierać lokalną społeczność ale nasze możliwości są ograniczone.

- Kiedy klub „Nadzieja” uzyska wyniki, firma będzie miała reklamę. Sprzedaż, obroty i zyski wzrosną.

Widząc, że Bekas wciąż się waha Leśniewski powiedział:

- Niech pan zaczeka parę dni. Zobaczy pan przykład takiej reklamy.

Prosto po wyjściu od prezesa trener sięgnął po telefon i wybrał numer znajomego dziennikarza z redakcji sportowej.

- Edek? Mam dla ciebie propozycję. Dostaniesz na wyłączność newsa na mój temat ale w zamian przemycisz w tekście kryptoreklamę pewnej niewielkiej firmy.

Szybko doszli do porozumienia. Następnego dnia w dziale sportowym ogólnopolskiej gazety ukazał się artykuł, powielony następnie na kilku internetowych portalach. Nosił tytuł: „Były selekcjoner reprezentacji powraca do źródeł sportu” i  zaczynał się od słów:

„Z dobrze poinformowanych źródeł dowiadujemy się, że Karol Leśniewski zrezygnował z prowadzenia zespołu ekstraklasy rozczarowany brakiem ambicji oraz targami o pieniądze, na których koncentrowała się uwaga drużyny.  Słynny trener podjął się pracy z A-klasowym zespołem sponsorowanym przez firmę „Nadzieja” z Gniewkowic. Jak stwierdził w rozmowie z naszym reporterem w tej drużynie odnalazł wartości, na których powinien opierać się sport, a o które trudno  w obecnym sporcie zawodowym. Te wartości to ambicja i szacunek dla fair play. Karol Leśniewski liczy z „Nadzieją” Gniewkowice na sukces w rozgrywkach pucharowych. Nasz redakcja z uwagą będzie śledziła wyniki popularnego trenera oraz jego nowego zespołu.”

Prezes Bekas był zachwycony.

- Panie trenerze, od wczoraj odbieram telefony od różnych dziennikarzy, ale co najważniejsze od kontrahentów. Ta reklama faktycznie działa. Zgadzam się na pana warunki. Rozmawiałem już z wójtem, gmina dorzuci trochę pieniędzy i wyszykujemy wspólnie stadion jak się patrzy.

- Dziękuję, panie prezesie. Ale nie zapominajmy o najważniejszym, czyli o sporcie. Czy „Nadzieja” jest zgłoszona do pucharu?

- Tak, oczywiście. Właśnie miałem panu powiedzieć, że za cztery tygodnie odbędą się eliminacje wojewódzkie, w których można wywalczyć prawo startu w drabince pucharowej. Życzę sukcesu.

Do pracy przy budowie nowego boiska stawiła się niemal cała wieś. Urząd Gminy zorganizował spychacz, który zgrubnie przygotował teren, a ludzie przy pomocy łopat i grabi  uformowali podłoże pod murawę. Przy okazji, wzdłuż bocznej linii  uformowano nasyp, który mógł służyć za trybunę dla widzów. Inspektor budowlany z urzędu poszukał w internecie informacji jak należy przygotować podkład pod trawę i dopilnował aby wszystko zostało zrobione jak należy.  Rozłożono rolki i pozostało tylko poczekać odpowiedni czas aby murawa się zakorzeniła.

Leśniewski  na starym stadionie poprowadził pierwszy  trening z drużyną, która w większości wciąż nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

- Chciałbym spotykać się z wami na treningu codziennie po południu na trzy-cztery godziny. Wszyscy mogą?

Zawodnicy skinęli głowami.

- To dobrze. – stwierdził trener. – Bo inaczej szybko nie dojdziemy do wyników.  I jeszcze jedno. Nie jestem abstynentem i nie robię problemów jeśli ktoś wypije piwo po wygranym meczu. Ale nie akceptuję tego, żeby ktoś przyszedł na trening, a tym bardziej na mecz  osłabiony przez alkohol. Zero tolerancji. Pierwszy taki przypadek i wypad z baru. Czy to jasne?  A palenia nie toleruję w ogóle. Nie pozwolę, żeby mojemu zawodnikowi odcięło tlen w siedemdziesiątej piątej minucie, bo kurzy.

