wtorek, 15 grudnia 2020

Pierwsza gwiazdka

 

Pierwsza gwiazdka

                Zapadał zmrok.  Ruch na drodze powoli zamierał. Tylko nieliczne, spóźnione auta  przemykały ulicami, wśród domów, w oknach których świeciły przystrojone choinki.

                - Nie możesz jechać szybciej? –  starsza, siwiejąca  kobieta  zwróciła się do męża trzymającego kierownicę. – Wnuki już pewnie nie mogą się doczekać kiedy siądziemy do stołu. Andrzej  jest głodny, a Dorotka będzie zła, że kolacja stygnie.

                - Dobrze, że w ogóle udało się zapalić to auto. – odpowiedział starszy pan. – Trzeba było się zgodzić kiedy Andrzej proponował, że po nas przyjedzie.

                - No wiesz, jak możesz tak myśleć. Nie dość, że nasz syn  ciężko pracuję, to jeszcze miałby nas wozić w wigilię.

                Na szybę padała mżawka. Stare pióra wycieraczek z trudem usuwały wodę, pozostawiając smugi, w miejscach gdzie guma była wystrzępiona.

                - Też chciałbym już u nich być. Ale ten deszcz zamarza na asfalcie, a my mamy stare opony.

                - Trzeba było kupić nowe.

                - Pewnie, że trzeba było. Tylko za co? Ledwo nam starcza na lekarstwa. A nowy komplet kosztuje więcej niż to auto jest warte.

                Na szybie zaczęła od wewnątrz osadzać się mgiełka. Kierowca przesunął do oporu dźwigienkę nawiewu powietrza. Rozległ się głośny szum dmuchawy.

                - Zimno. – poskarżyła się kobieta. – Musisz nastawiać taki mocny nawiew kiedy ogrzewanie nie działa?

                - Muszę coś widzieć.

                - Powinniśmy sobie sprawić nowe auto.

                - Powinniśmy. Tylko za co? W tym miesiącu wszystko poszło na prezenty.

                - Przynajmniej dzieci się ucieszą.

                - Pewnie, że się ucieszą. Ale my znowu jesteśmy na debecie.

                - Święta są raz do roku.

                - Wiem. Przecież nie narzekam. Krzyś się ucieszy z klocków lego. Tylko, że w tej sytuacji nie ma co marzyć o wymianie auta.

                - A gdyby tak wziąć kredyt?

                - W naszym wieku żaden bank nam nie da kredytu bez zabezpieczenia. Dzieci musiałyby dać poręczenie. A przecież dosyć maja zmartwień ze swoimi kredytami, żeby im jeszcze dokładać naszych.

                - Może byśmy kupili przynajmniej jakieś używane?

                - Na tym trzeba się znać. Kupisz coś, a za chwilę się okaże, ze trzeba wydać masę pieniędzy na jakąś naprawę. Już wolę to, bo przynajmniej wiemy co mu dolega.

                - Wiesz co? W gruncie rzeczy żal by mi było się go pozbywać. Tyle lat nam wiernie służyło. Ile to już? Dziewiętnaście? Dwadzieścia?

                - Dwadzieścia jeden. Przykro byłoby oddawać go na złom.

                - A pamiętasz jak się cieszyliśmy kiedyśmy go odbierali z salonu? Do dziś czuję ten zapach nowego auta.

                - A później pojechaliśmy z Andrzejkiem do Bułgarii. Dzielnie sobie radziło po drodze w tych rumuńskich Karpatach. 

                - Piękne były czasy. Auto było nowe, a my młodsi.

                Na niebie, wprost przed maską auta pojawiła się pierwsza gwiazdka. Starszy pan prowadził samochód widząc ją pośrodku przedniej szyby. Nagle auto wpadło w poślizg na oblodzonej jezdni. Gwiazda przesunęła się w bok, później,  gdy kierowca odbił kierownicą, powróciła na środek szyby, a po chwili zniknęła za bocznym słupkiem po przeciwnej stronie.  Zapadła cisza.

                Ze starym autem zaczęło się dziać coś dziwnego. Z błotników zniknęły plamy rdzy, a całą karoserię pokrył błyszczący, błękitny lakier. Sylwetka wozu obniżyła się, maska wydłużyła, z tyłu pojawiły się dwie niklowane rury wydechowe, a z przodu, pomiędzy reflektorami o śmiałym kształcie zalśnił elegancki wlot powietrza. Zniknął gdzieś dach i stary, sfatygowany sedan   zamienił się w sportowy, dwuosobowy kabriolet.  Podobnej przemianie uległa para pasażerów. Włosy kobiety nie były już siwiejące lecz czarne, błyszczące i długie.  Z jej twarzy zniknęły zmarszczki, a oczy rozbłysły blaskiem. Nie miała już na sobie podniszczonego płaszcza lecz elegancki kostium.  Kierujący autem mężczyzna wyprostował się, jego ramiona na nowo nabrały mocy, a twarz wygładziła się. Oboje spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się szeroko ukazując zdrowe, białe zęby.

                Kobieta pochyliła się i oparła głowę o ramię mężczyzny. On zdecydowanym ruchem wrzucił bieg. Sześciocylindrowy silnik kabrioletu wydal miły dla ucha, drapieżny pomruk i auto pomknęło przed siebie wprost ku pierwszej gwiazdce, która nagle zalśniła jak śródziemnomorskie, letnie słońce.