poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Ostatni dzień wakacji

 

Ostatni dzień wakacji

                Morze uspakajało się po nocnym sztormie. Intensywny wiatr ucichł krótko przed świtem, a wywołana przez niego fala stopniowo zanikała. Wciąż jeszcze półmetrowe grzywacze załamywały się z szumem na płyciźnie w pobliżu plaży ale nie był to już żywioł, którego siła nocą mogła budzić przerażenie.

                Witek wybrał się na plażę wczesnym rankiem z zamiarem poszukiwania bursztynów zabranych przez sztorm z głębin morskich i wyrzuconych na brzeg. Zdawał sobie sprawę, że najcenniejsze okazy zostały już zapewne wyzbierane przez zawodowych poszukiwaczy, którzy wybrali się na łowy jeszcze przed świtem, ale liczył, mimo wszystko dla niego coś jeszcze zostało. Zwłaszcza, że nie do końca uspokojone morze uzupełniało dostawy na bieżąco.

                Szedł brzegiem na wschód, naprzeciw słońca, które wychyliło się sponad wydm ale świeciło jeszcze pod niskim kątem.   Początkowo brodził do pół łydki w przybrzeżnej płyciźnie.  Promienie słońca przenikały  przez płytką wodę oświetlając piaszczyste dno. Woda działała jak soczewka powiększając poszczególne ziarenka i kamyki tworzące złocisto-brązową mozaikę nakrapianą białymi muszelkami i ciemniejszymi drobinami krzemieni. Pośród tego dawało się gdzieniegdzie wypatrzeć grudki bursztynu. Co prawda na dnie widać też było podobne brązowe kamyki a także, na szczęście rzadko, fragmenty potłuczonego brązowego szkła od butelek. Wzbudzały one chwilową, złudną nadzieję ale wątpliwości znikały gdy dało się dostrzec prawdziwy bursztyn. Jego charakterystycznego pobłysku w penetrujących wodę promieniach słońca nie można było z niczym pomylić. Dostrzec grudkę bursztynu to jedno, a wyłowić ją to drugie. Przeszkadzały w tym fale, przewalające się przez płyciznę, we w miarę równych, kilkunastosekundowych odstępach. Po przejściu fali potrzeba było kilku sekund aby opadł na dno wzburzony przez nią pył. Dopiero wtedy można było wypatrywać bursztynu. Ale nawet jeśli udało się jakiś kawałek wypatrzeć, to pozostawało bardzo niewiele czasu zanim kolejna fala ponownie zamąciła obraz i przemieściła znalezisko w inne miejsce.

                Witek po kilku nieudanych próbach pogoni za porywanymi przez fale bursztynkami doszedł do wniosku, ze taka metoda nie jest skuteczna.  Skupił się na tym, co fale wyrzuciły już na brzeg. Na krawędzi zmoczonego przez fale piasku leżały miejscami małe bursztyny skupiające promienie słońca i wyraźnie odróżniające się tym od innych rzeczy wyrzuconych na plażę przez sztorm.  Jednak szybko stwierdził, że najlepsze szanse  daje przeszukiwanie leżących na granicy piasku i wody kępek wodorostów. Pośród nich zdarzały się zaplątane w brunatne kłącza większe okazy.  Wyraźnie dawały o sobie znać  odbitym blaskiem słońca. Witek zrozumiał co czuli poszukiwacze podczas gorączki złota. Widok złocistego rozbłysku uwikłanego w plątaninie morszczynu powodował u niego przyspieszone bicie serca. Coś podobnego czuje grzybiarz na widok okazałego, zdrowego prawdziwka wypatrzonego pośród runa leśnego. Jego kieszenie stopniowo wypełniały się grudkami bursztynu. Właśnie dostrzegł kolejny słoneczny rozbłysk pośród wodorostów. Od razu pochylił się pełen emocji aby stwierdzić jak duży to okaz.   W ogóle nie patrzył wokoło. Dlatego poczuł zaskoczenie, kiedy na przeszukiwaną przez niego kępkę morszczynu  padł cień czyjejś sylwetki.  Wyprostował się i podniósł wzrok z zamiarem odpędzenia konkurencji. Chciał stanowczo oświadczyć, że to jego znalezisko, ale kiedy spojrzał na osobę rzucającą cień  dostrzegł dwa bursztyny. Taki kolor miały oczy dziewczyny stojącej naprzeciw niego. Wokół jej głowy lekki wiatr od morza rozwiewał ciemnoblond włosy, pojaśniałe na końcach od słońca i morskiej wody. Była smukła i delikatna, wyglądała mniej więcej na jego rówieśniczkę. Determinacja do walki o wypatrzony bursztyn od razu w nim zmalała.