Oczy całej drużyny skierowały się na jednego z piłkarzy.

- Jak rozumiem, popalasz sobie – stwierdził Leśniewski. – Więc musisz podjąć decyzję. Albo rzucasz od razu albo żegnasz się z drużyną.

- Jasne, że rzucam.

- No to zasady mamy ustalone. Możemy brać się do roboty. Zaczniemy od sprawdzenia waszej wydolności fizycznej. – powiedział trener. – W ekstraklasie miałem od tego sztab medyczny i laboratorium, ale tu musimy sobie poradzić po staremu.

Polecił każdemu z piłkarzy przebiec  od jeden bramki do drugiej i z powrotem.  Mierzył uzyskane czasy ręcznym stoperem.  Każdemu z zawodników mierzył puls przed startem i po zakończeniu biegu sprawdzając na ile wysiłek pobudza akcję serca.

- Nie jest z wami najgorzej, - stwierdził po przeanalizowaniu wyników. – Mógłbym powiedzieć, że jest całkiem nieźle. Jesteście nie najgorzej wybiegani  i nie grozi wam zawał po przebiegnięciu dwustu metrów.  Ale w piłce nożnej nie chodzi o to żeby biegać po prostej. Zobaczymy jak wam idzie  w slalomie.

Powbijał w trawę dziesięć tyczek wyznaczając slalom w poprzek boiska. Ponownie kazał przebiec trasę każdemu z zawodników mierząc i notując czasy.

- Też nie najgorzej. – podsumował wyniki – Ale w futbolu nie chodzi o bieganie bez piłki.  Teraz każdy z was pokona ten slalom prowadząc piłkę.

- To nam daje pogląd na waszą technikę.  Powiedzmy sobie szczerze, do ideału trochę na razie brakuje, z pliką biegacie znacznie wolniej niż bez. Będziemy to ćwiczyć na treningach. Mam zanotowane wyniki każdego z was z pierwszego biegu i uznam, że jest OK kiedy  czas z piłką  będzie dłuższy  niż bez niej o nie więcej niż  dwie sekundy. Ale to wciąż nie wszystko.  W futbolu chodzi nie tylko o to aby szybko biegać z piłką ale jeszcze trzeba w tym czasie widzieć co się dzieje na boisku.  Krótko mówiąc, trzeba prowadzić piłkę niemal na nią nie patrząc.

Leśniewski wyciągnął z plecaka cztery czerwone i cztery białe tabliczki.

- Wytłumaczę, na czym polega następne ćwiczenie. – powiedział. – Czterech z was stanie z boku trasy slalomu, dwu po lewej i dwu po prawej. Każdy będzie miał po jednej białej i jednej czerwonej tabliczce. Będziecie pokonywać z piłką slalom ale jednocześnie musicie obserwować kolegów z tabliczkami. Każdy z nich w trakcie biegu pokaże na dwie-trzy sekundy jedną z tabliczek. Biegnący zawodnik po ukończeniu slalomu ma powiedzieć jakie to były kolory.

Pierwszy zawodnik wyruszył na trasę. Biegnąc starał się obserwować kolegów z tabliczkami stojącymi po bokach i w rezultacie piłka kilka razy uciekła mu na bok. Po ukończeniu biegu powiedział:

- Z lewej dwie białe z prawej czerwona i biała.

- Kolory w porządku – stwierdził trener. – ale czas uzyskałeś gorszy o prawie dziesięć sekund bo musiałeś szukać piłki.

Drugi zawodnik pokonał trasę szybciej.

- Trenerze, z lewej widziałem jedną  czerwoną, ale słowo daję, innych nie widziałem.

- Bo za dużo patrzysz pod nogi.

Następny zawodnik pokonał slalom w niezłym tempie.

- Po jednej białej i jednej czerwonej z każdej strony – ogłosił.

- Zgadujesz, cwaniaku. Kolory były inne. – stwierdził trener. – Jeszcze jeden taki numer i wylatujesz z drużyny.

