wtorek, 14 kwietnia 2020

Feralny Kaziu


Feralny Kaziu
            Pasażerowie oczekujący na  rejs 422 zgromadzili się w pobliżu bramki numer 16.  Wszystkie niewygodne lotniskowe foteliki były zajęte. Większość osób czytała, jedni aby jakoś przeczekać przymusową bezczynność, a inni aby ukryć zdenerwowanie przed lotem. Dawała się zauważyć różnica pokoleniowa. Starsi przeważnie czytali papierowe czasopisma lub książki, a młodsi wpatrywali się w ekrany smartfonów. Rozległ się gong i z głośników rozbrzmiał komunikat.
            - Szanowni państwo. Nasz samolot w dzisiejszym rejsie jest w stu procentach wypełniony. Dla państwa wygody prosimy o przekazanie większych sztuk bagażu podręcznego obsłudze bramki. Bagaż zostanie państwu zwrócony w porcie przeznaczenia.
            Chętnych do rozstania się z bagażem było jednak niewielu. Każdy liczył, że jakoś go upchnie w kabinie. Mimo, że do odlotu było jeszcze wiele czasu, co bardziej nerwowi zaczęli wstawać z miejsc i formować kolejkę przy wciąż zamkniętym wyjściu. Na fotelach ustawionych w rzędzie przy szybie oddzielającej terminal od płyty lotniska siedziało dwu mężczyzn. Każdy z nich miał  około czterdziestu lat ale wkładali sporo wysiłku w to, aby na tyle nie wyglądać. Ubrani byli w modne, raczej młodzieżowe ciuchy i posługiwali się najnowszymi modelami smartfonów.
            -Ciekawe czy odlecimy o czasie. – zagadnął jeden z nich.
            - Z liniami lotniczymi nigdy nie wiadomo. – odparł drugi. – W każdym razie jest szansa, bo samolot już czeka przy rękawie. – wskazał dłonią za szybę.
            Istotnie, przy rękawie kończącym pomost prowadzący od bramki cumował już odrzutowiec. Widać było otwarty luk bagażowy. Obsługa lotniska przekładała walizki z wózka na samobieżną taśmę kończącą się wewnątrz kadłuba.
            - „Kazimierz Wielki” – jeden z mężczyzn odczytał nazwę samolotu wypisaną w pobliżu kokpitu.
            - Co takiego? – nie zrozumiał drugi.
            - Samolot tak się nazywa. Odczytałem nazwę.
            - A, jasne. Zobaczymy co o nim można znaleźć w internecie.
            Przez chwilę manipulował przy smartfonie.
            - Ta maszyna ma już dwadzieścia sześć lat. – oświadczył po chwili.
            Przez dłuższą czas przesuwał palcem po ekranie poszukując dalszych informacji.
            - Ciekawe… - powiedział po chwili dziwnym głosem. – Wiesz, że pracownicy linii lotniczych nazywają go „Feralny Kaziu” Piszą tu, że piloci nie chcą nim latać. Kombinują, starają się zamienić z kimś innym, biorą urlopy albo w ostateczności idą na zwolnienia lekarskie.
            - Dlaczego?
            - Bo w tym samolocie często dzieją się złe rzeczy. Już w trakcie jego pierwszego rejsu na pokładzie zmarł pasażer. To się niestety czasem zdarza. Zmiany ciśnienia, stres związany z lotem, więc jeśli ktoś ma słabsze serce to tak bywa. Ale musiało od razu trafić na „Feralnego Kazia”. Później ten samolot często miewał problemy techniczne. Raz zadymiło całą kabinę. Jakieś zwarcie w instalacji czy coś.  Piloci musieli  wkrótce po starcie wracać na lotnisko. A to nie takie proste, bo najpierw trzeba zrzucić paliwo, gdyż lądowanie ze zbyt dużym obciążeniem jest niebezpieczne. Więc krążyli pozbywając się tego paliwa, a dym gęstniał. Innym razem nawaliły odwracacze ciągu. Nie chciały się otworzyć po lądowaniu i w rezultacie samolot wyleciał z pasa. Nie starczyło miejsca aby wyhamować. Nic wielkiego się nie stało bo na szczęście pas był długi, a na jego końcu nie było żadnych przeszkód tylko trawa, ale „Kaziu” się w tej trawie zarył i uszkodził podwozie.
            Drugi z mężczyzn również zaczął nerwowo przeszukiwać internet na smartfonie.
            - Faktycznie. – przyznał po chwili. – Do tego piszą, że ten samolot ma pecha do pogody. Pewnego razu wpadł w taką turbulencję, że mało się nie rozleciał, a kilku pasażerów zostało poturbowanych. I to pomimo tego, że prognozy nie zapowiadały takich komplikacji, a inne samoloty w tym dniu latały bez żadnych problemów. Innym razem oblodziło mu skrzydła i piloci z trudem lądowali awaryjnie.
            - Cholera. Nie wygląda to dobrze.
            - I jeszcze piszą, że te wszystkie najgorsze przypadki zdarzały się zawsze w tym samym dniu roku. W rocznicę śmierci króla Kazimierz Wielkiego. Dwudziestego ósmego kwietnia.
            - Rany, dzisiaj jest dwudziestego ósmego kwietnia.
            Obaj mężczyźni obrócili się i spojrzeli przez szybę na stojący na płycie lotniska odrzutowiec.
            Siedząca obok nich i przysłuchująca się rozmowie kobieta wstała i szarpnęła za ramię towarzyszącego jej mężczyznę,
            - Stefan, rusz się. Idziemy.
            Pociągnęła męża w kierunku lady stojącej przy wejściu do rękawa, przy której właśnie pojawiły się pracownice linii lotniczej.
            - Proszę pani, chcemy przebukować lot. – kobieta zwróciła się do ubranej w uniform hostessy tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Polecimy po południu albo jutro. Byle nie tym samolotem.
            Chwilę później jeden z dwu mężczyzn, którzy odkryli w internecie złą sławę, jaką cieszy się samolot,  powiedział:
            - Mówiłem ci, że jeśli dostałeś niewygodne miejsce w środkowym rzędzie to jeszcze nic straconego. Ta baba miała kartę pokładową na wierzchu i zauważyłem, że ma miejsce przy oknie. Skoro się zwolniło to poprosimy obsługę o zmianę twojego fotela.
            - Czy Kazimierz Wielki naprawdę umarł dwudziestego ósmego kwietnia?
            - Nie mam pojęcia. Wymyśliłem to na poczekaniu dla lepszego efektu.