poniedziałek, 17 lipca 2017

Wierna Marija

Mamy lipiec więc pora na kolejne opowiadanie bałkańskie.



WIERNA MARIJA
Lidia ciężko przeżyła rozstanie mimo, że przechodziła przez coś podobnego już poprzednio.  Po raz trzeci w życiu zdecydowała się zakończyć związek, który z początku wydawał się idealny. Niestety, facet który sprawiał wrażenie rozumiejącego kobiety, przy bliższym poznaniu okazał się typowym męskim egoistą, dla którego dziewczyna stanowi luksusowy dodatek do samochodu, potrzebny głównie po to, aby można było szpanować przed kumplami. Przez kilka dni po zerwaniu czekała na telefon od niego, pełna obawy, że jeśli zadzwoni, to ona nie znajdzie w sobie dość siły aby odmówić dania mu jeszcze jednej szansy. Kiedy ostatecznie nabrała wewnętrznego przekonania, że jej decyzja była słuszna postanowiła samotnie wyjechać na wakacje aby łatwiej zapomnieć i zamknąć ten etap życia. W obecnym stanie ducha nie kusiły jej modne kurorty rozbrzmiewające do rana dyskotekową muzyką. Wybrała dalmatyńską wysepkę, na której nie było lotniska, a jedyną możliwość  komunikacji z lądem oferowały kursujące z rzadka promy. Po przybyciu na miejsce stwierdziła, że wybór był słuszny. Turystów było niezbyt wielu, rytm życia wyznaczały nie godziny otwarcia nocnych klubów lecz fale morskie z wolna rozbijające się o brzeg. Nad całą wysepką unosiła się aura spokoju z dodatkiem nieokreślonej nostalgii.
Pewnego wieczoru, przed zachodem słońca stała na żwirowej plaży położonej niedaleko portu. Morze było spokojne, ciszę przerywały jedynie okrzyki mew.
- Czy zna pani legendę związaną z tym kamieniem? – usłyszała nagle pytanie.
Obróciła się i spostrzegła młodego mężczyznę. Miał miły uśmiech, smukłą lecz muskularną sylwetkę i jasne, wesołe oczy. Dla niej było jednak jeszcze za wcześnie na zawieranie nowych, wakacyjnych znajomości.
- Nie prosiłam o przewodnika. – powiedziała oschle.
Oczy chłopaka posmutniały, ale uśmiech nie zniknął mu z twarzy.
- Nie jestem przewodnikiem. – powiedział. – Po prostu mieszkam na tej wyspie i chciałbym aby nasi goście przyjemnie wspominali spędzone tu wakacje.
Miał miły głos. Lidia doszła do wniosku, że potraktowała go zbyt surowo. W końcu rozmowa z sympatycznym, lokalnym patriotą to nic złego.
- Przepraszam, byłam zamyślona kiedy się pan odezwał. – powiedziała. – Nie znam tej legendy. Proszę, niech mi pan ją opowie.
Dopiero teraz spojrzała na duży, płaski głaz leżący na skraju plaży, którego dotyczyło pytanie.
- Kiedyś w tym domku mieszkała para młodych ludzi – mężczyzna wskazał na kamienną chatkę krytą spłowiałą dachówką stojącą niedaleko brzegu. – Oboje pochodzili z naszej wyspy, pokochali się za młodu i pobrali. Mówiono, że nie było tu nigdy szczęśliwszej pary. On miał na imię Luka, był rybakiem i codziennie z tej plaży wypływał na połów. Ona nazywała się Marija i każdego dnia o zachodzie czekała na niego siedząc właśnie na tym kamieniu.  Niestety, ich szczęście nie trwało długo. Któregoś dnia nad morzem przeszła gwałtowna burza. Luka tego wieczora nie powrócił. Inni rybacy po pewnym czasie znaleźli szczątki jego łodzi w pobliżu skał, na które rzuciła go nawałnica. Marija nigdy nie uwierzyła, że jej mąż zginął. Mimo że była bardzo piękna i wszyscy kawalerowi z wyspy marzyli o niej, nigdy już się z nikim nie związała. Aż do śmierci codziennie o zachodzie słońca wychodziła na ten kamień i wypatrywała łodzi Luki. Zmarła jako blisko stuletnia staruszka nie tak dawno temu. Ponieważ nie miała potomstwa ten domek przeszedł na własność gminy. Mieszkańcy postanowili, że pozostanie on bez zmian, tak jak zostawiła go Marija. Ona już za życia stała się legendą. Ludzie zaczęli wierzyć, że któregoś dnia Luka powróci, a Marija będzie wypatrywała go na tym kamieniu, młoda i piękna jak niegdyś. Dlatego ten domek na nich czeka.