Po ukończeniu próby przez całą drużynę Leśniewski podsumował:

- Niestety, z techniku u was znacznie gorzej niż z formą fizyczną.  Będziemy to ćwiczyć przez najbliższy czas. Każdy kto chce zostać w drużynie za dwa tygodnie na przebiec slalom w wymaganym czasie i prawidłowo podać kolory. Zrozumiano? Zaczynamy od zaraz.

Ustawiono drugą trasę slalomu. Zawodnicy podzielili się na grupy i kolejno zamieniali się rolami. Bądź stawali wzdłuż trasy z tabliczkami, bądź pokonywali slalom. Po godzinie przyszli do trenera zadyszani lecz zadowoleni.

- Trenerze, fajne ćwiczenie. Już idzie nam o wiele lepiej niż na początku. Chce pan sprawdzić?

- Nie teraz. Jak powiedziałem sprawdzimy po dwu tygodniach. Teraz popracujemy nad techniką.

Zawodnicy spojrzeli na niego nieco zaskoczeni.

- Co się gapicie? Wiem, że jesteście już zmęczeni. I o to właśnie chodzi. Nie sztuka popisywać się techniką na świeżo. Sztuka zachować technikę kiedy brakuje oddechu i nogi drżą ze zmęczenia. Na początek staniecie w parach po dwu stronach boiska.  Zadaniem jednego będzie podać pikę drugiemu w poprzek murawy. Podający musi trafić do kolegi najdokładniej jak potrafi, a ten musi piłkę przyjąć tak, żeby mu nie odskoczyła. Kiedy ją opanuje podaje z powrotem.

Zawodnicy zaczęli ćwiczenia, a Leśniewski chodził wzdłuż boisk obserwując jak im idzie, udzielając uwag i doradzając jak skorygować błędy. Po trzydziestu minutach zarządził przerwę.

- Teraz porozmawiamy o taktyce.

Zabrał drużynę do salki w baraku przy boisku.

- Wszyscy lubią futbol ofensywny. – rozpoczął. – W tej grze chodzi o to, żeby atakować i strzelać bramki. Kibice najbardziej lubią drużyny o takim stylu gry. Są jednak zespoły które grają defensywnie, murują bramkę i atakują z kontry. Nie lubię tego, bo uważam, że to jest cwaniactwo boiskowe i sposób na wygrywanie  bez przemęczania się. Z reguły taka taktykę stosują zespoły słabsze technicznie.  Kibice tego nie lubią, ale często jest to skuteczne.  Chciałbym żeby nasz styl był ofensywny ale nie chcę żebyśmy dawali się ogrywać jak frajerzy. Wobec tego trzeba się trzymać pewnych zasad. Będziemy atakować ale nie chaotycznie. Jeśli nacieramy całą drużyną to musimy zabezpieczyć się przed kontrą. Po pierwsze, musicie pamiętać o asekuracji. Na przykład, jeśli boczny obrońca idzie do przodu, to boczny pomocnik musi być gotowy na zastąpienie go w obronie gdybyśmy stracili piłkę. Po drugie, jeśli atakujemy całym zespołem, to w ogóle nie można pozwolić sobie na straty piłki, szczególnie na głupie straty. A jeśli już się zdarzy to natychmiast trzeba przejść do pressingu żeby przeciwnik, który odebrał nam piłkę nie miał swobody dla wykonania dokładnego podania rozpoczynającego kontratak. Po trzecie, jeśli atakujemy całą drużyną to wszyscy, nawet ostatni obrońca muszą  podejść do linii środkowej.  Wtedy przeciwnik chcąc rozpocząć kontratak bez spalonego musi go rozpoczynać od środka, a wtedy w razie czego mamy pół boiska aby dogonić ich atakującego napastnika.  Żeby atak pozycyjny przyniósł efekty  to przede wszystkim trzeba zdobyć przewagę liczebną w którymś sektorze boiska. Często w telewizji można zobaczyć drużyny atakujące bez pomysłu. Gość prowadzi piłkę i rozkłada ręce, bo nie ma do kogo zagrać gdyż wszyscy koledzy z drużyny są obstawieni.  Żeby uniknąć takiej sytuacji mamy dwa wyjścia. Po pierwsze, można kiwnąć przeciwnika stojącego nam na drodze. To jest jednak niebezpieczne bo jeśli kiwka się nie uda i stracimy piłkę to od razu wychodzi kontratak. Dlatego na próbę indywidualnego przejścia może decydować się tylko ktoś umie to robić, a ponadto można podejmować takie ryzyko tylko z przodu. Nie powinien  ryzykować kiwania nasz zawodnik w ostatniej linii obrony bo jeśli mu się nie uda to od razu tamci mają sytuację sam na sam z bramkarzem.  Bezpieczniejszy sposób na zdobycie przewagi sytuacyjnej to gra bez piłki. Jeśli kolega prowadzi piłkę i nie ma do kogo zagrać to  pozostali muszą uwolnić się od obstawy i wyjść na wolne pole. Pamiętajcie, że piłki nie podaje się do kolegi tylko w miejsce gdzie kolega za chwilę dobiegnie.  Wypracujemy w tym celu pewne schematy. -  Leśniewski zaczął szkicować na arkuszu papieru przypiętym do ściany. – Pierwszy zawodnik  prowadzi piłkę. Obok ma kolegę krytego przez obrońcę. Kolega musi zrobić ruch w tę stronę, idzie do niego podanie, a on bez przyjęcia od razu odgrywa w tym kierunku….