                - Cześć! – powiedział. – O mało się nie zderzyliśmy. Szukam bursztynu i tak się zapatrzyłem w piasek, że byłbym na ciebie wpadł.

                - Ja też szukam bursztynu. – odpowiedziała. – Ale wygląda na to, że to koniec naszych poszukiwań. Skoro nadeszliśmy z dwu stron, to nie ma sensu iść dalej bo każde z nas wyzbierało już wszystko na swojej trasie.

                - I jak ci poszło? – zapytał Witek.

                Dziewczyna rozwinęła małe zawiniątko z chusteczki trzymanej w dłoni. Miała tam kilka bryłek, w różnych kolorach od jasnożółtego, poprzez miodowy, do niemal czarnego.

                - Fajne. –pochwalił Witek. – Pewnie już zrobiłaś focię i zamieściłaś na Istagramie.

                - Nie zbieram tego aby się chwalić. Zbieram dla taty. Nie mógł przyjechać nad morze ze mną i z mamą bo musi kończyć pilny projekt. Chciałabym przywieźć mu jakąś pamiątkę z wakacji ale nie będę przecież kupować  chińszczyzny, której pełno na straganach. Przyszło mi na myśl, że jeśli znajdę ładne bursztyny, to tata będzie wiedział, że myślałam o nim, a nie że tylko odwaliłam za parę złotych byle zakup.

                Witkowi spodobała się jej szczerość.

                - Wyjątkowa jesteś. – powiedział. – Większość moich koleżanek za nic by się nie przyznała, że  ciepło myśli o rodzicach. Standard to narzekanie na dziadersów.  A jeśli już zbierałyby bursztyny to tylko dla lansu w sieci.

                - Ty też jesteś wyjątkowy. – odpowiedziała dziewczyna. – Większość moich kolegów o tej porze odsypia wczorajszą imprezę.

                - Mam podobne motywacje jak ty. – przyznał. – Zbieram bursztyny da mamy. Bo taty zasadniczo nie mam. To znaczy mam, jak każdy, ale on się jakiś czas temu od nas wyprowadził, bo jak stwierdził, chce rozpocząć życie na nowo. Mama lubi bursztyny, ale wiem, że nigdy ich sobie nie kupi, bo za każde pieniądze w pierwszej kolejności chciałaby kupić coś dla mnie. Więc pomyślałem, że nazbieram jej bursztynów na bransoletkę. A przy okazji, mam na imię Witek.

                - Julka. – przedstawiła się dziewczyna.

                Oboje byli zaskoczeni przebiegiem tego spotkania. Ujrzeli się po raz pierwszy w życiu dopiero kilka minut temu, a mówili o sobie tak szczerze, nie udając celebrytów i nie ukrywając ciepłych uczuć łączących ich z rodzicami.   W takich okolicznościach mówi się, że coś zaiskrzyło. Przez chwilę zamilkli uśmiechając się do siebie.

                - Skoro mamy podobne motywacje i plany to może połączymy siły? – zaproponował Witek. – Wybierzmy się jutro razem na poszukiwanie bursztynu. Nie będzie problemu z podziałem łupów. Jak rozumiem, ty potrzebujesz dla taty dużych, efektownych okazów, a ja dla mamy na bransoletkę szukam raczej kawałków w średnim, zbliżonym do siebie rozmiarze.

                - OK. Mnie z kolei ta całkiem małe mogą się przydać jako prezent dla taty na nalewkę. To co, jutro o tej samej porze?

                - Jasne, cieszę się. Spotkajmy się przy wejściu na plażę numer 38. Taka techniczna uwaga – dzisiaj spostrzegłem, że  najlepiej iść pod słońce, bo wtedy bursztynu pięknie świecą w jego promieniach.  Więc jeśli ruszymy od tego wejścia na wschód to będzie w sam raz.      