Chłopak zakończył opowieść i  zapatrzył się w zachodzące nad morzem słońce. Lidia czuła, że jest wzruszony historią, jaką jej opowiedział. Wydawało jej się, że jego oczy zwilgotniały.
- Przepraszam, że ośmieliłem się panią zagadnąć. – powiedział. – Ale to dlatego, że jest pani bardzo podobna do Mariji, którą widziałem na zdjęciu z młodości. Naprawdę.
Zastanawiała się  co nastąpi teraz. Czy zaproponuje wspólne zwiedzanie wyspy kolejnego dnia? A może od razu zaprosi ją na wino do pobliskiej kafejki? Jednak mężczyzna powiedział tylko:
- Jeszcze raz przepraszam, że przeszkodziłem w podziwianiu zachodu słońca. Mam nadzieję, że przynajmniej ta legenda się pani spodobała.
Zanim zdążyła podziękować i powiedzieć, że opowieść ją wzruszyła, chłopak ukłonił się i oddalił.
- Jak łatwo skrzywdzić kogoś pochopną oceną. – pomyślała.- Wzięłam go za pospolitego, wczasowego podrywacza, a okazał się wrażliwym, miłym człowiekiem.
Legenda, mimo że w zasadzie smutna, w jakiś dziwny sposób poprawiła jej nastrój. Kiedy się nad tym zastanowiła zrozumiała przyczynę. Historia Mariji dowodziła, że miłość i wierność aż po grób  jednak się zdarza.  Opowieść zapadła Lidii w pamięć. Następnego dnia jakiś wewnętrzny głos nakazał jej przyjść ponownie w to miejsce i o zachodzie usiąść na kamieniu Mariji. Patrząc na słońce znikające za horyzontem zastanawiała się co  myślała tamta kobieta przychodząc tu każdego dnia. Czy naprawdę wierzyła, że jej mąż kiedyś powróci? Czy może chciała tylko zademonstrować pamięć o nim?
Lidia spostrzegła, że od strony zachodzącego słońca w kierunku plaży zbliża się żaglowa łódź. Początkowo, patrząc pod światło, trudno było dostrzec szczegóły. Łódka zmierzała wprost do kamienia. Kiedy się zbliżyła Linda zauważyła, że żagiel jest spłowiały, a kadłub sfatygowany jakby pochodził sprzed wieku. Łódź przybiła do plaży. Z pokładu, trzymając w dłoni linę cumowniczą, zeskoczył młody mężczyzna. Ubrany był w staromodną, płócienną szatę. Miał długie, czarne włosy i ogorzałą od słońca twarz. Podniósł wzrok i spojrzał na Lidię. Jego oczy rozbłysły.
- Marija! – wyszeptał. – Czekałaś. Jak miło znów cię widzieć.
Serce Lidii załopotało jak spłoszony ptak. Chciała powiedzieć, że nie jest Mariją, że tylko ją z wyglądu przypomina. Jednak w przepełnionych miłością oczach mężczyzny widziała taką radość, że nie miała sumienia aby wyprowadzić go z błędu. Rybak przymocował linę do kamienia, a następnie wziął Lidię na ręce, jakby była lekka niczym piórko. Poniósł ją w kierunku starego domku stojącego nieopodal plaży. Lidia poddała się przeznaczeniu. Gdzieś w tyle głowy rozsądek mówił jej, że to nieporozumienie, że to nie może dziać się naprawdę. Jednak silniejszy był głos serca, który kazał jej wierzyć, że oto mężczyzna, na którego czekała tyle lat, właśnie powrócił z morza.
xxx
Kafejka znajdowała się daleko od plaży i turyści tu nie trafiali. Na domu, w którym się mieściła nie było nawet szyldu ale miejscowi, nawet bez tego, wiedzieli, że za budynkiem w  ogródku ocienionym przez stare figowe drzewka, podają prawdziwą, mocną rakiję i smaczne, miejscowe wino.
Przy jednym ze stolików siedziało dwu młodych mężczyzn. Jeden z nich był tym, który opowiedział Lidii legendę, a drugi tym , który przypłynął do plaży starą łódką. Byli braćmi i nosili imiona Ante oraz Petar.  Stuknęli się kieliszkami.
- Każda laska nabiera się na ten bajer. – powiedział Ante.
- A wiesz co jest w tym najlepsze? – zapytał Petar. – To, że to one mają wyrzuty sumienia. Ta ostatnia rano zbierała się w sobie przez pół godziny zanim ze łzami w oczach wyznała mi, że nie jest Mariją. Bała się, że nie zniosę tej wieści.
- Dobrze, że nie sprzedaliśmy tego domku i łodzi po dziadkach. – stwierdził Ante. – A następnym razem zgodnie z umową zmiana. Ty opowiadasz legendę, a ja wracam z morza.