Trener przez dłuższy czas rysował strzałki i schematy zagrań.

- Tyle teorii na dziś. – powiedział na koniec. – Teraz wracamy na boisko i poćwiczymy te zagrania na żywo. W następnych dniach omówimy schematy w grze obronnej oraz przy stałych fragmentach.

Każdego dnia w trakcie czterogodzinnego, popołudniowego treningu powtarzał się ten sam układ. Drużyna zaczynała od ćwiczeń budujących kondycję fizyczną i doskonalących technikę, w połowie, dla złapania oddechu, trener brał ich na wykład z taktyki, a na koniec ćwiczyli omawiane w jego trakcie zagrywki. Dla urozmaicenia, każdego dnia trenowane były inne elementy, atak pozycyjny, atak z kontry, obronę strefową, krycie każdy swego, rzuty rożne, wolne i karne. Leśniewski z satysfakcją obserwował zapał do pracy swoich zawodników oraz postępy jakie robią dzięki ciężkiej pracy.

W niedzielę przyszła kolej na ostatni mecz w A-klasie w tym sezonie. „Nadzieja” rozgrywała go na wyjeździe,  w mieście powiatowym, na boisku drużyny, która wcześniej zapewniła sobie awans. Leśniewski potraktował to spotkanie, nie mające już znaczenia dla układu tabeli, jako okazję do sprawdzenia ćwiczonych na treningach rozwiązań.  Przyniosło to efekt lepszy od oczekiwanego, gdyż „Nadzieja” wygrała 4:0 mając  dodatkowo jeszcze wiele szans na podwyższenie wyniku. Drużyna przeciwników nie poznawała graczy z Gniewkowic, z którymi spotykały się przecież nie po raz pierwszy. Po meczu, podając ręce oponenci patrzyli na graczy „Nadziei” z szacunkiem lub wręcz podziwem.

Po meczu Leśniewski wziął na rozmowę Staszka, napastnika, który zdobył dwie bramki. Na wstępie podziękował mu za wkład w zwycięstwo, ale dodał:

- Strzeliłeś dwie bramki ale miałeś jeszcze co najmniej trzy stuprocentowe okazje, których nie wykorzystałeś. To nie jest dobra statystyka. Ci goście mieli dziś dziurawą obronę ale kiedy zagramy z lepszymi drużynami, to będziesz miał w meczy jedną, może dwie takie okazje. Dobry napastnik nie może ich marnować. Nie każdy może być dobrym napastnikiem Żeby tak było trzeba mieć to coś. Intuicję w którą stronę pobiec, gdzie się ustawić, refleks i koncentrację przez cały mecz. Ty masz zadatki, być może nawet talent, ale żeby to wykorzystać musisz więcej popracować.  Od jutra będziesz po każdym treningu dodatkowo ćwiczył indywidualnie.  Koledzy będą ci podawać różne piłki w pole karne, płaskie, półgórne, a ty za każdym razem stojąc w różnych pozycjach w stosunku do bramki, przodem, bokiem, tyłem, będziesz starał się strzelić z woleja w róg bramki. W czasie meczu napastnik nie ma czasu na zastanawianie się, a dobra obrona nie pozwoli na przyjęcie i opanowanie piłki. Musisz wyrobić sobie  automatyczne nawyki.  Piłka musi się znaleźć w siatce zanim się and tym zastanowisz.