***

                Tydzień później Julka i Witek siedzieli na plaży w miejscu gdzie się po raz pierwszy spotkali patrząc na zachód słońca.  Oboje byli nieco smutni, bo był to ostatni dzień ich wakacji.

                - Tutaj się zaczęła nasza znajomość. – przypomniała Julka. – Nie przypuszczałam wtedy, że będzie z tego coś więcej niż tylko wspólne zbieranie bursztynu. Pomógł trochę przypadek. Kiedy umawialiśmy się na następny dzień na poszukiwania nie przypuszczałam, że już tego samego dnia wpadniemy na siebie na plaży. A później już tak jakoś samo od siebie poszło dalej. 

                - Muszę się przyznać, że to nie do końca był przypadek. – powiedział Witek z lekkim zażenowaniem. – Nie chcę cię okłamywać. Tego dnia przeszedłem tam i z powrotem kilka kilometrów plażą licząc, że cię spotkam.  Udałem, że to było przypadkowe spotkanie. Chociaż z drugiej strony  jakiś element przypadku w tym był. Gdybyś leżała zakopana w jakimś grajdołku za parawanem, to bym cię nie znalazł. Na szczęście akurat wyszłaś do morza. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to drobne kłamstwo.

                -  Cóż, twoje wyznanie odbiera początkowi naszej znajomości nieco romantyzmu. Wygląda na to, że to nie los nas sobie przeznaczył.  Ale z drugiej strony to też nie do końca źle. Dla dziewczyny ma też znaczenie to, że facet się stara, a nie tylko liczy na szczęśliwy traf. Zresztą wszystko jedno, czy ten nasz wspólny tydzień zawdzięczamy losowi czy twoim staraniom. Niestety, to ostatni dzień.  Dziękuję ci za ten tydzień. Nigdy nie miałam tak fajnych wakacji.

                - Mówisz tak, jakbyśmy się żegnali za zawsze. Przecież to nie pogrzeb. Wakacje się kończą ale życie idzie dalej. Nie chcę aby to była tylko wakacyjna znajomość, fascynacja o której jesienią zapomnimy.

                - Ja cię nigdy nie zapomnę. – powiedziała Julka. – Ale boję się, że po jakimś czasie zostaną nam tylko wspomnienia. Ja studiuję we Wrocławiu, ty w Lublinie. Trudno utrzymać związek na taką odległość.

                - Nie mów tak – zaoponował Witek. – Przecież mamy XXI wiek. Są telefony, media społecznościowe. Będziemy w kontakcie, będziemy się odwiedzać.

                - Ile razy nam się to uda? Raz na kwartał, może raz na miesiąc?  Znajomość przez komputer nie wystarczy.   Niestety, miłość to również biochemia. Nie wiedząc o tym wydzielamy feromony, które tej drugiej osobie mówią, że jest dla nas atrakcyjna. Ta druga osoba odbiera nieświadomie te sygnały i wysyła w zamian swoje. To umacnia bliskość i uczucia. Niestety przez internet to nie działa. Możemy teraz obiecać sobie, że postaramy się dbać o to, co się tutaj pomiędzy nami zrodziło, że pozostaniemy sobie wierni. Ale rozumiem, że jeśli nie będziesz w stanie dotrzymać tej obietnicy, to nie będę mogła mieć o to do ciebie żalu. Po prostu znajdzie się obok ciebie inna dziewczyna, będziecie wspólnie czymś się zajmować, poczujecie do siebie sympatię i zapomnisz o związku na odległość.

                - Nie stanie się tak. – zapewnił Witek. – Będziemy  w kontakcie. Postaram się przeprowadzić bliżej ciebie. Chcesz tego?

                - Bardzo chcę. Ale boję się, że to się nie uda. Teraz chcę cię tylko potrzymać za rękę i chcę aby ten dzień nigdy się nie skończył. – po jej policzku spłynęła łza.

                - Ja też pragnę aby ten dzień zawsze trwał.

                Zamilkli trzymając się za ręce. Oboje wpatrywali się w czerwoną tarczę słońca opadająca w kierunku morza. Odbicia promieni słonecznych migotały na rozkołysanej powierzchni wody. Słońce opadało z początku wolno. Zbliżając  się do linii styku morza  i nieba  przyspieszyło. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Słońce zamiast  zniknąć za linią horyzontu odbiło się od niej jak piłka i ruszyło w górę. Ostatni dzień wakacji trwał.