Podobne indywidualne zajęcia trener organizował z innymi zawodnikami grającymi na poszczególnych pozycjach: z bramkarzami, ze stoperami, rozgrywającymi i skrzydłowymi.

Nadszedł czas na wojewódzki turniej kwalifikacyjny do pucharu, w którym grano systemem przegrywający odpada. Aby pójść dalej należało wygrać kolejne trzy mecze, a dopiero to dawało prawo wejścia do ogólnopolskiej drabinki pucharowej, gdzie czekały już drużyny z wyższych lig.  W pierwszych meczach poszło nieźle. Pierwszy został wygrany 3:1, a drugi 1:0. Z każdą wygraną w zawodnikach „Nadziei” rosła pewność siebie i wiara we własne możliwości.  Pojawiło się też zainteresowanie mediów. Zgodnie z zapowiedzią z pierwszego artykułu dziennikarze śledzili rezultaty drużyny trenera  Leśniewskiego. Mimo, że był to bardzo wczesny etap rozgrywek wzmianki o wynikach „Nadziei”  pojawiły się na portalach internetowych.  Krótką notkę zamieścił nawet „Przegląd Sportowy” . Sprawiło to, że zawodnicy z Gniewkowic poczuli się niemal jak profesjonaliści. Leśniewski dostrzegł w tym zagrożenie i na odprawie przed ostatnim meczem w kwalifikacjach w ostrych słowach przypominał, że jeszcze turnieju nie wygrali, że nie można czuć się zwycięzcą przed ostatnim gwizdkiem.  Do przerwy wszystko szło zgodnie z planem. „Nadzieja” zdobyła gola i nie dawała przeciwnikom wielu szans na wyrównanie. Niestety, pod koniec drugiej połowy gracze z Gniewkowic poczuli się zwycięzcami zbyt wcześnie. Utracili koncentrację i w wyniku nonszalanckiej straty piłki na dwie minuty przed końcem pozwolili sobie wbić wyrównującą bramkę. Trener dokonał zmian w składzie i usiłował pozbierać drużynę przed dogrywką.  Jednak powrót do rytmu gry po szoku wywołanym utratą głupiej bramki okazał się trudny. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i doszło do rzutów karnych. Na szczęście  „Nadzieja” wygrała ten loteryjny konkurs.

Po meczy Leśniewski miał wiele do powiedzenia drużynie na temat tego jak niewiele brakowało aby przegrać wygrany mecz i zakończyć na rok przygodę z pucharem.

- Tym razem wam się udało. – powiedział na zakończenie. – Jesteśmy w 1/32 finału. Ale pamiętajcie, że żarty się skończyły. Od tej pory spotykamy się już tylko z profesjonalistami z wyższych lig. Nie ma miejsca na lekceważenie przeciwnika, błędy i brak koncentracji.

Na kolejny mecz w pucharze do Gniewkowic przyjechała drużyna drugoligowa z przeciwnego krańca kraju. Przed meczem w szatni „Nadziei” jeden z obrońców powiedział, że słyszał, co goście mówili między sobą wysiadając z autobusu.

- Powiedzieli, że pokażą tym wieśniakom  jak się gra w piłkę.

- I co wy na to, wieśniacy? – zapytał Leśniewski.

W oczach swoich zawodników dostrzegł, że te przechwałki przyjezdnych dały im dodatkową motywację.

Obiektywnie trzeba przyznać, że drużynie z Gniewkowic pomógł w pewnym stopniu przypadek, czy też może brak profesjonalnej organizacji u przeciwnika. Tamci, jadąc autokarem na mecz, zatrzymali się na obiad w przypadkowym przydrożnym zajeździe. Zawodnicy zamówili dania nie przejmując się przesadnie zasadami dietetyki. Przypadek sprawił, że kuchnia w tym lokalu używała tego dnia co nieco przeterminowanego tłuszczu do smażenia. W rezultacie niektórzy gracze przyjezdnych czuli się  przyciężkawo na żołądku co spowodowało, że w drugiej połowie meczu siły ich częściowo odeszły. Tym niemniej drużyna z Gniewkowic w pełni zasłużyła na wygraną w stosunku 1:0. „Nadzieja” znalazła się w 1/16 finału.

                Wkrótce nadszedł czas na kolejny mecz pucharowy. Tym razem przeciwnikiem miała być  kolejna drugoligowa drużyna.

                - Znam ich. – powiedział na przedmeczowej odprawie Leśniewski. – To stare repy i wyjadacze. Umieją grać w piłkę ale najlepsze lata mają już za sobą. Chcieliby wygrywać bez przemęczania się. Wykorzystamy to. Tym razem zaczniemy ostrożnie. Przez pierwsze dwadzieścia minut zagramy cofnięci ale skoncentrowani tak aby nie dać sobie nic strzelić. Po tym czasie nagle zaatakujemy. Myślę, że uda się ich zaskoczyć.

                Mecz ułożył się zgodnie z planem trenera. Drużyna z Gniewkowic  w początkowej fazie meczu trzymała się swojej połowy boiska ograniczając się do agresywnej obrony. U przeciwnika stworzyło to wrażenie, że mają przewagę i wcześniej czy później, bez większego wysiłku zdobędą gola. Po dwudziestu kilku minutach Leśniewski wstał z ławki i dał znak drużynie do zmiany taktyki. Jego zawodnicy przesunęli się do przodu i zagrali pressingiem. Na efekty nie trzeba było długo czekać . Udało się przejąć piłkę po błędzie przeciwnika i strzelić bramkę. Zanim tamci zorientowali się co się dzieje było już dwa do zera. Dopiero wtedy drugoligowcy zrozumieli, że ten mecz to nie będzie taki spacerek jak im się wydawało.  Przez całą drugą połowę atakowali goniąc wynik ale Gniewkowice pozwoliły sobie wbić tylko jedną bramkę i mecz zakończył się wynikiem 2:1. „Nadzieja” była  w 1/8 finału.

                W tym czasie zainteresowanie mediów było już olbrzymie. W prasie ukazywały się artykuły o sążnistych tytułach: „Futbol wraca do źródeł. Trener Leśniewski odnalazł sens piki nożnej w Gniewkowicach”, „’Nadzieja’ postrachem ligowców”.  Migawki z meczu pokazała nawet telewizja uzupełniając to wywiadem z Leśniewskim. Równolegle trwały rozgrywki A-klasy, w których drużyna z Gniewkowic nie miała równorzędnego przeciwnika.  Zremisowała tylko jeden mecz i to dość pechowo, a w pozostałych zwyciężyła. Pod koniec rundy jesiennej miała taką przewagę w tabeli, że awans do ligi okręgowej wydawał się praktycznie przesądzony.

                Był okres jesiennych prac polowych. Po jednym z treningów Leśniewski zapytał zawodników czy któryś z nich ma pole. Okazało się, że większość ma. Trener poprosił jednego z nich czy mógłby poczekać z orką na jednym poletku, mniej więcej półhektarowym, do listopada. Uzyskał zgodę, ale na pytanie po co odpowiedział krótko:

                -Zobaczycie po sezonie.

                Przed meczem 1/8 finału, w którym Gniewkowice miały się spotkać z jedną z drużyn pierwszej ligi, do Leśniewskiego doszły nieoficjalnymi kanałami informacje, że w drużynie przeciwnika panuje podobna atmosfera jak ta w „Victorii”, która skłoniła go do rezygnacji z pracy. Zawodnicy pierwszoligowca doszli do wniosku, że trener za dużo od nich wymaga. Uważali, że premie za mecze pucharowe są za niskie, a szans na jego zdobycie i tak nie mają. Leśniewski nie przekazał tych wieści swoim piłkarzom, aby nie nabrali przekonania, że wygrana przyjdzie łatwo. Na odprawie przed meczem powiedział piłkarzom, że tym razem mają zabiegać przeciwnika, to znaczy od samego początku rzucić się do ataku i trzymać ich pod pressingiem, nie pozwalając ani przez chwilę rozgrywać im piłki swobodnie. Wiedział, że po kilku miesiącach solidnej pracy wytrzymają kondycyjnie taką taktykę.

                Drużyna nie zawiodła go. Od początku naparła na przeciwnika i pozwoliła mu na rozwinięcie skrzydeł. Pod koniec drugiej połowy Staszek zdobył bramkę. Tamci dość niemrawo zabierali się do odrabiania strat i wynik utrzymał się do końca. Chłopaki z Gniewkowic po meczu byli wyczerpani ale szczęśliwi. „Nadzieja” była już w  1/4 finału.  O drużynie było głośno wśród kibiców w całym kraju.

                Nadeszła zimowa przerwa w rozgrywkach. Prezes Bekas zorganizował w restauracji swojego motelu spotkanie na podsumowanie sezonu. Podziękował za wyniki piłkarzy, które przełożyły się na wyniki jego firmy, której marka stała się rozpoznawalna. Obiecał premie, tym bardziej, że wiosenne mecze pucharowe będą transmitowane przez telewizję i klub uzyska  z tego tytułu  wpływy, o jakich poprzednio nawet nie mógł marzyć. Trener Leśniewski ogłosił plan przygotowań do nowego sezonu. Wyjaśnił, że dotychczas w trakcie rozgrywek nie można było stosować zbyt intensywnego treningu siłowego. Teraz przyjdzie na to pora. Szczegóły ogłosi na najbliższym treningu. W miesiącach zimowych drużyna trenować będzie w szkolnej sali gimnastycznej,  którą gmina z chęcią udostępni. Były propozycje postawienia do dyspozycji piłkarzom „Nadziei” większej hali sportowej w powiecie, ale trener uznał to za zbędne.  Na ćwiczenia siłowe miejsca w szkolnej sali wystarczy, a jeśli chodzi o technikę, to na zimę zaplanowano ćwiczenia w operowaniu piłką w bliskim kontakcie z przeciwnikiem, czemu tłok w małej salce bardziej sprzyjał niż przeszkadzał. Natomiast przed rozpoczęciem sezonu wiosennego  sponsor ufundował trzytygodniowy obóz przygotowawczy w Turcji, gdzie będzie już można prowadzić normalne piłkarskie zajęcia na boisku.

                Po przemowach podano poczęstunek. W jego trakcie pod motel podjechała droga limuzyna  BMW. Wysiadły z niej dwie eleganckie dziewczyny i weszły do restauracji. Nieco zaskoczone spojrzały na zgromadzonych przy stołach piłkarzy. Coś tam pomiędzy sobą poszeptały, a na koniec jedna z nich zapytała:

                - To wy jesteście to słynną drużyną z Gniewkowic, o której wszyscy mówią? Możemy sobie z wami strzelić selfie?

                Na kolejnym treningu Leśniewski ujawnił swoje plany związane z niezaoranym polem. Powiedział, że na boisku najważniejszy jest start do piłki.  Nie tyle liczy się szybkość na pięćdziesięciu metrach, ile na pierwszych pięciu. Gdy na samym starcie uzyska się pół metra przewagi, to przeciwnik już tego nie nadrobi. Trening będzie polegał na tym, że do starego pługa, który odcina jedną skibę, zamiast konia zostaną zaprzęgnięci kolejni zawodnicy. Każdy będzie miał za zadanie szarpnąć pług i przeorać pięć metrów. I tak kolejno po wiele razy. Po takim treningu start do piłki bez pługa będzie błyskawiczny.  W ciągu najbliższych dni niezaorane poprzednio pół hektara pokryło się skibami, a ślad tego pozostał w mięśniach piłkarzy.

                Przed samym rozpoczęciem sezonu wiosennego do trenera zgłosił się z niewyraźną miną Staszek. Przez chwilę kluczył naokoło tematu, ale na koniec wydusił  z siebie to z czym przyszedł.

                - Trenerze, chcę przejść do jednego z pierwszoligowych zespołów. Dostałem taką propozycję. Głupio mi o tym mówić, ale chciałem prosić żeby mnie pan zrozumiał. To być może moja ostatnia szansa. Ja się zbliżam do trzydziestki, mam żonę i dziecko. Takiej okazji więcej może nie być.  Mogę zarobić trochę kasy.

                - Nie ma sensu żebym cię na siłę zatrzymywał. Grałbyś z musu i bez zaangażowania. Dziękuję ci za to co zrobiłeś dla drużyny i życzę sukcesów w pierwszej lidze.

                Wkrótce po tym odbył spotkanie z zespołem.

                - Wiele razem osiągnęliśmy i mamy szansę jeszcze więcej osiągnąć dzięki waszej ambicji i ciężkiej pracy. Macie potencjał na grę w wyższych ligach i niektórzy z was  pewnie dostaną takie propozycje. Ale mam do was prośbę. Zostańcie w „Nadziei” do końca naszej gry w pucharze.  Postaram się pogadać ze znajomymi agentami o jakichś kontraktach reklamowych, na których możecie trochę zarobić. Drużyna ma już rozpoznawalność i można to wykorzystać.

                Piłkarze spojrzeli po sobie i jeden z nich wyraził ich wspólne zdanie.

                - Trenerze, bez pana bylibyśmy niczym. Wiadomo, parę złotych zawsze się przyda, ale zostaniemy z panem nawet bez grosza.

                Leśniewski był pewien, że dotrzymają słowa ale nie rozwiązywało to problemy braku napastnika w decydujących rundach pucharowych. Trener zastanawiał się którego z piłkarzy przestawić na tę pozycję, kiedy nadeszło nieoczekiwane rozwiązanie. Przed motel zajechał sportowy Mercedes i wysiadł z niego Paweł Stankiewicz. Po chwili zapukał do drzwi pokoju Leśniewskiego.

                - Trenerze, powiedzieli mi, że tu pana znajdę. – rzekł na przywitanie. – Chciałem panu powiedzieć, że nie gram już w  „Victorii” . Po pana odejściu nic się nie zmieniło. Dalej różne kombinacje, żadnej ambicji. Akurat skończył mi się kontrakt i postanowiłem go nie przedłużać.

                - Co będziesz robić? – spytał trener.

                - Mam wolną kartę i mogę grać gdzie chcę. Agent szuka mi jakiejś fuchy w Arabii albo gdzieś żebym coś zarobił na stare lata. Ale to są plany raczej na jesień. Teraz chciałem pana spytać czy nie wstawiłby mnie pan do składu w „Nadziei”.

                - Poważnie mówisz? – spytał Leśniewski. – Wiesz, że poważnej kasy tu nie dostaniesz.

                - Wiem, ale „Nadzieja” to teraz najgorętsza drużyna w kraju. Wszyscy jej kibicują. Grać dla nich to znaczy być na topie.  Zresztą, skoro doszliście tak daleko, to jakaś kasa z telewizji i związku już będzie. Może zarobię na wyżywienie i pobyt w tym motelu.

                Tytuły relacji prasowych:

                „Piękny sen trwa. ‘Nadzieja’ w półfinale pucharu”

                „ Zespół trenera Leśniewskiego kontynuuje zwycięską passę. Bramka Stankiewicza daje ‘Nadziei’  awans do finału”.

                Do tej pory wszystkie mecze pucharowe odbywały się na stadionie w Gniewkowicach, gdyż z zasady drużyna z niższej klasy rozgrywek pełniła rolę gospodarza. Finał miał zostać rozegrany na Stadionie Narodowym.  Przed meczem obie drużyny zgromadziły się w tunelu prowadzącym na płytę boiska. Naprzeciw wylotu z tunelu widniała tablica świetlna z wypisanymi nazwami drużyn, Na znak dany przez sędziego oba zespoły ruszyły w kierunku murawy. Chłopaki z Gniewkowic wychodząc na mecz patrzyli przed siebie, gdzie na końcu tunelu widniał święcący napis „NADZIEJA”.